29. Chłopiec na telefon

niedziela, 8 listopada 2015

Hanka

Oznajmiłam Małgorzacie, że chcę wyjechać – jeszcze dziś, a najlepiej natychmiast. Wtedy zaczęły pojawiać się wyrzuty sumienia – nie wiedziałam, co Małgorzata dostrzegła w moim wyrazie twarzy, ale to ją zaniepokoiło. Nawet nie starała się ukryć zaskoczenia, tylko patrzyła, wyraźnie oczekując czegoś więcej niż strzępek informacji. Niespecjalnie mnie to dziwiło, ale i tak nie chciałam zdradzać zbyt wiele – dowiedziała się jedynie, że nie wracam do domu. Tak postanowiłam – pomyślałam, że jeśli ponownie zjawi się Cezary, byłoby dobrze, gdyby trop się urwał; albo nic nie myślałam – ta druga opcja była bardzo prawdopodobna. 
Obie starałyśmy się mieć dobre miny do złej gry. Ostatecznie Małgorzata odpuściła. Obdarzyła mnie uśmiechem, pytając, czy mi czegoś nie potrzeba. Jako że torba była mi niezbędna, pożyczyła mi piękną konduktorkę z brązowej skóry, która w tamtym momencie nadawała się idealnie, aby pomieścić mój marny dobytek. 
W salonie zastałam Emila. Zerkał w ekran telefonu, chcąc zatuszować domniemanym zapracowaniem tę wyraźną niezręczność związaną z przebywaniem w tym domu. Po raz kolejny zrobiło mi się głupio – pewnie nie spędziłby tutaj ani minuty dłużej, gdyby nie czekał na mnie.
Widząc mnie, chciał wstać, ale zrezygnował, kiedy zasiadłam obok. Wzięłam głęboki oddech i poprosiłam go o pożyczkę. Wypaliłam prosto z mostu – chciałam to zrobić szybko i bezboleśnie. Moja prośba nie zrobiła na nim większego wrażenia, co akurat mnie zdziwiło. Spodziewałam się innej reakcji, dlatego, nie czekając na odpowiedź, rzuciłam w eter argument, który zamierzałam użyć w przypadku odmowy – powiedziałam wprost, że potrzebowałam pieniędzy na podróż. 
– Masz zamiar jechać do Konrada?
Prychnęłam w odpowiedzi, to było silniejsze ode mnie. Zdradziłam się całkiem przypadkowo, więc w głowie Emila zdążyły pojawić się wątpliwości. Zresztą słusznie – ja nie puściłabym rozhisteryzowanej dziewczyny samotnie w świat.  Nie mogłam mieć też Emilowi za złe, że z dwojga złego chętniej puściłby mnie do Torunia niż w zupełnie innym kierunku. 
Emil zerknął na mnie w taki sposób, że po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Byłam obojętna wobec troski Małgorzaty, ale czując na sobie świdrujący wzrok Czyżewskiego, nie potrafiłam nie powiedzieć mu prawdy.
– Jadę do Kowala – przyznałam się, prawie szepcąc.
– Do Kowala? – naprawdę się zdziwił.
– Do Warszawy – nieco zmieszana doprecyzowałam, choć to chyba nie było koniecznie. Emil nie wyglądał na zadowolonego, tak po prostu. – Nie powiesz nikomu, prawda?
Największą frustrację wzbudzało w Emilu, że ostatecznie z jego pomocą lub bez i tak wsiądę w pociąg, a on nie zdoła mnie powstrzymać – dokładnie to dostrzegłam w wyrazie jego twarzy. Niemniej kolejna moja prośba wyraźnie go rozśmieszyła, bo odparł, używając paskudnie aroganckiego tonu: 
– Chyba trochę za dużo ode mnie wymagasz, nie sądzisz? 
Po naszej krótkiej, ale dosyć niekomfortowej rozmowie, nie zagrzaliśmy z Emilem długo miejsca u Małgorzaty. Pożegnałam się z panią Czyżewską, ściskając ją mocno i poprosiłam, aby podziękowała sąsiadce, która ją wezwała. Czułam się jak koncertowa idiotka, ba, byłam nią, gdy Małgorzata patrzyła na mnie odrobinę zbyt pobłażliwie, a ja nadal brnęłam w swój plan, który wymyśliłam na poczekaniu. Moje zapewnienia, aby się nie martwiła, nie przekonywały jej. Co innego Emil, który musiał ukradkiem rzucić porozumiewawcze spojrzenie. 
Wsiadłam do samochodu Emila, tam poczułam się wyjątkowo bezpiecznie. Historia się powtarzała, ale ja uciekam teraz znacznie dalej. W drodze do bankomatu sprawdziłam przez internet połączenia z Warszawą – wybrałam takie, by mieć jeszcze trochę czasu na szybkie zakupy na poznańskim dworcu.
– Wiesz, gdzie będziesz spać? – zapytał Emil, zatrzymaliśmy się pod budynkiem dworca we Wronkach. Nadal trwał remont, wszystko dookoła zostało rozkopane, a bilet musiałam kupić w kontenerze postawionym przy parkingu.
– No, u Kowala – odpowiedziałam niepewnie.
– Nie wiem, czy istnieje takie miejsce jak „u Kowala” – odparł, spoglądając na mnie z tym przejmującym chłodem w oczach. Wiedziałam, że próbował mnie odwieść od wyjazdu. Być może uznał, że im szybciej skończą mi się pieniądze, tym szybciej wrócę. Ja sama nie wiedziałam, co czekało mnie trzysta kilometrów na wschód, mogłam przecież następnego dnia wracać do Pożarowa z nie najlepszym samopoczuciem. – Twój tata nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, że to zrobiłem – odezwał się po dłuższej chwili ciszy, po czym wręczył mi kilka stuzłotowych banknotów. – Powiedzmy, że to część wypłaty za twoją wakacyjną pracę.
– Dziękuję – mruknęłam cichutko, chowając pieniądze. 
– Wiesz, kto jeszcze jest wściekły? Sylwia – dodał. – Twoja siostra musiała usłyszeć jakąś inną wersję wydarzeń. Chyba pomyślała, że rozbiłaś wazon na głowie Czarka ze złości, po czym poszłaś sobie, zostawiając biedaka na pastwę losu.
– Chyba nie wierzysz, że ja kłamię?
– Sama sobie nabiłaś siniaka? – zapytał retorycznie. Dziwne, zdążyłam już zapomnieć o fiolecie, który szpecił moją twarz przez kilka dni. – Zresztą, gdybym ci nie wierzył, nie przyłożyłbym ręki do tego idiotycznego pomysłu. 
Mimo kąśliwej uwagi, w duchu odetchnęłam z ulgą, bo dobrze było mieć Emila po swojej stronie. Nabrałam powietrza w płuca. Zastanawiałam się, dlaczego Sylwia zjawiła się w Pożarowie. Początkowo wątpiłam, aby chodziło o siostrzaną troskę.
– Nie wiem, dlaczego Sylwia tak sądzi. Pewnie Czarek do niej w końcu dotarł, kiedy mnie szukał, sprzedał jej ckliwą historię, ona uwierzyła, a rodzicom powiedziała, że dali się nabrać na moje kłamstwa. Pewnie się z nimi pokłóciła, bo uwierzyli takiej nieudacznicy jak ja, którą zawsze trzeba prowadzić za rączkę. Sylwia myśli, że nigdy sobie nie poradzę, a skoro trafił mi się jakiś facet, to powinnam się go trzymać. Sama nie zauważyła, że nie ma nikogo. Przepraszam, to głupie. – Zrobiłam pauzę, przełknęłam ślinę i westchnęłam. – Nigdy nie miałam dobrych relacji z siostrą, a kiedy zdarzały się lepsze dni i jej posłuchałam, nigdy nie wychodziłam na tym dobrze. Chociaż nawet nie zdziwiłabym się, gdyby znała prawdę, ale chciała zrobić mi na złość, wykorzystując przy tym Czarka. Nie wiem, nie pytaj.
Spoglądnęłam na Emila, który wcale nie miał zamiaru się odzywać. Przyglądał mi się po prostu i słuchał, pewnie nie zdając sobie sprawy, jak wiele to dla mnie znaczy.
– A może po prostu się martwi – dodałam jeszcze po chwili. – Na swój dziwny sposób martwi się o młodszą siostrę. Chyba nie powinnam jej oceniać zbyt surowo, w końcu nie znała prawdy. Nie skontaktowałam się z nią, a pewnie powinnam. Nie wiem, co ona pomyślała.
Musiałam jeszcze kupić bilety, dlatego wyszłam z samochodu, tym samym ratując Emila przed biadoleniem. Mimo że mój nastrój mógł Czyżewskiego zamęczać, czekał ze mną, aż zapowiedzą pociąg. 
– Na mnie pora – wymamrotałam. – Nie wiem, kiedy się zobaczymy.
– Wróć przed ślubem – polecił ojcowskim tonem.
Wciągnęłam się w czytany romans, dlatego podróż do Poznania minęła mi zaskakująco szybko. Podkradłam Małgorzacie tę książkę, bo po opisie wywnioskowałam, że powinna mnie odmóżdżyć. Właśnie tego potrzebowałam najbardziej – aby nie myśleć. 
Moment otrzeźwienia przyszedł, gdy wysiadłam w Poznaniu. Rozejrzałam się dookoła i zanim zdążyłam wywnioskować, że pociąg zatrzymał się na peronie piątym, zostałam potrącona przez człowieka, któremu szalenie się spieszyło. Skrzywiłam się, słysząc niewybredne przekleństwo skierowane pod moim adresem. Odeszłam kilka kroków na bok, policzyłam w myślach do pięciu, a w kolejnym momencie przypomniałam sobie, że miałam niecałe czterdzieści minut do kolejnego pociągu. 
Ruszyłam przez tunel do budynku poznańskiego dworca, gdzie zahaczyłam o drogerię. Szczoteczka do zębów była najważniejsza, do tego kilka podróżnych miniaturek, aby nic mnie na miejscu nie zaskoczyło – to znalazło się na wcześniej przygotowanej liście; natomiast w koszyku zupełnie przypadkowo znalazła się pomadka w bladoróżowym kolorze i tampony, chociaż nie spodziewałam się okresu. Stojąc w kolejce, pod wpływem chwili wzięłam jeszcze małą butelkę soku i kondomy – te ostatnie „na wszelki wypadek”.
Kiedy wyszłam na peron pierwszy, pociąg już stał, wsiadłam więc w „Gałczyńskiego”. Miałam nadzieję, że nie trafię na żadnych pomyleńców. W swoim przedziale zastałam tylko dwójkę dorosłych w wieku moich rodziców, którzy nie mogli mi przeszkadzać, bo kiedy tylko pociąg ruszył, momentalnie zasnęłam. Obudził mnie tylko konduktor sprawdzający bilety, ale później spałam dalej. Po szaleńczej ucieczce przed Cezarym potrzebowałam chwili wytchnienia i wyciszenia. Będąc już w pociągu do Warszawy, widocznie rozluźniłam się na tyle, że poziom adrenaliny spadł, co skutkowało nieprzewidzianą drzemką.
Kiedy przebudziłam się na dobre, pan w przedziale mówił o kapuście. Spojrzałam przez okno i ujrzałam właśnie pole owej kapusty. Wiedziałam, że zbliżam się do stolicy, ktoś kiedyś musiał mi powiedzieć o podwarszawskich widokach, dlatego skojarzyłam te fakty. Lekko się przeciągnęłam i usiadłam prosto, po kilku wdechach zaczęło do mnie dochodzić, że niedługo wysiądę.
Wyskoczyłam na peron prawie jako ostatnia. Może trochę bałam się tego, co szykowała dla mnie stolica i w momencie, gdy było już za późno, aby się wycofać, starałam się odwlec wszystko w czasie. Stałam, rozglądając się dookoła, w miejscu, gdzie byłam po raz pierwszy w życiu, wśród ludzi, którzy mijali mnie i nie przejmowali się tym, że w duchu modlę się, aby ktoś mnie uratował. Zastanawiałam się, w którą stronę powinnam pójść. Wszystko dookoła mnie wydawało się obce i większe od znanych mi rzeczy. Przeczuwałam, że nieuchronnie zbliża się atak paniki. 
Po chwili uznałam, że powinnam podążyć za tłumem, ale dokładnie w tamtym momencie ujrzałam mojego prywatnego bohatera i zdałam sobie sprawę, że to wszystko dzieje się naprawdę; byłam w Warszawie. Uświadomiłam sobie ilość kilometrów dzielących mnie od domu, ale również od Cezarego, który dziś wyjątkowo znalazł się stanowczo za blisko.
Kowal podążał w moim kierunku i uśmiechał się łobuzersko, spoglądając jak dziki kot na łatwą ofiarę. Powinnam wyjść mu naprzeciw? Powiedzieć coś? Rzucić się na niego jak wygłodniałe zwierzę i zacząć całować? Ostatecznie tylko gapiłam się, stercząc na środku peronu jak ostatnia sierota.
Mój znajomy wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam, powiedziałabym nawet, że lepiej niż ostatnio. Zresztą Kowal niewiele potrzebował, aby zrobić na mnie wrażenie – wystarczył ten cholerny uśmiech i piwne oczy, aby pode mną ugięły się kolana, a w brzuchu odezwały się motyle. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl, że powinnam go traktować jedynie jako przyjaciela, ale to było trudniejsze, niż sądziłam. Musiałam to przyznać – Kowal mnie pociągał, najgorsze było to, że mimo największych starań nie potrafiłam tego ukryć. A on to dostrzegał.
– Zwykle to ja dzwonię, a dziewczyny przybiegają – powiedział na przywitanie, stając na wprost mnie. Ja na moment zapomniałam języka w gębie. Chciałam wyciągnąć dłoń w jego kierunku, dotknąć i sprawdzić, czy ktoś go nie podmienił.
– A co zwykle jest potem? – odezwałam się po chwili, walcząc ze ściśniętym gardłem.
– Oczywiście wykorzystuję te dziewczyny.
Słuchałam i zastanawiałam się, w jakim stopniu te słowa pokrywały się z rzeczywistością, a ile w nich było zwykłej kokieterii. Niczego tak naprawdę nie mogłam być pewna – nie zdziwiłabym się, gdybym usłyszała, że on żartuje. Z drugiej strony mogłam przecież usłyszeć od niego sto procent prawdy. Kowal nie przestawał zaskakiwać mnie swoją butą i pewnością siebie. Zastanawiałam się, skąd to wszystko się u niego brało. Może chodziło wyłącznie o kontrast między nami: ja – szara myszka, on – fircyk. 
– Tylko że tym razem ja zadzwoniłam – odważyłam się zauważyć. Kowal widocznie czekał na te słowa, bo uśmiechnął się tak pięknie, jak niewielu facetów w ogóle potrafiło. Chociaż nie, tak uśmiechać mógł się wyłącznie on.
– Więc tym razem to ja zostanę wykorzystany.
Chociaż spodziewałam się, że usłyszę coś w tym stylu, nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć. Wpatrując się w Kowala, próbowałam sobie wytłumaczyć, dlaczego tutaj przyjechałam. W końcu byłam w Warszawie po raz pierwszy. Nigdy nie zdarzyła się okazja, aby odwiedzić stolicę, a tego dnia w ciągu kilku sekund podjęłam taką decyzję. Istne szaleństwo! Pół roku wcześniej nawet bym o tym nie pomyślała. Nie, żebym się bała, ale wolałam lepiej zaplanować podróż – pociąg, hotel, atrakcje, wszystko zgodnie z logiką i zdrowym rozsądkiem. I na pewno nie wybrałabym się, aby spotkać się z prawie obcym facetem. Jednak tym razem się zdecydowałam – to świadczyło, że w ostatnim czasie oprócz tego, że sporo zmieniło się w moim otoczeniu, zmiany zaszły również we mnie samej.
– Coś się zmieniło – powiedział łagodnie, odgadując moje myśli. Przypomniałam sobie, że potrafił czarować. W końcu był czarodziejem.
Kowal wyciągnął dłoń do mojej twarzy, a ja odruchowo wtuliłam się w jego dotyk. Trwało to sekundę, może dwie, odsunęłam się, bo wiedziałam, że przez tę czułość za szybko się rozkleję, a nie chciałam znów grać beksy.
– Spodziewałeś się, że przyjadę? – zapytałam, trochę nazbyt zuchwale.
– Liczyłem na to – odparł. Oboje zaśmialiśmy się, czułam, że odrobina napięcia schodzi i niedługo całkowicie się rozluźnię. Jego towarzystwo bardzo dobrze na mnie wpływało.
– Cieszę się, że cię widzę – dodałam jeszcze. – Chyba dobrze mi zrobi to, że wyrwałam się na chwilę z zadupia, prawda? – dodałam, tym razem bardziej filuternie.
– Na pewno – zgodził się. – Ale mimo wszystko zabieram cię w miejsce, gdzie będziesz bezpieczna.
– To znaczy? – prychnęłam.
– Nie pytaj za dużo. I chodź ze mną.
To mówiąc, chwycił mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Już nie musiałam się martwić, że się zgubię, bo całkowicie ufałam Kowalowi – nawet mimo tego, że nie znałam go aż tak dobrze; połączyło nas wcześniej kilka pocałunków, ale trudno było mówić o zażyłej więzi.
Szybko wymazałam z głowy wszelkie wątpliwości – przyjechałam bowiem do Warszawy, aby nie myśleć zbyt dużo. Idąc z Kowalem, wydawało się to banalnie proste.
Przez chwilę lawirowaliśmy między ludźmi. Ruchome schody, tunel, zakręt – nie potrafiłam spamiętać tej drogi, na szczęście mój przewodnik pewnie trzymał mnie za rękę, jakby spodziewał się, że wystarczy sekunda nieuwagi, abym się zapodziała. Ja, z tego samego powodu, nie odważyłam się go puścić, zresztą moja dłoń idealnie pasowała w jego uścisku. Gdy opuściliśmy budynek dworca, Kowal wciąż mnie prowadził. Zrównałam się z nim i dorównywałam jego krokom. Myślałam, że czeka nas wyprawa jednym z warszawskich tramwai (co jako nowo przybyłą nieco mnie przerażało), jednak Kowal oznajmił, że zaparkował niedaleko.
Na zewnątrz zrobiło się zdecydowanie luźniej i w końcu mogłam wziąć głęboki oddech. Tutaj słyszalny był gwar miasta, a nie komunikaty i urywki rozmów. Nareszcie mogłam też odezwać się bez obawy, że Kowal mnie nie dosłyszy.
Dobrze pamiętałam Kowala rozmawiającego z inną kobietą dzień po ognisku – nie zdążył wyjechać, a już umawiał się na wieczór. Mogłabym powiedzieć, że przyłapałam go wtedy na gorącym uczynku. Gdy przypomniałam sobie tamtą sytuację, odezwała się we mnie zazdrość – taka hankowa natura, ta najgorsza, która zatruwała ludziom życie. Chciałam go też Kowala po prostu sprowokować do poważniejszej rozmowy, zanim zaczęlibyśmy gawędzić o pogodzie jak dwoje zupełnie obcych ludzi. Odezwałam się, nieco teatralnie, z odrobiną udawanej (a może jednak nie?) pretensji. Kowal nie mógł puścić moich słów mimo uszu.
– Dziś nie byłeś z nikim umówiony, skoro znalazłeś czas dla prowincjuszki?
Spodziewałam się ciętej riposty po tym, jak kątem oka dostrzegłam, że delikatnie zaciska szczękę, ale jego dalszej reakcji nie przewidziałam i nie byłam na nią gotowa. Kowal zatrzymał się w pół kroku, przyciągając mnie do siebie. Pisnęłam cicho, zadziwiona jego zachowaniem. Oparłam dłonie na klatce piersiowej, odruchowo pogładziłam opuszkami miękki bawełniany materiał. Zaskoczona naszą niespodziewaną bliskością, wahałam się z podniesieniem wzroku.
Tuż po tym, jak nasze spojrzenia się skrzyżowały, z moich ust nie mógł już wydobyć się żaden dźwięk, bo Kowal przykrył moje wargi swoimi. Zdezorientowana zesztywniałam, zgadzając się pokornie na ten nagły przypływ uczucia, jednak szybko uświadomiłam sobie, co jest grane i oddałam pocałunek z podobną mocą. Czułam się wtedy lekka i wolna, a po moim ciele przeszły przyjemne, chłodne dreszcze. 
Kowal jedną dłonią przytrzymywał moją twarz, musnął palcami skórę na policzku – ten czuły gest uświadomił mi, jak wiele było we mnie tęsknoty za byciem lepszą Hanią – tą prawdziwą, która nie boi się życia i nie jest wcale zahukaną dziewczynką. I chociaż Kowal całował cudownie, to przede wszystkim myślałam o bliskości drugiej osoby, tak po prostu, bez żadnych podtekstów. Owszem, po chwili pojawiła się myśl, że to początek dobrych i niegrzecznych rzeczy, które spotkają mnie w Warszawie, ale przede wszystkim cieszyła mnie sama obecność Kowala. Wreszcie znalazłam sposób, aby choć na chwilę zaspokoić hodowany od dłuższego czasu głód. Ten pocałunek był jak pierwsze krople deszczu po długiej suszy.
– Sprowokowałaś mnie – wyszeptał, gdy mimo moich protestów przestał mnie całować i odsunął się na kilka centymetrów. – Nawet nie musiałem szukać pretekstu.
– Znaczy… Co teraz? – jęknęłam. W swoim głosie usłyszałam wyraźną nutę desperacji, ponownie lekko się spięłam.
– Niestety, jestem z kimś umówiony – oznajmił. Przyjęłam jego słowa z lekkim niepokojem. – Muszę zwrócić samochód. Jednak najpierw musisz coś zjeść. Podejrzewam, że jesteś głodna – dodał na koniec.
Popatrzył na mnie, jakby naprawdę chciał się o mnie zatroszczyć. Ja tylko skinęłam głową, bo rzeczywiście zaczęło mi skręcać żołądek.
– Powinnam jeszcze o coś spytać?
– Później – rzucił. Objął mnie w pasie i poprowadził do auta.
Zaskoczył mnie widok niedużego miejskiego samochodu, ale skoro był pożyczony, nie martwiłam się o gust Kowala. Chłopak otworzył mi drzwi, grzecznie wsiadłam i poczekałam, aż ruszymy. Mimo wszystko Kowal z wytatuowanym rękawem i nonszalancką postawą nie pasował mi do jasnobłękitnej karoserii, dlatego przez chwilę przyglądałam się mu z rozbawieniem. Sam chyba nie czuł się zbyt swobodnie w przyciasnym autku.
– Jedziemy na Powiśle – zaczął wyjaśniać. – Tam coś zjemy, oddam samochód, a później będziemy mieć blisko do mieszkania. Wieczorem możemy się przejść nad Wisłę czy co tam będziesz chciała.
– Nie musisz tego robić – powiedziałam dosyć stanowczo, gdy zrobiło się dziwnie. Nie oczekiwałam przecież wycieczki po mieście. – Wcale nie jestem turystką, abyś oprowadzał mnie po pięknych miejscach. Zabierasz mnie do siebie? – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Kowal zerknął na mnie na moment, nie mógł mi się dłużej przyglądać, gdy prowadził. – Mam być tam bezpieczna jak rozumiem – stwierdziłam kąśliwie. On zaśmiał się pod nosem.
– Nie, przykro mi – odparł, czym ponownie mnie zaskoczył. – Zresztą nie miałaś pytać. Ale naprawdę będziesz mieć porządny nocleg. 
Przez to, że skupiłam się bardziej na kierowcy i rozmowie, zapomniałam, by popatrzeć na Warszawę przez szybę. Gdy zorientowałam się, że wiele może mi umknąć, zaczęłam się rozglądać. Samo centrum nie wyglądało zbyt ciekawie, wydawało mi się szare i nieatrakcyjne, ulice pełne samochodów i spieszących się ludzi nie robiły pozytywnego wrażenia. Dopiero po chwili otoczenie zaczęło się zmieniać – Powiśle było bardziej przyjazne, łagodniejsze i przede wszystkim urocze. Życie musiało tutaj zwalniać, panował zupełnie inny rytm niż w okolicy dworca. Takie właśnie odniosłam wrażenie, jako osoba, która przyjechała do Warszawy po raz pierwszy.
Kowal zaparkował samochód na ulicy ukrytej pomiędzy dwoma rzędami kamienic, gdzie ruch był znikomy. Jezdnia została wyłożona kostką brukową, a z obu stron biegły szerokie chodniki, wzdłuż których rosły nieduże drzewa. Późnopopołudniowe, ciepłe słońce i zaskakująca cisza dodawały niesamowitego klimatu. Zaczęłam się rozglądać w każdym kierunku, prawdę powiedziawszy, prawie ukręciłam sobie szyję, chcąc zobaczyć wszystko, co znajdowało się dookoła mnie. Momentalnie zakochałam się w tym miejscu, mogłabym tam zostać na zawsze, chociaż przypuszczałam, że życie w tej okolicy musiało kosztować majątek. Może przy okazji powinnam się również rozejrzeć za bogatym mężem?
Za białym niewysokim płotkiem znajdował się ogródek restauracji. Pogoda była idealna, aby siedzieć na dworze, niestety wszystkie stoliki na zewnątrz były zajęte, dlatego Kowal zaprowadził mnie do środka. Nie żałowałam jednak ogródka, nie chciałam już wychodzić, gdy zobaczyłam cudowną antresolę. Pisnęłam, zerkając z nadzieją na Kowala, on uśmiechnął się, spodziewając się takiej reakcji.
– Zmykamy na górę – powiedział. – Jeśli ci się spodobało, to będę miał dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę – dodał konspiracyjnie, gdy wspinaliśmy się po schodach.
– Naprawdę? – zainteresowałam się. – Uchylisz rąbka tajemnicy?
Kowal zatrzymał się przy stoliku z karteczką „Rezerwacja”. Czyli zaplanował to wcześniej. Odnosiłam wrażenie, że zostałam zaproszona na randkę. Tylko czy randki zaczyna się od namiętnych pocałunków? Trochę pomyliła nam się kolejność. Chciałam myśleć, że to bardzo przyjacielska kolacja, ale mimo wszystko zaczęłam odczuwać dziwną tremę.
– Wtedy nie będzie niespodzianki – odpowiedział. Pokazałam mu język. Nie to nie. Kowal podszedł do mnie, odsunął krzesło, bym usiadła. Mimowolnie na moich ustach wymalował się szeroki uśmiech. Cholera, jako dżentelmen również potrafił czarować.
Kelnerka zostawiła dwie karty, zaczęliśmy przeglądać bez słowa, jednak co chwilę wymieniając między sobą spojrzenia. Patrząc na menu, uświadomiłam sobie, że byliśmy w wegańskiej knajpie. No tak, preferencje Kowala nie zmieniły się nagle z miesiąca na miesiąc, jak mogłam o tym zapomnieć? Mimo wszystko nie miałam problemu z wytypowaniem kolacji dla siebie.
Złożyliśmy zamówienie, po czym zaczęliśmy gapić się na siebie bez słowa. Trochę spanikowałam. Zanim Kowal się odezwał, przeprosiłam go i czmychnęłam do toalety. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zamknęłam się w niewielkim pomieszczeniu. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze – o dziwo nie wyglądałam tak strasznie, jak to sobie wyobrażałam, chociaż zauważyłam lekki niepokój wymalowany na twarzy. Musnęłam usta pomadką i poprawiłam włosy, poczułam się trochę lepiej, a przede wszystkim odrobinę pewniej. Niestety ten stan nie trwał zbyt długo, bo wchodząc na górę, zauważyłam osobę, której naprawdę nie chciałam tutaj widzieć. Liczyłam, że uniknę spotkania, ba, nawet, że Kowal nie piśnie o niej nawet słówkiem. Bardzo się myliłam.
– Ola? – zapytałam niezbyt grzecznie, zastygając w bezruchu przed stolikiem. Oboje równocześnie spojrzeli na mnie. Zacisnęłam usta i gapiłam się na blondynkę, modląc się, by w tej chwili się rozpierzchła. – Znaczy… cześć – mruknęłam, uświadamiając sobie niezręczność tej sytuacji.
– Cześć, Hania. Spokojnie, ja tylko na chwilę – oświadczyła Ola.
Miałam nadzieję, że żadne z nich nie zauważyło grymasu, który starałam się ukryć. Zasiadłam powoli, usiłując powstrzymać drżenie nóg. Byłam jednak naiwna, sądząc, że w Warszawie nie wpadnę na Olę.
– Ale nie… – zająknęłam się, chcąc wymazać moje niezbyt przyjemne zachowanie sprzed chwili. – Przecież nie musisz się nigdzie spieszyć.
– Też jej to powiedziałem – wtrącił się Kowal. Myślałam, że go ukatrupię. W końcu troje to już tłum! – Chciałem postawić jej kolację, w ramach podziękowania, że pożyczyła mi samochód.
– Sama to zaproponowałam – powiedziała Ola, zwracając się do mnie. Wydawało mi się, że zauważyłam cień szczerego uśmiechu na jej ustach. – Sądziłam, że zabierzesz większy bagaż, a po co miałabyś się tłuc autobusem lub tramwajem.
Och, wspaniałomyślna! Jeszcze bardziej zdenerwowało mnie to, że była bardziej rozsądna i przewidywalna niż ja z Kowalem razem wzięci.
– W dodatku pozwoli nam zaopiekować się swoim mieszkaniem przez weekend – dodał Kowal z animuszem. Nie do końca załapałam sens jego słów.
– Ale, ale… – Ledwo wydusiłam z siebie jakikolwiek dźwięk.
– Nie muszę? – dokończyła Ola za mnie, ponownie wyciągając usta w uśmiechu. – Jadę z rodzicami pod Warszawę, więc mnie w tym mieszkaniu nie będzie. Zresztą Tomek i tak mieszka u mnie po kątach, prawda?
Ostentacyjnie kopnęła bruneta pod stołem, a on zacisnął szczękę niezadowolony. Ja natomiast parsknęłam śmiechem. Znów jednak poczułam się nieco zazdrosna – nie mogłam znieść wyobrażenia Kowala jako dzikiego lokatora w mieszkaniu Olki.
– Po prostu jest blisko centrum – Kowal starał się wytłumaczyć. – Swoją drogą, to też nie jest twoje mieszkanie, moja droga, więc nie powinnaś wypominać mi niektórych rzeczy – dodał, udając obrażonego, po czym zerknął wymownie na mnie. – Wszyscy jesteśmy skazani na łaskę pewnego pana.
Nie zdążyłam zapytać, kogo miał na myśli, bo Ola szybko zwróciła się do mnie i rozwiała wątpliwości:
– Właśnie! Co słychać u Konrada w Toruniu? – Musiałam znieść spojrzenie dwóch par oczu, które wpatrywały się we mnie w tak różny sposób: ona patrzyła na mnie z wyraźnym zainteresowaniem, on z odrobiną współczucia. Coś mnie ścisnęło w żołądku i nie wiedziałam, czy zdołam zjeść zamówione risotto. – Rzadko się do mnie odzywa. Chyba ma co robić, prawda?
– Zapracowany – rzucił Kowal, by rozładować napięcie, ale ja go zignorowałam. Sama postawiłam na szczerość. Bez żadnej, cholernej ściemy.
– Do mnie wcale się nie odzywa – odparłam stanowczo. Szczęka sama mi się zacisnęła. A miało być tak pięknie! Chciałam natychmiast wracać do Pożarowa. Siedziałam z Olą przy stoliku może od dwóch minut, a już nienawidziłam jej bardziej niż kiedykolwiek. Że też musiała zapytać o Konrada!
– Nie wie, że tu jesteś? – zapytała, jak gdyby nigdy nic. – Powinien wiedzieć – stwierdziła Ola, unosząc brwi. Dałabym sobie rękę uciąć, że wystarczyłaby jeszcze sekunda, a wyjęłaby telefon i wybrała numer Konrada.
– Ola – odezwał się Kowal, tym razem byłam mu za to wdzięczna. – Daj spokój. Na Konradzie świat się nie kończy.
Teraz to ona nie potrafiła ukryć niezadowolenia. Miałam Olę za opanowaną, więc słowa Kowala musiały ją mocno zaboleć, skoro zacisnęła usta i wzięła głęboki wdech. Niestety ja również wzięłam sobie te słowa do serca, może nawet bardziej niż dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie. Odniosłam nawet wrażenie, że to miał być przytyk bardziej do mnie. Nie obyło się bez łyżki dziegciu w beczce miodu.
– Ola, zamów coś, proszę – odezwał się Kowal łagodnie. 
Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na kelnerkę z naszą kolacją. Zabrałam się za jedzenie i cieszyłam, że mogę czymś zatkać usta. Mimo wcześniejszych starań Kowala atmosfera między nami była napięta. To było wyczuwalne. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść – telefon bruneta rozdzwonił się, a ten, zamiast odrzucić połączenie, przeprosił nas i wyszedł z lokalu. Wtedy siedzenie w ciszy jeszcze bardziej mnie przytłaczało. Sam na sam z Olą – jeden z moich koszmarów ponownie się spełniał.
– Naprawdę nie musiałaś nic dla mnie robić – wyrwało mi się po chwili intensywnych przemyśleń. – Nie jesteśmy nic sobie winne.
– Hania – wypowiedziała moje imię łagodnie, a jednocześnie stanowczo. Potrafiła trzymać nerwy na wodzy, kiedy ja miałam ochotę się rozryczeć. – Nie musimy się przyjaźnić, ale nie traktuj mnie jak wroga.
– Wcale nie… – próbowałam zaprzeczyć, ponownie zatrzeć złe wrażenie, ale Ola nie patyczkowała się i wpadła mi w słowo:
– Nie zauważyłaś, jakie jesteśmy podobne? – odrzekła.
Ten sam kolor włosów i oczu, podobna sylwetka, rzeczywiście, nie dało się tego nie zauważyć. Tylko tyle nas łączyło, nic więcej!
– Każda z nas czasem szuka pocieszenia – powiedziała ściszonym głosem. – Każda z nas czasami szuka odrobiny ciepła u boku mężczyzny. Szczególnie gdy nasz pocieszyciel wygląda na odrobinę zakochanego, prawda?
Rozchyliłam usta, chciałam zadać bardzo istotne pytanie, ale właśnie wtedy ponownie pojawił się Kowal. Zanim usiadł, puścił mi oczko i uśmiechnął się. Nie odważyłam się spojrzeć na Olę. Do końca kolacji unikałam wzroku blondynki, ale moje oczy zdradzały, że byłam boleśnie świadoma znaczenia jej słów i ukrytej w nich prawdy.
Nie mogłam się jednak wycofać, nawet nie chciałam, bo Ola miała rację.

10 komentarzy:

  1. Może i dobrze, ze Hanka pojechała do Warszawy? Faktycznie nieco się zmieniła. Nadal nie do konca wie, co robic, ale jest mniej zahukana. Szuka jednak szczęścia chyba nie tam, co trzeba, choc myslę, ze ta wizyta moze jej co nieco uświadomić. Kowal z pewnością pociąga ja fizycznie, i vice versa, ale to nie jest ten chłopak, nawet jesli w ten sposob byłoby łatwiej. Milosc nie jest łatwa. Mam nadzieje, ze Hanka posłucha rady Emila i wróci na ślub do pożarowa. A Olka trafiła w sedno pod koniec, jakże znamienne jest to,ze obie uciekają przed tym samym chłopakiem w ramiona innego...tego samego. Wlasciwie to wspolczuje kowalowi, znajdź mu jakas miłą, inteligentną dziewczynę ;) uwielbiam go xD. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com na nowosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że i Ola i Hania uciekają w ramiona Kowala przez Konrada? Zastanawiam się, w którym miejscu to napisałam :) chodziło o podobieństwo zachowań, a nie o dzielenie się tymi samymi facetami :D zresztą Kowal z Ola? Oj, nie :D

      Usuń
  2. Już myślałam, że nigdy się nie doczekam... Ostatni rozdział rozbudził we mnie malutką nadzieję na scenkę, może dwie z udziałem Kowala, ale nie do końca wierzyłam w taką ewentualność. A tu proszę! Mam, co chciałam. Calutki rozdział. Pewnie napiszę to po raz setny, albo i tysięczny, ale... ciekawi mnie, co takiego wykombinujesz dla Tomka. Bo chyba raczej nie... Hankę? To by pewnie oznaczało, że nici z ewentualnego opowiadania poświęconego tej postaci oraz... nici z Konrada i Hani razem. Bo, co tu kryć, chemia między H. i K. jest. I to jaka. Nie wiem nawet, czy nie większa niż między nią, a Konradem. Choć podejrzewam, że "nie ma się czym martwić" i jest to tylko chwilowe rozdarcie z jej strony. Bo natychmiast, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja wróci do Pożarowa. Oj, chciałabym zobaczyć wtedy minę Czyżewskiego.
    Ale wracając jeszcze do rozdziału... Zaskoczyło mnie pojawienie się Oli, jak również jej słowa dotyczące podobieństwa. Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Obie "dzielą" tych samych chłopaków i miewają gigantyczne problemy z określeniem się. W tym ostatnim przoduje H. Chciałabym wierzyć, że jakoś tam ułoży się między nią i Konradem, ale ciemne chmury, które się nad nimi zebrały, chwilowo odsuwają na bok oklepany happy end. Co więcej, niebezpiecznie zaczyna mnie kusić: co by było gdyby? Tzn., gdyby ona i Kowal spędzili tych kilka dni razem. Czy wtedy wzięłaby sobie do serca słowa Olki i nabrała dystansu do Czyżewskiego? Podejrzewam, że wkrótce poznamy odpowiedzi na te pytania ;)
    Lecę dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, dlaczego gdybym miała spiknąć Hanię i Kowala, to oznaczałoby, że nie powstałoby osobne opowiadanie z Tomkiem w roli głównej? :P Jak dla mnie jedno nie wyklucza drugiego :D Kwestia tego, czy opowiadanie powstanie, czy nie, to raczej pojawienie się w mojej odpowiednego pomysłu na fabułę :D
      Hania i Ola co najwyżej dzielą Konrada, nigdzie nie wspomniałam, że Ola szuka pocieszenia u Kowala. Oj, wtedy Kowal byłby chłopcem na telefon w bardzo złym znaczeniu :P

      Usuń
  3. Ha! Mówiłam, że Kowal superbohater się pojawi? Znaczy z jednej strony bardzo fajnie, ale z drugiej mam nieodparte wrażenie, że Hanką kierują złe motywy. Trochę mnie łączy z Hanką ale też i wiele dzieli, więc czasami zwyczajnie nie umiem jej zrozumieć. W porządku, potrzebuje bliskości, to naturalne, ale czy to oby napewno dobra droga? Zastanawiam się czy dojdzie do czegokolwiek z Kowalem, ale myślę, że być mo`ze tak, i czy H. nie będzie tego przeżywać albo czy nie będzie sobie miała tego za złe? Ona zawsze działa pod wpływem nagłych emocji i nigdy nic dobrego z tego nie wynika. Ten jeden jedyny raz chciałabym więc, żeby w końcu zawitało w jej życie trochę więcej pewności i radości. Liczę, że Kowal będzie rozsądny i wprowadzi to wszystko w sposób mniej inwazyjny.
    A jak sobie wyobrażam zazdrość Kondzie to po prostu popadam w radość! A masz, ty frajerze!
    A co do Oli to cóż, nie jestem jej zwolenniczką, ale dziewczyna ma rację. Ze względu na całą historię, rozumiem zachowanie Hanki, niemniej jednak no cóż... prawdy nie da się wyprzeć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś już drugą osobą, która wspomina (akurat nie na blogu), że Hanka, gdyby przespała się z Kowalem, to później strasznie by to przeżywała. Coś jest na rzeczy :D Jak to ostatecznie będzie, przekonamy się. W każdym razie ja mogę obiecać, że bardzo się postaram, aby ani Hanka ani Kowal za bardzo nie cierpieli, chyba nie powinnam się przyznawać, ale lubię ich razem, więc z ciężkim sercem napisałabym, że któreś z nich krzywdzi drugie :) no, ale może będę musiała XD

      Usuń
  4. Konrad wyjeżdża, Czarek przybywa, a na końcu Hanka ląduje w Wawie z Kowalem. Miałam do nadrobienia tylko dwa rozdziały, a tutaj w nich tyle rzeczy się zadziało ;)
    Rety, zupełnie nie spodziewałam się, że Kowal zawita ponownie w tym opowiadaniu, właśnie w takich okolicznościach. To naprawdę było dość odważne jak na Hanię, tak po prostu wybyć w podróż i go nawiedzić. Ale ja się oczywiście z tego bardzo cieszę, bo im więcej Kowala w opowiadaniu, tym lepiej :) Hmm… ja nie wiem. W jaką stronę to hankowo-kowalowe spotkanie będzie zmierzać, hę? Sama nie mam zielonego pojécia czy bardziej mam nadzieję, czy bardziej się obawiam tego, że to pójdzie w wiadomą ostateczność… Chociaż mam jakieś dziwne przeczucie, że cokolwiek by się tam nie wydarzyło, to że nie dojdzie do jakiejś wielkiej dramy. A nie, wróć, jedna drama mi się marzy – o, żeby tak Konradek się wywiedział o tym ich spotkanku i spalił się z zazdrości! Tak, dobrze by mu tak było trochę pocierpieć, choćby za to, że tak Hanię zostawił i że nawet do Oli się odzywa, a Hanię kompletnie ignoruje. Wredota jedna. Co do Oli… trochę współczuję Hani, że akurat na nią musiała się natknąć, w końcu nie od dziś wiadomo, że Hania cierpi na alergię o imieniu Ola :D Ale chyba nie wyszło jakoś tragicznie. Ba, Ola nawet na końcu całkiem mądrą uwagą zarzuciła. Naprawdę to dość obiektywna uwaga, aczkolwiek mam cichą nadzieję, że tak naprawdę dotyczy ona jedynie samej Oli, a Hance… cóż, jej z czasem mogłoby się nieco poszczęścić, a wtedy te słowa nie do końca miałyby w odniesieniu do niej prawo bytu. Nic, poczekamy, zobaczymy.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział niby taki niepozorny, krótki, ale mnie rozwalił. Nie popędzam, jednak mam nadzieję, że nie będziesz nas długo męczyć i jeszcze w tym roku dowiemy się jak rozwinie się relacja Hanki i Kowala. Oczywiście liczę na pojawienie się Konrada i co za tym idzie jakieś wielkie zamieszanie. :)
    Pozdrawiam!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahhaa, jestem i ja. Moja reakcja po przeczytaniu: CO TU SIĘ ODPIERDALA!? To taka wulgarna, a ta łagodna: CO TU SIĘ DZIEJĘ!?
    Jeszcze niedawno "och, Konrad, maj low", a teraz ona tutaj się całuje z Kowalem, o nie! Co na to Konrad?! Nie widział, ale pewnie poczuł, wyczuł w powietrzu "ocho, Hanka się migdali z Kowalem". Pewnie Olka i tak mu powie, że Hania jest w Warszawce, a Kondzio już sobie dopowie resztę. Mam nadzieje, że to nie zniszczy ich przyszłego pójścia na ślub, bo komuś ukręcę łeb, nie jeszcze komu. Och, czyżby Tobie? Oooooj. :D
    Kowal rządzi, tak w ogóle. Jego teksty i sposób bycia - jestem zakochana. Jednakże, nie chciałabym, żeby Hanka z nim była (bo ma być ze mną). Ona musi mieć takiego innego chłopaka. Taki Konrad, co nie? XDDD Rozumiesz insynuacje. Kondzio, come back! :D
    Pisz dalej i nie marudź. Zapierdzielasz tak samo jak ja, znajdź czas, mendo. <3<3<3
    Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ty potrafisz ładnie zmotywować do działania! :D

      Usuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"