Kiedy nie wiadomo, od czego zacząć, to najlepiej od pogody. Oczywiście nie będę rozwodzić się o pogodzie za oknem, ale nie wiedziałam jak zacząć.
Jako że to koniec, chciałabym dodać coś od siebie i będzie mi miło, jeśli zechcecie przeczytać jeszcze posłowie, nawet jeśli jest trochę przydługie i dmie sentymentem. Musicie mi to wybaczyć.
Oto jestem, w tym właśnie miejscu, krótko po zakończeniu Różowej koszuli. Chyba wciąż nie wierzę, że tego dokonałam i udało mi się skończyć ten tekst. Jest radość, że dotrwało się do końca, a jednak pozostaje smutek, że trzeba się z tą historią rozstać. Nie wiem, czego w tym przypadku jest więcej; chyba satysfakcji, że mimo wszystko mi się udało. Jeśli ktoś myślał, że tego nie dokonam, to przykro mi, ale zadarł z nieodpowiednią szwamką! Podobno cierpliwości mi nie brakuje, jak widać potrafię też wykrzesać z siebie zapał, ale to chyba jednak wytrwałość sprawiła, że dotarłam do końca.
Pięć lat, a w zasadzie pięć i pół roku, minęło od momentu opublikowania prologu aż do epilogu. To naprawdę bardzo długo. Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy prolog pojawił się wczesną wiosną 2012 roku, wtedy jeszcze na Onecie, trochę wcześniej na moim prywatnym blogu pojawił się pierwszy fragment (trochę wyrwany z kontekstu fragment o oczach Konrada podobnych do dwóch jezior ukrytych w lesie), a jakieś zalążki pomysłu, który dopiero później przekształcił się w Różową, powstawały jakoś w 2010. To naprawdę bardzo długo, prawda? Nie będzie więc dziwiło, jeśli powiem, że Różowa koszula jest dla mnie opowiadaniem szczególnym, wyjątkowym i bardzo osobistym. Przez lata wszystko ewoluowało. Pamiętacie teledysk Leony Lewis do piosenki Better In Time? Koń i pałac są dość oczywiste, a tak się złożyło, że kilkanaście lat temu byłam w pałacu w Pożarowie, który mógł posłużyć za wdzięczną lokalizację. A kojarzycie Trylogię husycką Sapkowskiego? Cóż, Reynevan był inspiracją do stworzenia Konrada. Kto by pomyślał, że miał mieć na początku na imię Emil, bo usłyszałam to imię w BrzudUli. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam skąd wzięło się imię Konrad, natomiast Hanka była początkowo Anką. Skoro poruszyłam temat inspiracji, to jak zwykle najlepsze czerpie się z życia. Remont dworca we Wronkach naprawdę się odbył, budynek był nieczynny przez rok i pamiętam te dni, kiedy przy minus dwudziestu stopniach stałam na peronie, czekając na pociąg do Poznania. Frida była zainspirowana srokaczem, którego naprawdę spotkałam w Pożarowie, jej imię zapożyczyłam od Fridy Gustavsson, która „pozowała” jako Hanka we większości szablonów. Pałac w Pożarowie, jak wiecie, istnieje naprawdę, jest teraz w prywatnych rękach, ale trudno znaleźć informacje, co teraz tam się dzieje. Lokalizacje, gdzie mieszkają bohaterowie są prawdziwe, dom Czyżewskich (prawie) widzę z okna swojego starego pokoju. Tatuaż Konrada z sikorką jest tym, który sama chciałabym sobie zrobić; na przedramieniu, tam, gdzie ma wytatuowaną podkowę, chciałabym wytatuować gwiazdkę. Kowal jest weganinem dlatego, że chciałam pokreślić jego dziwność; cóż, chociaż bardzo nie lubię tego określania, dla uproszczenia mogę powiedzieć, że teraz jestem weganką. I coś, co może Wam się nie spodobać: Czarek był inspirowany prawdziwą osobą. Nigdy jednak nie doszły mnie słuchy, aby uderzył swoją dziewczynę, ale bardzo możliwe, że kiedyś to zrobił.
Czy o czymś wiedzieliście?
A co ze mną? Co z Marceliną, co ze szwamką, która zaczynała jako Ninówa? Wbrew pozorom to całkiem istotne, jeśli chodzi o to opowiadanie, bo kiedy zaczynałam pisać Różową koszulę, byłam studentką, mieszkałam z tatą i tak naprawdę wiedziałam bardzo niewiele o życiu. Jasne, miałam mnóstwo różnego rodzaju doświadczeń, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że byłam po prostu gówniarą. Później, przed rozpoczęciem ostatniego roku studiów, przeniosłam się już na stałe do Poznania, po magisterce od razu zaczęłam pracować i wtedy zaczął się kryzys, który trwał przez dwa lata (nie oszukujmy się, ten jeden rozdział opublikowany w połowie, niczego nie zmienia, bo był jeden, a przerwa tak naprawdę była dwuletnia). Teraz, kiedy to piszę, siedzę w moim starym pokoju, który już dawno nie wygląda tak jak kiedyś, a ja jestem tutaj tylko gościem, który przyleciał na święta do rodziny, do Wronek. Rok temu, po długich dziewięciu miesiącach mieszkania bez mojego chłopaka, opuściłam poznański Łazarz i przeprowadziłam się do Edynburga, gdzie musiałam odnaleźć się w życiu na nowo (żeby było jasne – nadal jestem z tym samym facetem, a przeprowadzka wzięła się stąd, że mój doktor nauk jest pracownikiem naukowym na Uniwersytecie Edynburskim). Najwidoczniej przeprowadzka do Szkocji w jakiś sposób pomogła w powrocie do pisania, z czego niesamowicie się cieszę (może brak własnego komputera pomógł bardziej, bo jak nie ma na czym pisać, to aż chce się pisać, prawda?). Poza tym życiowo jestem w zupełnie innym miejscu, niż byłam pięć lat temu. Zabrzmi to bardzo patetycznie, a jak wiecie (lub nie) ja bardzo patosu nie lubię, jednak przez te pięć lat, a szczególnie przez ostatnie trzy, sama musiałam przejść długą drogę. Cały czas nią podążam, wiem, że przede mną jeszcze wiele do zrobienia, do przeżycia, do nauczenia się. Mając dwadzieścia osiem lat zdaję sobie sprawę lepiej, że nic nie wiem o życiu, niż mając dwadzieścia trzy. Zaczynając pisać, byłam w wieku Hanki, teraz jestem starsza od Konrada w opowiadaniu – mogę patrzeć na nich jak na dzieciaki.
Być może ze względu na to, że planowałam Różową koszulę tak długo, od samego początku była dla mnie czymś szczególnym. Teraz dochodzi coś jeszcze. Znacie to uczucie, kiedy opowiadanie się mści? Kiedy sytuacje, w których znaleźli się bohaterowie, później przytrafią się naprawdę? Dobrze, wiem, może nie ma takiej skali jak w opowiadaniach, bo nie ma takich dramatów, ale Konrad Czyżewski zapewne śmieje się do teraz, widząc, jak podobnych wyborów sama musiałam dokonywać. Swoją drogą ja już dawno przestałam się oszukiwać i wiem, że Różowa koszula to opowiadanie o Konradzie. I niestety, jak bardzo mocno nie lubiłabym Hanki, to i tak stwierdzam, że ona mogłaby być tutaj postacią poboczną, sorki, Hanka. I, tak, wiem, ona też musiała przejść swoją drogę, ale nie czuję z nią aż takiej więzi jak z Czyżewskim. Proszę się nie śmiać, nic na to nie poradzę, że czasami mam ważenie, że Konrad jest męskim odpowiednikiem mnie samej.
Skoro już przy Konradzie jesteśmy, to myślałam o tym, co zmieniłabym, gdybym musiała pisać to opowiadanie na nowo. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to perspektywa jednej osoby i byłaby to tylko perspektywa Konrada. Jeśli ktoś woli kobiecą perspektywę, to mogę uspokoić, że nie planuję żadnych rewolucji – obie zostają, ale ta męska, choć czasem trudniejsza do napisania, ze względu na samego bohatera jest mi bliższa. Po drugie: wywaliłabym połowę bohaterów. Strzeżcie się tłumów w opowiadaniach! A już szczególnie byłych dziewczyn. A tak serio, postaci jest tutaj bez liku i spokojnie napisałabym to opowiadanie bez potrzeby angażowania tak wielu bohaterów, tym samym pobocznych wątków. Po trzecie: poszperałabym trochę lepiej w otchłaniach internetów, aby niektóre wątki nie odbiegały od rzeczywistości. Pięć lat temu nie myślałam o tym, żeby zrobić research, dlatego mogę jedynie prosić przymknięcie oka na niektóre sprawy. Ale nie ma chyba co przesadzać, prawda? Akurat Różowa koszula swoimi niedociągnięciami nikomu krzywdy nie robi, ale gdybym miała wszystko prostować, zmieniłaby mi się fabuła, dlatego tym bardziej nie chciałabym tego robić. Po czwarte: nie wszystkie wątki są dokończone. Starałam się wyjaśnić wszystko jak najlepiej, jednak gdybym chciała wyprostować wszystko-wszyściutko, pisałabym przez kolejne dwa lata (a tego bym nie zniosła!). Kiedy dość zdesperowana zasiadałam do pisania w grudniu zeszłego roku, postanowiłam, że skoro to opowiadanie zasługuje na zakończenie, dokończę chociaż główny wątek. Ostatecznie wyszło trochę więcej, także w tym przypadku zrealizowałam swój plan z małą górką. Jeśli kogoś naprawdę interesowałby szczegóły, to można zapytać w komentarzu, jeśli nie będą to zbyt abstrakcyjne pytania, to mogę spokojnie odpowiedzieć.
Jest natomiast jedna rzecz, której bym nie zmieniła: moich Czytelników. Muszę przyznać, że jestem naprawdę szczęściarą, skoro w ciągu tych pięciu lat zebrało się tutaj naprawdę sporo wspaniałych osób. Wiem, że nie wszyscy dotrwali do samego końca, ale wiem też dlaczego. Przykro mi, jeśli kogoś zawiodłam nie publikując przez tak długi czas, ale musicie mi wierzyć, że to ja byłam najbardziej zawiedziona sobą. Całkiem niedawno, odgrzebując stare opowiadania, znalazłam fragmenty pisane w czasie posuchy na blogu i przypomniałam sobie, że cały czas miałam nadzieję, na dokończenie tego opowiadania. Chciałam to zrobić przede wszystkim dla siebie, jeśli jednak miałabym podarować odrobinę rozrywki komuś innemu, tym bardziej miałam motywację, aby to robić. Niestety nie zawsze starczało mi sił, czasami przegrywałam sama ze sobą, dlatego tym bardziej teraz mam satysfakcję, że jednak się udało!
Tymczasem mam dla Was jedno słowo: dziękuję! Dziękuję Wam wszystkim! Że komentowaliście, że czytaliście, że byliście! To naprawdę niesamowite! Mam nadzieję, że z częścią z Was spotkam się też w innych miejscach!
Przy okazji chciałabym podziękować kilku osobom z osobna.
Marta (marcia crocs) – za naszą wspólną motywację, rok temu, teraz i nieustannie. Bez Ciebie pewnie nie wróciłabym do pisania. Już chyba za to mogę zapraszać Cię na kawę do końca życia! I za to, że mogę patrzeć, jak sama cudownie się rozwijasz i jesteś coraz lepsza!
Kasia (Joanna) – za cierpliwość, zaufanie i dobre rady, których jeszcze do niedawna nie rozumiałam. Nadal uczę się pokory, nadal uczę się pewności siebie, a przede wszystkim uczę się równowagi między nimi dwoma. Chciałabym, żebyś chociaż trochę była ze mną dumna.
Ludka (kiedyś Elle, teraz KorpoLudka) – za bycie pierwszą osobą, która dowiedziała się o moich planach na to opowiadanie i poznała Konrada zanim pojawił się w jednym z rozdziałów Fabryki dziur. Nie wiem, czy to przeczytasz, bardzo możliwe, że tutaj już nie zaglądasz, ale dziękuję, że kilka lat temu mogłam się z Tobą dzielić moimi pomysłami, a Ty niesamowicie mnie inspirowałaś. Zresztą nadal to robisz, jednak wtedy, gdy zaczynałam pisać Różową, szczególnie.
Natalia (teraz fantomowa) – za to, że jesteś, tak po prostu! Twoje entuzjastyczne komentarze to jest życie! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to dzięki opowiadaniom mogłam Cię poznać!
Kasia (Flaven) – za niesamowite komentarze, dzięki którym odzyskuję nadzieję, że to co, robię, robię dobrze (i wiem, że nie tylko ja!). Czasami mam wrażenie, że czytasz mi w myślach, ale to dobre uczucie!
I wszystkim, naprawdę wszystkim którzy przez te lata tutaj się pojawiali. Chciałabym podziękować każdemu z osobna, ale to chyba niemożliwe. Dlatego dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Na koniec chcę wspomnieć o tym, co będzie się działo teraz, gdy już zakończyłam Różową koszulę. Niektórzy już dowiedzieli się, że planuję opowiadanie, gdzie Kowal będzie głównym bohaterem. Zanim jednak ktoś zechce zasypać mnie pytaniami, kiedy to będzie, odpowiadam: nie wiem dokładnie. Plan na to opowiadanie mam bardzo, hm, wstępny i wymaga on dopracowania, więc na pewno nie zacznę pisać czegoś, co ledwo się trzyma kupy. Wiem, że to uciążliwe, ale dobrze obserwować pozostałe blogi, socjal media, aby dowiedzieć się szczegółów. Najpierw pojawią się inne opowiadania, ale o tym za chwilę. Obiecałam, że po zakończeniu Różowej, pojawi się ona na Wattpad, dlatego zainteresowanych odsyłam TUTAJ. Jak wspominałam, wprowadzę kilka drobnych poprawek, ale żadne z nich nie będą zmieniać fabuły.
Już niedługo zabieram się za Zachowując dystans (blog / wattpad), dlatego też już serdecznie zapraszam, niedawno pojawił się prolog. Mam nadzieję, że jak najszybciej zacznę pisać Samoloty z papieru (blog / wattpad) – w przeciwieństwie do Dystansu, Samoloty mają być trochę dłuższym opowiadaniem (chociaż mam nadzieję, że jednak mniej niż czterdzieści rozdziałów), w dodatku, ze względu na moje obecne miejsce zamieszkania, główna akcja opowiadania będzie osadzona w Edynburgu.
Zawsze można do mnie napisać na maila: schwammka@gmail.com; przede wszystkim jednak zapraszam na Twittera, tam na bieżąco można dowiedzieć się, jak wyglądają opkowe i nie tylko postępy, także nie wiem, co jeszcze robicie, kiedy nie ma Was na Twiterze. Mogą Was ominąć moje wygłupy. Dajcie mi znać, jeśli traficie na tt z tego bloga!
Mam jeszcze jedną prośbę. Jeśli dotarliście do końca, zostawcie nawet jednozdaniowy komentarz pod epilogiem albo tutaj, będzie mi bardzo miło, jeśli dacie mi znać, że przeczytaliście Różową koszulę. I pamiętajcie, to nie jest koniec, widzimy się w innych miejscach!
Tymczasem pozdrawiam,
Marcelina (szwamka)
PS Przepraszam, że tak się rozpisałam! Musicie mi wybaczyć!
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńSERDUSZEK I CZERWONYCH KORALI MOC! wiesz dobrze, że jestem z Ciebie dumna, ale poczułam się w obowiązku napisać to także w komentarzu, żeby zostało na zawsze pod posłowiem.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
UsuńOj... i nie wiem co napisać. Tak ładnie napisane... i w sumie zostawiłam swój komentarz i tu, i pod epilogiem. I trochę mi smutno, że dotarłam tu tak późno, a do tego, że to wszystko skończyło się tak szybko. Jak już dobrze wiesz, Konrad był moim ulubionym bohaterem, jak dla mnie mogłaby powstać wersja z jego strony. Bo już samo to, jak piszesz sprawiasz, że nie ważne jaka jest narracja, to po prostu jest wciągające na tyle, że chce czytać się więcej. Dlatego cieszę się bardzo, że nie znikasz tylko będziesz publikować dalej, coś nowego. I pocieszam się tym, że masz w głowie opko o Kowalu... bo wtedy ponownie pojawi się Konrad �� aaa i trochę mi smutno, że nie było Alexa... gdybyś chciała mi sprezentować coś na urodziny w sierpniu to mozesz mi napisać jakiś jeden rozdział gdzie oni są razem, wtedy nic więcej nie byłoby mi do szczęścia potrzebne xd ale kończę i czekam na dalsze historie.
OdpowiedzUsuńJa jestem pełna podziwu dla Ciebie, że przeczytałaś prawie całość za jednym zamachem! ❤️ I bardzo się cieszę, że chcesz zostać na dłużej!
UsuńCóż, Aleks był czasami wspominany, ale w następnej części Konrad powinien pojawić się też fizycznie w jakiejś scenie - nie tylko dla Ciebie, sama chyba nie potrafiłabym sobie tego odmówić. ;P
Pozdrawiam i dziękuję! ❤️
kurczę, dobrze że o to poprosiłaś, bo inaczej chyba bym nie dała znaku życia. A chcę dać znak, bo niesamowicie mnie to cieszy (no i smuci też jednak!), że udało Ci się doprowadzić to opowiadanie do końca. Pięknie dziękuję za wszystkie te chwile, kiedy dzięki Twojej twórczości miałam uśmiech na twarzy. I czekam z niecierpliwością na historię Kowala. Powodzenia w pisaniu, rozwijaj się!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się odezwałaś. :D Dziękuję serdecznie za miłe słowa i zapraszam również następnym razem! Pozdrawiam! ❤️
UsuńRóżową koszulę zaczęłam czytać chyba w 2015r. i pamiętam to uczucie, gdy dotarłam do rozdziału Miód i okazało się, że więcej nie ma. Było mi smutno i z niecierpliwością czekałam na następne rozdziały. Pamiętam jak prawie codziennie tu zaglądałam i widziałam pytanie "sypiasz z nią?", aż tu nagle pięknego styczniowego dnia w 2017, zamiast tego pytania zobaczyłam zdanie "nie mogłam zasnąć", jaka była moja radość, że o to jesteś! Wróciłaś! Jak się okazało wróciłaś tylko na chwilę. Ale to nic, bo najważniejsze, że ostatecznie wróciłaś i dokończyłaś Różową! I możesz być z siebie naprawdę dumna. A to, że trwało to długo? Jak sama zauważyłaś przez te lata zmieniłaś się i to bardzo dobrze, bo znaczy to, że się rozwinęłaś a nie stoisz w miejscu. I tak sobie myślę, że dla opowiadania to dobrze, bo pewnie jest bardziej dojrzalsze emocjonalnie, a bohaterowie bardziej dorośli.
OdpowiedzUsuńNie pozostało mi już nic innego, jak podziękować Ci za to opowiadanie i powiedzieć, że czekam na więcej i do zobaczenia (chociaż już pewnie nie tu, a na Wattpadzie).
Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę! ❤️ Przykro mi, że musiałaś tyle czekać, sama nie chciałam, aby tak to wyglądało... Dobrze wiedzieć, że był ktoś, kto tak cierpliwie czekał, chyba nie mogłam sobie wymarzyć lepszego Czytelnika! :D
UsuńPisząc coś przez tak długo, nie sposób się nie zmienić i pod tym jednym względem uważam, że opowiadanie wyszło na dobre. Dokładnie tak, jak zauważyłaś. Mam nadzieję, że zmianę widać w bohaterach, to było dla mnie istotne, aby nie pozostali w tym samym miejscu.
Dziękuję, pozdrawiam i do zobaczenia! :D
Kurczę, blogspot już od dłuższego czasu zjada mi wszystkie komentarze, więc gdy pod poprzednim rozdziałem zrobił dokładnie to samo, trochę wściekłam i zrezygnowałam z dalszych prób. Mam jednak nadzieję, że teraz się opublikuje, inaczej mnie szlag trafi. XD
OdpowiedzUsuńJeju, ja pamiętam jeszcze Fabrykę Dziur i początki Różowej Koszuli i naprawdę nie mogę uwierzyć, że to już taki szmat czasu! :O Wiem, że kontakt nam się urwał już całe wieki temu, ale nadal pamiętam nasze pogaduchy nad pizzą o bohaterach naszych opek, więc nie myśl sobie, że zapomniałam i przepadłam gdzieś w otchłani Internetów! Otóż dotrwałam do końca! Naprawdę się cieszę, że udało Ci się skończyć to opowiadanie, bo faktycznie przeszłaś bardzo długą drogę. Niemniej jednak chyba było warto, prawda? :D Ech, zupełnie nie umiem pisać komentarzy, więc tylko powiem, że życzę dużo weny. Bardzo dużo weny i przy okazji również wszystkiego dobrego na ten świąteczny czas! Do zobaczenia w innych miejscach blogosfery ^^
Katja
Och, cześć! ❤️ Ależ się cieszę, że Cię tutaj widzę, kolejna miła niespodzianka!
UsuńNiestety nie wiem, co jest nie tak z tymi komentarzami, bo u mnie w ustawieniach wszystko jest ok... :( Dobrze, że tym razem udało się opublikować komentarz.
Wiem, że kontakt nam się urwał, nawet nie wiem, czy można gdzieś Cię znaleźć. Dla mnie teraz, kiedy ktoś nie ma na Twitterze, to trudno utrzymać kontakt, haha. Jakby co daj znać ;)
Bardzo mi miło, że przeczytałaś! Dziękuję bardzo i pozdrawiam! ❤️
Szmat czasu... Ja również zaczynałam przygodę z Twoimi przy Fabryce dziur, ale jakoś nigdy się nie ujawniałam. Chyba w ogóle komentarze nigdy nie były moją mocną stroną, ale dzięki Twoim blogom odkryłam wiele innych piszących dziewczyn i wspaniałych opowiadań.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że w pewnym momencie sama zaczęłam swoją przygodę z blogowaniem i zostawiłam pierwszy komentarz pod którymś rozdziałem RK, ale nie wylogowałam się i tak trafiłaś na mojego bloga, którego nawet tytułu sama już nie pamiętam. Zostawiłaś pierwszy komentarz, później wymieniłyśmy się mailami i nawet chwilę mailowałyśmy, ale później z różnych powodów musiałam zniknąć i nasz kontakt się urwał.
Podobnie jak moja przygoda z blogosferą. Muszę zapewne sporo rozdziałów nadrobić, ale mimo to gratuluję, że wytrwałaś i postawiłaś ostatnią kropkę w tym opowiadaniu. Miło będzie teraz przeczytać je w całości.
Pozdrawiam,
Zosia
W pracy pusto, to sobie czytam. I nawet odnajduję swoje komentarze. Bo kto inny wpadłby na pytanie, czy Kowal jest wolny i można zapukać w rynnę. Ach, piękne czasy, aż dziw, że to było tak dawno.
UsuńZosiu, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się odezwałaś! Oczywiście, że Cię pamiętam, myślałam, że po tym, jak zniknęłaś, kontakt urwał się zupełnie i już nigdy nie dasz znaku życia w blogosferze/mailowo/w jakikolwiek inny sposób. :( Także szalenie mi miło, że tutaj zajrzałaś!
UsuńJa niestety też nie pamiętam, jak nazywał się Twój blog, ale akurat ja jestem całkiem dobra w wyszukiwaniu perełek (i skromna, haha!) i w Twoim przypadku też miałam nosa! :D A swoją drogą skoro ktoś dzięki mnie mógł odkryć dobre opowiadania, to mogę sobie przypisać jako sukces. :D
Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny i komentarz, zapraszam do czytania!
Również pozdrawiam! ❤️
PS Cóż, myślę, że nadal można próbować pukać w rynnę, nigdy nie wiadomo, kiedy odezwie się Kowal! ;P
Dotarłam do końca! Może nie jestem od samego początku z tym opowiadaniem, ale jak tylko na niego trafiłam od razu dodałam do zakładek i sprawdzałam czy nie ma nowych części i w ten oto sposób dzisiaj przeczytałam epilog. Opowiadanie było fajne i zdecydowanie Konrad na w sobie to "coś" �� Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. ~ Mimi
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że się podobało! :D Również pozdrawiam! ❤️
UsuńWow, chyba po raz pierwszy od dawna skomentuję. Podziwiam Cię za wytrwałość, za dokończenie, cieszę się niezmiernie, ze chcesz kontynuować historie Konrada, którego tez znacznie wole od Hanki, choć i Hankę, tę obecną, b lubię.
OdpowiedzUsuńKonrada nie, Kowala :D Ale Konrad na pewno się tam pojawi :)
UsuńI serdecznie dziękuję za miłe słowa, dziękuję i pozdrawiam! ❤️
Co mogę powiedzieć?
OdpowiedzUsuńPodziwiam, że udało Ci się to zakończyć, i to w tak pięknym stylu i będę prześladować Cię przy innych opowiadaniach, wiesz ;)
Chyba nie mogłabym sobie zażyczyć lepszej rzeczy, niż to, że będziesz mnie prześladować. :D ❤️
UsuńPo dwóch latach przypomniałam sobie o tym opowiadaniu i zajrzałam tutaj... Ucieszyłam się, że udało ci się je dokończyć, bo byłam tu od 1 dnia. Mam wielki sentyment do tego opowiadania, przypomina mi o czasach, kiedy sama coś tam skrobałam na blogu. To były fajne i beztroskie lata szkoły średniej... Powodzenia przy dalszych pracach! :)
OdpowiedzUsuńOjej, ależ mi miło, że tu zajrzałaś! Oczywiście pamiętam, że tutaj byłaś! Pozdrawiam! ❤️
Usuń