36. Sielanka

czwartek, 31 maja 2018

Hanka

Przekraczając próg warszawskiego mieszkania, czułam mieszaninę podekscytowania oraz niepewności. Miałam spędzić dwa dni w stolicy razem z Konradem, tym razem świadomie się na to decydując. Mimo że od mojego ostatniego pobytu tutaj wiele się między nami zmieniło, to uświadomiłam sobie, że mnóstwo wspomnień i uczuć wciąż jeszcze było we mnie żywych.
Nie zdążyłam jednak pomartwić się tym zbyt długo, ba, nie zdążyłam się specjalnie rozgościć, bo od razu po wejściu zostałam otulona męskim ramionami, które kazały skupić całą uwagę na Czyżewskim. Konrad przylgnął do moich pleców; zdecydowanie nie protestowałam przeciwko palcom muskającym skórę pod bluzką i ustach zatapiającym się w zagłębienia szyi. Pod wpływem jego dotyku zapominałam o zdrowym rozsądku, zapominałam o wszystkim, co przynosiło mi wręcz fizyczną ulgę.
Po kilku miesiącach ciągłego zamartwiania się wreszcie poczułam, że wszystko może ułożyć się dobrze. Wiele pozostawało jeszcze przede mną, ale nie żałowałam pierwszego odważnego kroku w dobrym kierunku. Od dnia, kiedy zdecydowałam się na spotkanie z Cezarym, czułam się pewniej sama ze sobą niż kiedykolwiek wcześniej. Może nigdy nie zaliczałam się do najodważniejszych, jednak to spotkanie na drodze Sawickiego wywołało u mnie irracjonalny strach, który nie pozwalał żyć moim własnym życiem. Obudziłam się jednak z tego złego snu i nie chciałam już przegapić żadnej pięknej chwili. 
Przez te dwa dni nie pozostawało mi nic innego jak po prostu cieszyć się tymi momentami, kiedy byliśmy z Konradem sami i tylko dla siebie. Pragnęłam schwytać na tyle dużo, aby nie tęsknić za nim, kiedy będzie dzieliła nas spora odległość. Wiedziałam, że nie można czyjegoś dotyku i czułości wziąć na zapas, jednak postanowiłam próbować.
– Zaproponowałbym kawę, ale nie wiem, czy cokolwiek tu zostało – usłyszałam zniżony głos Konrada. Szeptał wprost do mojego ucha, wargi lekko połaskotały skórę, wywołując tym samym przyjemny dreszcz. Rany, mogłam się naśmiewać z jego wcześniejszych przechwałek i zuchwalstwa dotyczących relacji damsko-męskich, ale naprawdę czułam się w towarzystwie Konrada tak dobrze, jak z żadnym innym mężczyzną wcześniej. Może nie miałam tych doświadczeń na tyle wiele, żeby to obiektywnie ocenić, jednak nie przypuszczałam, aby czułość i namiętność Konrada mogła kobiecie się nie spodobać – na pewno nie takiej, która wcześniej miała do czynienia z Czarkiem.
– A co jeśli ktoś ukradł materac i będziemy musieli spać na niewygodnej kanapie? – zapytałam przekornie, wyswobadzając się z jego ramion. Zrobiłam kilka kroków stronę schodów na antresolę. – Może lepiej sprawdzę? – rzuciłam jeszcze, odwracając się i spoglądając na Konrada. On tylko bezwstydnie mi się przyglądał, nie kryjąc się ze swoim szelmowskim uśmiechem. Wzięłam jeszcze głęboki wdech, zanim na kilka długich sekund zapomniałam, jak się oddycha.
– Ta kanapa wcale nie jest niewygodna. – Wskazał ją ruchem głowy, bezwiednie podążyłam wzrokiem w głąb salonu. Zapewne niejedną noc spędził tutaj, mogłam mu uwierzyć na słowo, zresztą brzmiał bardzo przekonująco. – Poza tym nie wiem, jak ty, ale ja nie zamierzam w nocy spać.
– Naprawdę? – zaśmiałam się nieco pruderyjnie, stając na pierwszym stopniu schodów. – Więc co zamierzasz robić?
– Rozmawiać – odparł, na co prychnęłam w odpowiedzi. Nie wyprowadziło go to jednak z równowagi, Konrad przystanął przy mnie, nieustannie taksując wzrokiem. Starał się nie pokazywać emocji, zdradzały go jednak oczy. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, nie krył zadowolenia, że udało mu się mnie zaskoczyć. Cóż, na pewno nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, chociaż musiałam przyznać, że chętnie przystałabym na jego propozycję. W zasadzie na każdą inną również.
Posłałam Konradowi filuterne spojrzenie i powiedziałam zuchwale:
– W takim wypadku powinieneś najpierw sprawdzić, czy masz zapas kawy.
Zanim zdążył odpowiedzieć, wspięłam się po schodach – gdyby pytał, to oczywiście w poszukiwaniu materaca, ale dobrze wiedziałam, że musiałam zebrać myśli, inaczej bez zastanowienia rzuciłabym się na Konrada jak poprzedniego wieczoru. 
Na górze wszystko wyglądało bardzo podobnie jak ostatnio: drewniane łóżko okryte kolorowym pledem stało praktycznie na środku, obok niego stolik nocny z lampką, a z tyłu pod ścianą niska szafka – w zasadzie nic więcej nie było potrzebne w miejscu do spania. Albo rozmawiania. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie zajrzeć do schowka pod łóżkiem – tam znalazłam równiutko ułożoną kołdrę z poduszkami, a tuż obok wyprane pościele.
– I co, znalazłaś wszystko, co chciałaś? – usłyszałam głos Konrada, który wchodził po schodach. Spoglądnął na mnie sceptycznie, gdy stanął obok mnie i zauważył, że szarpałam się z poszewką na poduszkę. No co? Pewnie, przeżyłabym jedną noc, śpiąc nawet na podłodze, jednak o ile milej było spędzić ją otuloną pachnącą pościelą, niż nawet na najwygodniejszej kanapie pod kocem, prawda?
– Tak, wszystko na swoim miejscu – odpowiedziałam z uśmiechem, chowając poduszkę z powrotem. – Widać, że jeszcze do niedawna mieszkał tutaj ktoś porządny – zażartowałam, wskazując na schowek, zanim zasunęłam go nogą.
– Tak, Ola mieszkała tu przez jakiś czas – powiedział bez wahania.
Zastanawiałam się, kiedy umknął mi ten fakt. Z irytacją zacisnęłam usta. Zupełnie nieświadomie przywołałam temat, na który niekoniecznie chciałam rozmawiać. Nie wiedziałam, czy mam jakoś to skomentować, zbyt długo myślałam się nad odpowiedzią, co nie umknęło uwadze Konrada. Spojrzał na mnie, zmarszczył czoło, zauważył przecież, że momentalnie sposępniałam, alergicznie reagując na imię Oli. Cóż, dla niego jej pobyt tutaj był dość oczywisty, dla mnie już mniej. Chociaż starałam się to poukładać i zrozumieć po tym, czego dowiedziałam się od Czyżewskiego wczoraj.
– Tak, rzeczywiście – odezwałam się wreszcie. Mój głos nie brzmiał już tak pewnie, jak wcześniej. Nerwowo odchrząknęłam. – Chyba o tym wspominała, kiedy ostatnio tutaj byłam.
– Jasne – przytaknął. Wciąż czułam na sobie nieustępliwy wzrok Konrada, który w tej sytuacji wcale nie dodawał mi pewności siebie, wręcz przeciwnie. – Więc nie zdziw się, jeśli znajdziesz jakieś jej rzeczy, dobrze? – poprosił łagodnie. – Jeśli cokolwiek się jeszcze tutaj zawieruszyło, chciałbym, żeby odebrała to osobiście.
– A jeśli znajdę przedmioty należące do kogoś innego? – zapytałam dość głupkowato.
– Kowala, na przykład?
Nie zastanawiałam się specjalnie nad tym, co powiedziałam wcześniej, dlatego słysząc tę odpowiedź, zamurowało mnie zupełnie i musiałam zrobić bardzo głupią minę. Przyglądałam się Konradowi, próbując ogarnąć rosnący w głowie mętlik. Nie pomyślałam o tym, że Tomek mógłby się tutaj pojawić, że w ogóle mogłabym się z nim spotkać. Zaniemówiłam na dłuższą chwilę, na co Konrad westchnął przeciągle. Może popadłam w paranoję, ale czy nie wspomniał o Kowalu specjalnie, żeby sprawdzić, jak zareaguję? Bo jeśli tak, to na pewno liczył, że zachowam więcej spokoju.
Konrad podszedł do mnie i chwycił mnie za dłonie. Spuściłam wzrok, spoglądając, jak nasze palce splatają się ze sobą.
– Popatrz na mnie, Hanka – poprosił. Zawahałam się, ale wreszcie zerknęłam na jego twarz. Dostrzegłam delikatny, przyjazny uśmiech, chociaż spodziewałam się ust wygiętych w grymasie. – Jesteś pewna swoich uczuć do mnie?
Zmarszczyłam czoło. To naprawdę było ostatnie pytanie, którego się spodziewałam. Otworzyłam usta, chyba bardziej ze zdziwienia, niż żeby coś powiedzieć, bo nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– Jesteś? – powtórzył Konrad trochę ciszej. Z wyrazu jego twarzy mogłam odczytać, że doskonale wiedział, jaką odpowiedź otrzyma. Ja wcale nie musiałam się nad tym zastanawiać, powinnam od razu potwierdzić bez żadnego wahania. Błysk, który dostrzegłam w jego oczach, dodał mi odwagi, więc odezwałam się wreszcie:
– Tak, Konrad, jestem.
– To dobrze – odparł – bo ja swoich też jestem pewien.
Słysząc to, na moich ustach mimowolnie zaczął się pojawiać uśmiech. Konrad odwdzięczył się dokładnie tym samym. Oparł swoje czoło o moje i tak przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, milcząc. Ja jednak nie potrzebowałam niczego więcej, nie musiał już nic mówić. Nie mogłam uwierzyć, że wcześniej oczekiwałam od Konrada wyznań, nawet jeśli nie miałyby pokrycia w rzeczywistości. To, co właśnie usłyszałam, było nieporównywalnie lepsze, bo szczere i prawdziwe. Jeszcze minutę temu nie sądziłam, że mogłabym zakochać się w Konradzie jeszcze mocniej, ale najwidoczniej bardzo się myliłam.
Przez ten nagły napływ szczęścia roześmiałam się radośnie, bo nie brakowało mi w tamtym momencie naprawdę niczego. Może poza odrobiną odwagi, by zacząć się czuć pewnie, gdy Konrad spoglądał na mnie rozmarzonym wzrokiem. Nie przestawał się we mnie wgapiać, mimo że musiał zauważyć, jak mnie tym zawstydza. Wiedziałam, że sprawia mu to satysfakcję, ale nie potrafiłam być na niego za to zła.
– Może powinniśmy się zabrać za pakowanie? – zapytałam niepewnie. Konrad odchylił głowę, biorąc głęboki oddech. Przewrócił oczyma, chyba chcąc mnie skarcić, że przerywam tę sielankę. – W końcu po to tutaj przyjechaliśmy – przypomniałam mu. Z satysfakcją uniosłam brwi, przyglądając się jego odrobinę skwaszonej minie.
– Posłuchaj, to nie jest wielka wyprowadzka, zostało tutaj naprawdę niewiele moich rzeczy. Zmieszczę się w dwóch, trzech małych kartonach, a reszta i tak tutaj zostaje – wyjaśnił. Po chwili Konrad uniósł rękę, by schować za ucho jeden z niesfornych kosmyków przy mojej twarzy, nie omieszkał też kciukiem musnąć policzka. – Hanka, nie zabrałem cię tutaj po to, żebyś przeszukiwała wszystkie szafki, tylko chciałem spędzić z tobą trochę czasu.
Po tych słowach zrobił znaczącą przerwę. Jeszcze raz pogładził mnie po twarzy. Jego gest był tak subtelny, ledwo wyczuwalny, a mimo to po moim ciele zaczęły przechodzić przyjemne dreszcze.
– Na samą myśl, że jutro wieczorem wrócę do Torunia sam, bez ciebie, już zaczynam za tobą tęsknić – powiedział ściszonym głosem.
Wzięłam głęboki oddech, poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Doskonale wiedziałam, co on czuł, bo sama bałam się, że oszaleję, odliczając godziny do naszego kolejnego spotkania. Nawet nie wiedziałam, kiedy ono nastąpi. Myśląc po tym, gardło zapiekło nieprzyjemnie, gdy z trudem przełknęłam ślinę. Konrad wyraźnie posmutniał, co rozdzierało mi serce jeszcze mocniej. Objęłam jego twarz dłońmi i dosięgnęłam ust. Pocałowałam go delikatnie, chcąc pozbyć się odrobiny tej tęsknoty, która wkradła się między nas. Konrad objął mnie, jedną ręką przytrzymywał mój kark. Spokojnie odwzajemnił pocałunek, kontrolując tempo. Przyciągnął mnie do siebie, a moje ręce spoczęły na jego ramionach.
– Nie chcę za tobą tęsknić, Konrad – wyszeptałam. – A na pewno nie w tym momencie.
W odpowiedzi otrzymałam długi, gorący pocałunek. Tylko przez sekundę zastanawiałam się, czy Konrad, trzymając mnie tak blisko siebie, poczuł, jak moje serce biło w szaleńczym tempie. Nad tym, czy zdawał sobie sprawę, jak działała na mnie jego obecność, nie musiałam się zastanawiać wcale, skoro dostawałam dowód w postaci czułości, przez którą moje nogi momentami stawały się miękkie. 
Pisnęłam cicho z zaskoczenia, gdy Konrad uniósł mnie i przeniósł na łóżko, układając delikatnie na materacu, jednocześnie starając się nie odrywać swoich ust ode mnie. Nie miałam już wątpliwości, czym to się skończy, nie zamierzałam jednak protestować ani przez chwilę. Konrad całował mnie mocno i zapamiętale, starałam się dotrzymać mu tempa. Jego wargi zsunęły się na policzek. Mruknęłam trochę niezadowolona, ale nie zraziło go to, by zacząć wyznaczać ścieżkę aż do ucha, a potem powędrować z pocałunkami na szyję, konsekwentnie posuwając się do granicy na dekolcie wyznaczonej przez brzeg bluzki. Szarpnęłam za jego koszulkę, dając znać, że powinien się jej szybko pozbyć; niedługo potem kolejne części naszej garderoby, zaczęły lądować gdzieś na podłodze, aż zostaliśmy w samej bieliźnie.
– Zdecydowanie lepiej, żebyśmy rozmawiali w nocy – wyszeptał Konrad. Nie zdążyłam zapytać dlaczego, bo w następnej chwili uniósł mnie, samemu sadowiąc się na środku łóżka. Musiałam usiąść na nim okrakiem i chwycić go za ramiona, żeby nie stracić równowagi. – Teraz nie możesz zgasić światła – zauważył, starając się odpiąć stanik. Kiedy się go pozbył, moje piersi znalazły się w idealnej pozycji do całowania, czego Konrad nie omieszkał wykorzystać. Ciężko wciągnęłam powietrze do płuc, zarówno jego pieszczoty, jak i poczucie wstydu, które spotęgował swoimi słowami, doprowadzały mnie do szaleństwa.
– Schowajmy się gdzieś – powiedziałam cicho. Na szczęście moja prośba została wysłuchana. Nie usłyszałam choćby jednego słowa czy mruknięcia sprzeciwu. Konrad po prostu chwycił za krawędź pledu rozłożonego na materacu i nas okrył. Splątani materiałem i własnymi ciałami musieliśmy przypominać wielkiego naleśnika, co bardzo mnie rozbawiło. Dłuższą chwilę śmialiśmy się z siebie, starając się znaleźć wygodną pozycję.
Uspokoiłam się, dopiero gdy Konrad ułożył się na mnie, wspinając na łokciach, aby mnie nie przygnieść. Miałam doskonały widok na jego twarz, ucichłam, widząc, jak patrzy na mnie tym rozmarzonym wzrokiem, nie kryjąc przy tym zachwytu i zadowolenia. Zupełnie jakby wiedział, co dokładnie do niego czułam.
Trochę spanikowałam, mówiąc:
– Konrad, ja…
– Tak, wiem.
A później znowu mnie pocałował.

*

Leżąc otulona pledem niczym w kokonie, przez kilka minut nasłuchiwałam odgłosów dochodzących z kuchni. Gdy wreszcie Konrad pojawił się przy mnie z kubkiem herbaty, usiadłam, starając się nie odkryć zbyt dużo, w końcu wciąż byłam naga. Paradowanie bez ubrania po obcym mieszkaniu było dla mnie dość krępujące. Konrad natomiast nie miał z tym najmniejszego problemu, skoro mając na sobie tylko bokserki, czuł się nadzwyczaj swobodnie.
Usiadł na łóżku, opierając się ręką tuż przy mojej pupie. Zanim przejęłam kubek, przyjrzałam się wytatuowanemu na lewym boku kolorowemu ptakowi. Wszystkie tatuaże Konrada robiły na mnie wrażenie, ale ten szczególnie. Odważyłam się wyciągnąć dłoń, musnęłam palcami skórę. Konrad lekko się wzdrygnął, w końcu żebra były dość delikatnym miejscem. Pomyślałam, że sam proces tatuowania musiał być pieruńsko bolesny.
– One coś oznaczają? – zapytałam, przyglądając się uważnie malunkowi. Omiotłam wzrokiem również wilczą głowę umieszczoną na piersi oraz smoka, który przez ramię chował się na plecy. Małą podkowę na przedramieniu znałam doskonale.
– Tak, zbieram całe zoo – odrzekł opieszale. Wydawało mi się, że mówił dość poważnie, dlatego dopiero po chwili zorientowałam się, że żartował. Pacnęłam go pięścią w ramię, ale szybko tego pożałowałam, bo herbata prawie rozlała się na okrycie. – Może jednak powinnaś się rozplątać – zaproponował od razu – będzie ci za gorąco.
– Tak, rzeczywiście – prychnęłam – wystarczy, że ty dostatecznie dbasz o to, aby nie było mi za zimno – odparłam, nie kryjąc złośliwości, a Konrad z łobuzerskim uśmiechem odkrył moją łydkę. Zamiast się oburzyć, zarumieniłam się lekko pod wpływem jego lubieżnego spojrzenia.
– Do usług. – Konrad przysunął się bliżej, więc myślałam, że zechce mnie pocałować, ale on tylko wziął ode mnie kubek i upił łyk herbaty. Przyjrzał mi się z zainteresowaniem. – Wyglądałaś na zamyśloną, kiedy tu wróciłem.
– Cóż, nie spodoba ci się to, co powiem – westchnęłam. Dostrzegłam, że Konrad zmarszczył czoło. – Wrócimy wreszcie do domu i, no wiesz, kiedyś będę musiała powiedzieć moim bliskim, że – zawahałam się – spotykam się z tobą. Że tak, no wiesz, na serio.
– Na serio, tak? – Konrad się zaśmiał. Przymknęłam oczy, uświadamiając sobie własną pruderyjność. Nic nie potrafiłam poradzić, że wciąż brakowało mi śmiałości w opowiadaniu o swoich uczuciach i związkach; wszystkim, co się z tym wiązało. – To rzeczywiście poważna sprawa, Hanka.
– Nie żartuj sobie ze mnie. – Znowu chciałam go pacnąć, ale w ostatniej chwili przypomniałam sobie o gorącej herbacie. Starałam się zebrać myśli, a upicie sporego łyka miało dać mi kilka dodatkowych sekund na zastanowienie. Konrad jednak odezwał się pierwszy, mówiąc już znacznie poważniej, za co byłam mu potwornie wdzięczna:
– Nie żartuję sobie – odparł. – To po prostu urocze, kiedy zamartwiasz się takimi rzeczami.
Mimowolnie przewróciłam oczyma. Czyżewski przysunął się jeszcze bliżej, tym razem opierając rękę po mojej lewej stronie, zamykając tym samym w pułapce swoich ramion. Konrad pochylił się nieznacznie, po czym wyszeptał:
– Przecież nie musisz nikomu od razu mówić, co tutaj robimy.
Mruknęłam z dezaprobatą, co Konrada bardzo rozbawiło. Cóż, mnie w zasadzie też, ostatecznie nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. I pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu za taki tekst śmiertelnie bym się obraziła i wyzwała go od najgorszych przedstawicieli męskiego gatunku. No dobrze, mogłam nadal tak uważać, ale tym razem łaskawie mu wybaczyłam; w końcu Konrad Czyżewski był tylko mężczyzną.
– Raczej chodzi mi o… całokształt – zauważyłam, psiocząc w myślach na swą nieśmiałość. Odnosiłam wrażenie, że przy Konradzie ulatywała z mojej głowy większość znanych mi słów, które trafnie opisałyby moje uczucia. – Nie muszę pytać rodziców i znajomych o zgodę, ale moja siostra…
Przerwałam na moment. Nie chciałam sobie wyobrażać reakcji Sylwii, a mimo wszystko nie potrafiłam o tym nie myśleć.
– Cóż, nigdy nie miałam z nią łatwo. Zawsze miała do mnie jakieś pretensje i krytykowała wszystkie moje decyzje – wyznałam, krzywiąc się. – Sylwia nie jest ani trochę do mnie podobna. Zabawne, że nie dostrzegam też podobieństwa do któregoś z rodziców – dodałam. – Pod tym względem moja rodzina jest dziwna.
Konrad zaśmiał się bezgłośnie. Nie spodobało mi się to, bo właśnie próbowałam być szczera, dlatego zupełnie nie rozumiałam, co go tak rozbawiło. Posłałam mu karcące spojrzenie, na co tylko uśmiechnął się lekko, przepraszająco.
– Nie mam na myśli nic złego – powiedział łagodnie. – Ale, uwierz mi, skarbie, jakkolwiek Sylwia i twoi rodzice by się nie starali, nie będą nigdy tak dziwni, jak Czyżewscy. 
– Cóż, chyba u każdego w rodzinie można znaleźć jakieś trupy w szafie – zauważyłam po chwili, uznając, że to właśnie miał na myśli. – Ktoś tam się kiedyś z kimś pokłócił, a jedna ciotka nie lubi drugiej – zażartowałam. – Pewnie niczym siebie nie zaskoczymy.
Po tych słowach zmieniło się coś w wyrazie twarzy Konrada. Pewnie nigdy bym tego nie dostrzegła, gdyby nie fakt, że siedział tak blisko mnie. Widocznie go sprowokowałam, skoro rzucił mi osobliwe spojrzenie, a później odparł w zamyśleniu:
– A gdybym ci powiedział, że moja mama i Emil mają syna?
Dobry żart, pomyślałam w pierwszej chwili, uśmiechając się głupkowato. Nawet miałam ochotę się roześmiać. Konrad jednak nie wyglądał na rozbawionego, przez co pojawiły się w mojej głowie wątpliwości, czy aby na pewno tylko się naigrywał.
Przez dłuższą chwilę oboje milczeliśmy, aż wreszcie ja jęknęłam z przejęciem, zakrywając usta dłonią. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że pewne moje spostrzeżenia wreszcie odnalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości i potrafiłam ułożyć wszystkie kawałki układanki w całość.
Z satysfakcją (za którą powinnam się bardzo wstydzić) odkryłam bowiem, że chemia między Małgorzatą a Emilem nie była przypadkowa. Skądś musiało brać się to nieodgadnione napięcie pomiędzy tą dwójką. Wystarczyło, że widziałam ich razem obok siebie, tylko raz, abym to dostrzegła. I pomyśleć, że zadecydował o tym zbieg okoliczności, bo zapewne nie spotkaliby się wtedy, gdyby nie moja szaleńcza ucieczka z Pożarowa i przyjazd Emila.
– To ma sens – wyszeptałam bardziej do siebie.
Napotkałam wzrok Konrada, teraz to on wyglądał na bardziej zdezorientowanego, niż ja jeszcze przed chwilą. Chociaż dobrze znałam te rysy twarzy i od zawsze uwielbiałam jego niebieskie oczy, to po raz pierwszy spojrzałam na Konrada zupełnie inaczej, tym samym odnajdując kolejny element w tej układance. Czyżewski musiał zauważyć, jaka mieszanina emocji mną zawładnęła, dlatego przezornie odebrał mi kubek, spodziewając się pewnie, że rzeczywiście wszystko mogłabym rozlać na łóżko.
– Hanka, wszystko w porządku? – zapytał, wyraźnie usłyszałam niepewność w jego głosie, co na szczęście mnie otrzeźwiło. Inaczej nadal rozmyślałabym o tym, jak bliska byłam domyślenia się wszystkiego samodzielnie.
– Tak, w porządku – mruknęłam, odwracając na moment wzrok. – Muszę… muszę to sobie ułożyć w głowie, dobrze? – Wzięłam głęboki oddech i jęknęłam niepewnie: – Emil jest twoim ojcem, prawda?
– Tak – odparł Konrad od razu. Zauważyłam niepewność w jego oczach, więc domyślałam się, że powiedzenie prawdy musiało go stawiać w niekomfortowej pozycji. O ile jeszcze wczoraj Konrad opowiadał mi o szczegółach ze swojej przeszłości, o tym, co działo się kilka lat temu, to było coś zupełnie innego.
– To niczego między nami nie zmienia – powiedziałam z przejęciem, chcąc dodać mu trochę otuchy.
Pewnie przed rzuceniem takiej deklaracji powinnam wszystko przemyśleć, jednak z drugiej strony naprawdę nie miało to dla mnie znaczenia. Zresztą, dlaczego miałabym nie ufać osobie, która chciała być ze mną całkowicie szczera? Może naiwnie, ale wierzyłam w dobre intencje Konrada. Poza tym ulga, którą poczułam, gdy dostrzegłam, jak kąciki jego ust uniosły się leciutko, niwelowała tę początkową niepewność. Pochyliłam się w jego kierunku, składając delikatny pocałunek na ustach.
– To dobrze – wyszeptał. Zaraz potem pogładził moje wargi kciukiem, przyglądając im się z zadowoleniem. Ten gest miał odwrócić moją uwagę od tego, że zbierał się w sobie, aby wyznać mi kolejną rzecz. – Wiesz co – zaczął po chwili – minęło kilka lat, odkąd się dowiedziałem, a mimo wszystko mówienie o tym zawsze jest cholernie ciężkie.
– Kilka lat? – wtrąciłam i zanim zdążyłam ugryźć się w język, rzuciłam: – Kiedy się o tym dowiedziałeś?
– Byłem w klasie maturalnej – odpowiedział już pewniejszym głosem. Natychmiast zaczęłam liczyć, ile minęło lat od tego momentu. – Dowiedziałem się zupełnie przypadkiem na stypie dziadka.
Mimo woli poczułam irracjonalną złość, że nikt z rodziny nie powiedział mu wcześniej! Przejęłam ponownie kubek i ścisnęłam go mocno, chcąc w ten sposób znaleźć ujście dla kotłujących się we mnie emocji. Znając Emila i Małgorzatę, nie potrafiłam uwierzyć, że okłamywali Konrada przez większość jego życia! Zaraz potem pomyślałam, że pewnie chcieli go chronić, szczególnie gdy ten był dzieckiem. Kolejna  myśl uświadomiła mi, że pozwalali na życie w kłamstwie przez tak długi czas.
Widziałam bezsens zastanawiania się nad tym, jednocześnie wiedząc, że szybko nie pozbędę się mętliku z głowy. Szczerze powiedziawszy informacja, że Emil jest ojcem Konrada, dość mocno mną wstrząsnęła, a skoro ja byłam zszokowana, nie potrafiłam sobie wyobrazić, co musiał wtedy czuć sam Konrad. Odgrzebałam kilka wspomnień z okresu przed maturą – cóż, ja miałam wtedy pstro w głowie, z nim musiało być podobnie, a na dodatek jego życie musiało przewrócić się do góry nogami.
– Chyba kompletnie bym się załamała – przyznałam. To jedyne sensowne słowa, które zdołałam wyartykułować. Odszukałam dłoń Konrada, ujęłam ją delikatnie, spletliśmy ze sobą palce. Obserwowałam go przez cały czas, zdziwiło mnie, jak bardzo był spokojny.
– Myślę, że dobrze opisałaś to, co później się ze mną stało. – Nie spodobała mi się gorycz bijąca z jego głosu. Serce podeszło mi do gardła, ścisnęło mi żołądek. Z jednej strony chciałam wiedzieć, co wtedy się z Konradem działo, jednak z drugiej spodziewałam się usłyszeć o kilku przykrych wydarzeniach. – To może teraz wydawać się całkiem zabawne – zaśmiał się nieszczerze – ale właśnie uświadomiłem sobie, że w trudnych dla nas momentach, pierwsze, co wybieramy, to ucieczka.
– Z tą różnicą, że ty nie uciekałeś w popłochu – dodałam kąśliwie. Konrad, będąc w trudnym do odgadnięcia nastroju, uśmiechnął się półgębkiem. Nie dostrzegłam w nim rozanielonego chłopaka, którym stał się po przekroczeniu progu mieszkania. – Klasa maturalna i gdziekolwiek mogłeś uciec?
– Jeszcze tego samego dnia pojechałem do Poznania, do mojego kumpla, Aleksa – odpowiedział. Czyżewski zamyślił się na kilka długich sekund, nim zaczął mówić ponownie. – On był wtedy już na pierwszym roku i szczęśliwie mieszkał bez rodziców, więc zaszyłem się u niego na kilka dni. Kilka bardzo długich dni. – Konrad pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Wcale mnie to nie dziwiło, pewnie zrobiłabym to samo, uświadamiając sobie swoje piramidalne głupstwo. – Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam, co wtedy się działo. Może to przez ciągłego kaca, a może chciałem wyprzeć to z pamięci. Przez kilka dni nie pojawiałem się w szkole, nie odbierałem telefonów, nie chciałem też słuchać Aleksa, który próbował mi przemówić do rozsądku. Pamiętam tylko, że Emil mnie znalazł, wyciągnął z mieszkania za szmaty i zawiózł do domu.
– Pewnie Emil czuł się winny – wywnioskowałam.
– Jeszcze przez długi czas, a ja szybko nauczyłem się to wykorzystywać – przyznał Konrad niechętnie. – To w zasadzie tylko dzięki Emilowi mogłem uciec na studia tutaj, do Warszawy. Przygotowywałem się dłuższy czas, aby dostać się na architekturę, sam Kajetan był zaangażowany w naukę rysunku, wszystko układało się po mojej myśli. I pewnie, początkowo chciałem studiować w Poznaniu, to wydawało się oczywiste, ale po tym, czego się dowiedziałem o mojej rodzinie, wolałem się znaleźć z dala od nich wszystkich. – Wzruszył ramionami. – Reszty historii już pewnie się domyślasz. Na pierwszym roku poznałem Kowala, który szybko wyleciał z uczelni, gdzieś po drodze nawinęła się Ola. Studia, wyjazdy za granicę na całe wakacje, praktyki, staże, pierwsze prace, wszystko, żeby tylko zbyt często nie wracać do domu. Po drodze kilka poważnych zawodów, życiowych i miłosnych – zironizował Konrad, po czym znowu umilkł na dłuższą chwilę, zamyślając się.
– Ja natomiast mogę się pochwalić niesamowicie nudnym życiem – odparłam w podobnym tonie. Dobrze, może i byłam od niego młodsza, ale różnica między nami to tylko trzy lata, więc odnosiłam wrażenie, że moja życiowa droga była bardzo krótka i nijaka. Zaraz potem doszłam do wniosku, że tę banalność i brak zawirowań powinnam traktować jako przywilej, a nie żadną karę.
– Hanka, w którym roku spotkaliśmy się w Poznaniu? – Konrad zapytał nagle. – W dwa tysiące dziewiątym?
– Tak, dokładnie – odpowiedziałam szybko, bo doskonale pamiętałam tę datę. – Dokładnie jedenastego listopada.
– Nie polubiłabyś mnie wtedy przy bliższym poznaniu – wyznał, czym zupełnie mnie zaskoczył, ale chyba powinnam się już do tego przyzwyczaić. – Skrzywdziłbym cię, nie potrafiąc docenić, że byłabyś po prostu przy mnie. Byłem wtedy zapatrzonym w siebie dupkiem, jeszcze większym, niż jestem teraz.
– Nie potrafię się nie zgodzić. – Uniosłam brwi i uśmiechnęłam się zuchwale, Konrad odwdzięczył się tym samym. Podkurczyłam nogi, opierając łokcie o kolana. Zaczęłam przyglądać się mu z zaciekawieniem. – Nie potrafię też nie docenić twojej szczerości. Naprawdę to doceniam, Konrad. – Niesiona tym doskonałym nastrojem, pozwoliłam sobie zażartować: – To skoro tak dobrze ci idzie, może jest jeszcze coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć?
Konrad nagle spoważniał. Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, rozchodzący się na nagie ramiona. Nie wiedziałam, czego mogłabym się spodziewać.
– W zasadzie to tak. Chciałem powiedzieć ci o tym wczoraj, kiedy rozmawialiśmy w samochodzie.
– O czym? – przerwałam mu, spodziewając się złych wieści.
– Ola jest w ciąży – wypalił Konrad. 
Jeśli sądziłam, że któreś z jego wcześniejszych wyznań mnie zmroziło, to bardzo się myliłam. Zamrugałam kilkukrotnie, sądząc, że to tym razem powiedział bardzo nieśmieszny żart i za moment wycofa się z tego. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Momentalnie zrzedła mi mina, a moje dobre samopoczucie, które konsekwentnie utrzymywało się od wczorajszego wieczoru, przede wszystkim dzięki obecności Konrada, w jednej chwili rozpierzchło się jak kamfora. Tym razem gardło zapiekło, gdy chciałam przełknąć napływające łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Nawet nie byłam zła czy wściekła, po prostu chciałam zniknąć!
– Ale to nie jest moje dziecko – dodał szybko Konrad.
– Spałeś z nią wtedy, w Pożarowie – wymamrotałam, posyłając mu mordercze spojrzenie. Poderwałam się z miejsca. Nie obchodziło mnie, czy otulający mnie pled spadnie na łóżko lub podłogę. Na szczęście Czyżewski nie próbował mnie zatrzymywać. Chciałam tylko znaleźć swoje rzeczy, więc pochwyciłam majtki i bluzkę, natychmiast włożyłam je na siebie.
– Hanka! – warknął na mnie. – Czy ty słyszysz, co ja do ciebie mówię?
Tak, ale w pewnym sensie pragnęłam pozostać głucha. Owszem, dotarło do mnie, iż twierdził, że to nie jego dziecko, ale wpadłam w amok. Bo przecież, po co mówiłby mi o tej ciąży, gdyby Ola nie spodziewała się jego potomka, prawda? Jedyne, co chciałam, to wykrzyczeć mu w twarz, że wreszcie dopiął swego i mnie wykorzystał.
Z drugiej strony zdrowy rozsądek podpowiadał coś zupełnie innego – po co Konrad miałby mnie okłamywać? Przez ostatnich kilkanaście godzin wszystko opierało się przecież na szczerości.
Ja sama prosiłam Konrada o minimalny kredyt zaufania.
– Nie rozumiem, dlaczego mi o tym mówisz? Skoro to nie jest twoje dziecko…? Mam za duży mętlik w głowie – przyznałam ze smutkiem, próbując się nie rozpłakać. Przyglądałam mu się z pewnej odległości z założonymi rękoma. Wzięłam głęboki oddech, gotowa usłyszeć najgorsze.
– Dobrze, przyznaję, że mogłem wybrać lepszy moment – powiedział Konrad łagodnie, wstając z miejsca. – Nie przemyślałem tego i powinienem cię za to przeprosić. To Emil podpowiedział mi, że powinnaś o tym wiedzieć.
– Emil? – pisnęłam nieprzyjemnie. – Czyli wiedzą wszyscy poza mną?
– Widzisz? Teraz odwracasz kota ogonem – odparł Konrad. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, kontynuował, robiąc kolejny krok w moją stronę: – Wyobraź sobie, co by się działo, gdybyś dowiedziała się od osoby trzeciej? Na przykład od Oli? Chciałabyś usłyszeć to od niej?
Czyżewski zrobił długą pauzę. Wyobraziłam sobie Olę, która oznajmia, że spodziewa się dziecka Konrada. Już sama wizja była w stanie doprowadzić mnie do płaczu. Ja jednak dzielnie się trzymałam, postanowiłam, że nie ucieknę i dokończymy tę rozmowę, choćby to naprawdę miało mi złamać serce. 
– A może wolałabyś usłyszeć to od Kowala? – dodał jeszcze Konrad, co spodobało mi się jeszcze mniej. Zacisnęłam dłonie w pięści mocno, aż zbielały mi knykcie. – Uwierz mi, że Kowal najpewniej nie omieszkałby wykorzystać twojej złości na mnie, żeby ponownie wyznać ci miłość.
– Twoja zazdrość o Kowala jest doprawdy obrzydliwa – oburzyłam się.
Wpatrywałam się w Konrada uważnie, dostrzegając, że zaciska usta. Sam nie chciał już mówić nic więcej, aby nie powiedzieć za dużo. Nadal był wściekły o to, co stało się między mną a Tomkiem. Ścisnęło mnie w dołku – to chyba z nadmiaru wrażeń. Przymknęłam powieki, nie mogąc uwierzyć, że ponownie spieramy się o Olkę i Kowala. 
– Wiesz co, Konrad, może zamiast herbaty lub kawy powinnam się napić mocnego drinka – odezwałam się słabym głosem. Spojrzałam na Czyżewskiego z bólem w oczach. 
Co dziwne, to dopiero myśl o alkoholu pozwoliła przypomnieć sobie o dość istotnym fakcie. Westchnęłam przeciągle, a później przeklęłam szpetnie na głos, zwracając tym uwagę Konrada, który zaczął się ubierać. Zdążył zaledwie wciągnąć na siebie dżinsy, ale wyprostował się, zapewne czekając na kolejny atak z mojej strony. 
– Nie piła wtedy alkoholu – powiedziałam. Konrad zmarszczył czoło, widocznie nie kojarząc faktów. – Na twoich urodzinach razem z Sarą piłyśmy wspólnie wino, ale Ola odmówiła alkoholu, twierdząc, że bierze jakieś leki – wyjaśniłam na szybko; mówiąc to na głos, upewniałam się, że mogło to mieć nawet sens. – Już wtedy Ola wiedziała, że jest w ciąży, prawda?
– Tak – przytaknął Konrad. – Właściwie przyjechała wtedy po to, aby mi o tym powiedzieć. Obiecałem jej, że może na mnie liczyć. Jako przyjaciel – dodał szybko. – Nie zamierzam wychowywać jej dziecka, Hanka. Nic z tych rzeczy. 
– Ale zamierzasz wywiązać się z danej Oli obietnicy? – zapytałam następnie. Nie podobało mi się, co powiedział. Wolałam, aby Ola nie pojawiała się już nigdy w życiu Konrada, nie tylko dlatego, że jej nie znosiłam. Po tym bowiem, czego się wczoraj dowiedziałam, zaczęłam odnosić wrażenie, że Olka przynosi jedynie kłopoty. 
– Nie wiem – odparł niepewnie. – Być może. Nie wiem.
– Dasz mi chwilę na przetrawienie… wszystkiego? – zapytałam, lecz nie czekałam na pozwolenie. Zgarnęłam jedynie moje spodnie i starając się nie oglądać za siebie, czmychnęłam po schodach na dół. Naprawdę nie chciałam, aby ta rozmowa tak się zakończyła, wolałam temu stawić czoła, ale, jak Konrad sam przyznał, czasami jako pierwsze rozwiązanie wybieramy ucieczkę. 

8 komentarzy:

  1. Nadal nie do końca Konrad z Hanką umieją ze sobą rozmawiać, jedno złośliwości, drugie strzela focha, no ale próbują i to się liczy :D Czy mogę napisać, że jestem z nich dumna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ehm, i o to się właśnie rozchodzi, że oboje są jeszcze na początku drogi.
      Możesz! Na pewno docenią, że ktos jest z nich dumny! :D

      Usuń
  2. Ech liczyłam że będzie coś między Hanką a Kowalem :/

    OdpowiedzUsuń
  3. A już fak dobrze było... te och charakterki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem - nieco spóźniona, ale wciąż przed publikacją następnego rozdziału, więc aż tak źle nie jest ;)
    Hanka jednak nie zmieniła się aż tak bardzo, co? I nie wiem czy takie podejście do sprawy z ciążą Oli ma podłoże w zazdrości czy pewności siebie, wciąż zaniżonej po związku z Czarkiem. Nie wiem, ale zrobiło się trochę niefajnie, jakby wrócili do punktu wyjścia, gdy wcześniej udało im się zrobić całe trzy kroki do przodu. Nie sposób też zgodzić się z Konradem - oni rzeczywiście mają całe mnóstwo tematów do przegadania. Przynajmniej jeśli, moim zdaniem, chcą zacząć ten związek z czystym kontem. I tak będę trzymać za nich kciuki, w końcu całe 36. rozdziałów za nimi, szkoda by było, gdyby na sam koniec im nie wyszło jednak :D
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, żarty się skończyły. Wkrótce wracam z porządnym komentarzem <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"