38. Małgorzata

sobota, 18 sierpnia 2018

Hanka

Dobijała mnie świadomość, że niedługo opuszczę Warszawę, bo to oznaczało jednocześnie rozłąkę z Konradem. Czułam tę łyżkę dziegciu, nie potrafiąc sobie wybaczyć, że po prostu nie cieszę się z tego, co było mi dane. Na szczęście długa noc z Konradem zagłuszała myśli o nadchodzącym poranku; nigdy wcześniej takiego czegoś nie przeżyłam – my, razem w pościeli, która przez kilka godzin potrafiła przesiąknąć wspólnym zapachem, w ciepłym blasku małej lampki, nadzy i spleceni ze sobą. Mogłam z Konradem rozmawiać, mogłam przy nim milczeć, mogłam się z nim kochać i ani przez chwilę nie czułam się nasycona. Chciałam zawłaszczyć sobie jak najwięcej, dając też tyle samo siebie.
Zasnęłam nad ranem, nawet nie pamiętałam kiedy, musiałam nieświadomie odpłynąć – nie było to trudne, przez całe popołudnie chodziliśmy po Warszawie, a wieczorem Konrad nie pozwolił mi odpocząć. Zrelaksować – owszem, ale nie zasnąć. Obudziłam się, gdy wokół mnie było już całkiem jasno; nogi miałam obolałe, a kiedy przeturlałam się na bok, odezwał się dół pleców. Nie wiedziałam, czy to od wczorajszego spaceru, czy może jednak od czegoś innego. Po kilku sekundach zorientowałam się, że zostałam w łóżku sama – nie polubiłam tego uczucia, bo budziło we mnie niepokój. Nie zdążyłam się jednak zamartwiać, bo zaraz potem na antresolę wszedł Konrad, w jednej ręce trzymał kubek. Nieco rozczarowało mnie, że miał na sobie dżinsy i t-shirt.
– Widzę, że się obudziłaś.
– Dosłownie przed chwilą – odparłam zachrypniętym głosem. Konrad przystanął przy łóżku i zaczął mi się przyglądać. – Masz coś dla mnie? – zapytałam.
– Tak, zaparzyłem herbatę. – Pewnie powinnam usiąść, aby przejąć od niego kubek, ale wcale nie miałam na to ochoty, tak wygodnie mi się leżało. Przeciągnęłam się jeszcze, wyciągając ręce za siebie. – Ale mam dla ciebie coś jeszcze – dodał, odkładając herbatę przy nocnej lampce.
W następnej chwili Konrad szarpnął za kołdrę, odkrywając mnie. Zdążyłam tylko pisnąć, kiedy chwycił moje udo trochę powyżej kolana i przyciągnął do siebie, jakbym nic nie ważyła. Pochylił się nade mną, wspierając łokciem obok mojej głowy, po czym przykrył moje usta swoimi.
– Dzień dobry – wyszeptał Konrad, nie kryjąc uśmiechu.
– Dzień dobry – odpowiedziałam cicho. – Dość brutalny sposób, żeby kogoś wyrzucić z łóżka.
– Ale nie chciałem cię wyrzucać z łóżka – zaśmiał się. – Chciałem tylko na ciebie popatrzeć. Zresztą – powiedział mi do ucha – skoro nadal w tym łóżku leżysz, może powinienem tę sytuację wykorzystać.
– Może najpierw pozwolisz mi napić się herbaty? – odpowiedziałam przekornie, mimo że jego propozycja okazała się kusząca. – Szkoda, aby wystygła. Mogłabym też pójść do łazienki.
– Jasne – przyznał – ale musisz mi obiecać, że w tym czasie się nie ubierzesz…
– Czy to są te męskie fantazje? – przerwałam mu. Konrad zaśmiał się, a w następnej chwili ułożył na mnie. Chłodna klamra paska od spodni dotknęła rozgrzanej skóry w dole brzucha, lekko się wzdrygnęłam, on nawet tego nie zauważył.
– Wszystkie kiedyś się spełnią, tylko dziś nie mamy tyle czasu – wyszeptał Konrad. Po tych słowach po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie wiedziałam tylko, że moje ciało było gotowe bardziej na plany Konrada niż moja głowa. Wzięłam głęboki oddech, gdy poczułam jego wargi w zagłębieniu szyi. Ręka, o którą się nie opierał, powędrowała niżej. Konrad chwycił mój pośladek w dłoń i ścisnął delikatnie. Zdążyłam już polubić to zeszłej nocy, jednak w teraz nie byłam gotowa na taki gest z jego strony. Tym razem Konrad dostrzegł moją reakcję, patrząc mi w oczy, wziął głęboki oddech. – Tylko nie myśl, że cię do czegoś zmuszam – zauważył.
– Ja po prostu… – jęknęłam.
– Tak?
– Nie mam takiego dużego doświadczenia jak ty – przyznałam, starając się ukryć tę odrobinę wstydu. Na moich policzkach musiał się jednak pojawić zdradliwy rumieniec, bo poczułam ciepło rozpływające się po twarzy. Konrad w odpowiedzi się zaśmiał, ale widząc moją skwaszoną minę, starał się uspokoić.
– Przepraszam – mruknął. – Absolutnie nie bawi mnie twój domniemany brak doświadczenia, bo to się dla mnie naprawdę nie liczy – przyznał, choć trudno było mi uwierzyć. – Teraz obchodzi mnie jedynie wiele doświadczeń z tobą, rozumiesz? To przy mnie masz się czuć dobrze, to ze mną masz za każdym razem przeżywać najlepszy seks w życiu. Jesteśmy tutaj dla siebie, Hanka. Obiecaj mi, ale teraz tak na serio, że jeśli poczujesz się z czymś źle, to mi o tym powiesz, dobrze?
– Dobrze – odpowiedziałam – mogę ci to obiecać. – Konrad dłuższą chwilę świdrował mnie wzrokiem, nie wyglądało na to, aby miał ustąpić. – Obiecuję – powiedziałam już poważniej, doczekując się odrobiny uśmiechu na jego twarzy. – Mam nadzieję, że mogę liczyć z twojej strony na to samo.
– Tak, oczywiście.
– To może teraz podasz mi tę herbatę, zanim zaczniemy zdobywać kolejne doświadczenia?
Dużym niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że miło spędziliśmy przedpołudnie. Kiedy już zdecydowaliśmy się wyjść, chociaż ja bardzo chętnie zostałabym jeszcze z Konradem w łóżku, wybraliśmy się na późne śniadanie do jednej z pobliskich knajp, przy okazji robiąc krótki spacer. Kolejny dzień pogoda rozpieszczała, więc musieliśmy korzystać przed zbliżającą się wielkimi krokami jesienią. Na kilka godzin zapomniałam, że niedługo wsiądziemy w samochód i odjedziemy, ale ta myśl dopadła mnie ponownie, gdy wracaliśmy do mieszkania. Próbowałam sobie wyobrazić, jak poradzę sobie z rozłąką – pod tym względem nadchodząca jesień wydawała się jeszcze bardziej przygnębiająca.
– Nie powinniśmy wyjeżdżać zbyt późno – oznajmił Konrad. Nie mogłam znieść jego rzeczowego tonu. – Wolałbym uniknąć korków. Poza tym chcę zahaczyć o Poznań przed powrotem do Torunia.
– Chcesz powiedzieć Emilowi o tym, że spotkałeś wczoraj swojego szefa? – próbowałam zgadnąć.
– Tak – odpowiedział lakonicznie. Nie powrócił już więcej w rozmowie do tej sprawy. Szczerze powiedziawszy, ja też nie chciałam o tym rozmawiać, wolałam weselsze tematy.
Dotarłszy do mieszkania, rozsiadłam się na sofie w salonie, zmęczenie dawało o sobie znać nawet mimo wypitej kawy. Konrad usiadł przy mnie, obejmując ramieniem i przyciągając bliżej siebie. Tego dnia nie wspomniał o tym ani słowem, ale wiedziałam, że też nie cieszy go wizja rozłąki. Może nie chciał o tym mówić, aby mnie nie smucić, co zresztą bardzo doceniałam, jednak to, co dostrzegłam w jego oczach, trudno było ukryć. W odpowiedzi na tę niemą prośbę pocałowałam go, licząc na hojną odpowiedź. Nie zawiodła mnie ta pieszczota, lecz powinna trwać dłużej, a została nam przerwana.
Chrobot zamka rozniósł się w przestrzeni od drzwi, przez kuchnię, aż po salon. Popatrzyłam na Konrada, nie kryjąc zaskoczenia, on natomiast w ogóle nie wyglądał na zdziwionego. Przeniosłam wzrok na osobę, która do mieszkania weszła jak do siebie, zupełnie bez skrępowania. Dopiero gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, intruz zatrzymał się w pół kroku, dostrzegając mnie i siedzącego obok Czyżewskiego.
Kowal na nasz widok uśmiechnął się szeroko. Musiał długo ćwiczyć, bo prawie uwierzyłam, że zrobił to szczerze. Nie posądziłabym go o chęć oszukania nas, raczej starał się zachować pozory. Na pierwszy rzut oka wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam, tylko ciemne włosy zdążyły odrosnąć, może teraz były nawet trochę za długie. Zauważyłam jednak coś, co obudziło we mnie niepokój i nie przypuszczałam, aby wyłącznie czarna bluza i ciemne dżinsy sprawiły, że dostrzegłam mroczniejszą stronę Kowala.
– Przeszkodziłem wam?
Nuta złośliwości, którą usłyszałam w tych dwóch słowach, kazała mi się skrzywić, a jedno z szybkich spojrzeń, tych adresowanych tylko do mnie, wzbudziło poczucie winy. Nie wiedziałam, jak Kowal to zrobił. Pewnie znów mnie zaczarował, bo skoro byłam pewna moich uczuć, nie potrafiłam wytłumaczyć tego inaczej.
Ze wszystkich rzeczy, które mogłyby przytrafić mi się w Warszawie, najbardziej obawiałam się, że Kowal nakryje mnie i Konrada w dość jednoznacznej sytuacji. Mogłabym przysiąc, że była to jedna z najbardziej krępujących sytuacji w moim życiu. Świadoma, że wciąż siedzę praktycznie wtulona w Czyżewskiego, próbowałam się odsunąć. Ciążyła mi jednak ręka Konrada przewieszona przez moje ramię – nie mogłam liczyć na to, że chociażby drgnie, skoro znalazła się tam nie bez powodu, a pojawienie się Tomka dawało temu kolejny pretekst.
– Nie, nie przeszkodziłeś – odpowiedział Konrad, który zachował w tej sytuacji większy dystans. Ja natomiast przechodziłam emocjonalne katusze. – Po prostu jesteśmy na tyle grzeczni, że sami przestaliśmy.
– To chyba przydało mi się ostatni raz, prawda? – Kowal podrzucił w dłoni klucze, które zadzwoniły, zawisając przez krótki moment w powietrzu. W mojej głowie ta chwila trwała w nieskończoność. Kiedy już Tomek złapał pęk w dłoń, rzucił go w stronę Konrada, którego nie zawiódł refleks; mnie natomiast wydawało się, że klucze uderzą mnie w twarz, więc się wzdrygnęłam.
– Dzięki – powiedział Konrad, po czym popatrzył na mnie. – Wszystko w porządku? – zapytał cicho, nie wiedziałam, czy troska w jego głosie była prawdziwa, czy tylko stanowiła część gry między nim a Kowalem.
– Jasne – mruknęłam. – Wstawię wodę na herbatę, dobrze?
– Pewnie – odparł i, chociaż niechętnie, pozwolił mi wstać.
– W sumie to nie mam ochoty na herbatę – powiedział Kowal zuchwale. Mogłam posłać mu tylko lodowate spojrzenie, ale zamiast tego odparłam:
– Ale ja mam ochotę.
Wycofując się do kuchni, zwiększyłam między nimi dystans, jednak był on pozorny, biorąc pod uwagę, że doskonale słyszałam ich rozmowę. Nie potrafiłam uwierzyć, że gawędzą w najlepsze, zostawiając emocje z boku. No tak, ale to ja byłam tą dziewczyną, która w pewnym sensie między nimi stanęła, więc nie powinnam tracić czasu na główkowanie, dlaczego nie rzucają się sobie do gardeł – lepsze to niż rękoczyny, prawda?
Kiedy po krótkim czasie ukrywania się w łazience znów pojawiłam się w kuchni, by skupić się na piciu świeżo zaparzonej herbaty, dotarły do mnie słowa Konrada:
– Więc kiedy wyjeżdżasz?
Mimowolnie przeniosłam na nich wzrok; Konrad wciąż zajmował to samo miejsce na kanapie, Kowal zaś rozsiadł się na ławie. Tomek dostrzegł, że popatrzyłam na nich po raz pierwszy od dłuższego czasu, wyjątkowo nie krył się ze swoim szelmowskim uśmiechem, kiedy przez chwilę mi się przyglądał. Dobrze zdawał sobie sprawę, że zainteresowała mnie sprawa… wyjazdu? Bo czy ja właśnie usłyszałam, że on zamierzał wyjechać?
– Za dwa, góra trzy tygodnie – odpowiedział Kowal, znów odwracając głowę w stronę Konrada. Ja natychmiast zrobiłam to samo, natrafiając na beznamiętne spojrzenie Czyżewskiego. Pewnie czułabym się spokojniejsza, gdybym potrafiła odczytać jakieś emocje. – Zawsze chciałem zatrzymać się na trochę dłużej w Berlinie niż tylko na kilka dni – kontynuował Kowal, udając, że za nic ma tę naszą grę spojrzeń.
– Berlin? – wypaliłam w następnym momencie, czym ponownie przykułam ich uwagę. Przeklęłam w myślach samą siebie. Że też nie potrafiłam ugryźć się w język! Chyba nie było sensu sterczeć w kuchni z kubkiem herbaty, ruszyłam więc przed siebie z zamiarem zajęcia miejsca, gdzie wcześniej siedziałam. Ostatecznie przystanęłam przy sofie, mając tym samym doskonały widok na nich obu. – Wyjeżdżasz do Berlina?
– Na jakiś czas. Tak – odparł Kowal. – Zaprasza mnie znajomy.
– I to ma być początek wielkiej podróży – wtrącił się Konrad. Tomek najwyraźniej się zawstydził, bo spuścił wzrok i zaśmiał się bezgłośnie. Kiedy wreszcie na mnie popatrzył, tylko wzruszył ramionami. Wielkiej podróży? – Będziemy teraz twoimi nudnymi znajomymi – dodał Czyżewski, nie szczędząc złośliwości.
– Słuchaj – zaczął Kowal wyraźnie rozbawiony – proponowałem ci kiedyś Londyn, ale…
– Byłem wtedy zajęty innymi sprawami – wtrącił Konrad.
– Innymi sprawami? – zaśmiał się Tomek. – Więc tak to teraz nazywasz?
Zauważyłam tylko, że Czyżewski rzucił przyjacielowi mordercze spojrzenie, ale ten nie przejął się zupełnie, skoro w następnej chwili zwrócił się do mnie:
– Hania, czy Kondziu opowiadał ci o Londynie?
– Jeszcze nie – Konrad odpowiedział za mnie. Myślałam, że nie chciał, aby temat był kontynuowany z jakiegoś powodu, żebym tylko ja się o tym nie dowiedziała, jednak zaraz po tym dodał: – Hanka, to było krótko przed tym, jak spotkaliśmy się wtedy w Poznaniu.
– Ach, okej – mruknęłam, sama stwierdzając, że nie był to właściwy moment na wspominanie tego tematu. Po tym, co mówił Konrad wcześniej, wnioskowałam, że przez „inne sprawy” miał na myśli Olę, bo przecież krótko po tym, jak dowiedział się prawdy o udawanej ciąży, przyjechał do Poznania. Nic dziwnego, że Czyżewski odmówił wyjazdu do Londynu, skoro myślał o narodzinach dziecka.
– Czy między słowami było coś, o czym nie powinienem wiedzieć? – zapytał nagle Kowal. Próbował się przekomarzać, przemycić nutę zaciekawienia i podejrzliwości, ale on sam, właśnie między słowami, chciał oznajmić, że poczuł się przy nas jak piąte koło u wozu. Przynajmniej ja to tak zrozumiałam, bo gdy łypnęłam okiem na Konrada, nie zauważyłam żadnej zmiany na jego twarzy, która dałaby mi do zrozumienia, że uchwycił sens słów kolegi. – Może powinienem już pójść?
– Nie, zostań – poprosiłam w następnej chwili, może nawet zareagowałam zbyt gwałtownie, niż powinnam. Znowu.
– Co miałbym przed tobą ukrywać, skoro wiesz o mnie wszystko? – zapytał natomiast Konrad, całkiem rozbawiony, a ja uświadomiłam sobie, jak wiele w jego słowach było prawdy. – I nie wypraszamy cię, zresztą sami zaraz będziemy się zbierać, prawda, Hanka?
Zanim odpowiedziałam, nawet zanim skinęłam głową, Konrad wstał z kanapy, a przechodząc obok mnie, musnął palcami moją dłoń. Dreszcz rozchodził się z tamtego miejsca jeszcze dłuższą chwilę, ostatecznie powodując uśmiech na mojej twarzy. Czyżewski oddalił się w stronę kuchni, mimowolnie podążyłam za nim wzrokiem.
– Mam kilka twoich rzeczy, Kowalski.
– Jasne, po to tutaj przyszedłem – odpowiedział Kowal. Znów nie byłam pewna, czy aby na pewno odpowiadał Konradowi, czy nie miał na myśli czegoś zupełnie innego. Pewnie nie miałabym wątpliwości, gdyby, oczywiście korzystając z chwili nieuwagi swojego przyjaciela, nie spoglądał na mnie z mieszaniną buty i bólu w oczach. Sama nie chciałam na niego patrzeć, ale było w nim coś hipnotyzującego. Odwróciłam wzrok tylko na moment, gdy spoczęłam na kanapie, zaraz potem znów na niego zerknęłam. – Chociaż nie wiem, czy nie powinny zniknąć w otchłani tego mieszkania.
– Zaskoczę cię, ale nie znalazłem żadnych wstydliwych fantów. – Konrad wrócił z niedużym kartonem. – Kilka rzeczy jest Oli – dodał, gdy przekazywał je Kowalowi, później usiadł przy mnie. – Zapewne będziesz ją widział wcześniej niż ja, więc przydaj się na coś i przekaż.
– A co? Sama nie mogła przyjść? – Lekko uchylił wieczko i zerknął do środka.
– Widocznie nie mogła.
– Same graty – skomentował nieco złośliwie Kowal. Podniósł na nas wzrok i kontynuował w podobnym tonie: – I jasne, na pewno będę się chciał pożegnać z Olką, zanim wyjadę do Berlina, więc przekażę. Tylko nie wiem, czy te koronkowe majtki, to nie przypadkiem pamiątka po innej twojej dziewczynie.
– A ty masz jakieś fanty do zabrania? – Konrad puścił mimo uszu uwagę Tomka i spokojnie zwrócił się do mnie. Ja, mimo że przecież powinnam być rozbawiona tym głupim żartem Kowala, zapomniałam języka w gębie, więc tylko skinęłam głową. Nie podobało mi się, że naprawdę już się zbieramy, więc tym bardziej miałam powód, aby oddalić się bez słowa.
Część rzeczy zostawiłam na antresoli, wystarczyło je tylko wrzucić do torby i byłam gotowa do drogi. Kilkanaście minut później jako pierwsza wychodziłam z mieszkania. Konrad zgodnie z tym, co ustalił z właścicielem, miał zostawić klucze u jednej z sąsiadek, ja postanowiłam, że zejdę już na dół i poczekam tę krótką chwilę przy samochodzie. Kowal przez cały czas trzymał się za mną, dopiero gdy przystanęłam przy niebieskim Audi, stanął obok.
– Trochę ci zazdroszczę, zawsze chciałam zobaczyć Berlin, a nigdy tam nie byłam – odezwałam się, aby przerwać panującą między nami ciszę. Poza tym miałam nadzieję, że wybierając dość neutralny temat, zmieni się jego wyraz twarzy. Tomek ciągle patrzył na mnie z rosnącym bólem w oczach oraz wyraźną tęsknotą. – Może kiedyś będziemy mogli cię odwiedzić? – zapytałam lekko, nie sądziłam jednak, że tylko pogorszę sprawę. Kowal prychnął, ja natomiast wyraźnie się skrzywiłam.
– My? Ty i Konrad? – Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nie przychodziło mi do głowy nic sensownego. – Nie wiem, czy zdążycie mnie odwiedzić, Berlin będzie tymczasowym przystankiem, ja nie mam zamiaru się tam zadamawiać. Ani nikogo zapraszać – dodał z emfazą.
– Po prostu próbuję być miła, więc dlaczego odpowiadasz w ten sposób? – zapytałam trochę zdenerwowana. Zapiekło mnie w gardle, gdy na jego twarzy pojawił się pogardliwy uśmieszek.
– Bo w przeciwieństwie do ciebie nie chcę się silić na bycie miłym – odparł z pretensją. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Zranił mnie tymi słowami. Myślałam, że właśnie z tym mnie zostawi, ale po chwili powiedział już łagodniej: – Bo ja chcę być z tobą szczery, zawsze.
– Tomek – wyszeptałam jego imię, bo czułam, jak łamie mi się głos. Ta sama pustka, która zagościła we mnie po naszym poprzednim spotkaniu, znowu się pojawiła. Kawałek duszy został mi brutalnie wyrwany, a ja, głupia, nie potrafiłam pogodzić się z tą stratą.
– Hania, myślę, że nie zobaczymy się przez naprawdę długi czas – oznajmił.
To było ostatnie, co od niego usłyszałam, zanim pojawił się przy nas Konrad. Na pożegnanie zostałam obdarowana jedynie kolejnym łamiącym serce spojrzeniem, więc bez większych wyrzutów sumienia odwróciłam się na pięcie i wsiadłam do auta. Nie chciałam już patrzeć na Kowala, dlatego przymknęłam oczy, chciałam przeczekać, aż wyjedziemy z tej ulicy i on w końcu zniknie z pola widzenia.
– Zmęczona? – zapytał Konrad. Rozsiadł się już na fotelu kierowcy, sprawdził jeszcze telefon i zaczął szukać czegoś w schowku. Odnosiłam wrażenie, że robił coraz więcej niepotrzebnych rzeczy.
– Po prostu zapnij pasy i jedźmy już – poprosiłam cicho, a w następnej chwili Konrad ruszył, nie mówiąc już ani słowa, aż wyjechaliśmy z miasta.
– Przejęłaś się tym, że się pojawił? – Czyżewski bardziej stwierdził, niż zapytał, a mnie nawet nie chciało się udawać, że było inaczej. Bardzo chciałam, byśmy z Kowalem znaleźli jakąś ścieżkę porozumienia i chociaż zdawałam sobie sprawę, że jemu może być trudniej, on w ogóle nie zamierzał niczego naprawiać. Ubodło mnie to, bardzo. – Nie chcesz o tym rozmawiać?
– Prędzej przypuszczałabym, że to ty nie chcesz o tym rozmawiać – zawyrokowałam.
Przez dłuższy czas nie odzywałam się wcale, bo nie potrafiłam pozbyć się z głowy myśli o Kowalu. Nie mogłabym pewnie mówić o niczym innym, a też nie chciałam denerwować Konrada. Ale to sam Konrad nagle o to pyta. Kątem oka spojrzałam w lusterko po stronie pasażera, rzeczywiście grymas na mojej twarzy wiele mówił na temat mojego samopoczucia.
– I tak, przejęłam się, ale nie wiem, czy chcę o tym gadać.
– Też nie wiem, czy chciałbym, ale skoro to pomoże ci się uśmiechnąć, to zaryzykuję.
Po tych słowach odważyłam się zerknąć na Konrada. On spojrzał na mnie na sekundę, prowadząc, nie mógł pozwolić sobie na więcej. Dobrze wiedziałam, że z trudem zniósłby to, co powiedziałabym mu o Kowalu, a jednak zechciał stawić temu czoła. Uznałam to za szalenie urocze, takie małe poświęcenie. Poza tym pewnie miał rację, wyrzucenie z siebie swoich emocji było lepszym rozwiązaniem, niż kiszenie ich w sobie – o czym zresztą zdążyłam się przekonać w trakcie tego krótkiego wyjazdu.
– Chciałabym coś powiedzieć, ale nie wiem, od czego zacząć – westchnęłam w odpowiedzi. – Czuję się źle z myślą, że mogłam, no wiesz, złamać Kowalowi serce. Zresztą ty znasz go lepiej, więc pewnie potrafisz ocenić, czy to w ogóle możliwe.
– Myślę, że każdemu można złamać serce, Hanka – odparł bez wahania.
Takiej odpowiedzi się właśnie obawiałam. Ponownie przez dłuższy czas nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, bo każde, które przychodziło mi do głowy, składało się na niepotrzebne gdybanie i rozdrapywanie niezabliźnionych ran. 
Poza tym wcale nie musiałam nikomu łamać serca wyborem między jednym a drugim mężczyzną, bo wystarczyło, że kotłowały się we mnie emocje związane z Kowalem, żeby zranić, w mniejszym stopniu, ale jednak zranić, samego Konrada. Nie chciałam mieć aż dwóch facetów na sumieniu. Doceniałam, że Konrad chciał się poświęcić i mnie wysłuchać, ale nie potrafiłam się przełamać. W tej jednej sprawie nie mógł mi pomóc, bo musiałam przetrawić to sama.

*

Przez kolejne dni starałam się nie uschnąć z tęsknoty. Pomyślałam, że najprościej będzie się w coś zaangażować. Rezultaty moich działań były różne. Czasami czytając książkę, zupełnie odpływałam myślami, szorowanie wanny też nie wymagało szczególnego skupienia, a kiedy w czwartek upiekłam trzeci w tym tygodniu placek drożdżowy, tata zasugerował, że może powinnam wyjść na spacer – i to na długi spacer.
Być może szukałam pretekstu, aby to zrobić, ale właśnie uwaga taty sprawiła, że ponownie pojawiłam się na kierskim dworcu. Ostatni raz zawahałam się, wsiadając w pociąg w kierunku Szczecina, a kiedy już znalazłam dla siebie miejsce do siedzenia, pomyślałam, że się nie wycofam, bo przynajmniej ta jedna rzecz powinna opuścić głowę.
Być może kierowały mną czysto egoistyczne pobudki – właściwie nawet nie chciałam zaprzeczać. Zapewne ktoś mógłby uznać, że się narzucałam, przyjeżdżając bez zapowiedzi w czwartkowe popołudnie, ale z powodu, przez który postanowiłam odwiedzić panią Czyżewską, w tamtym momencie nie chciałam o tym myśleć w taki sposób. Przede wszystkim kierowała mną bowiem chęć zrozumienia. I, niestety musiałam to przed sobą przyznać, również ciekawość. Poza tym wiedziałam, że od Konrada nie dowiem się zbyt wiele, a kilka szczegółów pozwoliłoby mi zrozumieć jego samego.
Wciąż egoistycznie, prawda?
Wysiadłszy na miejscu, od razu zaczęłam przeklinać niekończący się remont na wronieckim dworcu. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w ostatnim czasie bywałam tutaj dość często, a poza tym, co nieco mnie zaniepokoiło, po raz pierwszy nikt po mnie nie przyjechał. Znałam drogę do domu Małgorzaty, była bardzo prosta, ale mimo wszystko pojawiła się odrobina niepokoju, że przejdę na nieodpowiednim przejściu dla pieszych. Nic takiego nie nastąpiło i po przekroczeniu przejazdu kolejowego znalazłam się na znajomej ulicy – wtedy już nie mogłam się zgubić.
Po kilku minutach, gdy byłam już prawie na miejscu, z ulicy, na której rogu znajdował się dom Czyżewskich, wyszła osoba, która na pierwszy rzut oka wydawała mi się znajoma. W końcu nie każdy może się pochwalić burzą pięknych brązowych loków. Poczułam się okropnie, gdy rozpoznałam w tej młodej kobiecie Sarę. Ostatni raz widziałam ją w Pożarowie, krótko po wyjeździe Konrada do Torunia – wyraźnie zawiedziona, że go wtedy nie zastała, nie pojawiała się już więcej. No i tym samym ja zdążyłam zapomnieć o jej istnieniu, a już szczególnie o tym, że przecież mieszkała w tej samej okolicy co Małgorzata.
Pierwsze, o czym pomyślałam, to oczywiście ucieczka. Powstrzymałam się jednak od nagłego zwrotu. Zamiast wycofać się, nadal kroczyłam do przodu, ale znacznie wolniej. Przez krótki moment miałam nawet nadzieję, że Sara mnie nie zauważy albo uzna za przypadkowego przechodnia i unikniemy krępującej rozmowy. 
Sara przystanęła przy krawężniku i rozejrzała się, już nawet robiła krok do przodu, a jednak zatrzymała się, bo mnie dostrzegła. Uśmiechnęła się na mój widok. Ja natomiast musiałam dostać jakiegoś szczękościsku, bo nie potrafiłam się przemóc.
– O, Hania, cześć – przywitała mnie wesoło i szybko pokonała dzielący nas kilkumetrowy dystans. Ścisnęło mnie w żołądku jeszcze bardziej, kiedy zdałam sobie sprawę, że pewnie Sara nie byłaby tak radosna, gdyby wiedziała o mojej rozwijającej się relacji z Konradem, na którego nadal sama ostrzyła zęby, ale ten najzwyczajniej ją olał. Cóż, może jednak nie powinnam mieć wyrzutów sumienia względem Kowala, skoro Konrad w ogóle nie przejmował się biedną Sarą? Kiedy widziałyśmy się ostatnio, wspomniała o umówionym spotkaniu z Czyżewskim. Nie dopytywałam, jak ostatecznie przebiegła ich rozmowa, ale zdziwiło mnie, że Konrad zaprosił Sarę do Pożarowa, wiedząc, że na próżno go tam szukać. Chociaż z drugiej strony obawiałam się, że zrobił to specjalnie.
– Cześć – odpowiedziałam zdawkowo.
– Przyjechałaś do chłopaków? – Sara zadała najbardziej oczywiste pytanie, na które bardzo nie chciałam odpowiadać. – Nie wiedziałam, że są w domu, ostatnio nie widziałam Michała, o Konradzie nie wspominając…
– Przyjechałam do pani Czyżewskiej – wydusiłam z siebie, tym samym jej przerywając. Jak przypuszczałam, wyszło nad wyraz niezręcznie. Sarze w jednej chwili zrzedła mina. Nawiasem mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby sama też chętnie wprosiłaby się na herbatkę do niedoszłej teściowej. – Przyjechałam po jedną rzecz, którą zostawiłam tutaj ostatnio – wypaliłam w następnym momencie, poniewczasie orientując się, jak beznadziejnie to brzmiało: przejechać ponad czterdzieści kilometrów pociągiem, aby zabrać jedną „rzecz”? Dobre sobie!
– O, myślałam, że przyjechałaś do Michała…
– Właśnie, Michał – powiedziałam z westchnieniem, nie pozwalając Sarze skończyć. – Zazwyczaj jest tak roztrzepany, że o niczym nie pamięta, a od kiedy ma ten swój staż czy praktyki, to już w ogóle trudno się z nim dogadać. Miał to za mnie załatwić, ale ciągle o tym zapominał, więc postanowiłam zrobić to sama. – Kończąc swój wywód, wreszcie uśmiechnęłam się, będąc niezwykle z siebie zadowoloną. Nie wiem, w jakim stopniu zabrzmiało to wiarygodnie, ale jak na szybkie kłamstwo było całkiem zgrabne. Michał musiał mi wybaczyć, że wplątałam go w tę uroczą historyjkę. Niemniej znałam go na tyle dobrze, że gdyby ktoś opowiedział mi taką anegdotę, nawet nie wątpiłabym w jej prawdziwość. – Wiesz, jaki on jest – dodałam jeszcze z pełną świadomością, że Sara wcale nie musiała znać Michała na tyle dobrze.
– No, tak – odparła na to, tym razem siląc się na wesołość. – Miło było cię spotkać, Hania. Dobrze wyglądasz – powiedziała, brzmiała całkiem szczerze.
Powstrzymałam się przed spojrzeniem na moje brudne trampki. Dobrze, że po drodze nie natknęłam się na żadne lustro, bo pewnie przeraziłoby mnie to, co miałam na głowie. Akurat ja nawet nie musiałam się specjalnie silić na komplement, bo przy Sarze wyglądałam jak uboga krewna, która w dodatku za każdym razem musi pobrudzić się tuszem do rzęs.
– Dzięki. Ty też, jak zawsze.
– Muszę już lecieć, mam jedną sprawę…
– Jasne, nie zatrzymuję cię – znów wpadłam jej w słowo, może nawet zbyt niegrzecznie. Zdecydowanie mogłam pohamować moją radość związaną z jej zniknięciem. – Trzymaj się.
– No to pa – rzuciła jeszcze i w następnej chwili, korzystając, że nie jechał żaden samochód, przebiegła przez jezdnię. Dobrze, że nie usłyszałam żadnego „do zobaczenia!” – szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, czy chciałabym ją jeszcze kiedyś spotkać. To nie tak, że jej nie lubiłam, Sara była naprawdę sympatyczną osobą, jednak ze względu na jej słabość do Konrada, której niestety nie zdołała ukryć, wolałam uniknąć kolejnych konfrontacji – tak po prostu dla świętego spokoju.
Trochę więcej niż minutę później stałam już przed drzwiami domu Czyżewskich. Zadzwoniłam, czekając chwilę, aż gospodyni mi otworzy. W zasadzie nawet nie wiedziałam, czy ją zastanę, skoro przyjechałam bez uprzedzenia. Wtedy też przypomniałam sobie o moim drożdżowym cieście, które mogłam przywieść – biorąc pod uwagę temat, o który chciałam wypytać, przydałoby się coś na osłodę.
Czekanie niemiłosiernie się przedłużało, chociaż pewnie tylko w mojej głowie. Przezornie rozejrzałam się wokół siebie, czy znów nie obserwuje mnie żadna sąsiadka i właśnie wtedy drzwi się otworzyły, a w progu stanęła Małgorzata. Miała na sobie koszulową bluzkę i spodnie na kant, więc domyśliłam się, że niedawno wróciła z pracy.
– Hania? – zdziwiła się. – Boże, kochanie, co ty tutaj robisz?
– Dzień dobry – przywitałam się, posyłając jej uśmiech. – Chciałam z panią…
– Wejdź, wejdź, proszę! – wtrąciła się i zrobiła miejsce w przejściu.
– …porozmawiać – dokończyłam już bardziej do siebie. Kobieta przeprowadziła mnie przez korytarz, a później prosto do kuchni.
– Właśnie zdążyłam zjeść obiad. Jesteś głodna? – Nawet nie dała mi dojść do słowa, tylko kontynuowała swój słowotok: – Coś dla ciebie się znajdzie, bo zrobiłam trochę więcej. Nałożę ci i usiądziemy w salonie, dobrze?
– Nie, dziękuję, nie jestem głodna – odpowiedziałam nieśmiało, nawet nie byłam pewna, czy mnie usłyszała. Cały czas krzątała się po pomieszczeniu, a ja, zupełnie onieśmielona, przystanęłam w wejściu. – A kuchnia też jest w porządku. Lubię siedzieć w kuchni – przyznałam w następnej chwili, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć.
Wtedy wreszcie Małgorzata zatrzymała się i przyjrzała mi uważniej. Być może w tonie mojego głosu usłyszała coś, co ją zaniepokoiło. Spuściłam wzrok, wypadałoby powiedzieć jedno słowo wyjaśnienia, a ja poczułam się jakbym zapomniała tekstu na szkolnym apelu.
– Przyjechałam, bo chciałam porozmawiać z panią o jednej rzeczy. Wiem, że pewnie nie powinnam się wtrącać, bo to osobiste sprawy…
– Powiedział ci – przerwała mi Małgorzata. Popatrzyłam na nią, mając nadzieję, że w jej oczach nie dostrzegę złości i w następnej chwili nie wyląduję na krzaku róży w ogródku. W jej oczach jednak pojawił się tylko niepokój i niepewność, co od razu ścisnęło mnie za serce. Pewnie spodziewała się wszystkiego, ale nie tego, stąd też jej nieprzemyślana, spontaniczna reakcja. Lekko skinęłam głową, potwierdzając jej przypuszczenia. – Radek powiedział ci, kto jest jego biologicznym ojcem – powiedziała bez wyrazu. – Och, jak to w ogóle brzmi, tak okropnie i zimno.
– Znaczy tak – zawahałam się – powiedział mi.
– Usiądź, proszę. – Wskazała mi miejsce przy stole i sama zajęła jedno. Ściągnęłam z siebie moją katanę i przewiesiłam ją przez oparcie krzesła, po czym zasiadłam bardzo powoli i niepewnie. Małgorzata przysunęła się bliżej mnie. Nie trudno było zauważyć, że lekko spoważniała. – Będziesz ze mną szczera, dobrze?
– Ja? – zdziwiłam się. Życzyłabym sobie, żeby to ona była ze mną szczera. Skoro jednak już ją nawiedziłam, a ona nadal nie wyrzuciła mnie ze swojego domu, to mogłam jej to obiecać. – Jasne, będę.
– Dobrze. Hania, powiedz mi, gdybyś miała ocenić w dziesięciostopniowej skali, jak bardzo jestem okropną matką?
– Siedem – odpowiedziałam, nawet bez zastanowienia się, jak nietypowe pytanie mi zadano.
W następnej sekundzie uświadomiłam sobie, że Konrad wcale nie miał tylko cech Emila, ale również sporo odziedziczył po matce – spojrzenie Małgorzaty zaczęło mnie palić, a ja na zmianę kurczyłam się i malałam. Rany, dobrze, że moja mama nigdy nie patrzyła na mnie takim wzrokiem, bo w dzieciństwie na pewno ryczałabym za każdym razem, gdy chciała ze mną porozmawiać.
– W dziesięciostopniowej skali? – powtórzyłam z trudem. – Jedenaście.
– Wcale ci się nie dziwię – powiedziała w następnej chwili. Mimo powagi wciąż wymalowanej na twarzy jej głos był łagodny i kojący, poza tym moja druga odpowiedź musiała ją trochę rozbawić. – Hania, po tylu latach nie mam już sił na gdybanie – przyznała. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie powinniśmy Konrada okłamywać, ale prawda była taka, że żyłam tyle lat z tym kłamstwem, aż zdążyłam do niego przywyknąć. Wmawiałam sobie, że zrobiliśmy dobrze, w końcu sprawy zaszły za daleko, aby odkręcić tę sytuację. Jednak później w jednym momencie prawie straciłam syna i od tamtej pory nie potrafię sobie wybaczyć, że się zgodziłam na zaproponowaną mi – zawahała się – propozycję.
– Propozycję? – powtórzyłam za nią. – Czyli ukrycie prawdy przed Konradem było czyimś pomysłem?
– Nie powiedział ci, jak do tego doszło? – Szybko zaprzeczyłam ruchem głowy. – No cóż – westchnęła Małgorzata – nic dziwnego. On początkowo nie chciał tego słuchać, później już nawet przestałam próbować, więc nie wiem, czy zna wszystkie szczegóły. Albo zna wersję z perspektywy Emila – westchnęła ponownie.
Nie musiała więcej dodawać, abym zrozumiała, że to naprawdę wiele zmieniało. Po dłuższej chwili milczenia Małgorzata kontynuowała:
– Może od początku, dobrze? Zapewne wiesz, że urodziłam Konrada, kiedy byłam bardzo młoda? – Ponownie tylko skinęłam głową w odpowiedzi. – Miałam wtedy siedemnaście lat i jak każda normalna nastolatka chodziłam do szkoły, do ogólniaka. Chociaż moja mama pewnie byłaby bardziej zadowolona, gdybym wybrała jakąś szkołę zawodową. W każdym razie chodziłam do klasy razem z Emilem. On od zawsze mi się podobał. Być może rozumiesz, co mam na myśli – mówiąc to, popatrzyła na mnie porozumiewawczo i chociaż nie chciałam niczego odpowiadać, to tak, doskonale wiedziałam, co Małgorzata chciała mi powiedzieć. – Ja też mu się podobałam, ale przez dłuższy czas nie potrafiliśmy przekroczyć tej granicy, żeby się umówić na randkę. Nadarzyła się okazja, kiedy dostałam zagrożenie z fizyki, bo wtedy Emil zaproponował, że mi pomoże. I tak właśnie się zaczęło.
– Na razie nie brzmi to jak coś złego – zauważyłam łagodnie. Małgorzata uśmiechnęła się po raz pierwszy od momentu, gdy zobaczyła mnie w drzwiach. Domyślałam się, że wspomina te czasy z rozrzewnieniem.
– Bo nie było – przyznała. – Oficjalnie nie byliśmy parą, ale żadne z nas nie oglądało się za innymi. Poza tym spotykaliśmy się prawie codziennie po szkole. Dość często bywałam też u Czyżewskich, zwykle pod pretekstem pomocy w nauce, ale niejednokrotnie załapywałam się na jakiś obiad czy kolację z rodziną. Wtedy też poznałam Krzysztofa i, cóż, najwidoczniej jemu też się spodobałam i to na tyle, by nie chciał odpuścić. Byłam wtedy taka próżna: biedna, zakompleksiona szesnastolatka, a nie dosyć, że interesował się mną najprzystojniejszy chłopak w szkole, to na dodatek jeszcze jego dziesięć lat starszy brat. W tym czasie część moich koleżanek mogło tylko pomarzyć o rozmowie z jakimś przystojnym chłopcem. Ale nie chcę się usprawiedliwiać. Po prostu byłam głupia, bo podobało mi się to. Uwielbiałam spędzać czas z Emilem, ale Krzysztof… W życiu nie dostałam tyle kwiatów i czekoladek, co wtedy, a uwierz mi, Hania, że wtedy o dobrą czekoladę trzeba się było postarać.
– Ale to jednak Emil jest ojcem Konrada? – dopytałam. Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów. Musiałam przyznać, że poniekąd rozumiałam Małgorzatę, w końcu czasem trudno poradzić sobie z klęską urodzaju pod postacią dwóch mężczyzn. Sama jeszcze nie otrząsnęłam się po ostatnim spotkaniu z Kowalem.
– Tak, jest – przytaknęła. – Mimo całego zauroczenia zachowaniem Krzysztofa, to z Emilem łączyło mnie coś więcej. Dużo, dużo więcej. Nie tylko chodziło o uczucia, ale też o fizyczność.
Małgorzata kilka sekund milczała, zbierając myśli. Gdyby nie fakt, że była mamą Michała i Konrada błagałabym ją o zdradzenie mi każdego detalu i niuansu, w tym wypadku jednak wolałam sobie odpuścić.
– Może napijesz się herbaty? – zaproponowała.
– Jasne, bardzo chętnie.
Kobieta wstała, nalała wody do czajnika i wyciągnęła kubki; wszystkie czynności wykonywała w zupełnej ciszy, bo ja nie chciałam się odzywać. Kiedy wystarczyło poczekać, aż zagotuje się woda, Małgorzata oparła się tyłem o blat szafek i spojrzała na mnie.
– Pamiętam, jaka moja mama była wściekła, kiedy dowiedziała się, że jestem w ciąży – powiedziała smutno. – Obiecałam sobie wtedy, że kiedy urodzi mi się córka, nigdy jej czegoś takiego nie zrobię. Los jednak chciał inaczej i nie muszę tej obietnicy dotrzymywać. Ty masz rodzeństwo, prawda?
– Siostrę, starszą.
– Tak właśnie mi się wydawało – powiedziała z uśmiechem. – Kojarzę twojego tatę, pracował razem z Emilem, prawda?
– Prawda – odparłam nieśmiało, zaskoczona. – Nie spodziewałam się, że zna pani mojego tatę.
– Znać to za duże słowo – machnęła nieco lekceważąco ręką – chociaż pewnie poznałabym go na ulicy. Za to twojej mamy nie kojarzę w ogóle. Jesteś do niej podobna?
– Mówią, że tak. Ale podobno jestem córeczką tatusia – próbowałam zażartować. Słysząc to, Małgorzata zaśmiała się szczerze.
– Może to dobrze, że wspominamy rodziców. Ja swojego ojca prawie nie pamiętam – powiedziała, pochmurniejąc. – Bardziej kojarzę go ze zdjęć i z opowieści. Tato zmarł, kiedy miałam kilka lat, więc mama wychowywała mnie sama. Była szwaczką. Jakoś udawało się wiązać koniec z końcem, choć nie było łatwo. Mieszkałyśmy na jednym pokoju z kuchnią, a toaletę miałyśmy na podwórzu. Nic dziwnego, że zawsze podobało mi się duże mieszkanie Czyżewskich z ogromną kuchnią i własną łazienką. A co do ciąży – westchnęła po raz kolejny – pewnie się domyślasz, że ja przez dość długi czas nie wiedziałam, co było grane. O zabezpieczaniu się przed ciążą wiedziałam tyle, co nic. Przecież wiedziałam, skąd biorą się dzieci, ale nie mogło się to przytrafić mnie, prawda? Nigdy nie rozmawiałam otwarcie z mamą, bo moje dojrzewanie było tematem tabu, a temat stosunków damsko-męskich w ogóle nie istniał. A ja, szesnastoletnia Małgosia, zaszłam w ciążę z kolegą z klasy.
W trakcie mówienia Małgorzata błądziła wzrokiem po kuchni, co jakiś czas zerkając też na mnie. Kiedy skończyła, przyjrzała mi się uważniej. Pomyślałam, że zapyta, czy ja zabezpieczam się przed ciążą. Nic takiego nie nastąpiło, być może dlatego, że w następnym momencie zagotowała się woda, czajnik pstryknął i zgasła czerwona lampeczka.
– Słodzisz?
– Słodzę.
Chwilę później tuż przede mną wylądował kubek z herbatą oraz porcelanowa cukiernica. Gospodyni znów zasiadła przy stole i kontynuowała swoją historię.
– Myślę, że mama po prostu spanikowała. Zrobiła mi wykład o tym, że sobie nie poradzimy, że najlepiej będzie, jak wyrzuci mnie z domu, bo nie ma zamiaru wychowywać żadnego bachora. Stwierdziła, że trzeba coś z tym zrobić.
– Coś zrobić? – powtórzyłam z lekkim niedowierzaniem.
– Wtedy jeszcze nie wiedziałam co, bo mama obraziła się i nie odzywała do końca dnia. A na drugi dzień natomiast wybrała się do Czyżewskich. Sama – dodała Małgorzata z emfazą. – Pamiętam, że była niedziela i zastanawiałam się, gdzie mogła wyjść po obiedzie, bo przecież nigdy tego nie robiła. A ona poszła się z nimi dogadać, bo musiała poradzić sobie z tym problemem – podsumowała gorzko. – Nie winię jej za to, bo wiem, że chciała dla mnie dobrze. Moja mama była bardzo wierząca, dla niej nastoletnia córka z brzuchem to było coś nie do pomyślenia. Pewnie nie mogłaby znieść, że ludzie szepcą za jej plecami. Nic dziwnego, to przecież było prawie trzydzieści lat temu.
Małgorzata chwyciła swój kubek i upiła mały łyk. Ja sama dopiero wtedy odważyłam się nasypać do herbaty cukru i zamieszać.
– Wracając natomiast do Czyżewskich – powróciła do tematu. – Może nawet dobrze, że nie uczestniczyłam w tej rozmowie, bo pewnie ominęło mnie wiele przykrości. Z drugiej strony o tym, że moja matka rozmawiała z Czyżewskimi, dowiedziałam się dopiero po kilku dniach, w momencie, gdy oznajmiła mi, jak mam postąpić. Tutaj nie było żadnych propozycji, tylko jasne wytyczne, a ja miałam być wdzięczna, że ktoś mnie zechciał. Pannę w ciąży. – Małgorzata przymknęła na moment oczy. – Nieustannie to powtarzała. „Panna w ciąży”, najgorsza obelga, jaka istniała. Mama powiedziała mi, że to podobno wspaniałomyślny Krzysztof zaproponował, że mnie przygarnie. Swoją drogą dowiadując się, kto będzie jej przyszłym zięciem, była zachwycona. Krzysztof już wtedy doskonale sobie radził, miał dobrą pracę i planował budowę domu. Tego domu. Zięć idealny, no, naprawdę – zironizowała. – Sądząc jednak po tym, jak Krzysztof się później wobec mnie zachowywał, to wcale nie był jego pomysł, ale jego ojca. Moja matka zgodziła się w ciemno, zresztą niejednokrotnie wspominała, że powinnam Czyżewskich po nogach całować i że w sumie to mam ogromne szczęście, że wżeniam się w tę rodzinę. Bo kiedy doszło do ślubu, wszystko było w porządku. Radek urodził się, kiedy byłam już mężatką, więc nikt o nim nie powiedział, że był nieślubnym dzieckiem. Matka była zadowolona. Mój teść też.
– Dobrze rozumiem, że był to pomysł dziadka? – dopytałam, aby mieć pewność. Małgorzata skinęła głową, po czym wzięła kolejny łyk herbaty. Papugując ją, również się napiłam. – A co zresztą rodziny?
– Jeśli chodzi o resztę mojej rodziny, to ja miałam tylko mamę, która nie protestowała – wyjaśniła. – A sam Henryk Czyżewski, cóż, z nim nie można było zadzierać. Na sam dźwięk jego imienia zaczynałam się denerwować. Nawet Krzysztof, który miał silny charakter, musiał się z nim liczyć. Mój teść był stanowczy i uparty, a kiedy nie dostawał tego, czego chciał, dążył po trupach do celu. To on podjął decyzję, do dziś nie poznałam jego pobudek i już nie poznam. Moja teściowa natomiast była przeciwna mojemu małżeństwu z Krzysztofem, ale nie potrafiła się przeciwstawić mężowi. W dniu mojego ślubu powiedziała mi, że źle robimy, później już nigdy nie poruszała tego tematu.
– A co z Emilem?
– Kochałam go – odpowiedziała Małgorzata bez wahania. Trochę za późno zorientowała się, że może nie powinna mówić tego wprost. – Starałam się być jak najlepszą żoną dla Krzysztofa. Wiem, że on mnie kochał, był po prostu bardzo rozżalony, że musi wychowywać nieswoje dziecko. Wiele się zmieniło, kiedy urodziłam Michała. Naprawdę, nie mogę powiedzieć o moim mężu złego słowa. Dbał o mnie, starał się. W trakcie pierwszej ciąży przerwałam naukę, ale później skończyłam wieczorowe liceum, po kilku latach udało mi się nawet pójść na zaoczne studia. Miałam dom, rodzinę, mam dwóch wspaniałych synów, ale to Emila kochałam. – Małgorzata popatrzyła na mnie niepewnie. – Nie powiesz mu tego, prawda?
– Komu? – zapytałam dość głupkowato, ale naprawdę nie wiedziałam, którego miała na myśli.
– Emilowi, oczywiście – sprecyzowała. – Zresztą Konradowi też nie mów o… Emilu.
– Obiecuję, że nie powiem – powiedziałam łagodnie. W odpowiedzi Małgorzata posłała mi ciepły uśmiech.
Nie do końca byłam przekonana, czy aby na pewno mówiła o uczuciu do Emila w czasie przeszłym. Skoro jednak dałam słowo, postanowiłam zachować to dla siebie.

7 komentarzy:

  1. Biedna, biedna Małgorzata!
    Przyznam szczerze, że ten wątek zawładnął mną całkowicie. Poruszył bardziej niż złamane serce Kowala (chociaż nad tym też rozpaczam, bo, kurczę, chłopaka lubię) i sprawił, że wewnętrznie zawyłam nad losem młodych dziewczyn, takich jak ona, które znalazły się w podobnej sytuacji. Byłoby niejakim pocieszeniem, gdyby to była wyłącznie fikcja, a nie rzeczywistość, nie tak znowu odległa. To naprawdę smutne, że ciąża w młodym wieku i bez ślubu była postrzegana w tamtych czasach jako powód do wstydu, skazę na wizerunku całej rodziny. Nie łudzę się, że dzisiaj wszystko jest takie kolorowe i cudowne, ale nie razi to chyba aż tak w oczy jak niegdyś. To znaczy, mnie osobiście nieco razi widok wszystkich tych młodych dziewczyn, które ledwo co przestały być nastolatkami, a już za chwilę będą matkami, odpowiedzialne za te małe bezbronne istoty, gdy same jeszcze tego dorosłego, czy też prawie dorosłego, życia niemal w ogóle nie zasmakowały. Nie potępiam, bo mam świadomość, że za tym wszystkim kryją się różne historie, czasami są to też przemyślane i świadome decyzje, ale mam wrażenie, że to nie do końca tak powinno się odbywać. Ale, ale, wracając do Małgorzaty - niejakim pocieszeniem było to, że mimo wszystko znalazła w Krzysztofie niejaki ratunek, chociaż strasznie smutne jest to, że nie miała tak naprawdę większego wyboru - albo to albo matka wyrzuca ją z domu, i radź sobie dziewczyno sama. W ogóle ta relacja między Małgorzatą, Krzysztofem i Emilem taka zagmatwana, taka smutna i tragiczna w jakiś sposób, chociaż zastanawia mnie, w jaki sposób Emil zareagował na wizytę matki Małgorzaty w ich domu. Jeszcze chwilę wcześniej Małgorzata cieszyła się uwagą dwóch przystojnych mężczyzn, a kilka miesięcy później była w ciąży i brała ślub z jednym, chociaż kochała drugiego. Rzeczywiście, telenowela jak się patrzy, chociaż w telenowelach zazwyczaj wszystko dobrze się kończy, a tutaj było smutno, bardzo, bardzo smutno. I wiesz co, nie pogardziłabym podobną historią z perspektywy samego Emila. Poznać jego punkt widzenia, jak on to zapamiętał, jakie uczucia, czy w ogóle, wciąż żywi wobec Małgorzaty, matki swego syna, jakby nie patrzeć. I czy o tym już wspominałaś a mi wyleciało z głowy czy jednak nigdzie nie było napisane w jaki sposób Emil odkrył prawdę o Konradzie?

    No, dobrze, to chyba już wszystko, chociaż jak znam siebie, to jak opublikuję ten komentarz, przypomni mi się całe mnóstwo rzeczy, o których chciałabym jeszcze wspomnieć. A przynajmniej wszystko o tej części rozdziału ;) A teraz druga postać, nad którą dzisiaj nieco rozpaczałam - czy wspominałam już, że lubię Kowala? ;) Szkoda mi chłopaka, ale nawet nie wiesz jak bardzo cieszy mnie sposób w jaki z tego wszystkiego wybrnęłaś. Nie było typowego trójkąta, ale to chyba uderzyło bardziej niż gdyby takowy istniał. Smutne jest jednak to, że tak naprawdę dla Kowala i Hani nie było szansy, co? Nawet, gdyby któreś z nich wykonało ten decydujący krok, gdyby Hania postanowiła zapomnieć o Konradzie, to coś mi się wydaje, ze nie do końca by się jej to udało. I tylko szkoda, że przez to wszystko ta relacja Konrad-Tomek została nadszarpnięta. Ale chyba bardziej rozumiem w tym przypadku Kowala niż Hanię, który nie zamierzał być miły, uśmiechać się i udawać, że wszystko jest okey. Podziwiam taką szczerość u ludzi, gdy nie kryją się z tym, co czują. Ale trzymam za niego kciuki i za tę wielką podróż. I krótkim tekstem z nim w roli głównej też pewnie bym nie pogardziła ;)

    Dobra, to chyba już wszystko, tak sądzę. Bo, że cieszę się, że wszystko między Hanią a Konradem powoli się układa i wychodzi to tak rozkosznie naturalnie, to wiesz, bo powtarzam to pod każdym niemal rozdziałem :)

    Buziaki, uściski i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jak zwykle nie zawodzisz! <3
      Szczerze powiedziawszy, nie wiem, w którym momencie pomyślałam (na pewno dość dawno temu XD), że motyw pomieszanych ojców będzie dobry, ale to chyba najbardziej hardkorowo-tenelowelowy wątek w RK, haha. Chociaż tak myślę, że można byłoby znaleźć przykłady dziewczyn, które miały romans z braćmi, także może wcale nie poniosła mnie wyobraźnia? ;> Cała reszta natomiast zbudowała się praktycznie sama, niedaleko w swoim otoczeniu musiałabym szukać osób, które w tamtym czasie brały ślub z powodu ciąży, ba!, mogłabym podać przykłady moich rówieśników. Mogłabym też podać przykład osoby, która zaszła w ciążę, bo współżyła wg kalendarza dni płodnych/niepłodnych rozpisanego... na pół roku do przodu. Pewnie się domyślasz, jak to się skończyło :D Swoją drogą nie tak dawno temu mama mojej znajomej powiedziała jej, że jak zajdzie w ciążę, to będzie spać w kurniku, ech, jak milusio. W każdym razie zmierzam do tego, że chciałam, żeby historia Małgorzaty brzmiała wiarygodnie i mam nadzieję, że mi się udało. A jeśli przy okazji mogła wzbudzić jakieś emocje, to już w ogóle dla mnie pełnia szczęścia! :D
      Co do Emila natomiast i poznawania jego punktu widzenia, to całkiem niedawno myślałam o tym, żeby w ramach bonusu napisać jakiś jednorazowy strzał, który zarysowywałby jego historię z różnych okresów życia. Cały czas o tym myślę, może się ostatecznie zdecyduję ;> Właśnie mi uświadomiłaś, że ja nigdy nie wspominałam o tym wprost, jak Emil dowiedział się, że będzie miał syna, ale założyłam, że wiedział od początku o ciąży Małgorzaty - w każdym razie może uda mi się jeszcze tę informację gdzieś wcisnąć albo umieścić ją w bonusowym rozdziale.

      Oooj, swego czasu (za czasów świetlistości RK XD) Kowal miał wierne grono fanek, pewnie obraziłyby się za stwierdzenie, że związek Hani i Kowala i tak by nie wyszedł :D Chociaż ja też skłaniam się do wersji, że mogłoby im nie wyjść i pewnie dlatego zawsze z wielkim bólem serca piszę te sceny między Hanką i Kowalem. Chyba też jestem fanką Kowala, bo o ile zwykle staram się zachować jakiś dystans do bohaterów, tak do niego jest trudniej.
      A tak w ogóle, to ja bardzo lubię trójkąty i zawsze gdzieś się jakiś wciśnie, także tyle dobrze, że nie zawsze wychodzą bardzo klasycznie! :D A co do krótkiego tekstu, to, cóż, ale obiecałam, że powstanie opowiadanie, gdzie Kowal będzie jednym z głównych bohaterów i zamierzam tej obietnicy dotrzymać, choćbym miała je napisać jako osiemdziesięcioletnia staruszka! :D

      Dziękuję za komentarz, Twoje zaangażowanie w to opowiadanie jest dla mnie jak miód na serce, nawet nie wiesz, jak bardzo to doceniam! <3
      Pozdrawiam! :**

      Usuń
  2. Teraz się wszystko w głowie ułożyło. Emil bardziej pasuje do Małgorzaty i właściwie mnie to nie dziei. Sytuacja z pewnością do łatwych nir należała do nikogo.
    Hanka ma wyrzuty sumienia wobec Kowala i nie dziei mnie to, ale jednak traktuje go inaczej niż Konrada. Mam nadzieje, ze pozałatwiaja niedługo swoje sprawy i znów będą razem fizycznie, jie tylko duchowo na odległość. Uwielbiam czytać sceny, s których są tylko we dwoje, cudownie opisujesz uczucie między nimi, czułość, pożądanie, szczęście. Niewiel osób potrafi to robić w tak wyważony i prawdziwy sposób. Czekam z niecierpliwością na cd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, cieszę się, że jest to zrozumiałe! :D Też myślę, że Emil z Małgorzatą do siebie pasują, ale życie potoczyło się inaczej, on na pewno nie będzie już patrzył wstecz.
      Ojej, bardzo mi miło, że tak twierdzisz! Sceny między Hanką a Kowalem wcale nie są tak łatwe do napisania właśnie ze względu na to, że nie do końca wiadomo, co tak naprawdę ich łączy. Na razie jednak oboje będą skupiać się na swoich sprawach, a na Kowala trzeba będzie poczekać, ale kiedyś wróci, obiecuję!
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Miałam taki piękny długi komentarz i właśnie się usunął, fml :))))) Mam nadzieję, że sobie wszystko przypomnę.

    Bardzo szkoda mi Małgorzaty, nawet jeśli sama mówisz, że jej historia jest trochę telenowelowa. Jednak straszne jest dla mnie to, ile młodych dziewczyn takie sytuacje spotykały i ciągle spotykają ze strony rodziny, gdy dowiadują się, że są w ciąży, bo "co ludzie powiedzą". Niestety matka Małgorzaty nawaliła w moich oczach na całej linii, nawet nie tyle swoim zachowaniem już podczas ciąży, ale ani słowem nie wspominała wcześniej o seksie, a potem tak zareagowała - podejrzewam, że ta ciąża wynikała w dużym stopniu z niewiedzy Małgorzaty i Emila. Zastanawia mnie tylko, jak potem babcia traktowała Konrada - przysporzył jej bądź co bądź trochę problemów tym, w jakich okolicznościach się pojawił. I jaki był stosunek Krzysztofa do niego, jak go traktował w porównaniu do Miśka, własnego syna?

    Drugą osobą, której jest mi żal, jest Kowal. Z drugiej strony jednak myślę sobie, że z Hanką by im i tak nie wyszło. Ich relacja zaczęła się, jeśli dobrze pamiętam, od tego, że chciała się z nim przespać, żeby zapomnieć o Konradzie. To nie wróży dobrze. Ten Konrad przecież cały czas w ich życiu gdzieś by się przewijał, w końcu jest przyjacielem Kowala, a to z kolei sprawiłoby, że chyba oboje nie czuliby się pewnie ani komfortowo w tym związku. Ale z tego samego powodu - przyjaźni K. i K. - zastanawia mnie, jak dalej będzie ich relacja wyglądać. Z jednej strony nie wydaje mi się, żeby Konrad tu czemuś zawinił, a z drugiej nie wątpię, że część żalu Kowala skierowana jest też na niego. Co do samego Tomka, mam nadzieję, że się pozbiera, bo naprawdę fajny z niego facet :D I jak pisałam, może sam sobie tego nie uświadamia, ale zmarnowałby się w tym skazanym na niepowodzenie związku z Hanką. Serce nie sługa i musi się teraz sam ogarnąć w swoim czasie, ale mam nadzieję, że jeszcze się w RK pojawi!

    A jeszcze co do spotkania Konrada z szefem i jego pomocy przy rozprawie, bo nie komentowałam poprzedniego rozdziału - mam wrażenie, że potrzebuje on takiego, jak to się po angielsku mówi, closure. Dojrzał i rozwinął się w czasie trwania RK, więc czas, żeby zamknął za sobą ten poprzedni rozdział i szedł dalej już jako dojrzalsza, lepsza osoba :D

    Ciepło pozdrawiam i czekam, co wydarzy się dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu, najgorzej :( Ale widzę, że całkiem ładny Ci ten komentarz wyszedł! :D

      Historie z lat osiemdziesiątych dość mocno mnie zainspirowały przy tworzeniu historii Małgorzaty - chociaż, cóż, pewnie nie musiałam sięgać 30 lat wstecz, bo teraz też mogłabym znaleźć podobne przypadki. I masz rację - niewiedza mocno wpłynęła na pojawienie się ciąży, zresztą niejednokrotnie słyszałam, że pierwsze dziecko bierze się z niewiedzy, drugie z miłości, a trzecie z przypadku.
      Może uda mi się jeszcze wcisnąć odpowiedzi na Twoje pytania, ale nie obiecuję - zresztą dlatego zastanawiałam się nad jakimś bonusem, żeby trochę te wszystkie relacje rodzinne wyjaśnić (chociaż pewnie mogłoby powstać niejedno opowiadanie :P).

      Szczerze powiedziawszy, nawet się nie zastanawiałam, jak mógłby wyglądać związek Hani i Kowala, wiedziałam, że to i tak nie wyjdzie. Znaczy może by wyszło, ale oboje musieliby wiele takiemu związkowi poświęcić i nie wiem, które z nich byłoby na to mniej gotowe, haha. Może gdyby spotkali się w innych okolicznościach - kto wie. Co do przyjaźni chłopaków, to na pewno została nieco nadszarpnięta, ale nie obawiałabym się, że zupełnie się rozpadnie - Kowal na razie wyjechał, więc czas i odległość na pewno pozwolą mu spojrzeć na wszystko z dystansem. Konradowi też - pewnie będzie mu łatwiej, skoro Hania znajdzie miejcie w jego własnych ramionach i jest pewnie jej uczuć - w tym przypadku może się wściekać, że jest między Hanką a Kowalem jakaś chemia, ale będzie spokojny wiedząc, że, przynajmniej ze strony Hanki, do niczego nie dojdzie.
      Szkoda, że muszę Twoją nadzieję zdusić, bo Kowal się fizycznie już w RK nie pojawi, ale na otarcie łez dodam, że pojawi się kiedyś (kiedyś na pewno! :D) w swoim własnym opowiadaniu ;)

      Ale ładnie to napisałaś! :D Cieszę się, że to dojrzewanie można dostrzec - o to przede wszystkim mi chodziło!

      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

      Usuń
  4. A więc...

    Nie wiem od czego zacząć. Choć może od tego, że dzięki tobie oślepłam :) w ciągu jednego dnia, przeczytałam 34 rozdziałów i jestem z tego cholernie dumna i szczęśliwa. Właśnie tego potrzebowałam. Jak już pisałam ci wcześniej, to opowiadanie jest genialne, i chcę więcej. Ba! Ja chcę takiego Kondrada w swoim życiu, choć... właściwie wiem co czuła Hania, też w mojej głowie ciągle pielęgnowane jest wspomnienie pewnego pana, który swoimi oczami i uśmiechem skradł jakąś część mnie, choć kontaktu już z nim nie mam. Może pomysł z lotkami nie jest taki zły? Powinnam wydrukować jego zdjęcie i to zrobić? Ale nie mam w swoim życiu takiej Ingi, a wręcz przeciwnie... w moim życiu trafiają się jedynie takie Sylwie, które wiecznie mi powtarzają, że to już czas. Że powinnam w końcu znaleźć chłopaka, który pokaże mi co to prawdziwy związek. Dlatego tak bardzo chłonęłam każde słowo - zresztą nie dało się inaczej, masz TALENT do pisania, do ukazywania emocji i chce się czytać więcej. Choć przyznam szczerze, że na początku myślałam sobie - Misiek na pewno bedzie miał jakieś ale do tego związku, a jak się okazuje to nie brat, a ojciec miał. Choć coś czuję, że tutaj Kondrad na pewno się postara nie spieprzyć. Choć... Hanka, tutaj nie byłabym tego taka pewna! Kowal sporo namieszał w jej sercu, ale mam nadzieję, że jednak nie dojdzie do wniosku, że raniąc jego serce również zraniła swoje! To tylko były pocałunki, to z Radkiem łączy ją TO COŚ prawda?:D Mam nadzieję, że jednak nie będzie tak jak myślę... bo moje serce wtedy rozpadnie się na milion kawałków. I to nie jest żart, więc czekam na resztę! I kolejne GENIALNE historie w twoim wykonaniu,

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"