Warszawa, 9 sierpnia 2013
Hanka
– Sypiasz z nią?
Przez moment myślałam, że może jednak nie wypowiedziałam tego na głos, lecz gdy kątem oka dostrzegłam zaciskanie szczęki – doskonale wiedziałam, że to reakcja Kowala na moje jakże desperackie i nietaktowne pytanie. Och, koncertowo odgrywałam idiotkę, nawet nie musiałam się specjalnie starać.
Po krótkiej rozmowie z Olą byłam pewna, że nie – że Oli i Tomka nic nie łączy oprócz zwykłej znajomości. Z każdą kolejną chwilą nabierałam jednak wątpliwości. Ciągła niepewność i neurotyczna natura bardzo mi w tym pomogły. Na początku wydawało mi się niepojęte i wręcz kuriozalne, chciało mi się śmiać, gdy myślałam o Olce i Kowalu. Oni razem? Czy to nie brzmiało jak dobry żart? Sama jednak swoim przyjazdem do Warszawy udowodniłam, że życie potrafi zaskoczyć w wieloraki sposób i bardzo często składa się z ciągu przypadków. Właśnie dlatego w mojej głowie zrodziły się pytania, choćby będąc nieco wścibską. Najpierw gadka o pogodzie i kolacji (swoją drogą musiałam docenić doznania kulinarne), a później Hanka wyskakuje z pytaniem, czy Kowal sypia z Olą. Czyż nie byłam mistrzynią dobrego taktu?
Czy mogłam być pewna, że oni ze sobą nie sypiali? Nawet „koleżeńsko” – to ostatnio chyba bardzo modne. Musiałam się upewnić, chociaż nie powinno mnie to zupełnie obchodzić. W chwili, gdy boleśnie odczuwałam brak bliskości drugiego człowieka, ta jedna kwestia mogła zaważyć, czy za godzinę nie wsiądę w pociąg powrotny do Poznania.
Akurat spacerowaliśmy z Kowalem nad Wisłą. Wcześniej zapierałam się, że nie przyjechałam do Warszawy, żeby zwiedzać, tylko dla jego towarzystwa. Niemniej nic nie stało na przeszkodzie, by wybrać się na spacer, szczególnie że wieczór zapowiadał się uroczo. Po kolacji Ola wsiadła w swój samochód (pasowała do niego znacznie bardziej niż Kowal) i zostawiła nas samych (pomachała nieco teatralnie do Tomka, a później wymownie, choć serdecznie, uśmiechnęła się do mnie). Grzechem byłoby nie skorzystać z dobrodziejstw okolicy – musiała tak stwierdzić połowa mieszkańców stolicy, bo sporo ludzi spędzało o tej porze czas na zewnątrz: czy to przechadzając się, czy biegając, jeżdżąc na rowerze albo po prostu siedząc na ławce lub trawie.
Zważając na to, że ktoś mógłby nas usłyszeć, starałam się zadać swoje pytanie w dość dyskretny sposób. W pierwszej chwili naprawdę pomyślałam, że Kowal nie usłyszał. Szedł chwilę, patrząc prosto przed siebie, zapominając o moim istnieniu. Jak łatwo przychodziło udawanie, że nic się nie stało, a pewne wydarzenia nie miały miejsca – dopiero w tamtym momencie, uświadomiłam sobie, jak często sama, nie zawsze nieświadomie, trzymałam się takiej taktyki.
– Tomek?
– Ale z kim? – odpowiedział pytaniem, w taki sposób, że poczułam nieprzyjemne dreszcze na plecach. Wyjątkowo spokojny głos sprawił, że aż zacisnęłam usta, tym samym powstrzymując się od głupiego komentarza. Do cholery, a o kogo mogłam pytać!?
– Z Olą – powiedziałam z naciskiem, starając się zachować rezon. Nie chciałam, aby zauważył, że ta myśl mnie dręczy. Wszystko inne jak najbardziej mogło, bo byłam Hanką, która wyłącznie rozpaczała. Ale sprawami Kowala przecież nie powinnam zawracać sobie głowy. Ot co, takie zwykłe koleżeńskie pytanie, na luzie. – Kogo innego mogłabym mieć na myśli?
– Nie wiem. – Wreszcie spojrzał na mnie. Zachowanie spokoju okazało się trudniejsze, gdy dostrzegłam w jego oczach rodzącą się złość. – Na przykład każdą dziewczynę oprócz Oli.
– To znaczy… że nie? – dopytałam nieco głupkowato. Liczyłam, że Kowal potwierdzi i puści moje pytanie w niepamięć, a później zaprowadzi mnie w miejsce, gdzie zjem pyszne lody. W okolicy musiało być takie miejsce.
– Hania, dlaczego w ogóle o to pytasz?
Kowal posłał mi chłodne spojrzenie; usłyszałam w jego głosie nutę pretensji, wyraźniejszą niż jeszcze przed sekundą. Nie sądziłam, że w jakiś sposób mogłabym go urazić. A jednak. Myślałam, że trudno Tomka zranić, w końcu czym mógłby się przejmować taki wolny duch jak on? W tym przypadku się pomyliłam, przecież każdego można zranić.
– Co powiedziała ci Ola, kiedy wyszedłem? – zapytał wprost, kiedy to ja nie odzywałam się przez dłuższą chwilę. Zaczęłam się zastanawiać, czy on przypadkiem nie wykorzystuje zbyt często swoich magicznych zdolności, skoro potrafi odczytać wszystkie moje nastroje.
– Mieszkasz z nią, tak to wszystko połączyłam – przyznałam, mając nadzieję, że uwierzy w tę niewinną półprawdę. – Po prostu byłam ciekawa, bo nie znamy się aż tak dobrze – pozwoliłam sobie zauważyć. Wbiłam małą szpileczkę, ale niestety sobie. – Absolutnie nie miałam nic złego na myśli – starałam się go zapewnić, tym razem całkowicie szczerze. Nie odważyłam się jednak na żaden gest, który mógłby potwierdzić moje słowa. Byłam spięta, znowu.
W tym momencie Kowal wyjął coś z kieszeni. Przez sekundę ukrywał przedmiot pod palcami. Okazało się, że to klucze. Zanim cokolwiek powiedział, ważył je przez chwilę w dłoni, a ja nie zdołałam wypowiedzieć ani słowa, tylko patrzyłam jak zahipnotyzowana.
– Dostałem je od Konrada – wyjaśnił Kowal. Dopiero gdy to powiedział, uznałam ten fakt za oczywisty. – Czasem zdarza mi się wpadać, chociaż pewnie nie powinienem traktować tego mieszkania jak hotelu. Brzydki nawyk – zaśmiał się bezgłośnie, ja starałam się uśmiechnąć. Wysiłek okazał się zbędny, bo na mojej buzi mimo starań wciąż musiał malować się grymas. – Pod nieobecność Konrada w Warszawie wpadam tam częściej. Powiedzmy, że sprawdzam, czy kwiaty są podlane, czy nie cieknie kran i jak czuje się Ola.
– Pilnujesz jej?
Próbowałam się nie zaśmiać, ale zachowanie powagi było stanowczo zbyt trudne. Prędzej uwierzyłabym, że Kowal odwiedza Olę, bo mają romans, niż że któreś z nich potrzebuje opieki – szybciej potrzebowałby jej Tomek. Uważałam Olkę za osobę, która doskonale radzi sobie ze swoim życiem – nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się to najbardziej prawdopodobne. Poza tym miałam ją za kobietę bezkompromisową, dążącą do wyznaczonego celu nie zważając na innych, po trupach. Ola potrzebowała mężczyzny tylko wtedy, gdy sobie tego zażyczyła – czy mogłam się mylić w tej ocenie?
– Powiedzmy – zgodził się ze mną Kowal, choć niechętnie. – Konrad mnie poprosił.
– Co? – prychnęłam, nie dałam rady się powstrzymać. – Dlaczego?
– O to musisz pytać Konrada – odparł szorstko, wyraźnie chcąc zakończyć temat. W tym mogłam się z nim zgodzić, sama nie miałam ochoty rozmawiać o Czyżewskim. – Wracając do twojego pytania – odezwał się po chwili, już nieco łagodniej – nie sypiam z Olą i nie zamierzam, nawet jeśli od tego zależałoby przetrwanie gatunku – zażartował. Mnie wcale nie było do śmiechu. – Nie wiem, co powiedziała ci Ola, ale nie zawracaj sobie tym głowy – poprosił, po czym chwycił mnie za dłoń.
Tylko chwilę trwało to nieprzyjemne napięcie. Obojgu nam zależało, by było między nami dobrze. Żadne z nas nie chciało się nawzajem o coś oskarżać, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by przywrócić miłą atmosferę, natychmiast z niej skorzystaliśmy. Odważyłam się spojrzeć na Kowala – jego uśmiech sprawiał, że sama się uśmiechałam. Przystanął, ja odwróciłam się przodem do niego. Bez skrępowania patrzeliśmy sobie w oczy, z każdą sekundą zmniejszając dystans.
– Cholernie się cieszę, że jesteś tutaj ze mną – szepnął Kowal. Zaśmiałam się, zarzucając mu ręce na szyję. Trochę nie dowierzałam w to, co się działo i czy aby na pewno było prawdziwe. Wydawało mi się nawet, że śnię. Może właśnie dlatego zrobiłam kolejny krok i pocałowałam Tomka. Chyba właśnie po to tutaj przyjechałam – po zaspokojenie prostej potrzeby bycia z kimś. Kowal nadawał się idealnie: nie pytał, był gotów spełnić każdą zachciankę, a przede wszystkim mógł być dla mnie na wyłączność, gdy tylko tego chciałam.
Nasze pocałunki były przede wszystkim słodkie. Nie odczuwałam wielkiej namiętności, znacznie więcej naiwności i dobrej zabawy. Cieszyliśmy się ze swojej obecności, żadne z nas niczego od siebie nie wymagało. Czułam wypełniającą mnie błogą radość i lekkość, uroczą rozkosz, przypominającą smakiem najlepsze słodycze, może nawet jakiś narkotyk. Moje uczucie do Kowala, zauroczenie, które mnie pochłaniało, było lepkie i słodkie jak miód. Nie potrafiłam uwierzyć, że coś takiego mogłoby trwać dłużej.
Może nie powinnam dopuszczać do siebie żadnych myśli, bo zbyt szybko o tym pomyślałam.
– Może jednak pójdziemy do mieszkania – zaproponowałam. Zawstydzona, wtuliłam się w klatkę piersiową, ukrywając twarz. Cholera, nigdy nie zdarzyło mi się publiczne okazywanie uczuć, czułam się skrępowana nawet mimo tego, że byłam w obcym mieście i nikt mnie nie znał. Kowal objął mnie w pasie i poprowadził w odpowiednim kierunku.
– To niedaleko – szepnął mi prosto do ucha, aż przeszły mnie przyjemne dreszcze.
Kroczyłam obok, nie potrafiąc się od Tomka oderwać. Chwilę szliśmy w milczeniu, zresztą nie wiedziałam, czy powinnam cokolwiek mówić. Niedługo później weszliśmy w uliczkę podobną do tej, przy której znajdowała się restauracja. Zaczęłam zazdrościć Konradowi, że przez tak długi czas mógł mieszkać w tej okolicy. Ulica Taczaka w Poznaniu wydała mi się jeszcze bardziej nudna, niż była w rzeczywistości.
Kowal otworzył drzwi mieszkania na ostatnim piętrze, a ja weszłam niepewnie do pomieszczenia – to w zasadzie była jedna duża przestrzeń, a umowne granice wyznaczały kolory ścian. Na początek rzucała się w oczy kuchnia, nieduża, oddzielona od reszty wyspą, gdzie królował rubin – dosłownie wszędzie, od kolorów szafek, po drobne detale. Na ścianie naga cegła, surowa, chociaż wpasowała się w idealnie odcienie czerwieni. Weszłam głębiej do miejsca, gdzie znajdował się przestronny salon. Ściany pomalowane piaskową farbą, reszta w kilku odcieniach brązu. Przez moment nie wiedziałam, dlaczego ta przestrzeń wydaje mi się większa i jaśniejsza, ale gdy stojąc na środku, odwróciłam się, nie mogłam nie zauważyć, że kuchnia ukryta była pod antresolą. Kolejną tego dnia. Na chwilę zamarłam. Chciałam tutaj zamieszkać od zaraz, podobało mi się znacznie bardziej niż w restauracji. Góra była ciemnobłękitna, przypominała kolorem niebo, a ja wyobraziłam sobie, że otulona białą pościelą drzemię w chmurach. Na miejscu Konrada nigdy nie opuściłabym tego mieszkania, nie zeszłabym z tej cudownej antresoli, nigdy, przenigdy.
– Chyba nie odważę się tam wejść – wybąknęłam, nie wiedząc czemu, chyba bojąc się, że po prostu śnię.
– Więc będziesz musiała spać na kanapie – zaśmiał się Kowal i podszedł bliżej. – Myślę, że jeśli napiłabyś się czegoś, nabrałabyś wtedy odwagi. Ale z doświadczenia wiem, że wspinanie się po tych schodach po pijaku nie jest najlepszym pomysłem.
– Z doświadczenia?
– Nabiłem sobie guza. Nie raz i nie dwa.
– Może jednak powinnam sprawdzić, co jest na górze, zanim mnie upijesz? – zażartowałam.
Mogłam jednak ugryźć się w język, znów odczułam pewną niezręczność. Nasiliła się, gdy Kowal wyciągnął do mnie dłoń i odgarnął zagubiony kosmyk włosów za ucho. Ja oczywiście stałam w miejscu, nie potrafiąc się ruszyć. Znów mnie zaczarował. Pozwoliłam objąć się w pasie, a później pocałować, znacznie zachłanniej niż wcześniej. Cóż, teraz nikt się nam nie przyglądał; całkiem sami i chętni – od razu wpadła mi do głowy myśl o pójściu na całość. Kowal chyba zastanawiał się nad tym samym, wsuwając swój niecierpliwy język do mych ust, a dłonie pod bluzkę. Gładził nagą skórę na plecach. Kradł każdy mój oddech.
Sama nie wierzyłam, że w tej sytuacji zdołałam zachować odrobinę zdrowego rozsądku i przy najbliższej okazji potrafiłam wyślizgnąć się z uścisku. Mój mały bunt został od razu zauważony, Tomek odsunął się nieznacznie i uwolnił od swoich niecierpliwych ust. Udawał, że robi smutną minę – wyglądał przeuroczo.
Nic nie przekonywało mnie, że przekraczamy pewną granicę zbyt szybko. Nic również nie zagłuszało wątpliwości, czy powinniśmy w ogóle posuwać się o krok dalej. Wszystko na pierwszy rzut oka wydawało się cudowne i słodkie. Tylko właśnie – wydawało się.
– Nie zamierzam cię upijać – odpowiedział Kowal wreszcie, a ja w duchu odetchnęłam z ulgą. Uśmiechnął się w ten swój nieodgadniony sposób i wtedy wcale nie byłam taka pewna, czy sobie ze mnie nie zażartował. – Rozgość się, czuj się jak u siebie – poprosił, co brzmiało osobliwie w ustach kogoś, kto sam był w tym mieszkaniu gościem.
– No tak, ty chyba wiesz, o czym mówisz – dodałam nieco uszczypliwie. – Dostanę jakąś piżamę? – rzuciłam, gdy Kowal przeszedł do części kuchennej; poczułam się bardziej komfortowo, gdy nie stał centymetr ode mnie.
Tomek zaczął szperać w lodówce, odgadłam, że to również jeden z brzydkich nawyków – oprócz sypiania tutaj, nieskrępowanie korzystał z wszelkich dóbr z lodówki i zasobów ukrytych w szafkach. Kowal zerknął na mnie, otaksował spojrzeniem w jednoznaczny sposób, a kiedy z niezadowoleniem skarciłam go wzrokiem (och, nie zamierzałam spać nago!), wzruszył ramionami. Wolałam, kiedy spoglądał na mnie bardziej… tajemniczo. I dyskretnie.
I po przyjacielsku.
Chociaż może w tamtej chwili po prostu wydawało mi się, że patrzył na mnie inaczej.
– Może znajdziesz coś w którejś z szuflad.
Odczytałam to jako zachętę do przeszukania komody. Powinna mnie zadowolić pierwsza rzecz, która nadawała się na piżamę – nie chciałam grzebać w cudzych rzeczach. Rzuciłam więc swoją torbę na fotel i zabrałam się za poszukiwania. Zanim otworzyłam pierwszą z szuflad, uświadomiłam sobie pewną trudność, o której na początku zapomniałam: na wysokości mojego wzroku wisiała duża antyrama z kolażem, bardzo podoba do kompozycji w pożarowskim pokoju Konrada. Od razu poznałam na zdjęciach Miśka i Kowala; niektóre z Pożarowa, inne były pamiątkami z podróży; domyśliłam się, że autorem większości jest Konrad. Jego postać dostrzegłam tylko na jednej fotografii – spoglądała na mnie jego młodsza wersja.
Sam ten widok sprawił, że ścisnęło mnie w żołądku. Wzięłam jednak głęboki, choć nerwowy wdech. Po krótkim namyśle uzmysłowiłam sobie, że stracę resztę szacunku do siebie, jeśli teraz zacznę się rozczulać. Chciałam tylko wziąć jakąś cholerną koszulkę i dołączyć do Kowala. Kiedy jednak zajrzałam do pierwszej szuflady, poczułam się jeszcze gorzej. Nie wiązało się to jednak z żadnym fizycznym bólem, chociaż pewnie taki byłby łatwiejszy do zniesienia. Nadal byłam małą zahukaną Hanką, która całkiem przypadkowo znalazła się w Warszawie i tak naprawdę przez kilka godzin nie potrafiła zapomnieć o pewnym mężczyźnie.
Przecież te wszystkie rzeczy należały do Konrada! Jak mogłam w tym momencie nie pomyśleć o Czyżewskim i o… o wszystkim! W dodatku jak na złość rozpoznałam jedną rzecz, którą widziałam już wcześniej, notabene również na zdjęciu. Różowa koszula leżała na samym wierzchu. Rzucała się w oczy – to przez kolor, który przecież w ogóle nie pasował do Konrada.
Zerknęłam przez ramię, sprawdzając, co robi Kowal. W tamtej chwili nie zwracał na mnie uwagi. Nie potrafiąc się powstrzymać, dotknęłam różowego materiału. Nie wiem, czego tak naprawdę chciałam, może liczyłam, że koszula posiada magiczną moc i stanie się jakiś cud, na który czekałam. Po kilku sekundach tępego przyglądania się i macania mogłam jedynie stwierdzić, że tkanina była bardzo dobrej jakości.
Na całe szczęście obok spoczywał T-shirt, więc chwyciłam go szybko i zasunęłam szufladę z hukiem, co natychmiast mnie otrzeźwiło. Odwróciłam się, opierając o komodę. Po chwili ruszając z miejsca, w duchu powtarzałam sobie, aby unikać tamtej części mieszkania. Zostawiłam zdjęcia i koszulę za sobą.
– Znalazłam – oznajmiłam, machając błękitnym materiałem i poczłapałam w stronę części kuchennej. Zdecydowałam się jednak zatrzymać przy schodach, chciałam zerknąć na górę. – Może jednak pozwiedzam – mruknęłam pod nosem, nawet nie spoglądając na mojego towarzysza.
Wspinałam się po drewnianych stopniach, przytrzymując za poręcz, dyskretnie rozglądając dookoła. Kiedy już stanęłam u szczytu, odniosłam wrażenie, że znalazłam miejsce, gdzie mogłabym się schować. Będąc już na górze, usiadłam ciężko na wyjątkowo twardym materacu. Na tym łóżku chwilowo skończyłam podróż, która wydawała się bardzo długa. Odetchnęłam. Pogładziłam ręką świeżą pościel – musiała ją tutaj zostawić Ola; czyste ręczniki leżały obok. Taki mały gest, a bardzo mnie ucieszył. Niewiele myśląc, zaczęłam przygotowywać swoje posłanie.
W międzyczasie pojawił się przy mnie Kowal. Przyglądał się, jak walczę z kołdrą, aż wreszcie sama na niego spojrzałam. Uśmiechał się, cały czas nic nie mówiąc.
– No co? – mruknęłam, biorąc oddech.
– Nic, nic. Nie wiem, czy masz ochotę, ale zrobiłem herbatę.
Przyniósł ze sobą kubek i postawił go na niskiej ławie znajdującej się niedaleko. Chyba rzeczywiście herbata była dobrym pomysłem. Zresztą herbata zawsze była dobrym pomysłem.
– Bardzo chętnie. – Ponownie spoczęłam na łóżku, a Kowal podał mi kubek. Podziękowałam skinieniem głowy.
– Wyglądasz na zmęczoną.
– Bo chyba tak jest – przyznałam z westchnieniem. – Dosyć dużo się dzisiaj działo.
Kowal zrobił dwa kroki w moim kierunku, dlatego zamilkłam. Cały czas cieszyłam się z jego obecności i wsparcia, byłam wdzięczna, że nie muszę być sama. Cholera, czułam się cudownie w towarzystwie Tomka, ale zaczynałam obwiniać się, że go wykorzystuję. Zaczęłam to dostrzegać szczególnie tutaj, w tym mieszkaniu, które na każdym kroku przypominało mi o Konradzie. Nie wystarczyły niecałe dwa miesiące, aby to miejsce przestało nosić znamiona obecności Czyżewskiego. Nie wystarczyło trzydzieści jeden dni, abym ja zapomniała, że byłam beznadziejnie zakochana – tak bardzo, że wszystko, co połączyłoby mnie z innym mężczyzną, byłoby jedynie powierzchowne. Co więcej, zaczęłam zauważać, że ta powierzchowność Kowalowi nie przeszkadzała.
Zaczęłam na szybko analizować, w którym momencie dałam Tomkowi do zrozumienia, że zgadzam się na taki układ. Może wystarczył jeden pocałunek za dużo? A może chodziło już o ten pierwszy? Odzywał się również rozsądek, który przypominał, że przecież doskonale wiedziałam, na co się piszę, przyjeżdżając do Warszawy. Nie posłuchałam samej siebie, licząc, że wszystko się jakoś ułoży. Przy okazji pojawiły się wyrzuty sumienia, chociaż nie do końca wiedziałam, czego dotyczyły. Całokształtu?
Zanim Kowal usiadł obok mnie na łóżku, odezwałam się pierwsza. Chciałam wyznaczyć jakąś granicę, której mimo wszystko nie powinniśmy przekraczać. Och, tak, powinnam zaproponować wypicie szklanki wody, tej, którą pije się „zamiast”. Wiedząc, że na niektóre rzeczy było już za późno, powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl. I niestety to był błąd.
– Konrad, posłuchaj…
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Spojrzałam na Kowala, przepraszając go wzrokiem. Już nie potrafiłabym niczego naprawić.
– Wybacz, nie chciałam. Ja…
– Rozumiem – przerwał mi. Nie był zły, tylko zawiedziony. Moglibyśmy uznać moje przejęzyczenie za drobną pomyłkę, jednak oboje zdawaliśmy sobie sprawę, co się między nami działo.
– Tomek, przepraszam! – wykrztusiłam z siebie.
Kowal spojrzał na mnie, starając się wykrzesać z siebie coś pozytywnego, ale zauważałam wyraźny smutek w jego oczach. Bolesny uśmiech wymalował się na jego ustach. Cholera, nie powinien mi pokazywać, że nie chodziło wyłącznie o tę powierzchowność i fizyczność. Bo przecież nie chodziło, prawda?
– Za dużo tutaj go wszędzie – bąknęłam, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo brnę w coś, w co nie powinnam.
– Nie musisz się tłumaczyć, naprawdę – poprosił.
Dałabym naprawdę wiele, żeby Kowal nie raczył mnie tym przeklętym spokojem, ale nakrzyczał na mnie, miał pretensje o moje pretensje i abyśmy mogli się w jednej chwili pokłócić. Pewnie pomyślałabym jeszcze o tym, że chciałby się do mnie zbliżyć, a ja zaatakowałabym go, by po chwili mógł schować mnie w swoich ramionach, powoli czekając, aż pozwolę się przytulić.
Szlag by to! Byłam największą idiotką na świecie, myśląc, że ktokolwiek mógłby mi zastąpić Konrada.
– Zostawić cię samą? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Odprowadziłam go wzrokiem. Zacisnęłam szczękę, a dłonie w pięści – miałam ochotę uderzać nimi w łóżko, ale bałam się, że Kowal usłyszy. Przeklinałam siebie w myślach. Jak mogłam być taką idiotką, aby pomylić go z Konradem i nazwać Kowala imieniem jego przyjaciela?
Przekornie pomyślałam, że przynajmniej nie muszę wyznaczać żadnych granic, bo sprawa rozwiązała się sama, ale jakże to było naiwne, wyłącznie śmiech przez łzy. Rzeczywiście, jakoś się ułożyło. „Jakoś”.
I dlaczego Ola musiała mieć rację? Zaczęłam patrzeć na Kowala z innej strony – miał być moim ramieniem do wypłakania się. Na pocieszyciela nadawał się idealnie, a ja chciałam skorzystać z okazji. Przede wszystkim to ciągnęło mnie do Warszawy. Wszystko się zgadzało, poczułam odrazę do siebie. Chociaż fakt, że Tomek wydawał się bardziej chętny, niż przypuszczałam. Z mojej strony natomiast nic nie było na tyle jasne, abym potrafiła zdecydować, czego tak naprawdę chcę.
Leżąc bezczynnie na łóżku, zupełnie straciłam poczucie czasu. Może nawet na chwilę zasnęłam. Uniosłam się, rozejrzałam, starałam się dostrzec, co działo się na dole. Kowala siedział na sofie. Cóż, wszystkie moje rzeczy zostały na dole, więc zdecydowałam wreszcie podnieść tyłek. Zeszłam powoli, starając się nie spaść ze schodów. Moja torba leżała w miejscu, gdzie ją zostawiłam, chwyciłam ją i poczłapałam do łazienki.
Zamknęłam się, a później oparłam plecami o drzwi. Przypomniałam sobie, że zazwyczaj Ola urzęduje w tym mieszkaniu – rzucały się w oczy damskie kosmetyki. Jedna z butelek na pewno nie należała do niej, a była pozostałością po poprzednim lokatorze – taka sama została bowiem w Pożarowie i ja już dawno zużyłam jej zawartość.
Sprawdziłam godzinę, było kilka minut po dwudziestej, więc na górze nie siedziałam wcale długo. W międzyczasie nikt do mnie nie dzwonił, dostałam tylko wiadomość od Emila, że powinnam się odezwać w wolnej chwili. Postanowiłam go poinformować, że ostatecznie wylądowałam w mieszkaniu Konrada, zaznaczając, że jestem bezpieczna.
Przedłużałam moją wizytę w łazience do granic możliwości. Obawiałam się, że powinnam przeprowadzić rozmowę z Kowalem, a przynajmniej wypadało się odezwać. Nic jednak nie potrafiłam poradzić, że nie wiedziałam, jak to zrobić. O ile łatwiej było, kiedy upiliśmy się na ognisku i miałam wszystko gdzieś. Chociaż może nie wszystko, bo zawsze przecież chodziło o Konrada.
Wyszłam wreszcie, przebrana w znalezioną w szufladzie koszulkę. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy pod pachę. Kowal przeglądał coś w swoim telefonie, ale kiedy przechodziłam przez kuchnię, zerknął na mnie.
– Dobranoc – rzuciłam niepewnie.
– Dobranoc.
Na szczęście odpowiedział. Wzięłam wdech i ruszyłam na górę.
Położyłam się, ale przed dwudziestą pierwszą zaśnięcie graniczyło z cudem. Kowal kręcił się po mieszkaniu, co wcale nie ułatwiało sprawy. Zamarzyłam o drzwiach, które mogłabym zatrzasnąć i odetchnąć w spokoju – nie przywykłam do takiej otwartej przestrzeni jak tutaj. Po pewnym czasie bezczynność mnie znużyła, przymknęłam oczy. Musiałam zasnąć.
*
Toruń, kilkanaście godzin wcześniej
Konrad
Byłem tak zajęty robieniem… niczego, że nawet nie zauważyłem, kiedy w pokoju pojawiła się długonoga brunetka. Podparła dłonie na biodrach i przyglądała mi się pobłażliwie. Laptop na kolanach, nogi oparte o blat biurka, słuchawki na uszach i kompletna pustka w głowie. Przez ostatnie pół godziny zdążyłem już zapomnieć, co powinienem robić i o co prosił mnie Kajetan, dlatego na widok kobiety, aż podskoczyłem w fotelu. Zdjąłem słuchawki i popatrzyłem na nią z lekkim zdziwieniem.
– Cześć, Kasiu. Wystraszyłaś mnie – mruknąłem, stawiając stopy na podłodze, a laptop na zagraconym biurku. Rozmasowałem zbolały kark. Cholera, nie zdawałem sobie sprawy, jaka ta pozycja była niewygodna. Musiałem tak siedzieć co najmniej godzinę. Zajrzałem do mojego kubka, nawet nie zauważyłem, kiedy wypiłem całą kawę.
– Intensywnie pracujesz? – zaśmiała się, a ja zerknąłem na nią spode łba. Czyżby to było aż tak widać?
– Sprawdzasz mnie? – Zmarszczyłem czoło. Nie wiedziałem, czy Kasia żartowała, czy naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że skupiałem się na czymś innym. Może Kajetan nasłał tu swoją narzeczoną, aby mnie sprawdzić. Akurat przeglądałem zdjęcia zrobione przez ostatni tydzień i szalenie ważny klient poszedł chwilowo w odstawkę. – Kajetan jest w pokoju obok – poinformowałem ją.
– Wiem – oznajmiła z uśmiechem – bo poprosił, abym do ciebie zajrzała. Pytałam, czy jesteś głodny, ale byłeś tak pochłonięty… tym czymś, co właśnie robisz, że nawet nie usłyszałeś.
– Słuchawki – odparłem z naciskiem. – I tak, jestem głodny – powiedziałem w momencie, kiedy w progu stanął Kajetan właśnie. Musiałem mieć bardzo wymowny wyraz twarzy, bo popatrzył na mnie w podobny sposób, jak jeszcze przed chwilą Kasia. – Przyda mi się przerwa – rzuciłem lekko, a skoro oni byli gotowi do wyjścia, sam zacząłem się zbierać.
– Masz jakieś plany na weekend? – zwrócił się do mnie Kajetan, ale zanim cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć, kontynuował, chcąc ze mnie trochę zakpić. Nic nowego. – Czy jeszcze nie sfotografowałeś wszystkich toruńskich zabytków o każdej porze dnia i nocy?
– Daj spokój – odezwała się Kasia. Chociaż rozbawiona uwagą narzeczonego, stanęła niejako po mojej stronie. – Ma siedzieć wyłącznie w domu i pracy? Poza tym robi piękne zdjęcia.
– Dziękuję – odezwałem się wreszcie, przypominając im, że stoję obok. – Myślałem, żeby posiedzieć nad Wisłą z butelką wina – odpowiedziałem ironicznie, poniewczasie orientując się, że to plan idealny. Kajetan popatrzył na mnie w podobny sposób jak Emil, kiedy nie podobały mu się moje pomysły. Mojemu ojcu zdarzało się to nad wyraz często, Kajetanowi – okazjonalnie.
– Czyżewski, masz wolne do poniedziałku – powiedział, siląc się na oficjalny ton. – Widzę, że coś nie możesz się skoncentrować.
Nie skomentowałem ostatniej uwagi. Mimo wszystko jednak ucieszyło mnie, że po intensywnym miesiącu mogłem trochę odetchnąć, nawet jeśli chodziło o kilka dodatkowych godzin w piątek. W zasadzie po wyjeździe z Pożarowa skupiłem się wyłącznie na pracy, bo to dawało mi sporo satysfakcji. Przez jakiś czas nie potrzebowałem niczego innego. Zawsze jednak pamiętałem, że to rozwiązanie na chwilę i widocznie po tych kilku tygodniach w nowym miejscu zaczęło mi czegoś brakować.
Zwykle nie jadaliśmy na mieście, zazwyczaj też Kasia nie wpadała do nas w godzinach pracy, więc dzisiaj nadarzyła się okazja, żeby w porze obiadowej czymś zastąpić kanapki lub pizzę. Zasiadłem na tylnym siedzeniu samochodu, czekała nas jeszcze kilkuminutowa jazda. Przypomniałem sobie, że zapełniłem jeszcze jedną kartę pamięci w aparacie i zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem po prostu kupić kolejnej. Co chwilę zamyślałem się i zapominałem, że towarzyszyli mi Kasia z Kajetanem i kiedy zajęliśmy miejsce przy stoliku w jednym z ogródków, mieli ze mnie niezły ubaw.
– Może się zakochał? – rzuciła Kasia w pewnym momencie. Na chwilę przestałem jeść, chciałem jej coś odpowiedzieć na odczepne. Zerknąłem na Kajetana, który tylko uśmiechnął się do mnie znacząco.
– Skądże – odpowiedział za mnie, używając protekcjonalnego tonu. – To tylko ten brak koncentracji i upał.
– Bardzo dobre pierogi – uraczyłem ich lakoniczną odpowiedzią i pozwoliłem obojgu dalej planować weekend. Nawet nie zdawali sobie sprawy, że nieświadomie przypomnieli mi o Hance.
Zakochałem się? Sam chciałbym to wiedzieć. Nie było to dla mnie takie oczywiste.
Kajetan czasami pytał, czy zadzwoniłem lub chociaż napisałem smsa do Hanki. A ja? Nie miałem odwagi. Bałem się, że spartaczę coś jeszcze. Chociaż czy mogłem bardziej popsuć relacje między nami? Łatwiej było skontaktować się z Olą, zapytać, jak się czuje; odzywała się też zawiedziona Sara, która już nie zastała mnie w Pożarowie, bo wyjechałem do Torunia. A Hanka? Tchórzyłem nawet przy rozmowie z Michałem lub Emilem i nie pytałem, co się z nią dzieje.
Kiedy zjadłem, nadal nie zwracałem uwagi na rozmowę Kajetana z jego narzeczoną. Rozejrzałem się, szukałem dobrych miejsc do robienia zdjęć. To ostatnio był dobry sposób, żeby się odstresować. Trochę żałowałem, że nie miałem aparatu przy sobie. Chciałem wyciągnąć telefon, by nie zapomnieć o tym miejscu i dopiero wtedy zorientowałem się, że nie miałem przy sobie komórki. W pierwszym momencie wkurzyłem się, myśląc, że ktoś mnie okradł.
– Na pewno zostawiłeś go w biurze – starała się załagodzić sytuację Kasia. – Wiesz, ten brak koncentracji – zasugerowała. – Niedługo wrócimy, nic się przecież nie stanie, jeśli przez dwie godziny nie będziesz miał przy sobie telefonu, prawda?
– Tak, masz rację – przyznałem, choć niechętnie. Dostrzegłem jednak w jej spojrzeniu coś, co mnie zaniepokoiło. Wtedy chwyciła swojego narzeczonego za rękę i zadecydowała:
– Wracamy.
*
Kasia oczywiście miała rację – telefon leżał na biurku, w miejscu, gdzie go zostawiłem. Zacząłem wierzyć w mój domniemany brak koncentracji, a co gorsza również w zakochanie.
Zerknąłem na wyświetlacz: nieodebrane połączenie od mamy. Nic takiego, dzwoniła tylko raz. Odetchnąłem z ulgą, że jednak nie stało się nic poważnego. Mimo wszystko wybrałem jej numer, rozsiadając się na swoim krześle. Mama odebrała od razu.
– Nie wiem, czy nie przeszkadzam – zaczęła. Pomyślałem, że chciała tylko spytać, co słychać. Nic nowego, ale i tak zawsze mówiła, że za rzadko się do niej odzywam.
– W porządku, mogę rozmawiać – przytaknąłem, spodziewając się standardowego pytania, dlatego w głowie układałem już odpowiednią odpowiedź: że u mnie w porządku i nie musi się martwić.
– Chodzi o Hanię… – Sposób, w jaki wypowiedziała imię dziewczyny, mnie zaniepokoił.
– Co z nią? – zapytałem, nie pozwalając jej skończyć. Poderwałem się na równe nogi. Wystarczyło to imię, abym na chwilę stracił rozum. Zacząłem żałować, że od momentu wyjazdu nie zapytałem nikogo, co dzieje się z Hanką.
– Nie chciała mi powiedzieć, co zamierza zrobić.
– Ale gdzie teraz jest? Co się stało? – dopytywałem. Chciałem wierzyć, że nie wydarzyło się nic złego. Hanka przecież w każdym momencie mogła wrócić do rodziców albo do Poznania, to całkowicie normalne. Jednak czy wtedy mama dzwoniłaby do mnie?
– Nie jestem pewna – odparła mama, a mnie szlag trafiał, że karmi mnie tylko takimi strzępami informacji. – Chcę tylko wiedzieć, czy nie zrobi niczego głupiego. Odzywała się do ciebie?
– Mamo, co się stało? – zapytałem raz jeszcze, spokojniej, bardziej stanowczo.
– Chodzi o to, że pojawił się ten Czarek. – Na dźwięk jego imienia, zacisnąłem dłoń w pięść. – Boże, Hania przyjechała tutaj taka roztrzęsiona – powiedziała mama łamiącym się głosem, była bliska płaczu. – Nie chciała zdradzić, co zamierza zrobić. Pomyślałam, że może ty coś wiesz. Że może skontaktowała się z tobą…
– Z kimś jeszcze rozmawiałaś? – zapytałem, starając się nie myśleć o ostatnim zdaniu.
– Widziałam się z Emilem. Dzwoniłam do niego niedawno, ale teraz nie odbierał. Zapewne zaraz oddzwoni, ale wolałam też zadzwonić do ciebie. Po prostu pomyślałam, że wiesz, co się dzieje z Hanią.
– Mamo – westchnąłem przeciągle – zaraz będę. Zaraz… za jakieś cztery godziny.
Czy miałem plany na weekend? Same się znalazły.
*
Kajetan wcale nie był zaskoczony, kiedy powiedziałem, że muszę wyjechać z miasta. Uprzedziłem, że w poniedziałek mogę zjawić się trochę później. Stwierdził, że nie widzi żadnego problemu. Sam niewiele wiedziałem, więc usprawiedliwiłem swój nagły wyjazd podejrzanym zachowaniem matki. Kajetan jednak nie zadawał zbędnych pytań, jakby wiedział, że chodziło o coś ważnego. Co tak naprawdę na mnie czekało, miałem się przekonać dopiero w domu.
Kajetan podrzucił mnie do swojego mieszkania, gdzie zajmowałem wolny pokój, tam się spakowałem na weekend. Później zawiózł mnie na dworzec. Rozkład jazdy był dla mnie łaskawy i nie musiałem długo czekać na odpowiedni pociąg.
Powinienem zrobić to od razu, ale przez pośpiech chwyciłem za telefon, dopiero gdy znalazłem miejsce w zatłoczonym pociągu. Najpierw wybrałem numer Emila, później chciałem odezwać się do mamy i poinformować, o której dokładnie może się mnie spodziewać.
– Cześć, co z Hanką? – zapytałem, gdy tylko odebrał. Usłyszałem przeciągłe westchnienie, doskonale wiedział, o co mi chodziło.
– Gdzie ty jesteś?
– W pociągu. Co z Hanką? – powtórzyłem pytanie, starając się nie podnosić głosu. Już i tak zwracałem uwagę kilku osób, szczególnie starszej pani siedzącej naprzeciwko mnie. Widziałem też, że przygląda mi się dziewczyna z siedzenia obok.
– Wracasz? Będziemy na ciebie czekać w domu – oznajmił. Będziemy? To mnie zaskoczyło, ale nie było najważniejsze, aby pytać o szczegóły. – O której przyjedziesz?
– Osiemnasta dwadzieścia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Dobrze, pogadamy później, to nie jest na telefon – powiedział tylko i się rozłączył.
Jeśli to miało mnie zdenerwować, to mu się udało. Jeśli zmartwić – również. Pomyślałem kilka brzydkich słów, zacisnąłem zęby i wziąłem głęboki oddech. Parę łyków zimnej wody pomogło. Podróż do Poznania miała trwać jeszcze przez półtorej godziny, w tym czasie musiałem się czymś zająć. Na szczęście udało mi się skupić na czytanej książce. Starsza pani wysiadła na którejś ze wcześniejszych stacji, poczułem ulgę, że wreszcie przestała się gapić.
Na poznańskim dworcu musiałem chwilę poczekać na pociąg do Wronek. Kupiłem kawę, czarną i mocną. Usiadłem na ławce przy peronie piątym, usiłując przypomnieć sobie, kiedy byłem tutaj po raz ostatni. Niektóre rzeczy w ogóle się nie zmieniły. Inne wyglądały inaczej przez niekończące się remonty. W Poznaniu zawsze gdzieś kopano dziury, istna fabryka dziur. W dziwny sposób zatęskniłem za tym miastem i chociaż nigdy tutaj tak naprawdę nie mieszkałem, czułem się w jakiś sposób związany. W tamtej chwili po raz pierwszy pojawił się pomysł, aby przenieść się tutaj na stałe.
Uśmiechnąłem się na widok rozklekotanej osobówki, którą podstawili przed odjazdem. Przypomniałem sobie czasy licealne, kiedy codziennie w taką wsiadałem. Wtedy miały inny kolor, były żółto-niebieskie, a ich modernizacja polegała na zmianie barw na brudną czerwień i szarość.
Po kolejnej godzinie podróży wysiadałem we Wronkach. Tutaj też trwał remont, już od roku. Miało to przywrócić dziewiętnastowiecznemu budynkowi dawną świetność. Pomyślałem, że na pewno przywróci, jeśli zewsząd znikną ogrodzenia i będzie można swobodnie przejść.
Zdziwiłem się, bo na peronie czekał na mnie Emil. Podszedłem do niego powoli i zapytałem lekko drwiącym tonem:
– Bałeś się, że nie przyjadę?
– Można tak powiedzieć – odpowiedział śmiertelnie poważnie. Bez słowa ruszyliśmy do samochodu. Wrzuciłem plecak na tylne siedzenie, a sam zająłem miejsce obok kierowcy. Odezwałem się, dopiero gdy ruszyliśmy ulicą Dworcową.
– Hanka jest u mamy? – Pytałem tylko po to, aby się upewnić, dlatego jego odpowiedź co najmniej mnie zaskoczyła.
– Nie – oznajmił twardo.
– To gdzie? – zaśmiałem się nerwowo.
– W Warszawie.
– W Warszawie – powtórzyłem słabym głosem, a później jeszcze raz usłyszałem to w głowie. – Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś?
Emil milczał. Przyjrzałem mu się uważnie, nie wyglądał na zadowolonego.
– Żebym przyjechał tutaj – wycedziłem przez zęby, domyślając się.
– Nie wiedziałem, że twoja matka zacznie odchodzić od zmysłów. – Po cichu liczyłem, że Emil trochę podkolorował sytuację, ale dobrze też wiedziałem, że mama potrafi histeryzować. – Początkowo była spokojna. Mówiła, że dzwoniła do ciebie, ale ty nie wiesz, gdzie jest Hania. Chciała dzwonić do Miśka, więc powiedziałem, że nie ma potrzeby, bo wiem, gdzie ona jest. Że pojechała do Warszawy. No dobrze, powiedziałem, że pojechała do Warszawy sama. To ją właśnie najbardziej zaniepokoiło – nakreślił mi sytuację. Wyobrażałem sobie, jak wyglądała ta rozmowa i wcale mnie nie dziwiło, że mama zaczęła świrować. – Uspokój ją trochę, porozmawiaj, a później rób, co chcesz.
– Jakiś ty wspaniałomyślny – zakpiłem, gotując się w środku ze złości. – Co ci w ogóle przyszło do głowy, żeby wysyłać Hankę do Warszawy? – warknąłem na niego. Siedziałem w samochodzie Emila, który wiózł mnie do domu, a powinienem być w drodze do stolicy.
– Zawiozłem ją tylko na dworzec – zaczął, a ja miałem ochotę zrobić mu krzywdę. – I dałem jej pieniądze na podróż – dodał.
– Co ty pierdolisz!?
– Konrad, nie histeryzuj jak matka – prychnął. – I tak bym jej nie zatrzymał siłą. Wyglądała na zdeterminowaną. A ty jesteś ostatnią osobą, która powinna mi wypominać pomoc dla zdesperowanego gówniarza.
Na szczęście zatrzymaliśmy się już pod domem. Już chciałem wysiadać bez słowa, bez podziękowania za przypomnienie, jakim to zdesperowanym gówniarzem bywałem w przeszłości i teraz, kiedy Emil powiedział coś, czego od początku nie chciałem usłyszeć:
– Poza tym mówiła, że czeka na nią Kowal.
Wysiadłem i trzasnąłem drzwiami. Jedyne, co mnie ucieszyło, to widok mojego samochodu stojącego obok. Przynajmniej nie byłem skazany na kilkugodzinną jazdę pociągiem. Chciałem zostawić Emila w tyle, ale oczywiście on nie byłby sobą, gdyby mnie nie dorwał i nie rzucił głupią uwagą.
– Zachowuj się – poprosił wyjątkowo uprzejmie. O dziwo nawet mnie tym nie rozbawił i potraktowałem go poważnie.
Weszliśmy do domu razem, mama już na nas czekała. Podeszła do mnie, chwytając mnie powyżej łokcia i przytrzymując blisko siebie. Od razu zauważyłem, że wyglądała na zmartwioną, jednak Emil trochę przesadził z opisem sytuacji, bo nie było z nią aż tak źle. Chociaż może to mój widok sprawił, że trochę się uspokoiła.
– Emil mówił, że Hania jest w Warszawie – powiedziała na wstępie. Tyle to ja też wiedziałem.
– Pojadę do niej – oświadczyłem, mówiłem spokojnie. – Nie pozwolę jej zrobić żadnych głupot i przywiozę ją z powrotem – obiecałem. Złapałem się na tym, że mówiłem całkowicie szczerze. – Zaraz wsiadam w samochód i jadę.
– Konrad, poczekaj chwilę – poprosiła mama, widząc moją determinację.
– Nawet jeśli wyjedziesz teraz, to dotrzesz tam za ponad trzy godziny – wtrącił się Emil. Powstrzymałem się od niegrzecznej uwagi. Jemu zależało przede wszystkim, żeby nie zostawiać go samego z mamą, kiedy była w takim stanie.
– Chcesz coś na drogę? Wyglądasz na roztrzęsionego, zrobię ci chociaż herbaty. – To mówiąc, mama usadziła mnie przy stole w salonie. Popatrzyłem na Emila, nie chciał nic z tym zrobić.
Kiedy mama zniknęła, zacząłem się zastanawiać, skąd wzięła się moja nagła decyzja o natychmiastowym wyjeździe do stolicy. Im dłużej nad tym myślałem, utwierdzałem się w przekonaniu, że to jedyna słuszna rzecz.
Emil usiadł naprzeciwko mnie. Całym sobą dawałem mu do zrozumienia, aby lepiej nie próbował ze mną rozmawiać, ale sam się odezwał. Opowiedział pokrótce, co się stało w Pożarowie. Że byli dziś tam sami, a Sylwia i Czarek zjawili się tam niespodziewanie, a później Hanka uciekła do mojej matki. Wiedziałem, że gdybym był na miejscu, inaczej rozwiązałbym tę sprawę i co najważniejsze nie pozwoliłbym Hance jechać do Warszawy. Potrafiłem jednak w małym stopniu zrozumieć, dlaczego nikt jej nie zatrzymał. Zdawałem sobie sprawę, że czasem trudno Hance przemówić do rozsądku. Musieliby ją przycisnąć i zatrzymać siłą. To akurat w ich przypadku nie wchodziło w grę. Teraz jednak musiałem naprawić to, co oni spieprzyli.
W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon. Chciałem, aby ktoś przekazał mi dobre wieści. Zerknąłem na wyświetlacz i wstałem od stołu, mówiąc niewyraźnie, że muszę odebrać. Wyszedłem na zewnątrz, nie chciałem, aby ktokolwiek słyszał moją rozmowę z Olą.
– Coś się stało? – zapytałem niepewnie na przywitanie. Trochę liczyłem, że Ola wie, że Hanka wybrała się do Warszawy. Jeśli umówiła się z Kowalem, to istniało prawdopodobieństwo, że Witkiewicz coś wiedziała na ten temat.
– Może ty mi powiesz? – odpowiedziała przekornie, a mnie zaczęła krew zalewać. Miałem ochotę ich wszystkich udusić. – Co się stało, że twoja dziewczyna przyjechała do Warszawy, kiedy ciebie tutaj nie ma? – Jej przesłodzony głos działał mi na nerwy. Oczywiście, że chciała mi zrobić na złość, a teraz znalazła okazję, aby się trochę podroczyć.
– Widziałaś się z nią? – Starałem się zachować spokój, ale to wcale nie było łatwe.
– Czyli nie zaprzeczasz, że to twoja dziewczyna?
– Ola, błagam cię, mam już na dzisiaj dosyć… Widziałaś się z nią czy nie?
– Widziałam – odpowiedziała wreszcie. – Będą nocować w twoim mieszkaniu. Ja umówiłam się wcześniej z rodzicami, dlatego muszę wyjechać za miasto.
– Powiesz rodzicom, że…? – zapytałem, ale przerwała mi:
– Już wiedzą. O dziwo przyjęli wiadomość o ciąży bardzo spokojnie. A co do Hani – szybko wróciła do tematu – skoro mnie nie będzie, to przykro mi, Konrad, ale nie przypilnuję jej dla ciebie…
– Przestań – prychnąłem. – Jest roztrzęsiona, ale nie zrobi nic głupiego – zaśmiałem się bezgłośnie, sam chcąc wierzyć w to, co mówię. Wiedziałem, że Hanka mimo wszystko ma swój rozum, w końcu się ogarnie i zapomni o niemądrych pomysłach. Nie zrobiłaby przecież czegoś, czego później by żałowała, prawda?
– Konrad, jesteś pewien? – W jej głosie usłyszałem nutę, która kazała zacząć mi się o Hankę martwić. – Może jednak powinieneś sprawdzić, czy będzie grzeczna? I czy jej towarzysz będzie równie grzeczny.
– Skąd wiesz, że nie mam takiego zamiaru? – wycedziłem przez zęby. Nie podobało mi się to, co usłyszałem.
– Ty też, kochanie, nie potrafisz ukryć zazdrości – zaśmiała się. Gdyby istniała możliwość zabijania ludzi przez telefon, wtedy bym z tej możliwości skorzystał. Następnie zadzwoniłbym do Kowala w tym samym celu. – Ach, jeszcze jedno. Pamiętaj, ta mała szczęściara za tobą tęskni. To widać. Ale nie jestem pewna, czy naprawdę nie zechce wypełnić pustki po tobie kimś innym. Musiałeś być naprawdę ostatnim idiotą, aby ją zostawić.
– Dziękuję – odparłem ironicznie. – Coś jeszcze?
– Od siebie mogę dodać tylko tyle, że wracam w niedzielę wieczorem. Daj znać, jeśli uda nam się spotkać. Teraz to naprawdę wszystko.
– Więc może jednak do zobaczenia? – westchnąłem. – I dziękuję, Ola.
– Nie ma za co, Konrad. Nie rozklejaj się, kochanie.
*
Zanim wyszedłem z samochodu, oparłem głowę o zagłówek, łapiąc oddech. Wiele rzeczy wyglądało podobnie, mógłbym nawet pomyśleć, że wracam w to miejsce, jak gdyby nic się nie zdarzyło. Jakbym w ogóle z Warszawy nie wyjeżdżał. Wiedziałem jednak, miałem nadzieję, że na górze zastanę Hankę i ta myśl przez większość czasu nie pozwalała mi się zatrzymywać. Nie potrafiłem się teleportować, a droga zabrała mi trochę czasu, więc kiedy wreszcie stanąłem przed drzwiami mojego warszawskiego mieszkania, dochodziła już dwudziesta trzecia. Wyciągnąłem klucze z plecaka i po prostu wszedłem – cokolwiek miałem zastać w środku, wchodziłem do siebie.
Nie zdążyłem zamknąć za sobą drzwi, kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się Kowal. Zapracował sobie, aby dostać w mordę. Przede wszystkim tym, że nie poinformował mnie o przyjeździe Hanki. Co robili, kiedy zostali sami? W zasadzie nie chciałem wiedzieć – dla świętego spokoju. Kowal odezwał się pierwszy, przypominając, po co tutaj przyjechałem.
– Bądź cicho, Hania śpi na górze.
W półmroku nie potrafiłem dostrzec, co maluje się na jego twarzy. Nie zauważyłem cwaniackiego uśmiechu, dlatego tym bardziej zacząłem się zastanawiać, co stało się pod moją nieobecność. Zmierzyłem Kowala wzrokiem, ale nic nie odpowiedziałem. Ruszyłem w głąb mieszkania, by zaraz potem wspiąć się po schodach. W połowie drogi dostrzegłem postać Hanki na łóżku i odetchnąłem z ulgą.
Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. I dlaczego spała, przecież nie było jeszcze aż tak późno. Pamiętałem, że nie zawsze chodziła wcześnie spać. Usiadłem na skraju łóżka, wyciągnąłem do niej rękę, by tylko delikatnie ją szturchnąć i nie wybudzać zbyt gwałtownie. Cóż, pokusa była jednak silniejsza – kiedy nadarzyła się okazja, by zemścić się za jej pobudki.
Hanka leżała plecami do mnie, oddychała równo i spokojnie, zupełnie nieświadoma, że na nią patrzę i uśmiecham się jak ostatni idiota. Przysunąłem się bliżej, opierając nad nią na wyprostowanych rękach. Spała tak słodko, jak dziecko. Wiedziałem, że kiedy ją obudzę, zacznę tego żałować, usłyszę wrzaski i natychmiast się na mnie obrazi z byle powodu. Pochyliłem się nad nią, odruchowo wciągając jej zapach. Użyła mojego żelu pod prysznic, byłem stuprocentowo pewien. Odgarnąłem jasne włosy z twarzy, już wtedy dawała znaki życia.
– Hanka – szepnąłem do ucha – skarbie, obudź się. – Drgnęła, poruszyła się, jeszcze nie do końca świadoma. – Pobudka – powiedziałem, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Później chwyciłem za ramię i szturchnąłem delikatnie. To zadziałało lepiej. – Hanka!
– Konrad, przestań… – wymruczała. Ja wreszcie zaśmiałem się, przyczynił się do tego fakt, że wypowiedziała moje imię. Zaraz potem Hanka odwróciła głowę i spojrzała przez ramię. Patrzyła na mnie, mrugając wielokrotnie, a później powtórzyła zupełnie bezgłośnie: – Konrad…
– Brawo, Sherlocku.
– Konrad, co ty tutaj robisz? – zapiszczała, siadając szybko.
– Gdzie masz telefon, skarbie? – zapytałem śmiertelnie poważnie. Rozejrzała się dookoła, będąc zupełnie zdezorientowaną. Gapiła się na mnie, nie rozumiejąc, co do niej mówię. – Bądź tak grzeczna, skarbie, i zadzwoń do mojej matki. Powiedz jej, że wszystko w porządku, okej? – poleciłem. – Zrobisz to dla mnie? – dodałem na koniec, a ona tylko skinęła głową. Była urocza w tym swoim zakłopotaniu. Wtedy mogłem wstać i ruszyć na dół.
– Przyjechałeś tylko po to, aby mi to powiedzieć? – wymamrotała, a ja nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Dobrze, że stałem już tyłem i tego nie zobaczyła. Chyba jeszcze nie doszła do siebie, skoro nie pomyślała, że przyjechałem tutaj wyłącznie dla niej.
– A powinienem zostać na dłużej? – Już nie odpowiedziała. Postanowiłem dać jej chwilę na zebranie myśli. – Będę na dole.
– Konrad! Do cholery, zaczekaj! – zawołała mnie.
Stojąc już przy schodach, odwróciłem się przodem do niej. Hanka usiadła na skraju łóżka, odgarnęła włosy na plecy i przetarła oczy. Zauważyłem, że miała na sobie moją koszulkę. Dłuższą chwilę zbierała się, aby coś jeszcze powiedzieć, ostatecznie jedynie przyglądała się mi z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć, że stałem niedaleko. Zrobiłem jej niespodziankę, stwierdziłem z satysfakcją.
– Ktoś chyba zapomniał ci powiedzieć, skarbie, że już od jakiegoś czasu tu nie mieszkam – powiedziałem. – Do Torunia miałabyś znacznie bliżej.
Zszedłem wreszcie na dół, zastanawiając się, jak przeżyłem ostatni miesiąc bez niej. Przed chwilą jeszcze pełen złości, teraz odczuwałem spokój. Znów była przy mnie. To wystarczyło.
Bardzo mi się podobał rozdział :) To już chyba przedostatni, bo ostatni być nie może, prawda? Pozdrawiam ciepło! Cieszę się, że jest różowa koszula :)
OdpowiedzUsuńPrzedostatni? Jeszcze co najmniej z 10 rozdziałów :P
UsuńWrócę później z jakimś sensownym komentarzem, bo na razie mogę tylko napisać, że poprawiłaś mi tym rozdziałem humor. Poważnie, uśmiecham się teraz tak jak Konrad na widok Hanki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Bardzo lubię te notkę:) widac Konrad potrzebował silnego impulsu, aby nagle przestać sie czegokolwiek bać i bez większych przemysleń po prostu do Hanki pojechać. No dobra, zaczął sie bać, jak ja zobaczył, boi sie jeb reakcji -ale sam fakt, ze przyjechał do niej, działa ba jego kodzysc. W ogole fa sytuacja jest mocno groteskowa-Hanka skrywająca sie przed chłopakiem w jego własnym mieszkaniu i obsciskujaca sie w tymże mieszkaniu z innym chłopakiem. Wlasciwie współczuje Kowaliwi, bo widac, ze sie niechcący zaangażował, i moze troche potrwać, zanim sie otrząśnie. Ale jeśli nic by z tego nie wyszło, to rozdział byłby niesamowicie sztuczny, wiec mysle, ze te kilka pocałunków było ba miejscu. Choc szkoda,ze Tomek Brdzie je przezywać :(. Mam nadzieje, ze Przybycie Konrada raz na zawsze wszystko ułoży xD No dóbra, nie wszystko, ale ze dzieki niemu porozmawiają na serio o swoich uczuciach. ;). To "zaskarbianie" Hanki pod koniec było niesamowicie słodkie, bo pokazywało jak nic zdenerwowanie Konrasa Haha. No i różowa koszula, nareszcie xd
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs
Chyba nie byłabym sobą, gdybym teraz wszystko się ułożyło. Chociaż pewnie mogłoby, ale jest kilka otwartych wątków, które chciałabym zakończyć ;)
UsuńAwwww, awwwww, to jest po prostu takie słodziaszne i rozczulające, że achhh, nic, tylko się rozpłynąć i umrzeć ze szczęścia :DDD
OdpowiedzUsuńKonrad, no nareszcie jakiś sensowny krok, żeś wykonał, yuppi! Serio, już prawie gotowa byłam uwierzyć, że prędzej Hanka z Kowalem doczekają się dzieci i osiwieją niż Konrad pojawi się na horyzoncie xd Ale na szczęście Hania nie musiała na niego aż tyle czekać, uff!
OdpowiedzUsuńTakże ten… ja bardzo ten rozdział lubię, bo to wszystko było takie dość urocze. W sensie to nieogarnięcie Konrada, a potem ta decyzja pojęta pod wpływem impulsu, by do Hani jechać. Normalnie słodko się zrobiło, zwłaszcza na samiutkim końcu rozdziału :D I teraz, co dalej? Bo jakoś nie podejrzewam, by dalej było równie spokojnie i sielankowo, toż to samo życie… Ale wierzę i mocno trzymam kciuki za to, żeby oni pomalutku sobie to wszystko między sobą poukładali. Pewnie pojawi się trochę kolejnych zgrzytów, ale co innego jeśli nie takie właśnie napotkane po drodze przeszkody nie prowadzi do stworzenia silniejszych więzi, hę? Także mam przeczucie, że będzie dobrze. Tak mnie ten rozdział bardzo optymistycznie w tej kwestii konradowo-hankowej love nastawił :D
Nie wiem co z Kowalem… Jego z kolei w tym rozdziale zrobiło mi się szkoda. Bo tak naprawdę nie mam bladego pojęcia, co on tak dokładnie do Hani ma. Może nic, a może cuś. Zbyt tajemniczy ten Kowal, no! Tak czy inaczej, jeśli on rzeczywiście coś jednak sobie w główce roił, to mi go szkoda. Jeśli nie, też mi go szkoda, bo że tak Hania jego, wspaniałego Kowala z Konradem pomyliła, toż się nie godzi ;) Nie wiem czy powinnam się Kowalem bardzo przejmować, bo możliwe, że on sam niespecjalnie się tym wszystkim przejmuje… Ale dopóki nie mam tej pewności to przyjmę wersję, że jest mi go szkoda. Biedny Tomuś :(
Pozdrawiam serdecznie!
Będę okrutna, ale cóż, muszę przyznać, że Kowal się przejmuje. Może wygląda na takiego, po którym spływa wszystko jak po kaczce, ale tym razem nie do końca tak będzie. Jeszcze trochę Kowala powinno się w Różowej pojawić, także... ;P
UsuńRównież pozdrawiam!
pieję ze szczęścia. gdzieś przemknęło mi przez myśl, że może Konrad pojawi się w Warszawie, ale myślałam, że może Kowal doniesie mu o jej przyjeździe, choć teraz wiem, że na próźno byłoby oczekiwać jakiegokolwiek odezwu od Kowala.
OdpowiedzUsuńWłaściwie jestem zaskoczona postawą Kowala; nie że nie skończyli w łózku, ale jego reakcją na wypowiedzenie imienia kumpla. Chociaż z jednej strony to logiczne. nie wiem na co liczył Kowal i co mógł czuć, to trudne do ocenienia. Z jednej strony musiał zdawać sobie sprawę, że Hanka jest zakochana w Konradzie i w związku z tym nie może liczyć na nic więcej. A z drugiej strony mogę nie mieć racji i nadinterpretuję. I prawda jest też taka, że to wciąż relacja Hanki i możemy mieć do czynienia z zabarwieniem emocjonalnym, o :P
Co do samego Konrada to ach, niemal się rozpłynęłam. A to o ty Toruniu, no cóż, aż westchnęłam. Marzenie każdej (no prawie) kobiety. I jeszcze pobudka w takim stylu. Czego chcieć więcej?
Teraz jednak pojawia sie pytanie: co dalej? Nawet jeżeli zobaczyłam zazdrosnego Konrada, który w jakiś sposób powierdza swoje uczucia do Hanki. Teraz pozostaje im rozmowa (chociaż to trudniejsze niż cokolwiek innego) i dużo rozmów. Może Hanka powinna coś wypić na odwagę? Ja tak bym zrobiła, a potem może jakoś lepiej przejdzie na trzeźwo :D
Na koniec dodam, że przypomniałaś mi o urokach Torunia i o tym jak mi się tęskni za tym miejscem. H. i K. powinni tam się wybrać razem :D Romantyzm Torunia i oni {pod warunkiem, że się nie pokłócą} to będzie magia :D
Pozdrawiam!
Rezerwuję sobie miejsce na jutro! :)
OdpowiedzUsuńHanka jest urocza, ale i dość irytująca w swoim zachowaniu. Mam wrażenie, że jakby ją tak spytać, to mogłaby odpowiedzieć, że wszystko to, co wydarzyło się do tej pory, jest z winy Konrada - bo przecież wszystko zaczęło się od tamtego pamiętnego pocałunku, tak? Hanka się zakochała, a że Konrad miał inną i nie był zainteresowany, to związała się z mocno podejrzanym Czarkiem, jakby z obawy, żeby nie być sama. Potem, poleciało - Czarek okazał się niemal psychopatą, przed którym musiała uciekać, a że wylądowała aż w Pożarowie, cóż, skutek uboczny. I naprawdę to nie tak, że jakoś krytykuję, bo akurat "Różową..." uwielbiam i co najmniej piętnaście razy przymierzałam się do skomentowania, tylko jakoś nie było czasu, chęci czy słów. I w przeciwieństwie do Hanki, zauważam zmianę Konrada. Może wciąż nie potrafią tak do końca spotkać się w połowie drogi, bo jej się wydaje, że kocha go za mocno, a jemu, że kocha ją za mało, ale cały czas trzymam kciuki za to, żeby Hanka wresscie się ogarnęła i zaczęła walczyć o to, o czym marzyła przecież tak długi czas. Bo Konrad zdaje się być gotowy; a przynajmniej bardziej gotowy niż w chwili, w której Hanka pojawiła się w Pożarowie ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi w tym wszystkim Kowala, który zostaje w pewien sposób wykorzystany przez Hankę - tę nieszkodliwą, słodką Hankę.
Dobra, mam wrażenie, że wyszło mi to nieco chaotycznie, ale chciałam tak ogolnie i odnośnie akutalnego rozdziału. Hm, następnym razem będzie lepiej, mam nadzieję ;) Bo wyszłoby jak z "nie zaprzeczaj", jak chciałam skomentować, to okazało się, że zdążyłaś już historię zakończyć :)
Pozdrawiam,
Jakoś specjalnie krytycznych słów nie widzę, może dlatego, że wg mnie całkiem trafnie opisałaś krótko te 30 rozdziałów :D W sumie tak jakoś się dzieje, że wiele decyzji Hanki gdzieś tam miało swój początek przy pierwszym pocałunku, a reszta to konsekwencje pewnych wyborów, także... sama prawda ;) A czy tak rzeczywiście miało być? Chyba coś w tym tonie zakładałam na początku, a po dwóch latach, nadal pisząc to opowiadanie, trudno od tej koncepcji odejść.
UsuńA co do Kowala, cóż, też mi trochę przykro, że mimo wszystko zostały wykorzystany, ale tak chyba musiało być.
Miło mi, że jednak zdecydowałaś się napisać komentarz. Pozdrawiam! ;)
Zawsze wolę się asekurować, zwłaszcza, gdy może dojść do sytuacji, gdy moje słowa zostaną źle zrozumiane. Na szczęście, tutaj wszystko poszło zgodnie z moim planem ;)
UsuńPozdrawiam,
Tak szczerze, to najlepszy moment rozdziału, to jak Kondzio zjawił się w mieszkaniu. Czekałam i czekałam. Czytam, czytam i "no, jedź"; "nie, nie zatrzymujcie go";"nie, nie jest głodny!";"jeeeeeeeedź!!!". Jak na igłach siedziałam i czekałam, aż Kondzio zobaczy się z Hanią, to chore. To jest chore. :D
OdpowiedzUsuńA mnie też cieszy, że Kowal zachował się spoko. Nie rzucił się na Hankę jak na kawał mięsa, tylko...tak ją wspierał. Takie awww :3 dla niego. <3
I dobra, dawaj. Pisz dalej, nie marudź. Pisz. :D
Czy jestem tutaj jedyną, którą zirytowało zachowanie Konrada? Czy naprawdę trzeba było tego telefonu od matki, żeby wreszcie otworzył oczy i zobaczył ile stracił? Czy nie mógł zrobić tego wcześniej, tak po prostu, dla Hanki? Czy to obecność Kowala u jej boku zakuła go tak mocno, czy raczej jego własny egoizm? Może i jedno i drugie? Rozumiem, nowa praca, ambicje i te sprawy, ale... czy naprawdę musiał ją zostawiać? O ile dobrze pamiętam, zrobił to po cichu, wcześnie rano, niczym tchórz. Czy ktoś taki jak on ma prawo złościć się, że zdecydowała się wyjechać i (być może) przestać na niego czekać? Myślę, że nie. Niezmiernie mnie ciekawi, co powie na jego przyjazd Hania, a co najważniejsze, czy bez mrugnięcia okiem wszystko mu wybaczy.
OdpowiedzUsuńI teraz wisienka na torcie. Ani przez chwilę nie wierzyłam w to, że między Hanią i Kowalem może zadziać się coś poważniejszego, ale ich wspólne momenty były naprawdę... słodkie. Nie będę się upierać nad tym, że do siebie pasują, bo wcale nie pasują, ale zawsze chętnie poczytam sobie o Tomku. I powiem Ci, że bardzo dobrze się stało, że wreszcie znalazł się taki ktoś, ktoś już samą swoją obecnością utarł trochę nosa Konradowi. Przydało mu się. Może dzięki temu zmieni swój stosunek do H. na nieco poważniejszy. A Kowal... cóż, wciąż czekam na opowiadanie, w którym to on będzie grał pierwsze skrzypce ;)
Tak czy inaczej, dziękuję za trochę innego niż zwykle Kowala i miotającą się w swoich uczuciach Hankę. Bardzo przyjemnie czytało się ich razem.
Genialny rozdział <3
Do następnego! :*
Kiedy planujesz kolejny rozdział? :) niech wena cię nie opuszcza, bo czekamy!
OdpowiedzUsuńPlanuję dodać, jak napiszę :D
UsuńŚwietne opowiadanie, nie moge doczekać się co będzie dalej z Konradem i Hanką :)))
OdpowiedzUsuńAle Konrad zaszalał w tym rozdziale! Dobrze, że pojechał do Hanki tylko co dalej? Sytuacja między nimi zaczyna się trochę uspokajać, ale w końcu Hanka to Hanka, więc raczej tak od razu różowo nie będzie, prawda?
OdpowiedzUsuńto już koniec nie ma już nic...
UsuńŻe to do poprzedniego komentarza? Miałam coś odpowiedzieć? :D
UsuńMożna wkrótce liczyć na kolejny odcinek czy na razie nie masz weny/czasu/ochoty itp? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNa pewno mam jedną rzecz - pustkę w głowie, więc przy tym te trzy wymienione przez Ciebie nie mają aż takiego znaczenia. Ale odpowiadając na pytanie: można, choćbym się miała ugryźć w dupę!
UsuńZacznę od tego, że zazwyczaj jestem typowym, niewdzięcznym czytelnikiem, który nie zostawia komentarzy. Twój blog jest jednak tak wspaniały, że nie mogłam nic nie napisać. Czytałam już wiele blogów, ale zawsze było czuć, że są pisane przez amatora. W Twoim przypadku czułam się jakbym czytała książkę "profesjonalnego" pisarza. I na Twoim miejscu naprawdę zastanowiłabym się czy czegoś nie wydać :D
OdpowiedzUsuńHistorię Hanki i Konrada poznałam niedwano i widzę, że od pewnego czasu blog stoi w miejscu, dlatego mam wielką prośbę/ pytanie o kolejny wpis :)
Pozdrawiam :D
Rozdział dodam niedługo, również pozdrawiam!
UsuńMuszę się przyznać, że rzadko kiedy odważę się napisać komentarz, ale od niecałego tygodnia siedzę i pochłaniam rozdział za rozdziałem i niestety nagle okazało się, że już nie mam czego nadrabiać. Jak tak dalej pójdzie, to zamiast czytać Twoje opowiadania zacznę uczyć się na kolokwia ;)
OdpowiedzUsuńHanka i Konrad, pomimo tego że momentami naprawdę bardzo denerwują mnie ich zachowania, ich historia niezwykle mnie urzekła. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już niebawem, ponieważ naprawdę chciałabym poznać ich dalsze losy :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Kiedy będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńBędzie kontynuacja???
OdpowiedzUsuńTak, będzie! :D pracuję nad kolejnym rozdziałem, ale nie potwierdzam żadnych terminów, bo idzie mi jak krew z nosa (moje życie składa się ostatnio z pracy i ze snu XD), a poza tym nie chcę wrzucić byle czego, tylko żeby nowy rozdział w końcu zawisł na blogu. Trochę się muszę teraz postarać, żeby później było mi łatwiej wszystko zamknąć w całość, to jest teraz mój piorytet - stworzyć obraz całości, a nie tylko kolejny rozdział ;)
UsuńPozdrawiam!
PS Jeden znak zapytania wystarczy! :)
Chyba już nic tutaj nie będzie :\
OdpowiedzUsuńBędzie.
UsuńW scenie Hani z Kowalem na klatce schodowej popłakałam się (a to często ni się nie zdarza ;) ) Tak się cieszę ze wróciłaś do koszuli i mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiały się częściej :) prawie cały rok czekałam na kolejny rozdział i w końcu jest :D Życzę dużo weny! /Roza
OdpowiedzUsuńO nie! Pomyliłam rozdziały :/
Usuń