33. Nowe emocje

środa, 28 lutego 2018

Hanka

Dwudziesty czwarty sierpnia – dzień ślubu Joanny i Emila. Miałam się pojawić na ceremonii jako osoba towarzysząca Konrada, drużby pana młodego – nawet przez chwilę uważałam, że to niezwykle ważna rola. W obliczu straty dla rodziny Czyżewskich na samą myśl o moich błahych marzeniach robiło mi się niedobrze. 
Zamiast ślubu – śmierć babci. Trudno mi powiedzieć, czy to właśnie nazywa się ironią losu. Było mi bardzo smutno i po ludzku przykro, nie tylko ze względu na znajomość z Michałem – zdążyłam przywiązać się do rodziny Czyżewskich. Chociaż pomieszkiwałam w Pożarowie jedynie ponad miesiąc, to polubiłam ich. W życiu nie widziałam Miśka tak przygnębionego, jak w trakcie pogrzebu, Joanny natomiast milczącej i bladej. Wśród nich wszystkich była jej mała córka, której pewnie trudno było to wszystko zrozumieć.
Po cichu liczyłam, że ślub stanie się pretekstem, żeby zmienić coś między mną a Konradem. Nie tylko Joanna czekała na ten dzień z utęsknieniem. I chociaż trudno porównywać skalę naszych dramatów, to nam obu pękło serce. Myślałam, że z Konradem skończymy obrażać się na siebie i zaczniemy rozmawiać. Przez jakiś czas droczyliśmy się ze sobą, ale ostatecznie wszystko skończyłoby się happy endem – historia jak z bajki, żyli długo i szczęśliwie. Zbyt długo karmiłam się takimi banałami i frazesami.
Od dnia pogrzebu kilka razy byłam bliska zrobienia pierwszego kroku i wybrania numeru Konrada, ciągle jednak coś mnie powstrzymywało: bo to za wcześnie i pewnie jeszcze przeżywa śmierć babci; bo w ciągu dnia jest zajęty pracą, a wieczorami zmęczony; pewnie nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Ostatni domniemany powód męczył mnie najbardziej i to dlatego każdej nocy zasypiałam z oczyma zapuchniętymi od łez. Chciałam, naprawdę chciałam wziąć się w garść, nie potrafiłam jednak walczyć ze wszystkimi nowymi emocjami.
Od momentu, gdy Konrad przywiózł mnie do Kiekrza, wciąż przebywałam w domu rodziców. Byłam im bardzo wdzięczna, że nie poruszają tematu mojego samopoczucia. Paradoksalnie śmierć pani Czyżewskiej bardzo w tym pomogła, bo wiedzieli, a przede wszystkim ojciec wiedział, jak bardzo mnie to dotknęło. Mama natomiast musiała mi wybaczyć jeszcze jedną rzecz – przywiozłam ze sobą nowe problemy.
Wcześniej chodziło o Czarka i chociaż momentami przykre wspomnienia powracały, byłam na dobrej drodze, aby o nim zapomnieć. Tym razem dręczył mnie Kowal – pamiętałam jego słowa. Świadomość, że mogłam złamać mu serce, stawała się nieznośna.
Przede wszystkim jednak głowę zaprzątały myśli o Konradzie. Może po kilku latach powinnam już się do tego przyzwyczaić? Był to taki moment w moim życiu, że nieszczęśliwa miłość szczególnie dawała się we znaki, jednak za każdym razem, jak w przewlekłej chorobie, następował stan remisji. Niemniej jednak – co było błogosławieństwem, gdy przebywałam w domu – mama dobrze wiedziała, że Czarka zdążyłam strawić, ale nabawiłam się niestrawności przez kogoś innego.
Od przyjazdu do domu nikt mnie nie zamęczał, czego wcześniej się obawiałam, szczególnie ze strony mojej siostry. Okazało się jednak, że w okresie urlopowym spadło na nią sporo pracy i nie pojawiała się w Kiekrzu zbyt często. Oczywiście ja chciałam się zobaczyć z Ingą, którą bardzo zaniedbałam, ale wraz z Jankiem zdecydowali się odwiedzić swoje rodzinne strony, tym samym odpocząć od Poznania i głośnej o tej porze roku ulicy Taczaka.
W dzień, gdy miał odbyć się ślub, cały czas świeciło słońce, pogoda była wręcz wymarzona do przyjęcia na świeżym powietrzu. Może łatwiej byłoby to wszystko znieść, gdyby padało, a już najlepiej wystąpiła burza z gradobiciem. Ja, mimo sprzyjającej aury, zaszyłam się w swoim pokoju. W ciągu dnia niespodziewanie zjawiła się moja siostra. Sylwia trochę nas zaskoczyła, bo zwykle zapowiadała swoje wizyty. Rodzice oczywiście się cieszyli, ja mniej. W zasadzie to wcale.
Ostatni raz widziałam Sylwię w Pożarowie, kiedy niespodziewanie przyjechała z Czarkiem. W zasadzie byłyśmy wtedy bliskie spotkania, ale liczyłam, że ona tkwiła w nieświadomości i wierzy kłamstwu Emila. Kiedy rozmawiałyśmy ze sobą na początku lipca, już próbowała wyciągnąć ode mnie, dlaczego mój związek się nie udał. Wtedy zapewne kierowała się chęcią dokuczenia mi, w końcu w jej oczach zawsze byłam tylko tą gorszą siostrą. Tym razem sytuacja wyglądała nieco inaczej – Sylwia dogadała się z Cezarym i musiałam przyznać, że ta współpraca okazała się całkiem owocna, skoro dotarli aż do Pożarowa. Dlatego też miałam spore obawy co do obecności Sylwii: przypuszczałam, że zechce ze mną porozmawiać i poruszyć temat Sawickiego.
W trakcie obiadu przyjrzałam się mojej siostrze z bliska – w przeciwieństwie do mnie wyglądała na zadowoloną. Może też powinnam postawić na taki styl życia? Wtedy, tak jak Sylwię, nie dręczyłyby mnie głupie problemy. Zamiast dłużej nad tym rozmyślać w tym powiększonym towarzystwie, bez słowa udałam się do swojej norki na poddaszu.
– Może dołączysz do nas? – zapytała Sylwia, po kilku minutach wchodząc do mojego pokoju. Akurat czytałam książkę i ani myślałam zmieniać swoje plany. Swoją drogą dawno nie nadrobiłam tylu zaległości czytelniczych, co przez ostatnie kilka dni.
– Dzięki, tutaj mi dobrze.
– Mogłybyśmy porozmawiać – zaproponowała. Jasne, na nic innego nie miałam ochoty, tylko rozmawiać z siostrą, która zaprzyjaźniła się z moim największym wrogiem. Przyjęłam taktykę, aby unikać Sylwii, poniewczasie orientując się, że to najgorszy z pomysłów. – Choć na dół i nie marudź.
– Przecież nie marudzę – odparłam nad wyraz spokojnie, czym sama siebie nieco zaskoczyłam. Moja odpowiedź lub ton nie spodobały się Sylwii, bo zaraz po tym usłyszałam przydługie westchnięcie. Naprawdę czasami zastanawiałam się, która z nas była tym podrzuconym dzieckiem, bo różniło nas praktycznie wszystko. Oczywiście stawiałam na Sylwię, bo nawet nasza mama nam tak nie matkowała, jak robiła to siostra wobec mnie. – Zresztą, jeśli chcesz o coś zapytać, to możesz zrobić to teraz – dodałam, po czym wzruszyłam ramionami.
– Nie przypuszczałam, że zastanę cię w Kiekrzu – podjęła Sylwia. – Cały czas gdzieś krążysz i trudno cię złapać.
– Wspominałam, że będę u znajomych. Poza tym są wakacje – odpowiedziałam nieco wymijająco, przenosząc wzrok na siostrę. Mówiłam tak beznamiętnie, że zaczęłam się zastanawiać, kiedy ktoś zamontował we mnie robota. – W przyszłym roku o tej porze pewnie będę szukała pracy po obronie magisterki. 
Spoglądałam na Sylwię jeszcze chwilę, lecz kiedy nie doczekałam się żadnej reakcji, ponownie pochyliłam się nad książką. Siostra stała jeszcze dłuższą chwilę, dopiero kiedy ponownie podniosłam wzrok, zauważyłam jej krytyczne spojrzenie.
– Zamknij, proszę, drzwi, kiedy będziesz wychodzić – mruknęłam.
Sylwia wyszła z pokoju, trzaskając tak mocno, aż mój tyłek sam podskoczył z miejsca. Gdyby jednak ktoś pytał, na poddaszu zmorą był przeciąg. Próbowałam znowu wkręcić się w czytany tekst, ale nie potrafiłam się skupić, więc po kilku minutach zeszłam do kuchni. Mama szykowała jakąś sałatkę, Sylwia zajmowała miejsce przy stole i zawzięcie o czymś opowiadała. Trafiłam akurat na fragment mało fascynującej opowieści z pracy. Kiedy podeszłam, mama uśmiechnęła się do mnie słodko. Chciałam podkraść kawałek pomidora, zamiast tego dostałam po łapach.
– Hania – zwróciła się do mnie Sylwia – zastanawiamy się z mamą, dlaczego rozstałaś się z takim fajnym facetem.
Fajnym facetem? Oczywiście w pierwszej chwili nie pomyślałam o Cezarym, chociaż właśnie jego musiała mieć na myśli Sylwia. Popatrzyłam pytająco na mamę, ta pogładziła mnie po dłoni, dając znać, że trzyma moją stronę.
– Sylwia, kochanie – odezwała się wreszcie mama, zerkając przez ramię na starszą z córek – prosiłam już, abyś nie wałkowała tego tematu.
– Dzięki, mamo – odpowiedziałam z uśmiechem. Postanowiłam rżnąć głupa, bo w zasadzie nie miałam nic do stracenia i podjęłam: – A tak swoją drogą, skąd ty możesz wiedzieć, że miałam do czynienia, jak go nazwałaś, z fajnym facetem? Nie poznaliście się osobiście, więc nie wiem, na jakiej podstawie dokonałaś oceny.
– Słuszna uwaga – wtrąciła mama, odwracając się na moment przodem do Sylwii i machnęła w powietrzu nożem, który miała akurat w ręku. Naprawdę byłam jej ogromnie wdzięczna, że staje w mojej obronie. Rodzice wiedzieli, jak wyglądało moje rozstanie z Czarkiem, ale nie chciałam, żeby dzielili się szczegółami z Sylwią. Uznałam, że jeśli kiedyś będę gotowa o tym powiedzieć, to zrobię to osobiście. – Zresztą nie chciałabym, aby żadna z was zadawała się z ludźmi jego pokroju.
– Akurat tak się składa, że poznałam Czarka – przyznała wreszcie Sylwia. Nie sądziłam, że powie o tym wprost, poczułam dziwną ulgę, że zdobyła się na szczerość. Mama ponownie się odwróciła, popatrzyła na Sylwię i zamrugała kilkukrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Przypominała w tym wszystkim mnie, kiedy się denerwowałam. – Nie patrz tak na mnie, mamo. Bo tak, spotkałam go kiedyś – podkreśliła i przeniosła wzrok na mnie. – Na początku lipca, kiedy się ostatnio widziałyśmy, spotkałam go właśnie w Kiekrzu, kiedy próbował się z tobą spotkać. To było akurat krótko po tym, jak zdjęli mu szwy z głowy. Bo tak, droga Haniu, Czarek trafił do szpitala na szycie – podkreśliła – kiedy postanowiłaś rozbić mu na głowie wazon.
Jaka szkoda, że w tamtym czasie nie spotkałam siostry wcześniej, mogłabym wtedy pokazać, jaką sino-fioletową pamiątkę zostawił mi pod okiem Cezary. Chociaż sądząc po postawie Sylwii, nawet wyniki obdukcji by jej nie przekonały.
Nie potrafiłam się powstrzymać i w odpowiedzi prychnęłam, co jeszcze bardziej rozjuszyło Sylwię.
– To jest twoja reakcja? – Popatrzyła na mnie z pogardą. – Zraniłaś człowieka, w sumie to dziwię się, że jeszcze chciał z tobą rozmawiać. Gdybym wiedziała wcześniej, powiedziałabym mu, aby sobie odpuścił i… 
– Nie pojechałabyś z nim aż do Pożarowa, żeby poszukać Hanki? – usłyszałam głos taty dochodzący z głębi salonu. Byłam tak zaabsorbowana bezczelnością Sylwii, że nie zwróciłam uwagi na ojca zbliżającego się do nas. Dopiero kiedy się odezwał, obie spojrzałyśmy na niego, obie nieco zdumione. Mama musiała zauważyć wcześniej, jak się skrada. Ojciec podszedł do Sylwii i oparł się rękoma o stół. Wyglądał w tamtym momencie jak zły policjant.
– Skąd o tym wiesz? – zapytała Sylwia. Ja mogłam zadać to samo pytanie.
– Nieważne – odparł tata. – Sylwia – zwrócił się, pochylając nad nią. – Muszę przyznać, że nas zawiodłaś. Szczególnie po tym, jak mama poprosiła, żebyś nie drążyła tego tematu. To są osobiste sprawy Hanki. Chciałbym ci dać szlaban, ale jesteś dorosła i… nie mogę. – Wzruszył teatralnie ramionami, niby z bezsilności. – A tak już całkiem poważnie. Jeśli zamierzasz się z nim jeszcze widzieć, to możesz mu przekazać, że jeśli go kiedyś spotkam, to zamiast wazonu użyję własnych pięści.
– Wystarczy! – wrzasnęłyśmy obie z mamą prawie jednocześnie. Tata obejrzał się na nas, po czym powoli usiadł na krześle. Przez chwilę wszystkie byłyśmy w szoku, że to powiedział. Nie chciałam jednak, żeby przeginał. Sylwia wyglądała, jakby naprawdę nie wiedziała, co właśnie zaszło. Siedziała w gronie najbliższych jej osób, a żadnej z nich nie miała po swojej stronie.
– Sylwia, wazon rozbity na jego głowie jest najmniej ważny – mama powoli zaczęła mówić. Podeszła do taty i chwyciła go za ramiona. – Mówisz o tym, że Hania zraniła Czarka i pewnie to prawda. Ale nie chciałabym, nikt z nas tutaj nie chce, żeby on skrzywdził również ciebie.
– Możesz jaśniej? – zawahała się Sylwia.
– Nie rozbiłam tego nieszczęsnego wazonu bez powodu – odezwałam się.
W tamtym momencie głos zaczął mi się łamać. Wtedy też zrozumiałam, że przez siostrzaną rywalizację wpędziłam Sylwię w kłopoty. Skoro zaskoczyły ją moje późniejsze słowa, to oznaczało, że Czarek po prostu ją okłamał i wykorzystał. I to wszystko było moją winą.

*

To nie była najprzyjemniejsza z wizyt mojej siostry w domu. Tuż po naszej rozmowie wycofałam się i ponownie zaszyłam w swoim pokoju. Kiedy po przeczytaniu kilku kolejnych rozdziałów książki zeszłam na parter, mama oznajmiła, że Sylwia już wyszła. Wiedziałam na pewno, że ta historia pewnie niewiele zmieni w naszych wspólnych relacjach, ale może chociaż powstrzyma Sylwię przed pogłębianiem znajomości z Czarkiem.
– Tata chce z tobą porozmawiać – rzuciła mama, gdy ponownie chciałam czmychnąć na górę. – Jest w szopce.
Ojciec przez całe lato zaszywał się w swojej ulubionej drewutni. Idąc tam, przypomniałam sobie o podobnej sytuacji przy okazji lipcowej wizyty w Kiekrzu. Drewniane drzwi były otwarte na oścież, stanęłam więc w progu, w wygodnej do ucieczki pozycji, a jednocześnie chowając się przed słońcem. Tata zauważył mnie kątem oka, ale kontynuował swoją pracę – od kilku dni odnawiał starą komodę sąsiadów.
– Nie powiedziałam ci, że Sylwia przyjechała do Pożarowa z Czarkiem – przyznałam na wstępie, nie kryjąc skruchy. – Ale zadzwonił do ciebie Emil i ci wszystko powiedział.
– Owszem – przytaknął. – A Sylwia nie powiedziała nam wcześniej, że spotkała Czarka. Może pocieszy cię fakt, że również przed nami to ukryła. Bardzo mnie to rozczarowało – przyznał bez wahania. – Czekałem, aż ty sama się przyznasz, ale później był pogrzeb i…
– I teraz wszystko się skumulowało – przerwałam mu. Skinął głową. Gdybym nie skrywała wszystkich emocji i postawiła na szczerość, nie dochodziłoby do przykrych sytuacji, chociażby takiej jak dziś z Sylwią. – Tato, przepraszam. Ja… trochę się zagubiłam i…
– Wściekłbym się bardziej, gdybym nie wiedział przynajmniej o części spraw – przyznał. – Też nie jestem bez winy, nie byłem wobec ciebie i Sylwii całkowicie szczery. Pewnie nie powinienem ukrywać, że Emil do mnie dzwonił. – Zauważyłam, że tata uśmiechnął się pod nosem. – Chociaż korciło mnie, żeby zapytać, jak było w Warszawie.
– Eee… fatalnie – wyjęknęłam bez zastanowienia, gdy tata na mnie zerknął. O mało nie udusiłam się, gdy przełykałam ślinę. Zaczęłam się zastanawiać, co tak naprawdę wiedział Czyżewski i które szczegóły zdradził mojemu ojcu. Na moje pytanie, czy Emil wspominał o czymś jeszcze, usłyszałam tylko, że nie. Z trudem uwierzyłam w tę wersję, ale dla własnego spokoju, wolałam nie dopytywać. 

*

Mimo że do rozpoczęcia roku akademickiego został trochę ponad miesiąc, powoli zaczynałam myśleć o ponownym przeniesieniu się do Poznania. Zdążyłam się stęsknić za Ingą i wspólnymi wieczorami, przekomarzaniem się, ale przede wszystkim naszym wzajemnym wsparciem. Poniekąd czekałam też, aż wreszcie zaczną się zajęcia – liczyłam, że powrót na studia i pisanie magisterki uporządkuje moje życie.
Planując przyszłe miesiące, przypomniałam sobie, że część moich rzeczy została w Pożarowie. Wahałam się z telefonem do Emila, by nie obciążać go dodatkowo swoimi błahymi sprawami. Skontaktowałam się więc z Michałem, który nawet o godzinie piętnastej w środku tygodnia brzmiał jak trup. Jak się spodziewałam, usłyszałam gadkę o tym, jak bardzo męczące są jego praktyki i jak wiele czasu i zaangażowania musi im poświęcić. Ostatecznie umówiliśmy się na sobotę, bo Michał zjeżdżał do mamy na weekend i mógł zająć się organizacją transportu. Ja musiałam tylko podjechać pociągiem do Wronek, co zresztą było dla mnie bardzo wygodne. 
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się żadnych niespodzianek.
Zgodnie z planem stawiłam się na wronieckim dworcu (nadal pogrążonego w remoncie) w ostatnią sobotę sierpnia około godziny jedenastej. Przez kilka poprzednich dni upał zelżał, lekki wiatr przywodził na myśl zbliżającą się jesień. Nadal jednak było dosyć słonecznie i zapowiadał się naprawdę piękny dzień.
Wysiadając z pociągu, rozglądałam się za rozczochraną głową Michała. Wyglądało jednak na to, że Misiek mnie wystawił i nie zjawił się, aby odebrać. Kiedy już miałam chwycić za telefon, żeby o sobie przypomnieć, pod budynek dworca podjechało znajome Audi. Widząc je, mój żołądek się ścisnął i prawie zwymiotowałam na chodnik śniadanie. Później odezwała się próżność, bo zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno nie wyglądam jak siedem nieszczęść.
Samochód zaparkował tuż przy mnie i kiedy już myślałam, że zobaczę Konrada Czyżewskiego, przede mną stanął spóźniony Misiek. Na mój widok musiało mu się zrobić głupio, bo już na wstępie zaczął mnie wylewnie przepraszać i pytał, czy nie musiałam czekać zbyt długo. Zupełnie niepotrzebnie, mój wyraz twarzy nie był efektem jego spóźnienia, ale zawodu – liczyłam, że z samochodu wysiądzie jego brat.
Michał uznał, że nie będziemy tracić czasu na herbatę, tylko od razu załatwimy, co trzeba, odkładając wszelkie przyjemności na później. Małgorzata zaprosiła mnie na wspólny obiad, ucieszyłam się, że o mnie pomyślała.
– Skąd masz w ogóle ten samochód? – zapytałam trochę głupkowato, kiedy ruszyliśmy. 
– Widzisz – zaśmiał się – mówiłem, że ogarnę transport. Przecież nie będę cię wiózł tym starym gruchotem mamy, no nie? Ten stał nieużywany, więc pożyczyłem na dwie godziny. A co tam u ciebie? – Michał zapytał od razu, może to i lepiej, że zmienił temat, bo zaczęłabym wypytywać o to cholerne Audi. – Przez telefon mówiłaś, że zaszyłaś się w Kiekrzu.
Droga do Pożarowa zajęła nam około piętnastu minut, w tym czasie mogłam opowiedzieć Michałowi o wizycie mojej siostry. Oraz o Emilu, który donosił na mnie mojemu ojcu. Obie rzeczy trochę zaskoczyły Miśka, ale zupełnie nie zdziwiły. Solidaryzując się ze mną, stwierdził, że nigdy nie lubił Sylwii, a później jeszcze zaczął wylewać żale na temat Emila. To ostatnie oczywiście mnie rozbawiło, chociaż grzecznie machałam głową i przytakiwałam, aby wesprzeć przyjaciela.
Poczułam nutkę ekscytacji, bo w jakiś sposób stęskniłam się za tym miejscem. Michał zaparkował pod hotelikiem. Wyglądało na to, że byliśmy jedynymi gośćmi. Wychodząc z samochodu, uderzyła mnie panująca wokół cisza. Trochę inaczej zapamiętałam tutejszą atmosferę, ale na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam żadnych zmian. Michałowi rzuciło się w oczy, że rozglądam się dookoła.
– Zagryzasz wargę, jakbyś właśnie rozwiązywała zagadkę – zauważył. Przeniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się blado. – Tak cicho, prawda?
– Właśnie doszłam do takiego wniosku – stwierdziłam ze smutkiem.
– Zniknęły zwierzaki, zniknęło też życie. – Wzruszył ramionami i ruszył w stronę hoteliku. Wyjął z kieszeni pęk kluczy i przyglądał się mu chwilę. Wpatrywałam się w Michała przez moment, analizując, co właśnie powiedział. Później ruszyłam w pogoń za nim. Chyba się przesłyszałam!
– Jak to… zniknęły? – mruknęłam nieprzyjemnie. – Gdzie się podziały konie?
– Spokojnie – powiedział łagodnie, po czym delikatnie ujął moją dłoń i poprowadził do przodu. – Emil przeniósł je do zaprzyjaźnionej stadniny pod Poznaniem. Wszystkie są całe i zdrowe i mają się dobrze. – Odetchnęłam z ulgą, słysząc te słowa. Michał otworzył drzwi i puścił mnie pierwszą. – W zasadzie dobrze, że się odezwałaś, sam zabiorę parę swoich rzeczy, żeby później mieć lżej. Nie wiem, kiedy Emil zechce sfinalizować sprzedaż posiadłości, ale wygląda na to, że chce to zrobić szybko. 
– Jak to… sprzedaż posiadłości? – pisnęłam dość nieprzyjemnie, a po wyrazie twarzy Michała wywnioskowałam, że zabolały go uszy od dźwięku, który z siebie wydałam. Akurat zrobiłam pierwszy krok po schodach, stanęłam na najniższym stopniu, blokując przejście. – Emil…?
– Emil sprzedaje pałac. Sprzedaje wszystko – powiedział powoli Misiek, aby żadne słowo mi nie umknęło. – Nie wiedziałaś? Chociaż rzeczywiście mogłaś nie wiedzieć. To teraz nieważne, chodźmy się spakować. – Położył swoje dłonie na moich ramionach i przesunął mnie siłą, po czym ruszył na górę.
– A ogniska? – mruknęłam. – A wakacje?
– Przyznam szczerze, że nikt specjalnie nie rozpaczał, kiedy Emil ujawnił swoje zamiary. – Michał popatrzył na mnie ze szczytu schodów. Zdziwiła mnie jego obojętność, ale skoro wiedział już wcześniej o sprzedaży, to zdążył się oswoić z tą myślą. – No, chodź, Hania.
Sama się zastanawiałam, dlaczego mnie to tak zszokowało. Niemniej jednak nie chciałam oceniać decyzji Emila. Ruszyłam na górę i otworzyłam pierwsze drzwi przy schodach. Pokój, który zajmowałam jeszcze miesiąc temu, wyglądał dokładnie tak, jak go zostawiłam. Oczywiście w środku powietrze było nieco stęchłe, a na meblach zebrała się warstewka kurzu. Zrobiłam kilka kroków w stronę balkonu i uchyliłam okno. Kiedy wyszłam na zewnątrz, uświadomiłam sobie, że to prawdopodobnie ostatni raz i już nigdy się tu nie pojawię. Niesiona tą nostalgią próbowałam przypomnieć sobie pierwszy raz, kiedy tata przywiózł nas w to miejsce, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć.
– Nie gap się, tylko się pakuj – krzyknął Michał z drugiego końca balkonu. Był w wyraźnie lepszym nastroju niż ja, ale jednocześnie cieszyłam się, że mogłam mu trochę poprawić humor.
Zapakowanie wszystkiego do walizki zabrało mi więcej czasu, niż sądziłam. Zapomniałam już, ile niepotrzebnych rzeczy zabrałam, niektórych ubrań nie nosiłam w trakcie pobytu w Pożarowie. W łazience uchowały się jakieś kosmetyki i ręcznik. Zgarnęłam książki, które wcześniej pożyczyłam od Małgorzaty i do tej pory nie zwróciłam. Później już tylko siadłam ciężko na łóżku, gapiłam się w ścianę i czekałam na Michała.
– Nie było mi tak smutno, kiedy uciekałam stąd w pośpiechu przed Czarkiem – przyznałam, kiedy zeszliśmy do samochodu. Michał zapakował moją walizkę do bagażnika, potem zajął się upchnięciem swojej torby na tylne siedzenie.
– To zrozumiałe – zauważył Misiek. – Wiesz co, mnie też jest trochę przykro. Nie liczy się jednak miejsce, ale ludzie.
– Niech będzie – roześmiałam się – przekonałeś mnie tym frazesem. Nawet zapiszę sobie twoje słowa, Michalho Coelho.
W trakcie jazdy znacznie poprawił mi się humor, prawie przez całą drogę śmialiśmy się i gadaliśmy o głupotach. Brakowało mi mojego Miśka w ostatnim czasie, on też widocznie musiał się za mną stęsknić. Już układaliśmy plany, co będziemy robić i które poznańskie knajpy odwiedzać w trakcie roku akademickiego. Chociaż dobrze wiedziałam, że Michał najbardziej lubił przychodzić do nas, na Taczaka.
Za moment mieliśmy zaparkować pod domem Małgorzaty. Trochę zgłodniałam, dlatego cieszyła mnie perspektywa obiadu. Właśnie śmiałam się z ostatniego kretyńskiego żartu Michała, kiedy ten nagle wypalił:
– Będziesz musiała się ładnie uśmiechnąć do Konrada, żeby uratować moją dupę.
– Uśmiechnąć się do Konrada? – Nie dosyć, że dławiłam się jeszcze resztkami śmiechu, to z każdym słowem mój głos stawał się coraz słabszy. – Że co?! – wrzasnęłam, gdy się zatrzymaliśmy. Mój wcześniejszy uśmieszek spełznął z ust. – O czym ty właściwie mówisz?
– Jemu akurat auto nie było teraz potrzebne. – Michał podniósł ręce w obronnym geście. Zauważyłam, że bardzo się broni, aby nie wybuchnąć śmiechem. Z trudem powstrzymywał swoje rozbawienie. – Ale myślę, że nie będzie zły, kiedy dowie się, że pomagałem właśnie tobie.
Trochę do mnie nie dochodziło, co Misiek właśnie próbował mi przekazać, bo zastanawiałam się nad czymś zupełnie innym. W którymś momencie uznałam, że skoro na stacji z samochodu nie wyszedł Konrad, to nie było nawet cienia nadziei, że dziś go spotkam. Prawdą było bowiem, że Konrad nigdy nie zgodziłby się pożyczyć Michałowi samochodu. Nigdy. Kiedy ja siadałam za kierownicą, Konradowi pękało serce i ego. Byłam ostatnią kretynką, skoro nie brałam pod uwagę jego obecności we Wronkach.
– Chcesz mi powiedzieć – zaczęłam po chwili, starając się mówić spokojnie – że jeśli tam wejdę – wskazałam energicznym ruchem ręki dom przed nami – to spotkam się z twoim bratem!?
– No, tak – przytaknął Misiek, marszcząc czoło.
Wgapiałam się w Michała, mocno zaciskając usta. To idiotyczne! Serce prawie mi stanęło, kiedy dostrzegłam to cholerne Audi, a gdy pojawił się Misiek, poczułam ogromny zawód. A może moje zachowanie nie wynikało z tego, że chciałam się spotkać z Konradem, tylko wręcz przeciwnie – wolałam go unikać? Sądząc po mojej ostatniej reakcji, skłonna byłam uwierzyć, że zdecydowanie to drugie.
– Ale to chyba nie problem, prawda? – Michał uśmiechnął się szeroko, wręcz z satysfakcją.
Rany, odniosłam wrażenie, że to właśnie on wprowadził mnie w błąd, w dodatku z premedytacją!
– Błagam, Michał, powiedz mi, że…
Zamiast dokończyć, pisnęłam, zlękniona. Odwróciłam głowę w stronę szyby, w którą przed sekundą ktoś zapukał, czym śmiertelnie mnie wystraszył. Na zewnątrz dostrzegłam znajomą postać. Zerknęłam ostatni raz na Miśka, który najwyraźniej miał ze mnie nieziemski ubaw. Wymierzyłam palec w jego kierunku.
– Wy! Obaj! Będziecie kiedyś winni mojej śmierci. Padnę przez was na zawał!
Chociaż bardzo się starałam, nie wyszłam na zewnątrz z gracją. Zaplątałam się w pasy i to ostatecznie mój tyłek wyłonił się pierwszy, a dopiero później cała reszta ciała, łącznie z głową, którą najchętniej zostawiłabym na fotelu pasażera. Wyprostowałam się i stanęłam naprzeciw Konrada.
Czy ja wspominałam o zawale? Palpitacje serca prawdopodobnie na to właśnie wskazywały. Oparłam się plecami o samochód, inaczej naprawdę mogłabym upaść.
Konrad wyglądał, jakby od rana pobłogosławiło go jakieś bóstwo – nieziemsko dobrze. Od naszego ostatniego spotkania włosy jeszcze trochę mu odrosły i teraz układały się w delikatne fale. Do tego szara dopasowana do ciała koszulka wystarczyła, żeby zrobić na mnie wrażenie. Chociaż to dopiero po zdjęciu przez Konrada okularów przeciwsłonecznych prawie upadłam na ziemię, gdy mnie otaksował. Kiedy popatrzyłam mu w oczy, Konrad uśmiechnął się szelmowsko. Naprawdę to zrobił, uśmiechnął się do mnie! 
Zaraz potem na moment spojrzał na Michała i momentalnie spoważniał, nie chcąc pokazywać bratu, jak bardzo ucieszył się na mój widok.
– Kradzież samochodu jest karalna – powiedział z udawaną powagą.
– Tak w ogóle, to cześć – odpowiedziałam niepewnie. Na widok Konrada moja pewność siebie rozpierzchła się jak kamfora.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – zaśmiał się.
– Co mogę dodać? – Wzruszyłam ramionami. Konrad oparł się dłonią o samochód tuż obok mojego ramienia, zamykając mi z jednej strony drogę ucieczki. Odruchowo spojrzałam na podkowę wytatuowaną na przedramieniu. – Przyłapałeś nas na gorącym uczynku – powiedziałam z zaciśniętym gardłem.
Konrad nie wyglądał na wściekłego, wręcz przeciwnie, był wyjątkowo zadowolony. Przyglądał mi się, próbując zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy. Mnie natomiast całkowicie pochłonęły jego niebieskie oczy. Zapomniałam na chwilę o całym bożym świecie.
– Widzisz przecież, że pożyczyłem samochód, żeby pomóc Hani – odezwał się Michał, wypakowując swoją torbę. – Przecież nie mogłem jej odmówić. Osobiście wcale nie czuję się winny.
– Czyli kara spadnie na sprawczynię całego zamieszania?
Konrad pochylił się nade mną jeszcze bardziej. Teraz oddychałam już tylko jego zapachem, był dokładnie taki sam, jak zapamiętałam. I tak jak wcześniej dałam się wciągnąć w tę zabawę i mogłabym przysiąść, że gdybyśmy byli sami, to zrobiłabym pierwszy krok i bez wahania pocałowałabym Konrada. O niczym innym nie myślałam, tylko o jego ustach. Wszystko musiał popsuć Michał, który na odchodne rzucił:
– Pocałuj go, Hania, może to wystarczy.
I atmosferę szlag trafił.
– Muszę twojej mamie oddać książki – powiedziałam cicho, do tego mruknęłam niewyraźnie „przepraszam”. Korzystając z chwili nieuwagi Konrada, czmychnęłam poza zasięg jego ramion. Podeszłam bliżej bagażnika, wtedy też popatrzyłam na Czyżewskiego. Wyglądał na nieco zawiedzionego. – Wezmę też swoją walizkę.
– Daj spokój, podrzucę cię później na dworzec.
– Ale to dziesięć minut drogi piechotą, nie potrzebuję podwózki – pozwoliłam sobie zauważyć. Konrad, jak to miał w swoim zwyczaju, uśmiechnął się jednym kącikiem ust i wiedziałam już, że choćbym bardzo protestowała, to i tak on dopnie swego. Zrobił może trzy kroki w moją stronę i nim się zorientowałam, ujął mój nadgarstek, po czym zaczął prowadzić w stronę domu. Kiedy już obrałam odpowiedni kierunek, ręka Konrada przesunęła się na dół pleców. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
– Więc samochodem to będą dwie minuty – wyszeptał mi do ucha. – Tyle bez problemu mogę ci poświęcić.
– Okej – zgodziłam się – nie będę się o to spierać.
– Nie radziłbym – zaśmiał się Konrad. Korciło mnie, aby wbić mu małą szpileczkę, ale po kolejnych słowach, zupełnie zapomniałam języka w gębie: – Pamiętaj, że jeszcze masz karę za kradzież. 
Następnie dopadła mnie mama chłopaków i przytuliła mocno już w progu. Bardzo ucieszyła się na mój widok, chwaliła, że naprawdę dobrze wyglądam i wcale nie była zła, że przetrzymałam tak długo książki. Usłyszałam od niej wiele miłych słów, aż poczułam się nieco zakłopotana. Jeszcze przed obiadem Małgorzata zaciągnęła mnie do kuchni, gdzie zostałyśmy całkiem same. No, może nie całkiem, bo towarzyszył nam Wtorek, który aktualnie przebywał pod jej opieką.
– Trochę mi będzie szkoda, kiedy Radek go zabierze – westchnęła, gdy przykucnęłam, by pogłaskać psa. – Jest u mnie tak krótko, a już wiem, że będzie mi brakować ciągłego kręcenia się pod nogami.
– Konrad zabiera Wtorka? – zdziwiłam się, spoglądając na nią. – To znaczy do Torunia?
– Och, nie – zaprzeczyła szybko. Chyba nie rozumiała, że to tylko dla niej było takie oczywiste. – Wyjmiesz, proszę, talerze do obiadu? Radek chce zabrać psa do Poznania, kiedy już zorganizuje sobie jakieś lokum – podjęła, gdy ja szperałam po szafkach. Dobrze, że z wrażenia żaden talerz nie wylądował na podłodze. – Owszem, na razie pomaga Kajetanowi w Toruniu, ale już szuka pracy bliżej domu. Chociaż szkoda mi tego psa, Radek będzie wychodził do pracy i zostawiał Wtorka na nie wiadomo jak długo. A ty co o tym myślisz? Ten pchlarz nie jest przyzwyczajony, żeby zostawać na długo samemu. Babcia miała go na oku przez cały czas.
Dość bezmyślnie pokiwałam głową, zgadzając się z jej opinią. Słuchałam, jak Małgorzata opowiada z zaangażowaniem o psie, ale myślami byłam gdzieś indziej.
Konrad w Poznaniu?
– Chce przeprowadzić się na stałe? – zapytałam nieśmiało. Małgorzata całkowicie poświęcona swojej surówce, w ogóle nie zauważyła w moim pytaniu nic nadzwyczajnego. Dla mnie natomiast była to wyjątkowo istotna kwestia.
– Tak, tak, na stałe – ucieszyła się i posłała mi ciepły uśmiech. – Będę mieć wreszcie obu chłopaków blisko. To naprawdę ważne dla matki. Dobrze, że obaj zaczęli porządkować swoje sprawy. – Małgorzata pochyliła się nade mną i szepnęła konspiracyjnie: – Mam wrażenie, że w końcu zaczęli dorastać.
W tamtym momencie na mojej twarzy musiało malować się naprawdę wiele emocji. Małgorzata dostrzegła to, pogładziła mnie po ramieniu, pytając z troską:
– A ciebie coś męczy, kochanie?
– Tak – odparłam bezmyślnie. – Męczy mnie jedna sprawa. Ja też jedną rzecz muszę uporządkować w swoim życiu. – Chyba zabrzmiałam bardzo poważnie, bo Małgorzacie zrzedła mina, dlatego dodałam, posyłając uśmiech: – Bez sensu, aby stare sprawy ciągnęły się za nami, prawda?
Mama chłopaków zgodziła się ze mną, ale wiedziałam, że chciała zapytać o szczegóły. Nie zdążyła, bo do kuchni wpadł Misiek, marudząc, że długo trzeba czekać na obiad. Tym samym ja uniknęłam kolejnego niewygodnego dla mnie tematu. 

6 komentarzy:

  1. Mam nadzieje,ze Hanka chce uporządkować relacje z Konradem. W końcu ile można

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że Hanka jest największą kretynką w opowiadaniowym świeci, ale mam nadzieję, że pisząc "ile można", bierzesz pod uwagę czas w opowiadaniu, a nie, że to ja od pięciu lat próbuję je skończyć? :D

      Usuń
  2. No, w końcu!
    Chociaż patrząc na to jak całkiem sporo spraw zaczyna się prostować, nie mogę pozbyć się obawy, że to jednak jeszcze nie koniec i coś na pewno się skomplikuje. Automatycznie myślę o Czarku, bo to że Sylwia go poznała, skłania mnie do rozmyślań na temat ich dalszej znajomości, czy to koniec, czy może jednak siostra Hani coś pokombinuje z jej byłym chłopakiem. A Hania, cóż, Hania to Hania i taki prawdopodobnie jej urok. Dziw bierze, że nikt jej jeszcze za to niezdecydowanie nie udusił, ale liczę na to, że Konrad porządkując sprawy zawodowe i poszukując lokum w Poznaniu, uporządkuje również sprawy z Hanią i znajdzie dla niej odpowiednie miejsce w swoim życiu. Bo, cytując Condawiramurs (chociaż, oczywiście, sama nie wiem, czego akurat ta część jej komentarza dotyczyła ;)) - "ile można"? Swoją drogą, strasznie Cię podziwiam za tą wytrwałość. Pięć lat, mówisz? Pięć lat pisania jednej historii i wciąż taki świetny poziom? Dajesz jakieś nauki czy coś? :)
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli zbliżamy się do końca, raczej wątki będą się rozwiązywać, jednak mam nadzieję, że nie będzie to aż tak proste i pod koniec nie będzie nudno ;) Swoją drogą najlepiej będzie znaleźć Hani jakieś miejsce, żeby wciąż nie "uciekała", nie będzie chyba lepszego sposoby, jak "posadzić w miejscu", żeby się ogarnęła :D
      Nie pamiętam, ile dokładnie już ten blog istnieje, ale jak ostatnio liczyłam, to rzeczywiście pięć lat wyszło. Gdybym wiedziała, że to tak będzie wyglądało, haha...
      Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Chcę kolejny :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"