Konrad
Wgapiałem się w ogień jak idiota. Popadając w zamyślenie, skupiłem się na płomieniach i zapomniałem o otoczeniu. Ocknąłem się, gdy szturchnął mnie pan Andrzej i prawie spadłem z pieńka. Spojrzałem na niego ze zdziwieniem; z żabiej perspektywy wyglądał na bardziej postawnego. Stajenny uśmiechał się do mnie pobłażliwie. Czasem odnosiłem wrażenie, że traktował mnie w dokładnie taki sam sposób jak matka i babcia – jak małego chłopca, chociaż już nim nie byłem.
– Zamyśliłem się – powiedziałem, chociaż on o to nie pytał.
Spełniliśmy prośbę Kajetana i rozpaliliśmy ognisko. Wczesnym wieczorem zebraliśmy się, piekąc kiełbaski, popijając piwo i rozmawiając – dość grzecznie w porównaniu do urodzinowej imprezy. Teraz jednak czułem się lepiej niż wśród grona moich byłych dziewczyn i dziejących się obok dramatów.
Przeniosłem wzrok z pana Andrzeja na pozostałych. Michał jęknął, gdy poparzył się gorącą kiełbasą, a siedzący przy nim Szarlej liczył, że coś mu się skapnie. Kajetan i Emil byli pochłonięci rozmową. Długo czekałem na moment, gdy Kajetan przestanie być nękany przez nich obu – nie odstępowali go na krok. Co jakiś czas Kajetan spoglądał na mnie – na pewno domyślał się, że chciałem z nim pogadać, ale tylko uśmiechał się głupkowato i udawał, że sprawa nie istnieje. Chwilowo.
Nie zauważyłem tylko Hanki. Dałbym sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą tutaj siedziała – między mną a Miśkiem – a teraz zniknęła. Oczywiście ta mała zołza, zamiast usiąść obok mnie, wybrała sobie bezpieczną miejscówkę bliżej Michała, a teraz na dodatek uciekła. Zostawiła tylko swój koc. Nie spodziewałem się, by po niego wróciła.
– Może ci upiec kiełbaskę, Kondziu? – zażartował pan Andrzej.
– A czym się teraz zajmujecie? – usłyszałem Miśka, który wydzierał się do Kajetana, siedzącego po drugiej stronie ogniska. Wiedziałem, że to odpowiedni moment, aby się ulotnić. Powoli wstałem, otrzepując stare dżinsy. Spojrzałem jeszcze na mężczyznę obok mnie z nikłym uśmiechem na ustach.
– Dzięki – odparłem z westchnieniem. – Następnym razem na pewno skorzystam – dodałem w żartobliwym tonie i ruszyłem w stronę zabudowań. Pan Andrzej nic nie powiedział, nie zapytał, dokąd się wybieram.
Było mi wszystko jedno, czy reszta towarzystwa zanotowała moje zniknięcie. Misiek, pewnie nieświadomie, rozpoczął temat rozmowy, w której ja nie miałem ochoty uczestniczyć. Nie chciałem dyskutować o pracy ani nawet o tym słyszeć. Zachowałem się jak tchórz i uciekłem – bardzo dojrzale, nie ma co.
Instynktownie skierowałem się do kuchni. Niespiesznie stawiając kroki, usłyszałem odgłosy z pomieszczenia na końcu korytarza – dały mi one do zrozumienia, że obrałem dobry kierunek. Zakradłem się jak kot i przystanąłem przy wejściu. Słuchałem – obijanie się szklanek i talerzy o siebie, czajnik, w którym właśnie zagotowała się woda, a nawet szuranie butów o podłogę. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Wszedłem do kuchni, oczywiście w pierwszym momencie nie zostałem przez Hankę zauważony, dlatego poczekałem, aż odłoży talerz do szafki i dopiero wtedy zapytałem cicho:
– Co ty tutaj robisz?
Hanka naprędce odwróciła się, na mój widok położyła dłoń w okolicy serca i głęboko wciągnęła powietrze. Zbliżyłem się do niej, bez skrępowania taksując wzrokiem. Bluza Michała nie dodawała jej uroku, za to kuse szorty – jak najbardziej. Na sekundę dłużej zatrzymałem wzrok na jej nogach.
– Wystraszyłeś mnie – powiedziała, ale bez pretensji w głosie, którą spodziewałem się usłyszeć. – Sprzątam trochę, nie widzisz?
Wzruszyła ramionami, niby od niechcenia, ale chwilę później nerwowo odgarnęła na plecy swoje jasne włosy. Nawet ich nie spięła, jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? Jeden zagubiony kosmyk Hanka powoli włożyła za ucho, nie wiedząc, co zrobić, gdy zapadła między nami chwila krępującej ciszy.
– Unikasz mnie? – zapytałem wprost.
– Ja? Ciebie? Nie, skądże!
Oczywiście, że tak. Nawet jeśli sekundę wcześniej pojawiły się wątpliwości, to niepewny głos Hanki je rozwiał. Zagryzła wargę, przestała, gdy dostrzegła, że tym samym przyciągnęła moją uwagę. Zacisnęła usta. A później znowu je zagryzła.
– Coś się stało? – spytała niepewnie.
– Mógłbym cię teraz pocałować – wypaliłem bez zastanowienia. Popatrzyłem w jej oczy, ale ona szybko odwróciła wzrok. Delikatnie się uśmiechnęła. Z uśmiechem wyglądała zdecydowanie lepiej. Zarumieniła się lekko. Sam się trochę zmieszałem, na moment odrywając od niej wzrok. – To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy.
– To bardzo miłe z twojej strony – odparła Hanka.
Czy mogłem usłyszeć coś gorszego z jej ust? Coś bardziej pozbawionego wyrazu i mdłego? Miałem nadzieję, że pod tą maską kurtuazji czaiły się prawdziwe emocje. Hanka nie fuknęła, nie obraziła się, nie mogłem się z nią podroczyć, aż ostatecznie rzuciłaby we mnie jednym z talerzy. Czy tak nie zachowałaby się Hanka, którą znam? Bo ta stojąca przede mną dziewczyna pilnowała się na każdym kroku. Mogła sama wyjść z inicjatywą, uznając moje słowa za konkretną propozycję. Nic z tego. Zamiast tego staliśmy jak dzieci w podstawówce na szkolnej dyskotece, a ja czułem się jak nieśmiały dziesięciolatek, który poprosił Hankę do tańca. Albo zapytał o chodzenie i dostał kosza. Mój wyraz twarzy musiał być wymowny, skoro odezwała się pierwsza.
– No, dobra, przyszedłeś tutaj po to, aby mi to powiedzieć, tak? – powiedziała, unosząc jedną brew. Na jej ustach czaił się wymuszony uśmiech.
Wahałem się sekundę, zanim zrobiłem krok w kierunku Hanki. Dwa kolejne były już łatwiejsze, tak samo splecenie ze sobą naszych palców. Hanka przyglądała się, co robię, podążała wzrokiem za moją ręką, a ja czekałem cierpliwie, aż wreszcie spojrzy mi w oczy. Była spięta. Zaskakująco szybko zdążyłem się przyzwyczaić do jej swobodnego zachowania wobec mnie, dlatego teraz pomyślałem, że coś musiało się zmienić w ciągu dnia. Zacząłem się nawet martwić – nie o to, że wróci dawna Hanka, ale że naprawdę coś ją trapi.
– A nie pomyślałaś, że przyszedłem to zrobić? – wyszeptałem jej do ucha. – Tak jak teraz?
Mimo rosnących wątpliwości pochyliłem się w stronę Hanki, odruchowo wciągnąłem jej zapach do płuc. Wolna ręka wylądowała na biodrze dziewczyny, później powędrowała na plecy pod tę okropną bluzę. Gdy nasze usta miały się zetknąć, Hanka odwróciła twarz, by za moment zwiększyć odległość między nami. Odsunęła się pół kroku w tył. Może i wciąż trzymałem ją za rękę, ale ona myślami była daleko ode mnie.
– Konrad, proszę cię – zaprotestowała. – Mieliśmy porozmawiać, a za każdym razem…
Westchnęła przeciągle, wtedy lekko zacisnąłem szczękę. Wcześniej Hanka rzucała tekstem o wykorzystywaniu i wciąganiu do łóżka, a kiedy ten tekst się wyświechtał, znalazła sobie nową regułkę – rozmowę. Zdawałem sobie sprawę, że wcale nie byłem dobry w rozmawianiu, ale jednocześnie wątpiłem, czy Hanka potrafi rozmawiać z kimkolwiek. To nie wróżyło dobrze. Hanka o tym wiedziała, jednak uparcie starała się postawić na swoim.
– Za każdym razem… co? – zapytałem z irytacją, nawet tego nie ukrywałem. Hanka wyplątała się z lekkiego uścisku moich palców. Przekląłem w duchu.
– Odkładanie tego w nieskończoność nie ma sensu – odparła całkowicie przekonana o słuszności swoich słów. – Okazuje się, że mam ci naprawdę dużo do powiedzenia – przyznała. Próbowała się uśmiechnąć w życzliwy sposób, nie wyszło. – I ja nie chcę czekać. Chcę wiedzieć, na czym stoję. To chyba nie powinno cię dziwić, prawda?
– Jasne – przytaknąłem.
Zdławiłem sobie chęć powiedzenia, co myślę. Później tego pożałowałem.
– Herbaty? – zapytała. Odwróciła się, podchodząc do czajnika. Odparłem, że nie chcę.
Hanka nalała wrzątku do wcześniej przygotowanego kubka. Zanim rozsiadła się przy stole, zdążyłem się zniecierpliwić. Skrzyżowałem ręce na piersi, zagryzłem policzek od środka, cały czas powstrzymywałem się, aby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. Jednak z dwojga złego wolałem zadziwiająco spokojną Hankę niż atak histerii.
– Trochę myślałam o tym, co chciałabym ci powiedzieć – zaczęła. Mówiła rzeczowo, powoli. Na pewno ułożyła sobie tę rozmowę w głowie, dlatego tak starannie dobierała każde słowo. Zachowywała się zupełnie jak nie ona. – Czasem przebywanie wyłącznie w swoim towarzystwie i głupie zmywanie potrafią dobrze wpłynąć na uporządkowanie myśli – zaśmiała się.
– Czyli mnie unikałaś – wywnioskowałem. – Unikałaś, żeby móc trochę pomyśleć o nas – doprecyzowałem.
Hanka nie przytaknęła, ale też nie zaprzeczyła. Próbowała mnie zabić wzrokiem. Zmarszczyła brwi, a na jej twarzy w pełni wymalował się grymas, który chwilę wcześniej próbowała ukryć pod wymuszonym uśmiechem. Zaczęła bardziej przypominać siebie – dziewczynę, którą dobrze znałem, tę, którą tak często ponosiły emocje.
W końcu zlitowałem się nad Hanką. Rozluźniłem się, wsadziłem ręce do kieszeni i usiadłem przy stole, zachowując jednak dystans. Jedno krzesło między nami musiało jej wystarczyć. Zresztą mnie też była potrzebna odrobina swobody. Kiedy Hanka oderwała ode mnie wzrok, skupiła się na zdmuchiwaniu pary znad kubka.
– Kiedy tu przyjechałam, chciałam wszystkich pozabijać – mówiła dalej, tym razem już mniej pewnie. – Z żalu. Doszłam do wniosku, że Czarek wcale nie złamał mi serca. To, co się wydarzyło, było czymś w rodzaju życiowej katastrofy, a nie zawodu miłosnego. Uświadomiłam sobie, że wszyscy dookoła mieli rację, że on nie jest dla mnie, że dosłownie przy nim umierałam i przestaję być sobą. Musiałam mu rozbić wazon na głowie, żeby zrozumieć, jak bardzo przy nim jestem martwa w środku.
Hanka jęknęła i zrobiła długą pauzę. Wzięła naprawdę głęboki oddech. Zbierała myśli, a ja nie chciałem jej przerywać.
– To brzmi tak beznadziejnie. Wiesz, kiedy zobaczyłam, że również zjawiłeś się w Pożarowie, poczułam, że w stosunku do ciebie żywię podobne uczucia, co do Czarka. Żal, że nie wyszło. Że mnie wykorzystałeś, a ja byłam naiwna i nawet nie zaprotestowałam. Że ten jeden jedyny raz z tobą niczego mnie nie nauczył i dałam się wykorzystać temu idiocie. Tylko że trudno jest przyznać się przed sobą, szczególnie kiedy wina leżała również po mojej stronie. W końcu byłam bierna i nie zawalczyłam o siebie. Ale ja musiałam znaleźć winnego całej sytuacji, a ty nadawałeś się idealnie – powiedziała z naciskiem, wreszcie odważając się na mnie spojrzeć.
Przez cały czas nie odrywałem od niej wzroku – to był jedyny sposób, w jaki w tamtej chwili mogłem być wdzięczny za jej szczerość.
– I wszystko byłoby inaczej, gdybyś ty nie był… tobą. Gdyby nie słabość, którą mam do ciebie od zawsze. Wyżyłabym się i by mi przeszło, prawda?
Nie odpowiedziałem. Hanka nie mogła wymusić na mnie odpowiedzi, żadnej.
– Gdybym wiedziała – bąknęła – że ty masz taką samą słabość do mnie…
– Hanka – przerwałem jej nagle. Nie chciałem, żeby zaczęła się rozklejać. Nie dała mi jednak szansy dojść do słowa.
– Widzisz – pisnęła nieprzyjemnie – chcę wiedzieć, jak to między nami jest. I czy niektóre rzeczy nie wynikają wyłącznie z tego, że utknęliśmy tutaj na końcu świata i z braku laku ci wystarczam – mówiła coraz szybciej, coraz bardziej nerwowym głosem. – Czy to, że zaprosiłeś mnie na ślub, nie wynika z tego, że byłam wyłącznie mniejszym złem? I czy gdyby znów nie pojawiła się tutaj Ola, nie przespałbyś się z nią ponownie?
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałem, co właściwie mógłbym. Nie wiedziałem też jak.
Hanka mówiła dalej. Z jednej strony nie musiałem się tłumaczyć, ale z drugiej nie wiedziałem, czy nadal chcę wysłuchiwać tyrady. O ile na początku potrafiłem zrozumieć jej żal, tak teraz trudniej było znieść kolejne oskarżenia.
– Dowiedziałam się o Oli przypadkiem, z podsłuchanej rozmowy. Byłam wściekła, zazdrosna, a jednocześnie wiedziałam, że nic sobie nie obiecywaliśmy i nie powinnam się o to złościć. Tylko że wystarczyło kilka twoich miłych słów przed moim wyjazdem do domu i zaczęłam żałować, że nie spróbowaliśmy zrobić czegoś na poważnie. – Znów wbiła wzrok w swój kubek. – Tak szczerze, wróciłam do Pożarowa wyłącznie dla ciebie – dodała pretensjonalnym tonem. – Chociaż cholernie boję się spotkania z Czarkiem, dalsze odseparowanie od świata nie było mi do życia tak potrzebne, jak twoja obecność. I teraz mi nie przerywaj, błagam – poprosiła, chociaż ja wcale nie miałem zamiaru się odzywać.
Hanka wstała, zrobiła kilka kroków, a później zastygła na środku kuchni, stojąc do mnie tyłem. Przez dłuższy moment milczała. Ręce miała przy twarzy. Chyba próbowała ubrać w słowa to, co kotłowało jej się w głowie. Podniosłem się z krzesła i zbliżyłem się do niej. Zaryzykowałem, kładąc dłonie na jej ramionach. Na szczęście nie zareagowała gwałtownie, tylko lekko się wzdrygnęła. Wtedy naiwnie pomyślałem, że wszystko będzie dobrze.
– Chciałam ci zrobić na złość – oznajmiła. – I to byłaby piramidalna głupota. – Przesunęła się o krok do przodu i potem odwróciła twarzą do mnie. Straciła całą tę pewność siebie, która towarzyszyła jej na samym początku. – Całowałam się z Kowalem – wyszeptała, odruchowo mocniej otulając się bluzą.
– Wiem, widziałem – odparłem nad wyraz spokojnie. Pamiętałem, jak obserwowałem ich ukradkiem z siodlarni.
– Nie mogłeś tego widzieć, było przecież ciemno – zdziwiła się, marszcząc czoło. – Śledziłeś Kowala? – zapytała, nadal nie kryjąc zdumienia. – Odszedłeś od ogniska, aby zobaczyć, że poszedł za mną i całował się pod stajnią? Tuż przed tym, jak zaskoczył nas deszcz i zaczęła się burza?
Dotarło do mnie, że myśleliśmy o dwóch różnych sytuacjach. Chętnie wyzwałbym się od idiotów, bo poczułem się zazdrosny o sytuację tuż przed wyjazdem Kowala, kiedy tak naprawdę chodziło o coś poważniejszego. I to była ta rzecz, którą Hanka tak usilnie starała mi się przekazać.
Nic nie odpowiedziałem. Jakimś cudem zdołałem ugryźć się w język, mimo że coś się we mnie zaczynało gotować. Trudno było ukryć przed Hanką tę zazdrość. Zauważyła ją. Spoglądała na mnie z lekką obawą.
– Chciałam się z nim przespać – oświadczyła poważnie. – Na złość tobie, Konrad. Może przypadkiem, ale to, że spiknęliśmy się po ciemku pod stajnią, miało być tylko preludium do tego, co miało nastąpić potem. Rozumiesz, co mam na myśli? Boże, to brzmi beznadziejnie – wymruczała ciszej, bardziej do siebie. – Nie wiem, czy to można porównać z twoim sypianiem z Olą. Może tak. W końcu dla mnie już zwykły pocałunek wiele znaczy – zauważyła z nutą ironii w głosie. Odebrałem to jako kolejny przytyk w moją stronę.
– Jak to miałaś przespać się z Kowalem? – zapytałem z naciskiem, skupiając się tylko na tych kilku słowach. – Podrywał cię? Uwodził? Używał tych swoich czarodziejskich sztuczek?
– Skądże – zaprzeczyła Hanka szybko, jakby mówiła o całkowicie oczywistej rzeczy. – To on odwiódł mnie od tego pomysłu – dodała znacząco, podkreślając tym samym, że rzeczywiście chciała mi zrobić na złość.
Nie sądziłem, że Hanka byłaby do tego zdolna.
– Nie patrz tak na mnie, Konrad. Tak, to prawda. Twój kolega uznał, że nie zaciągnie mnie do łóżka właśnie ze względu na ciebie. Znaczy ze względu na mnie, bo przecież ja wolałabym z tobą, a on miałby tylko być… Chodziło o moje pobudki. Ach, zresztą nieważne – powiedziała ze złością, lekko zaciskając pięści, bo z trudem się wysławiała. Hanka zamknęła na chwilę powieki, a kiedy podniosła na mnie wzrok, zauważyła na mojej twarzy coś, czego sam nawet nie byłem świadom. – Co? Nie podejrzewałbyś Kowala o to, że odmówiłby dziewczynie, nie? Więc uznaj, że ja i Kowal to tak jak ty i Ola. Rozumiesz? Dlatego pytałam, czy jesteśmy kwita. A sądząc po twojej minie, jesteśmy.
– To chciałaś mi powiedzieć, tak? – spytałem dla pewności, starając się mówić spokojnie. Nie sądziłem, że ta rozmowa będzie tak wyglądać.
– To tylko jedna z kilku rzeczy – przyznała, a mnie zapiekło w gardle. – Skoro jednak poruszyłam temat Kowala, trochę rozmawialiśmy…
– Nie dało się nie zauważyć – wymsknęło mi się, zanim zdążyłem się ugryźć w język.
Hanka prychnęła. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nawet chłód w jej oczach nie był w stanie ugasić narastającej we mnie złości. Na nic zdały się wcześniejsze starania, skoro wróciliśmy do punktu wyjścia. Miałem jednak pretensje wyłącznie do siebie, sam bowiem przyczyniłem się do zaistnienia tej kuriozalnej sytuacji.
– Mimo że odwiódł mnie od pomysłu robienia tobie na złość… – zawahała się. – Chociaż chyba lepiej brzmi wyładowania mojej frustracji. Och, mniejsza z tym. – Hanka machnęła ręką. Tak, zdecydowanie nie obchodziły mnie takie szczegóły. – Kowal powiedział mi, że ostatnią rzeczą, której teraz szukasz i która jest ci teraz potrzebna, jest miłość – wzdychnęła. – Masz dosyć problemów z kobietami, więc wolisz je sobie na razie odpuścić. Uporządkowanie życia jest ważniejsze. Czy to prawda?
– Dokładnie z takim przekonaniem przyjechałem do Pożarowa – przyznałem.
– Więc, proszę, powiedz mi – zażądała – co ze mną? Jak w tej sytuacji mogłeś pozwolić mi uwierzyć, że uda nam się stworzyć coś poważnego?
Chciałem zapytać, kiedy dałem jej taką nadzieję, jednak się powstrzymałem. Kogo chciałem w tej sytuacji oszukać? Wziąłem głęboki wdech. Teraz to ja szukałem w głowie słów, które ukazałby wszystko bez cienia wątpliwości.
– Podobnie jak ty nie wiedziałem, że cię tutaj zastanę – zacząłem, mówiąc dosyć pewnie. – Nie wiem, jak wyglądałoby te kilkadziesiąt dni, gdybyś nie przyjechała tutaj i nie spotkalibyśmy się ponownie.
– Konrad, powiedz mi – poprosiła z przejęciem – czy istnieje choćby cień szansy, że traktujesz mnie poważnie.
– Hanka – zaskamlałem rozdzierająco.
Nie wiedziałem, co powinienem jej powiedzieć. Miałem pustkę w głowie. Ona oczekiwała ode mnie nazbyt wiele. Nie byłem gotowy na nowe zobowiązania, to prawda, ale też nie chciałem robić wielkiego kroku w tył, kiedy zacząłem zauważać postęp w moich relacjach z Hanką. A przede wszystkim nie chciałem być wobec niej nieszczery.
– Powiedz mi – nie odpuszczała – że mogę liczyć na to, że kiedyś naprawdę nam wyjdzie.
– Dlaczego w to wątpisz? – zapytałem oskarżycielsko, chyba zbyt ostro, bo w oczach Hanki pojawiły się łzy. Cholernie mi zależało, ale nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Chciałem ją przytulić, mieć ją blisko, tylko że Hance to nie wystarczało. Nie chciała zrozumieć, że nie wszystko zawarte jest w słowach.
– Wiesz, że się w tobie zakochałam, prawda? – Bardziej stwierdziła fakt, niż zapytała.
– Tak, owszem, wiem – wydusiłem z siebie, choć z trudem przeszły mi te słowa przez gardło. – A może tylko dopuszczam do siebie taką możliwość – powiedziałem bardziej do siebie. – Zresztą – żachnąłem się – po prostu wiem, niech to wystarczy.
– Skoro tak, to dlaczego ja wciąż nie wiem, co ty do mnie czujesz? – zapytała wprost, prawie płacząc. Jej pełne pretensji, smutne spojrzenie sprawiło, że odwróciłem wzrok. Nie byłem w stanie patrzeć na Hankę, gdy nie wiedziałem, jak się zachować. Miałem ściśnięte gardło.
– Hania, nie zmuszaj mnie… – wyszeptałem.
Ruszyła z miejsca w stronę wyjścia. Kiedy mnie mijała, chwyciłem ją powyżej łokcia i zatrzymałem przy sobie. Warknęła, żebym ją zostawił, szarpała się, zapominając na chwilę, że ja tak łatwo się nie poddaję i zdoła się wyswobodzić, dopiero gdy jej na to pozwolę. Ujarzmiłem ją w kilka sekund, przyciągając bliżej i łapiąc w pasie. Jedną ręką zdołałem utrzymać dwa drobne nadgarstki. Jej pole manewru było ograniczone, co tylko wzmogło złość.
Nie wiedziałem, co i dlaczego tak naprawdę robię. Może chciałem i jej i sobie coś udowodnić. Gdy tylko twarz Hanki znalazła się w moim zasięgu, połączył nas najbardziej bolesny pocałunek ze wszystkich. Wpiłem się w usta Hanki, zmuszając ją do jakiejkolwiek reakcji. Jej wargi działały na mnie jak narkotyk – miękkie, słodkie, ciepłe i lekko wilgotne. Rozluźniłem uścisk, naiwnie wierząc, że moja bliskość i czułość ją obłaskawią. Zamiast tego Hanka z łatwością uwolniła się, a później przyłożyła mi w twarz z otwartej dłoni.
Czy zabolało? Trochę. Głośniejszy był sam dźwięk uderzenia. Policzek zapiekł, ale bardziej odzywało się dotknięte męskie ego. Nie przez to, że przypierdoliła mi z liścia, bolał całokształt – odrzuciła mnie.
Hanka szybko skierowała się do wyjścia, nie mogłem jednak pozwolić, aby tak po prostu odeszła.
– Jesteś cholernie niesprawiedliwa – zawołałem za nią. Nie sądziłem, że się zatrzyma, chciałem, żeby to usłyszała, ale ona odwróciła twarz w moją stronę, przechodząc już przez próg.
– Dlaczego? – prychnęła z udawaną nonszalancją. Tak naprawdę pobladła i wyglądała, jakby miała zemdleć. Za wszelką cenę chciała jednak mi pokazać, że przestało jej zależeć. Nic z tego.
– Nie powinnaś oczekiwać ode mnie deklaracji.
Nie mając żadnego kontrargumentu, Hanka wyszła, zostawiając mnie samego. Patrzyłem w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem stała, jednocześnie słysząc jej szybkie kroki i wiedziałem, że już nie wróci.
Pozwoliłem sobie na chwilę słabości i dotknąłem piekącego policzka. Musiałem przyznać, że Hanka idealnie wycelowała i dosyć mocno uderzyła, a wyglądało, jakby zrobiła to zupełnie bez wysiłku. Teraz nie dziwiłem się, dlaczego ten cały Cezary stracił przytomność i wyglądał na martwego, gdy rozbiła mu wazon na głowie. Uśmiechnąłem się, starając wyobrazić sobie tę sytuację i jak wiele odwagi kosztowało Hankę takie zachowanie. Przy niej wychodziłem na tchórza, naprawdę. Skubana. Naprawdę byłem z niej dumny.
Z lodówki wyciągnąłem butelkę piwa, rozsiadłem się przy stole i przyłożyłem lodowate szkło do twarzy. Przyniosło mi to ulgę, przynajmniej fizyczną, bo nadal gotowało się we mnie ze złości. Kilka minut posiedziałem w samotności, później odkapslowałem butelkę i wyszedłem na zewnątrz. Nawet nie zastanawiałem się, czy Hanka dołączyła do chłopaków, miałem to gdzieś – jeśli nie odpowiadało jej moje towarzystwo, niestety to ona miała problem. W zasadzie Hanka sama była jednym wielkim chodzącym problemem. Nie zamierzałem też schodzić jej z drogi. Nie zastałem jej jednak przy ognisku, brakowało też Andrzeja, który widocznie wrócił do domu.
– Piwo mamy tutaj w skrzynce – zauważył Kajetan. Jak zwykle uśmiechnął się złośliwie. Każdy sposób był dobry, żeby komuś dogryźć, to chyba mieliśmy w genach.
– Nawet nie zauważyłem – skłamałem gładko.
– Nie wiesz, gdzie jest Hania? – zapytał Misiek, gdy ponownie rozsiadłem się na pieńku i pociągałem spory łyk z butelki.
– Nie – odparłem lakonicznie, trochę nieprzyjemnie, tym samym ściągając na siebie ciężki wzrok Emila. Starałem się nie zwracać na niego uwagi, chociaż czułem, że sztyletuje mnie spojrzeniem. Ten jeden raz mógłby się na chwilę ode mnie odpierdolić.
Po dłuższej chwili ponownie zajęło mnie gapienie się w ogień, a w ręku miałem piwo, więc niczego więcej nie potrzebowałem. Rozmowa, już nie dotyczyła pracy, dyskutowali raczej o przyziemnych rzeczach, toczyło się to wszystko gdzieś obok mnie. Czasami się odzywałem, ale raczej słuchałem jednym uchem. Odganiałem też natrętne komary.
Nie minęła godzina, kiedy Emil się zmył. Wierny Szarlej podążył za nim. Niedługo po nim ulotnił się Michał; przypuszczałem, że mogło to mieć jakiś związek z długą nieobecnością Hanki. Jeszcze raz mnie o nią zapytał, ale nie otrzymał konkretnej odpowiedzi, co mu się nie spodobało. Michał zezował na mnie, nie dało się nie zauważyć lekkiej pretensji w jego spojrzeniu. Nie był głupi, więc na pewno domyślił się, że miałem z Hanką spięcie.
– Chcesz wypić czwarte? – usłyszałem Kajetana. Przeniosłem wzrok na niego, nie do końca rozumiejąc, o czym mówi. Pokazał mi butelkę, którą dzierżył w dłoni. Nawet nie zauważyłem, kiedy prawie pochłonąłem trzecie piwo.
– Ja bardzo chętnie – rzuciłem – ale co na to twoja narzeczona, że ty się upijasz?
Kajetan zaśmiał się szczerze i wyciągnął sobie ze skrzynki butelkę. Wstałem z pieńka, opróżniając butelkę do końca i chwyciłem za kolejną. Tak się akurat złożyło, że została ostatnia. Spocząłem w miejscu, gdzie wcześniej siedział Emil. Ognisko już bardziej się tliło, dawało coraz mniej światła, a na dworze zapadał zmrok. W dodatku nikt nam nie przeszkadzał, idealnie.
– Ja jestem na urlopie, Konrad – przypomniał. – Kasia nie musi o tym wiedzieć. Gdybym chciał, zabrałbym ją ze sobą.
– Dlaczego nie przyjechała? – zapytałem z czystej ciekawości, podrzucając swój kapsel.
– Należy mi się trochę odpoczynku również od niej – zażartował. – A tobie? – rzucił. – Od czego teraz odpoczywasz?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Dobrze wiedziałem, czego dotyczyło to pytanie, dlatego ociągałem się z odpowiedzią.
– Dobry tatuś już ci wszystko opowiedział – powiedziałem w podobnym tonie. Kajetan nie zaprzeczył. Zdziwiłbym się, gdyby to zrobił. – Po co tutaj przyjechałeś? – spytałem jeszcze, porzucając złośliwy ton.
– Zmotywować cię – odparł całkiem poważnie, rzucając mi srogie spojrzenie. Zaśmiałem się w głos. Nie mógł wymyślić głupszej odpowiedzi.
– Nie bądź śmieszny, Kajetan – mruknąłem pobłażliwie. – Przynajmniej ty mógłbyś być ze mną szczery.
– Jestem – zaznaczył, po czym popił piwem. Zrobiłem dokładnie to samo. – Szczerze, tak? Zaprosił mnie rzeczony tatuś. Powiedział, że pewien młody człowiek chce sobie zmarnować życie. Powiedział to dokładnie w ten sposób. Nawet nie musiał wspominać twojego imienia, żebym wiedział, o kogo chodzi – dodał groźnie.
– A ty nie mogłeś przejść obok tego obojętnie i ruszyłeś na ratunek, prawda? – zakpiłem. Bycie dupkiem wychodziło mi dziś bardzo sprawnie, nawet nie musiałem się wysilać.
– Nie zachowuj się jak gówniarz – warknął na mnie Kajetan. Wstał z miejsca, podszedł dwa kroki i stanął przy mnie. Górował nade mną, ale nie przejąłem się specjalnie jego przewagą. – Nie rozmawiasz z Emilem, nie musisz zgrywać palanta. Prosiłeś mnie przed chwilą o szczerość, ja mogę wyłącznie poprosić o to samo.
– Co nieszczerego powiedziałem? – zapytałem szczerze zdziwiony.
– Zaraz ci wpierdolę – pogroził. Zdusiłem w sobie chęć zaśmiania się, bo Kajetan mówił całkiem poważnie. – Na początek przyjebię ci w tę twoją buźkę.
– Już dziś dostałem – wyznałem bez chwili namysłu. Podniosłem się na ciężkich nogach, przestałem czuć się komfortowo, gdy Kajetan nade mną sterczał i straszył przemocą. – Widocznie sobie zasłużyłem samym byciem Konradem Czyżewskim.
– To mnie akurat nie dziwi. – Teraz on zadrwił. Odetchnął i po chwili zapytał już poważniej: – Dlaczego nie zadzwoniłeś i nie powiedziałeś, co się stało w Warszawie?
– Myślisz, że naprawdę chciałem opowiadać naokoło, że posuwałem żonę starego?
– Mnie mogłeś – odparł z pretensją. Usiadł wreszcie. – Poza tym chodzi mi o brak pracy, śmiało mogłeś mi powiedzieć, na czym stoisz.
– I poprosić, żebyś mnie przygarnął pod swoje skrzydła – dokończyłem z wyrzutem. – To była ostatnia rzecz, której chciałem – liczyć na twoją pomoc i łaskę, bo tak byłoby najłatwiej.
– Ostatecznie i tak zrobił to Emil – przypomniał mi Kajetan, tym samym rozwiewając ostatnie wątpliwości. Przez chwilę myślałem, że zjawił się tu z własnej woli, ale koniec końców przeważyła inicjatywa Emila.
– Zapraszasz mnie do siebie – wywnioskowałem. – Skąd wiesz, że skorzystam z twojej propozycji?
Kajetan potrząsnął głową i się zaśmiał. Wziął spory łyk piwa, a kiedy go przełknął, wyszczerzył się do mnie.
– Teraz ty mnie rozśmieszyłeś – stwierdził. – Konrad, ja nie przyjechałem cię o nic prosić, tylko cię zabrać. To akurat mój własny pomysł – dodał z dumą w głosie. – Emil chciał, żebym przemówił ci do rozsądku, bo sam już nie wiedział, co z tobą zrobić. Ani prośby, ani groźby na ciebie nie działały, więc ja przechodzę od razu do czynów. Mówię śmiertelnie poważnie, Konrad. Spakujesz się, a ja zabiorę cię do Torunia. Nie od razu, w końcu aż tak nie musimy się spieszyć – zaznaczył na koniec.
– Aż tak?
– Góra dwa dni – doprecyzował. To oznaczało mniej więcej tyle, że najlepiej, abyśmy zaczęli się zbierać od razu.
– Powinienem coś powiedzieć?
– Tak – przytaknął. – Na przykład: Kajetan, jesteś wspaniałomyślny. A tak serio, siedzimy tutaj przy ognisku, które już dogasa, przy piwie, które niestety się kończy, więc na dzisiaj darujmy sobie poważne tematy – zaproponował lekko. – Jutro o tym pogadamy.
Ognisko się tliło, nie chcieliśmy siedzieć dłużej w jednym miejscu, więc wybraliśmy się z Kajetanem na spacer. Bardzo nierozsądnie, szczególnie że było już naprawdę ciemno, ale w tym lekkim pijackim amoku przechadzka do lasu wydawała nam się całkowicie normalnym pomysłem. Kajetan rozpatrywał jeszcze zgarnięcie Michała, ale stwierdziłem, że mój brat jest za młody na nasze towarzystwo, a on, całkowicie tym rozbawiony (w końcu mimo wszystko byłem z Miśkiem w podobnym wieku) mi przytaknął.
– Na pewno poruszyłby temat Hanki – dodałem – a ja wcale nie chcę o niej rozmawiać.
– Urocza blondynka namąciła ci w głowie? – zainteresował się Kajetan, uderzając mnie pięścią w ramię. – Zakochałeś się?
– Nie chcę o tym gadać – powiedziałem z naciskiem.
– To przestań o niej myśleć.
– Nie myślę – wycedziłem przez zęby.
– To czego się tak wkurzasz? – zaśmiał się.
Ostatecznie trochę zgubiliśmy się w ciemności, narobiliśmy też hałasu, ale wróciliśmy bez większych szkód. Bardziej niebezpieczne od mrocznego zagajnika okazały się schody, po których wspinałem się po ciemku i nabiłem sobie siniaka. Skończyło się na tym, że wylądowałem w łóżku po drugiej w nocy.
Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Odczuwałem delikatny dyskomfort fizyczny, chociaż bardziej dokuczał mi kac moralny po wczorajszej rozmowie z Hanką. Czułem niesmak. Wieczorem zdołałem się wyluzować, ale po przebudzeniu powróciła złość. Najbardziej przeszkadzał mi jednak fakt, że się przejmowałem i zbyt dużo o tym myślałem.
Na stole kreślarskim dostrzegłem mój telefon. Uznałem, że z czystej przyzwoitości sprawdzę, czy ktoś się do mnie nie dobijał. Nie przypuszczałem, że ktokolwiek mógłby się ze mną kontaktować, więc zdziwił mnie SMS od Sary. Zmełłem przekleństwo pod nosem i nie było ono ładne. Wiadomość dostałem poprzedniego dnia około osiemnastej, więc dosyć długo musiała czekać na odpowiedź. Zastanawiałem się, czy w ogóle powinienem odpisywać.
Konrad. Trochę mi głupio, że nie mam odwagi do ciebie zadzwonić i wysyłam smsa. Przemyślałam naszą ostatnią rozmowę, trochę mnie poniosło. Chciałabym Cię przeprosić. Nie chcę tracić kontaktu z Tobą na kolejne kilka lat.
Oczywiście – Sara doszła do wniosku, że ją poniosło; złośliwie stwierdziłem, że nie dało się tego nie zauważyć podczas naszej wymiany zdań. Rozbawił mnie jednak brak wzmianki o tym, że to ja miałem rację. Sara napisała bardzo bezpieczną wiadomość. Wypadałoby odpisać, więc tylko napisałem:
okej
Nie zdziwiłem się, kiedy w kuchni zastałem Hankę. Rzuciłem krótkie przywitanie, coś tam nawet odburknęła. Popatrzyła na mnie z pozowanym obrzydzeniem i zasiadła przy stole ze swoją herbatą i kanapkami. Nalewałem wody do czajnika, gdy w kieszeni zadzwoniła komórka.
Mogłabym wpaść kiedyś do Pożarowa?
Zaśmiałem się na głos, czytając. Oczywiście ściągnąłem na siebie spojrzenie Hanki. Łypnąłem na nią i pomyślałem, że właśnie zazdrości osobie, która do mnie napisała. Tak naprawdę nie miała czego.
jasne – odpisałem tylko.
– Co jest, gówniarzu? – Do kuchni wpadł Kajetan i zawołał już na wejściu. Trochę się wystraszył, kiedy zauważył pałaszującą śniadanie Hankę. – Wybacz. Dzień dobry, pani. Smacznego.
– Dzień dobry – odpowiedziała mu z pięknym uśmiechem. Zagapiłem się na nią, na szczęście tego nie zauważyła, bo chwilowo dla niej nie istniałem. Kiedy Hanka ponownie skupiła się na jedzeniu, Kajetan do mnie podszedł i wyszeptał rozbawiony:
– Rób szybko kawę i nie gap się tak na nią.
Mimo jego rady zerknąłem na Hankę. Może gdyby wiedziała, że to jedno z naszych ostatnich spotkań, nie udawałaby obrażonej. Z drugiej strony o ile łatwiej było mi ją tutaj zostawić, kiedy taką zgrywała i działała mi na nerwy.
Telefon zapiszczał raz jeszcze.
Może być pod koniec tygodnia? :)
Koniec tygodnia wydawał się naprawdę odległy, ze względu na to, co miało się wydarzyć w moim życiu. Kajetan wymierzył mi kuksańca i prawie upuściłem telefon. Ze satysfakcją, ale też z lekkim żalem wystukałem i wysłałem:
może być
Noo Kondziu, upał taki, a Tyś jeszcze dołożył do pieca :D Wrócę po urlopie z jakimś sensownym komentarzem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Trochę nie wiem, co napisac, ale się postaram :)
OdpowiedzUsuńFajnie że Hania i Kondrad wreszcie pogadali. no dobra... Hanka walnęła monolog, ale mniejsza :P xd Przynajmniej Konrad wie teraz co ona czuje i w ogóle. :)
W ogóle to ja już się spodziewałam, że między nimi zaczyna się dobrze robić, a tu nagle takie buuu... Oczywiście teraz jesazcze Sara znów zabłyśnie na scenie i ja już się boje co z tego wyniknie. O ile coś wyniknie. i o ile w ogóle Sara znów wróci.
Czekam na kolejny cierpliwie i pozdrawiam! :D
Czasem wypada się odezwać, więc przybywam z komentarzem! :D Wiesz, że prowadzisz jedynego bloga na którym w miarę regularnie dzielę się swoimi przemyśleniami dot. rozdziałów?
OdpowiedzUsuńNo i jedynym na którym dostaję stemple z pyry za bycie uważnym czytelnikiem :D Co za zaszczyt!
Kajetan zdeklasował Kowala jak chodzi o dumną pozycję i tytuł mojego ulubionego bohatera. A Czyżewskich to jeszcze kilku i będzie można kalendarz z nimi zrobić, najlepiej niezbyt ubranymi :D Powiesiłabym na ścianie nieważne jakie pieniądze bym musiała dać za niego i może nawet pamiętałabym żeby przewracać kartki! Chyba że jakieś zdjęcie byłoby tak wyjątkowe że chciałabym na nie patrzeć w nieskończoność xD Tak czy siak, wydałabym kasę na taki kalendarz, o tak ^^
Sara Sara i co tu z Tobą będzie? Lubiłam ją na początku, teraz działa mi na nerwy. Okaże się jeszcze że Ola, która jest postrzegana jako pretendentka do czarnego charakteru w tym romansie już od prologu, to w sumie spoko dziewczyna która po prostu nie przepada za naszą Hanią (zresztą, ja tam jakbym ją zastała ze swoim facetem - a nawet jeśli już nie facetem to i tak - w podobnej sytuacji to w walce o tytuł mojej ulubionej osoby na planecie też miałaby marne szanse), a to Sara im tu burdel zrobi! Bo Ola w ciąży jest i była i nawet narzeczoną Kondzia była (albo to ja coś chrzanię, też bardzo możliwe xD) no ale już nie jest i szczerze mówiąc, nie wyglądała na taką co będzie go chciała odbić - zresztą chyba po tym, co zrobiła, nie ma większych szans. Seks seksem, ale mimo że Konrad obiecał jej pomóc to chyba konkurencją dla Hani nie jest. Natomiast Sara... Tę to ja bym na miejscu Hani wytargała za włosy i kazała nie wracać :D Inna sprawa, że Haneczka ma ogromne oczekiwania ale żadnego prawa by to zrobić.
Hania to szaleje w tym rozdziale xD Czekała aż Konrad wyskoczy z orkiestrą dętą, słoniem na wrotkach, bukietem róż o średnicy baobabu i wykrzyknie "Kocham Cię!"? Cóż Haniu, nie tym razem :D Kondziowi nie trzeba kobiet, no ale może jednak, sam przyznał przed sobą, że mu zależy! Myślę że na chwilę obecną swoimi pytaniami czy mają szansę na coś prawdziwego (czy tam jak ona to określiła), Hania sama te szanse przekresliła i jeszcze trochę one takie pozostaną :D Ile oni są razem w tym Pożarowie, dwa tygodnie? Pogubiłam się w czasie akcji, ale to nieważne, ważne że nie jest to wcale jakoś długo i szczerze mówiąc nie rozumiem czego Haneczka od niego oczekuje. A to wszystko pewnie wina Emila i jego gadki o Konrad-to-nie-facet-dla-Ciebie! Ten też niby taki o, pomocny, a się okaże że im niejedną kłodę pod nogi rzuci (dobra, może niekoniecznie w złych intencjach)! :D
Konrad wyjedzie do Torunia? Oby jak najprędzej, Toruń przepiękny, będzie pewnie Kajetan, a Haneczce może się pod jego nieobecność wreszcie we łbie poukłada!
Trochę chyba Hani pocisnęłam w tym komentarzu, ale mimo wszystko nie do końca trafiają do mnie jej oczekiwania wobec Konrada. Do niego chyba też nie :D Tak czy siak, mimo wszystko brawa dla niej, że trochę się ogarnęła i chociaż początek jej pięknej tyrady był sensowny i prawdziwy!
Tak jeszcze czysto technicznie: Konrada nie odchodziły szczegóły zamiast obchodziły, nieszczerego powinno być napisane razem, a Kondziu powtórzył z naciekiem zamiast naciskiem.
Gratuluję magisterki, pozdrawiam i czekam niecierpliwie na więcej! :D
Za Twoje komentarze to mogę Ci dawać stemple z pyry do końca świata! :D Czuję się wyróżniona w takim razie, że właśnie dla tego bloga potrafił mi coś na skrobać, dziękuję! :D
UsuńA tak poważniej i na temat, bo muszę się jeszcze na pociąg uszykować XD Nie, nie pogubiłaś się z tym czasem - znaczy nie pogubiłaś się bardziej niż ja, bo jak ostatnio liczyłam, też wyszły dwa tygodnie, więc... To chyba wiele wyjaśnia. Zresztą nawet gdyby były dwa miesiące, to dla Kondzia i Hani byłoby i tak stanowczo za mało na wyznawanie miłości i orkiestrę dętą (o zgrozo!). Ale Hania, jak to Hania (jeszcze się do tego przyznała w tym rozdziale!), na pewno znajdzie winnego tej sytuacji, Emil jest bardzo poważnym kandydatem - chociaż rzeczywiście nie chciał dla niej źle, lojalnie ostrzegał, tylko trochę za późno, no cóż... Oj tam, trochę jej pocisnęłaś, ale czasem się należy - ja myślę, że oboje nie zachowali się specjalnie ładnie wobec siebie, wina leży po obu stronach.
Co do Sary to ja się trochę nie spodziewałam, że ona mi zrobić taki burdel, czasami się zastanawiałam, czy dobrze zrobiłam prowadzając tą postać i ostatecznie wychodzi, że jednak dobrze. I tutaj zależy, od której strony się spojrzy - czasami Sara jest miła i pomocna, czasami walczy o swoje. Podobnie jak Ola, chociaż ona ma trochę inne pobudki; trudno je obie zaklasyfikować do kategorii pozytywny/negatywny bohater, to dobrze, nikt nie jest tylko biały lub tylko czarny. Przy okazji można się domyślać, dlaczego Konrad jednak z żadną z nich nie jest - w końcu każdy ma swoje wady i zalety.
Tak, Kondziu wyjedzie, to chyba nie jest jakaś wielka tajemnica. I zostawi Hankę, która może tylko żałować, w końcu Torunia można pozazdrościć. I Kajetana pewnie też. A co do rozłąki, to obojgu powinna pomóc, nie tylko w kwestiach uczuć.
Zaraz poprawię te błędy, jak zwykle ślepa jestem.
Dziękuję (czuję się starło!)! :) I również pozdrawiam!
Ok, to jest mowment, w którym nadeszła historyczna chwila-po raz pierwszy jestem bardziej wkurzona na Kontada niż na Hanke. Nie wiem czy dlatego, Żr jestem dumna z Hanki j zadowolona, ze sie wypowiedziała, czy flatego ze Kontad aż tak mnie zdenerwował xD ale kontrast jest xD nie spodziewałabym sie. Hanka może j wybuchła ale powiedziała naprawdę sporo. A Kontad pozostał ba to...zupełnie obojętny choć pewnie w środku tak do końca nie jest. Obawiam sie,ze ob nie rozumie własnych uczuć, boi się ich. Ale na Boga... Żeby tak odpowiedzieć dziewczynie po całym wypowiedzeniu uczuć? No ludzie... Bez przesady xD ze on nie wie. Ze na niego, biedaczka, naciskają i ze go męczą. Boże przenajświętszy... Gorzej niż kobieta podczas okresu. Konrad, ogarnij się chłopie. Nie każe Ci z nią iść do ołtarza ale Bądź mężczyzna xd Niemniej cieszę sie, zd chociaż jedno z nich wreszcie zdobyło sie ba szczerość i coś ruszyło. Czekam na cd.
OdpowiedzUsuńZapiski-Condawiramurs.
Serio, zazdroszczę, że spotkałaś na swojej drodze tylko facetów, którzy nie mają problemu wyrażaniem swoich emocji za pomocą słów, bo ja akurat natrafiam tylko na takich, dla których jest to spory problem XD Albo mówią o miłości na wyrost, mylą miłość z zauroczeniem. Nie wiem, który typ gorszy, ale Konrad na pewno należy do tego pierwszego. Sama napisałaś, że Konrad nie rozumie swoich uczuć, więc miałby Hani powiedzieć nieprawdę, no nie wiem, że ją kocha, chociaż to nie prawda? Tutaj akurat będę go bronić. Chociaż wcale nie uważam, żeby w trakcie rozmowy zachował się nadzwyczaj honorowo, pokazał wiele swoich słabości, ale chyba już wiele z nich zdążyłam pokazać we wcześniejszych rozdziałach :P
UsuńPozdrawiam!
O nie, z pewnością nie spotkałam na mojej drodze tylko takich facetów (to chyba niemożliwe... podobnie jak nie spotkać tego drugiego typu ;D), ale wydawało mi się, że on już to wie wewnątrz siebie... No ale jeśli faktycznie nie ma pojęcia, to własciwie dobrze, że nie kłamie. To jest najgorsze. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowość, bo tęskno mi jednak za tą wkurzającą, lecz jakże interesujacą, dwójką :) zapraszam do mnie na nowość:)
UsuńSara, weź umrzyj, bo mącisz we wszystkim. Wcale nie wydaje mi się, że chodzi tu o utratę kontaktu. Ona po prostu poluje na Konrada i za wszelką cenę chce zgrywać tą dobrą, bo takie sidła są lepsze niż otwarte wchodzenie do łóżka. A to zdzira, powoli chyba dostrzegam jej taktykę i jestem nawet pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńCo do samej rozmowy K. z H. to czasami miałam ochotę przywalić Konradowi, potem z kolei Hance i tak w kółko. Pewnie z tym udawaniem niezainteresowanej etc. zrobiłabym to samo. Choć przyznam szczerze, że bardzo interesuje mnie ta rozmowa z perspektywy Hanki. Konrad był jak nie Konrad. Czasami zastanawiałam się czy to nadal scena z jego punktu widzenia. Już sam fakt tego, że myslał o uczuciach do Hanki i nawet je odczuwał mnie wmurowała. Konrad, jesteś słaby, pracuj nad sobą, chłopie! :D Tak naprawdę nie umiem stanąć po stronie żadnego z nich. Hanka chce deklaracji, ale w przypadku Konrada to ciężkie i tu go rozumiem. W pewnych kwestiach emocjonalnych jestem taka jak ona. Nie umiem rozmawiać o uczuciach i koniec, nie mnie ze skóry obedrą, lepiej być ironiczną i obojętną XD a Hanka... nie wiem, o matko nie wiem, co o niej myśleć. Choć nasze reakcje czasami się pokrywając, to ja uczuciowo inaczej funkcjonuję. I tak podziwiam ją za podjęcie tej rozmowy i tak szczere wyznanie/powiedzenie tego.
Tak naprawdę to chociaż w opowiadaniu minęło niewiele czasu to dostrzegam jak oni powoli dojrzewają: do swoich uczuć, decyzji i bycia ze sobą. Droga przed nimi daleka, ale warto czekać :)
A Kajetan, cóż, może on okaże się pomocą nie tylko w kwestii pracy :D
A tak ogólnie, to nie miałam szansy Ci jeszcze tego napisać,a więc gratuluję pracy! Pozostaje życzyć mi już teraz samych sukcesów zawodowych XD
Pozdrawiam!
o tych kwestiach emocjonalnych to miało być, że jestem taka jak Kondzio - musiałam sprostować, bo moja myśl zupełnie wyszłaby na opak :D
UsuńO, nawet mi dla Sary taktyka wyszła! A że chwilę po tym, jak ją wprowadziłam do opowiadania miałam poważne wątpliwości, czy zrobiłam to dobrze, to jednak okazuje się, że znalazłam dla niej odpowiednie miejsce. Tylko Sara chyba jednak nie przewidziała, że Konrad jest odporny na jej "urok", ale niech próbuje, a co! :P
UsuńHa, czyli jednak się udało to, co chciałam zrobić XD Od samego początku nie chciałam, aby z tej rozmowy wynikło, że któreś z nich ma rację, a drugie postępuje źle. Nic tutaj nie miałoby być wyłącznie czarne i białe, sama nie potrafiłabym stanąć po czyjejś stronie. Co do samego Konrada, to pisząc miałam sporo wątpliwości, czy nie przesadzę, jednak ostatecznie uznałam, że jeśli Kondziu miałby całkiem wymięknąć, to kiedy, jak nie teraz? Nie sądzę, abym zrobiła to jeszcze kiedyś, ale w przypadku tej sceny pozwoliłam sobie na nieco większą swobodę w konradowej narracji. Kiedy opisuję emocje zwykle ograniczam się do minimum, teraz trochę popłynęłam i jest to zamierzone, może dlatego przypomina to narrację Hanki. Konrad wyszedł nieco ciotowato, przyznaję, ale jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, tak miało być XD
A dziękuję! :D Jeszcze się przyzwyczajam do myśli, że kończę wakacje i idę do pracy XD I oby to rzeczywiście były sukcesy :D
Również pozdrawiam! :)
Dobra, może mój wstęp zabrzmi prostacko...CO TEN KONRAD ODPIERDALA?
OdpowiedzUsuńNie no, no..serio. Co on odwala...? Ja tu jestem happy, bo Hanka (tak, Płaczka Hanka) w końcu się zmobilizowała i wszystko powiedziała, a on...mam wrażenie, że przyjął to z... "aha, no spoko". Co za koleś...ale kto trafi za jego głową. Samo to, że tyle siedzi w Pożarowie, Kajetan proponuje mu prace, a ten się ciska. Pewnie myśli sobie, że chciałby sam coś znaleźć i być niezależny, huehuehuehue, coś długo mu to nie wychodzi.
Tak na marginesie...ciekawe czy Hanka po tej rozmowie płakała...hm,:D
Dobra, czekam na dalej.
Idę Twoim systemem...:D Szkoda, że tylko takich blogów mam z góra trzy, cztery... :D
Dobra, to tyle ode mnie. Znak, że żyję i byłam. :D
Pozdrówki ;3
Siema! Jestę! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się nadrobić RK<3 Trochę mi się potęskniło za Hanią i Konradem. Postaram się skomciać coś sensownie, ale nie obiecuję. W każdym razie może być kolorowo XD
Cóż, myślałam, że ta poważna rozmowa o uczuciach odbędzie się nieco później, po weselu czy coś, ale jednak Hania i Konrad mnie zaskoczyli. Żadnego nie będę bronić. Oboje chyba ponoszą taką samą odpowiedzialność za całą sytuację. Konrad nic nie obiecywał Hani, Hania nie powinna brać tego wszystkiego tak na poważnie, chociaż może wcale nie powinna się jej dziwić. W końcu baraszkowanie z Konradem w łóżku to nie byle co, skoro dla niej pocałunek to coś poważnego. A młody Czyżewski znając Hanie nie powinien był zachowywać się w ten sposób. Trochę namotałam, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Shippuję ich hardo, ale czasem ręce mi opadają na nich XD
Tak sobie teraz pomyślałam, że ta ich rozmowa odbyła się chyba za wcześnie, Hania tylko się rozczarowała, bo Konrad jednak nie powiedział dokładnie co czuje. Po prostu oboje spotkali się tu całkiem przypadkiem i odżyły hankowe marzenia.
O, i Kajtek jest świetny! :)
Nie wiem, czy odczytasz się coś z tego komentarza, mam nadzieję, że tak. Lol, starałam się XD
Pozdrawiam i życzę weny! <3
Czytając tę scenę Hanki i Kondzia miałam ochotę na przemian przywalić to jednemu, to drugiemu :P Dlatego to trochę niesprawiedliwe, że w rzeczywistości tylko Kondzio oberwał, a Hania przetrwała bez żadnych „uszkodzeń”. No ale okej, jest w końcu kobietą, więc niech już jej będzie – lepiej, żeby nikt jej pięścią przed twarzą nie wymachiwał… To chyba jeszcze muszę wyjaśnić, dlaczego tak mi i Hanka, i Kondzio swoim postępowaniem ciśnienie podwyższyli…. Otóż co do Hani, właściwie to trochę jestem z niej dumna. Odważyła się wygłosić monolog (trololo, Kondzio niewiele mówił, raczej wciąż próbował Hankę pocałować, więc uznaję tę jej wypowiedź za typowy monolog) i chwała jej za to (fanfary i salwy armatnie na cześć Hani poproszę :D). Ten początek był całkiem niezły, właściwie to naprawdę dobrze zaczęła. Tyle, że potem jednak przesadziła. Konrad to Konrad, wymuszanie na nim deklaracji nie sprawi, że nagle obudzi się z letargu i wyciągnie z kieszeni dżinsów pierścionek zaręczynowy, zacznie recytować Szekspira i zapewniać Hanię, jak to bardzo ją kocha. A mam wrażenie, że Hani trochę o coś takiego chodziło (no dobra, może z wręczeniem pierścionka mógłby Kondzio się w jej wizji finału ich rozmowy wstrzymać xd). Niestety, ma dziewczyna pecha, bo z Konradem nie te numery. Fakt, on coś tam do Hani ma, może to miłość, może zauroczenie, a może tylko słabość… Ale na pewno nie ma opcji, żeby on się jej tak z marszu określił. Kondzio to raczej nie typ mężczyzny, który od razu wie, co czuje i jeszcze dzieli się tymi swoimi uczuciami, wygłaszając piękne monologi. W sumie to mam też wrażenie, że nie jest on również osobą, która byłaby zdolna dla uzyskania spokoju tak na odwal się przyznać się do przejawiania jakichś uczuć. On raczej nie pali się do wyjawiania swoich emocji tudzież przemyśleń, zwłaszcza jeśli sam do końca nie jest pewien, jaką to wszystko przyjęło formę i w którą stronę podąża. Ja wiem, że Hania chciałaby wiedzieć na czym stoi. Całkowicie ją rozumiem. Ona się określiła, więc chciałaby wreszcie wiedzieć czy ze strony Czyżewskiego ma na coś w ogóle liczyć czy może powinna już teraz zapisać się na terapię oduzależniającą od Kondzia. Tyle, że takim monologiem raczej nie doprowadzi do tego, że Kondzio się zdeklaruje, prędzej go do siebie lekko zniechęci :P Chociaż może się mylę, bo jak widać jakiś rezultat jej występu jest – Kondziu ciągle o Hani myśli. Okeeej, to skoro nad Hanką się popastwiłam to teraz czas na Kondzia. Bo to nie tak, że tylko Hanka przesadziła. Jak na mój gust, to smutny finał tej rozmowy jest winą ich obojga i tyle :P Kondzio też się nie popisał, siedząc tam jak słup soli i ciągle wyskakując z tym całowaniem. Panie Konradzie, trochę zrozumienia, taktu, subtelności by się przydało. W końcu wszyscy wiemy, że z Hani specyficzna osóbka i nie można jej lekceważyć ani podchodzić do jej uzewnętrzniających przemów na zasadzie: okej, spoko, wysłuchałam cię, to do później. Nie, nie, nie :P
OdpowiedzUsuńEj, to Kondzio wyjeżdża? :( A co z Hanią? Hmm, może jak trochę od siebie odpoczną to im dobrze zrobi.
Aha, miałam jeszcze powrzucać na Sarę. Czy ona zbzikowała? Musi być serio nieszczęśliwa, że tak się temu Konradowi narzuca. Nie wiem, ale te byłe Konrada to jakieś dziwaczne są xd
Poozdraawiam <3
Chyba nic więcej do Twojego komentarza nie dodam, mogę się tylko pod nim podpisać i cieszyć się, że widać to, co chciałam pokazać :D
UsuńDziękuję i również pozdrawiam! :*
Czemu mnie to nie dziwi? Czy tych dwoje kiedykolwiek zdoła do siebie dotrzeć? Teraz należałoby się zastanowić kogo winić za cały ten bałagan. Hankę, która żąda od niego jasnych deklaracji i wciąż w niego nie wierzy? Konrada, który zamiast dać jej to, czego chce, albo dyplomatycznie milczy, albo starając się ją oblaskawic tylko się pogrąża? Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć czyją zasługa jest kolejne z wielu zawirowań towarzyszących ich relacji, dlatego pokusze się o stwierdzenie, że obojga. Kiedy on wykonuje krok w jej stronę, ona się cofa, kiedy ona nabiera śmiałości i wyznaje mu swoje uczucia, on postanawia ściągnąc na miejsce jedna ze swoich byłych. To druzgocace. Razem cierpią, osobno cierpią. A teraz jeszcze ten domniemany wyjazd K. No, no... tylko czekam co na to powie H. Chociaż... kto ją tam wie? Może przecierpi swoje w samotności? To by było do niej bardzo podobne.
OdpowiedzUsuńWiesz co? Mogłabym napisać, że K. I H. juz mnie męczą, àle tego nie zrobię. To po prostu niewykonalne;) Bo na tym polega cały ich urok. Na wiecznym docieraniu się, przepychankach słownych, wymierzaniu sobie razow. Tacy juz są. Skomplikowani. Trochę szaleni. Całkowicie nieprzewidywalni. W końcu kto by chciał czytać o jakichś tam nudziarzach? Fajerwerki są? Są. Miłosne zawirowania? Również. Cała masa niepewności? A i owszem. Jako czytelniczka niczego więcej do nie potrzebuję. Choć... i tak liczę na to, że to 'docieranie się' zostanie zwieńczone sukcesem. Wierzę w nich:D PS. sezon na komentowania uważam za otwarty. Jutro zajrzę na 'nie zaprzeczaj'.Przepraszam za te chaotyczny komentarz, ale piszę z telefonu.
Pozdrawiam gorąco! :*
Zostałaś nominowana do LBA więcej na http://powrotdoprzeszlosci.blog.onet.pl/2015/09/02/liebster-blog-award/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dopiero teraz się zorientowałam, że nie skomentowałam, brawo ja! </3
OdpowiedzUsuńMi nadal chce się czekać! :)
OdpowiedzUsuńChciałam tylko napisać, że mi się chce czekać. Różowa Koszula, to mój faworyt wśród opowiadań, więc będę czekać ile trzeba, byle dowiedzieć się jak to się wszystko zakończy :)
OdpowiedzUsuńP.S. Bardzo spodobało mi się zakończenie na "Nie zaprzeczaj"
MI SIĘ CHCE CZEKAĆ. I czekam, więc no, weź to pod uwagę. :D
OdpowiedzUsuńJestem zdziwiona, jak wiele komentarzy generuje jedno niewinne pytanie :P
OdpowiedzUsuńMi też!
OdpowiedzUsuń