40. Bracia Czyżewscy

niedziela, 9 grudnia 2018

Hanka

Tuż po tym, gdy wyjęłam z piekarnika babeczki, usłyszałam dzwonek do drzwi. Mimowolnie wzniosłam oczy ku niebu, bo kolejny raz ktoś przerwał mi pracę. Zawołałam Ingę, ale gdy po kilku sekundach nie odpowiadała, sama wyłoniłam się z kuchni i dostrzegłam, że w łazience paliło się światło – pewnie brała prysznic, na co ja, ze względu na pichcenie, jeszcze nie miałam czasu. Rzuciłam za siebie kuchenny ręcznik (kątem oka dostrzegłam, że wylądował na taborecie) i wybiegłam do przedpokoju, chcąc jak najszybciej spławić natręta: jeśli ktoś chciał porozmawiać o pszczołach lub pożyczyć szklankę mąki, to trafił pod niewłaściwy adres.
Gdy otworzyłam drzwi, do mieszkania wparował Misiek. Przelotnie na mnie zerknął, mruknął coś pod nosem (chyba jakieś powitanie i że drzwi na klatkę były otwarte), a później skierował się do kuchni, zdając sobie sprawę, że i tak tam pójdę. Oczywiście podreptałam za nim, a kiedy przystanęłam w progu, akurat siadał na ryczce stojącej pod oknem. Wątpiłam przez chwilę, czy aby na pewno nasze plany się nie zmieniły.
– Chyba jeszcze nie ma dziewiątej – zauważyłam, podpierając dłonie o biodra. Zerknęłam podejrzliwie na Michała, by po chwili przenieść wzrok na babeczki, które przecież powinny wystygnąć na kratce. W oczy rzuciło mi się masło leżące na blacie – przypomniałam sobie o kremie waniliowym i dekorowaniu moich wypieków. Wiedziałam, że zaplanowałam sobie coś jeszcze, jednak pojawienie się Miśka zupełnie mnie rozkojarzyło. Westchnęłam ciężko, wchodząc głębiej do kuchni.
– Ale co, wyrzucisz mnie? – odparł Michał, dlatego ponownie łypnęłam na niego okiem. Wzruszył ramionami, po czym zaczął się szarpać z zamkiem, by odpiąć swoją kurtkę. Miałam ochotę podejść i mu pomóc, ale obawiałam się, że oberwę rykoszetem. Z miejsca zrozumiałam, że Misiek nie pałał dziś doskonałym humorem i ani trochę nie wyglądał na zadowolonego. Chciałam już odpowiedzieć, że, owszem, nie wyrzucę go ani z kuchni, ani mieszkania, ale powinien przynieść ze sobą dobry nastrój, kiedy to odezwał się znowu, a właściwie wycedził przez zęby: – W zasadzie nie mam ochoty na granie w planszówki.
Jeśli mój entuzjazm zmniejszył się po telefonie Konrada, który chciał mnie tego wieczoru gdzieś, jak to ujął, porwać, to po wejściu Miśka, ulotnił się zupełnie. Żałowałam, że nie trzymałam w ręku żadnej ścierki, bo chętnie cisnęłabym nią w mojego przyjaciela. Nie zdążyłam ochłonąć po rozmowie z jednym Czyżewskim, który nieco mnie zirytował propozycją, a nagle okazało się, że drugi też chętnie porzuciłby nasze plany. Och, wprost fantastycznie! Cieszyłam się, że nie urodził się kolejny z braci, bo zapewne chciałby dziś zepsuć mi humor!
I rzeczywiście, musiałam przyznać Konradowi rację: mogłam poprzestać na czipsach i piwie, a nie piec i gotować, chcąc celebrować zakończenie naszych wakacji. Niedługo zaczynałam piąty rok studiów, dlatego dla mnie miał być to ostatni raz, więc wyobrażałam sobie ten wieczór jako coś specjalnego – coś, co chociaż trochę wyróżniłoby się wśród naszych wszystkich planszówkowych wieczorów. Najwidoczniej jednak los nie chciał się do mnie uśmiechnąć.
Tego dnia próbowałam pozostać spokojna, ale udawało mi się to z trudem. Chciałam się trochę zrelaksować, dlatego wyszłam na zakupy upolować coś ładnego. Może nawet coś, co założyłabym wieczorem, ale tłumy ludzi i stanie w kolejkach tylko podsycało frustrację spowodowaną wizytą Konrada w Warszawie. Powinnam wspierać go przed spotkaniem z adwokatem, jednak bardziej wkurzało mnie, że umówił się na kawę z Olą. Wyobrażałam sobie przeróżne sceny z ich udziałem, tylko się nakręcając. Nie ufałam Oli i nie potrafiłam polubić, chciałam, aby zniknęła z życia Konrada na zawsze. Byłam cholernie zazdrosna, nawet bardziej niż kiedyś. Zupełnie nie trafiał do mnie argument, że Konrad chciał z nią spokojnie porozmawiać, by wreszcie przestała się narzucać – w tym przypadku wyłączałam zdrowy rozsądek.
Na mój nastrój dobrze nie wpływała też Inga. Gdy tylko dowiedziała się o planach Czyżewskiego, stwierdziła, że koniecznie musi podzielić się, co myśli na temat spotykania się z byłymi dziewczynami. Cóż, wciąż szukała sposobu, aby jakoś odegrać się za wypomnienie pomysłu rzucania lotkami w zdjęcie Konrada. Najwidoczniej poczucie jego humoru okazało się zbyt abstrakcyjne, aby Inga nie wzięła tego na poważnie. Dla świętego spokoju wolałam myśleć, że przekomarzają się z czystej sympatii, jednak w taki dzień jak dziś, potrafiło mnie to tylko martwić.
I teraz Michał Czyżewski! Miałam nadzieję, że chociaż on pozostanie klasycznym sympatycznym marudą, a nie zrzędliwym marudą!
– Czy wyście dziś powariowali? – wymamrotałam pod nosem pytanie, chociaż chyba bardziej do siebie niż do Miśka. Ten ze zdziwieniem zmarszczył czoło.
– Kto?
– Czyżewscy! – odpowiedziałam z naciskiem, krzyżując ręce na piersi. Noga mi zadrżała, wręcz wyrywała się, aby podkreślić moją frustrację silnym tupnięciem.
– Wiesz co – prychnął Michał – nie jesteś pierwszą osobą, która to dziś mówi.
Przymknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i policzyłam do pięciu, by się trochę uspokoić. Nie pomogło. Miałam chęć na Miśka wrzasnąć! Kiedy po krótkiej chwili rozchyliłam powieki, dostrzegłam uprzednio używaną przeze mnie ścierkę leżącą na taborecie, która idealnie nadałaby się jako pocisk rzucony w stronę chłopaka. Ponownie jednak Michał uprzedził mnie, mówiąc już poważniejszym tonem:
– Mama sprzedaje dom.
Wbiłam w niego swój wzrok i zamrugałam kilkukrotnie, starając się przetrawić tę informację. W pierwszej chwili zrozumiałam, że nagle zechciał zmienić temat, dlatego mi o tym mówi. Chciałam machnąć na to ręką i zignorować go. Widząc jednak skwaszoną minę Michała, w następnym momencie dotarło do mnie, że to wieść o sprzedaży była przyczyną jego gorszego samopoczucia.
Jejku, ależ byłam idiotką: zamiast od razu zapytać, co się stało, wściekłam się, że nie był w dobrym humorze. Gdyby chodziło o błahostkę, nie przychodziłby przecież z tym do mnie, tylko przetrawił to samodzielnie. Wyglądało jednak na to, że bardzo dotknęła go wiadomość o planach Małgorzaty, a mnie zrobiło się po prostu głupio.
– Ale… jak to? – wyjęknęłam po dłuższej chwili milczenia i wgapiania się w Miśka.
– Tak to – mruknął – normalnie.
– Zaraz, ale który dom? – zapytałam głupkowato, bo zdążyłam zwątpić. Oczywiście w pierwszej chwili pomyślałam o miejscu, gdzie obecnie mieszka Małgorzata, jednak już w następnej wydało mi się to na tyle dziwne, że aż niewiarygodne. – Wasz rodzinny dom…
– Tak – przerwał mi wypowiedź. – Nasz rodzinny dom.
Wzięłam głęboki oddech, wiedząc, że pewnie powinnam powiedzieć coś sensownego, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy, to wspomnienia z wyprowadzki z mieszkania na Winogradach. Wtedy było mi trochę smutno – mieszkałam tam całe życie, ale rodzice spełnili marzenie o domu za miastem, który od razu pokochałam. Do tej pory z lekkim rozrzewnieniem wspominałam lata spędzone wśród wielkich bloków, nie czułam jednak, abym przy wyprowadzce coś w życiu straciła. Najwidoczniej w przypadku Michała było zupełnie na odwrót.
W następnym momencie od główkowania nad chociaż jednym sensownym zdaniem uratowała mnie Inga, która wyszła z łazienki i przystaneła w progu kuchni. Delikatnie pocierała ręcznikiem mokre włosy, które teraz wydawały się bardziej brązowe, niż w rzeczywistości były. Po kąpieli założyła swój ulubiony sweterek w biało zielone paski, w którym według mnie wyglądała jak dziewczyna z sąsiedztwa. Inga uraczyła nas słodkim uśmiechem.
– O, cześć, Misiek – przywitała się, zapewne zadowolona, że zjawił się młodszy Czyżewski, czyli ten, z którym nie będzie musiała się użerać. – Co tak wcześnie? – zapytała wesoło, nie zdając sobie sprawy, że mogła wywołać lawinę. Zanim jednak Michał cokolwiek odpowiedział, wtrąciłam się:
– Pójdziemy z Miśkiem po czipsy i piwo.
– Och – jęknęła Inga. – Mamy piwo – zauważyła niepewnie.
– Ale nie mamy czipsów. – Wzruszyłam ramionami, a na widok zdziwionej miny Ingi, uśmiechnęłam się szeroko. – Michał idziemy – zwróciłam się do przyjaciela.
Misiek powoli wstał z ryczki. Aż przewróciłam oczyma, gdy pozwalał sobie bardziej niż zwykle na opieszałość. Gdy wyszłam z kuchni, skontrolowałam jeszcze, czy Misiek za mną człapie; mijając Ingę, posłał jej zuchwałe spojrzenie, a ona teatralnie uniosła dłonie jak w obronnym geście. Michał odruchowo skierował się do drzwi, ale pociągnęłam go za ramię do swojego pokoju i wepchnęłam go do środka.
– No to wychodzimy? – zapytał zdezorientowany.
– Jasne, ale muszę się przebrać – wyjaśniłam. W odpowiedzi usłyszałam westchnięcie. – Misiek, jestem cała w mące! Zresztą najlepiej będzie, jeśli wezmę prysznic – zaczęłam się głośno zastanawiać.
Popatrzyłam na przyjaciela, który oparł się tyłkiem o moje biurko, rzucił mi spojrzenie znad uniesionych brwi. Otworzyłam szafkę, wyjęłam kilka potrzebnych rzeczy, po czym wymierzyłam w niego palec.
– Siedź tutaj, nie wyłaź, bo jeszcze kogoś zabijesz. To będzie naprawdę szybki prysznic – obiecałam, na co zaśmiał się bezgłośnie. Może powinnam się obrazić za to, że we mnie nie wierzył, ale wolałam docenić przejaw lekkiego rozbawienia.
Kiedy wybiegłam z pokoju, po drodze prawie zgubiłam parę ulubionych dżinsów, Inga popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. W odpowiedzi mogłam tylko wzruszyć ramionami. Nie było czasu na wyjaśnienia, a tylko jednej rzeczy byłam pewna: dobre humory na ten dzień mieliśmy z głowy.

*

– Co tak pachnie?
– To mój balsam do ciała.
Nasza wyprawa po czipsy niespodziewanie się przedłużyła, bo zamiast do sklepu, zawitaliśmy na Plac Wolności. Nie planowaliśmy tego, a jednak intuicyjnie nogi poniosły nas w to miejsce. Pogoda nie była najlepsza, przez cały czas musieliśmy zmagać się z deszczem, jednak gdy doszliśmy do fontanny, na szczęście jedynie mżyło. Przystanęliśmy z Miśkiem na dłuższą chwilę na drewnianej kładce – skoro na zewnątrz było dżdżyście, nie przeszkadzała nam wilgoć wokół nas spowodowana wodą nieustannie spływającą z dwóch białych kilkumetrowych żagli.
– Nie sądziłem, że mój brat lubi takie słodkie zapachy.
Michał z satysfakcją rzucił mi złośliwe spojrzenie. Jęknął cicho, gdy pacnęłam go w ramię; dwie sekundy później chwyciłam go pod rękę i odwróciliśmy się w kierunku ulicy Paderewskiego. Przed sobą mieliśmy prostą drogę ku Staremu Rynkowi i bardzo mnie kusiło, aby pójść w tamtą stronę.
– Nie musi lubić – odparłam wreszcie. – Zapach słodkiego balsamu jest ze mną w pakiecie. – Tym razem to ja popatrzyłam spod uniesionych brwi na Miśka wyraźnie zadowolona. Ten tylko zmarszczył czoło.
– Cóż – westchnął – w pakiecie razem z tobą Konrad zostanie znacznie mniej, niż sam wniesie w wasz związek.
– Co niby sugerujesz? – prychnęłam niezadowolona, gotowa odeprzeć atak. – Bo nie mam ochoty słuchać, że nie jest to facet dla mnie – zaznaczyłam wyraźnie, grożąc mu palcem.
– Nie, nie miałem tego na myśli. – Najprawdopodobniej rozbawiony moją reakcją, Michał zaśmiał się szczerze, chwytając moją wystawioną ku niemu dłoń. Tym razem to on mnie pociągnął za sobą. Zeszliśmy z kładki i poszliśmy w kierunku Paderewskiego. – Raczej nasze rodzinne bagno i… takie tam – zawahał się, spoglądając na mnie już mniej pewnie. Lekko zwolniłam kroku, po czym przystanęliśmy w pewnej odległości od przejścia dla pieszych.
– Wiem o Emilu. I o Konradzie. O nich dwóch znaczy się – powiedziałam cicho, wierząc skrycie, że Michał domyśli się, co próbowałam powiedzieć. Przez ostatni miesiąc nie miałam tak naprawdę okazji, aby dowiedzieć się, co myślał Misiek na temat biologicznego ojca Konrada i wszystkich rodzinnych tajemnic. I chociaż trudno było mi w to uwierzyć, istniało jednak małe prawdopodobieństwo, że nie był tego świadom; jeśli tak, nie pozostawało nic innego, tylko wymyślenie na poczekaniu jakiejś mniej lub bardziej zgrabnej historyjki.
– Wiem, że wiesz – odparł szybko Misiek. W pierwszej chwili odetchnęłam w duchu, ale też tak fizycznie, bo delikatnie wypuściłam powietrze z płuc. – Rozmawiałem na ten temat z Konradem.
– Poczułam w tym momencie ulgę – zaśmiałam się, próbując zakryć tym moje zakłopotanie. Michał uśmiechnął się do mnie po raz pierwszy tego dnia, nieco protekcjonalnie, ale zupełnie po przyjacielsku. – Jezu, Michał – jęknęłam – chyba czułabym się z tym wszystkim lepiej, gdybyśmy mogli o tym porozmawiać przy piwie. I błagam – rzuciłam szybko, gdy dostrzegłam, że chciał coś powiedzieć – nie przypominaj mi o planszówkach.
– A o Konradzie? Chyba będzie na ciebie czekać, prawda? – zapytał, przyglądając mi się łobuzersko. Chyba żadne z nas nie myślało wtedy o starszym Czyżewskim, bo w oczach Michała dostrzegłam błysk, który zdradzał, że spodobała mu się moja propozycja. Ja natomiast uznałam, że Konrad może poczekać, bo na pewno nie uschnie od razu z tęsknoty.
– Wiesz co – znów uderzyłam go w ramię, tym razem leciutko – nie wtrącaj się w nasz związek, dobrze? – Michał szczerze się zaśmiał. Pokazałam mu język. – Poza tym zauważ, proszę, że tutaj w dużej mierze chodzi również o niego. – Ponownie chwyciłam Michała pod rękę i pociągnęłam ze sobą – A teraz powiedz, o co chodzi ze sprzedażą domu.
– O co chodzi? – westchnął przeciągle, a ja uświadomiłam sobie, że wracał jego podły nastrój. Przeszliśmy przez ulicę, na szczęście markotny Misiek nie wpakował się pod żaden samochód. – Mama chyba nie chciała mi tego mówić przez telefon, ale kiedy powiedziałem, że pewnie nie pojawię się w ten weekend w domu, sprzedała mi tę rewelację – wyjaśnił pokrótce. Wciąż prowadząc Miśka w stronę Starego, moją dłoń przesunęłam w dół po jego ręce, ostatecznie splatając ze sobą nasze palce. Zupełnie nie protestował na ten gest, wręcz zacisnął dłoń w mocniejszym uścisku. Po dłuższej chwili milczenia dodał: – Przyznam szczerze, że spodziewałem się, że to kiedyś nastąpi, ale nie sądziłem, że… że teraz.
– Teraz, to znaczy?
– To znaczy, że w tak krótkim czasie zbyt wiele rzeczy się zmieniło. – Michał zdecydował się na mnie spojrzeć, w jego oczach zauważyłam wyraźnie malujący się smutek. Mimowolnie zwolniłam kroku. – Sprzedaż pałacu, to po pierwsze. Emil i tak niedługo się ożeni, nawet ty i Konrad razem – wymieniał. Chciałam dodać jakąś uwagę, że to przecież nie ma żadnego znaczenia, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam. Michał natomiast kontynuował, mówiąc już ciszej: – No i śmierć babci. Przede wszystkim ona. A teraz ten dom. Całkowicie to rozumiem, bo mama przez większość czasu jest tam sama i może po prostu woli coś mniejszego. Jednak to jest też moje miejsce – dodał z wyraźną goryczą w głosie. – I pewnie przez to jestem zły najbardziej na siebie, bo od momentu, gdy zacząłem studia, tak rzadko tam wracałem i byłem tylko gościem.
– Ale widzisz w tym coś dziwnego? – pozwoliłam sobie zauważyć. – Ja też wcale nie pojawiałam się często w Kiekrzu, od kiedy zaczęliśmy studia.
– Nie wiem – odparł Michał, wzruszając ramionami. – Nie myślę o tym w tych kategoriach. Jestem po prostu wściekły.
Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, to denerwować go jeszcze bardziej, dlatego nie ciągnęłam już tematu. Przez chwilę szliśmy w milczeniu, aż wreszcie wkroczyliśmy na Rynek. Wtedy liczyło się tylko wybranie miejsca, gdzie mieliśmy napić się piwa. Ostatecznie wybraliśmy dość gwarny lokal niedaleko ratusza, gdzie już zebrało się całkiem sporo osób, urządzając sobie „before” na mieście.
Od samego wejścia, oprócz ciepłego, przygaszonego światła, przywitało nas „Get Right” Jennifer Lopez – zaskoczył mnie nagły przypływ nostalgii, kiedy uświadomiłam sobie, od jak dawna nie słyszałam tej piosenki. Michał, nieprzejęty starym hitem, poprowadził mnie w miejsce, gdzie wypatrzył dla nas ustronny stolik. Posłusznie zajęłam miejsce, kiedy on poszedł kupić nam piwo.
– Wziąłem ci z sokiem – oznajmił, stawiając przede mną wysoką szklankę. – Z bananowym.
Popatrzyłam na niego sceptycznie, ale upiłam spory łyk. Wtedy przekonałam się, że bez żadnego dodatku miałabym problem z wypiciem, bo pod słodkim smakiem wyczułam goryczkę niezbyt smacznego alkoholu. Większość z osób, które tutaj zawitały, oczekiwały jedynie taniego piwa, więc i ja nie spodziewałam się po moim cudów; ważne, że było tanio.
– Co chciałabyś wiedzieć o Konradzie, czego jeszcze nie wiesz? – Siadając naprzeciwko mnie, Michał przeszedł zgrabnie do tematu, który mieliśmy podjąć. Dodał jeszcze w rozbawieniu: – Chociaż nie jestem pewien, czy powinienem zdradzać wszystkie sekrety.
– Wszystkich sekretów Konrada na pewno nie znasz – odparłam złośliwie. – Tak naprawdę wolałabym wiedzieć, jak ty czujesz się… z tym wszystkim – zawahałam się, nie wiedząc, jakich dokładnie słów użyć. Sama świadomość, że zostałam zaznajomiona z ich rodzinnymi sprawami, nie sprawiała, że czułam się mniej niezręcznie.
– Że Emil jest biologicznym ojcem Konrada? – Misiek nazwał to po imieniu, patrząc na mnie pobłażliwie. Posłusznie skinęłam głową.
– Wiesz co – odchrząknęłam – to dziwne, znamy się tak długo, a nigdy nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać – zauważyłam. Michał napił się piwa, zapewne dając sobie czas na zebranie myśli. – Chociaż może to lepiej, że to wyszło tak…
– Naturalnie? – rzucił.
– Tak – zgodziłam się – to chyba dobre słowo. Zresztą nigdy wcześniej nie byłam aż tak blisko z twoją rodziną, jak jestem teraz, więc pewnie nie było potrzeby, by mnie wtajemniczać – stwierdziłam po chwili.
– Rzeczywiście – zaśmiał się szczerze – a teraz jesteś moją szwagierką.
Westchnęłam przeciągle, jednocześnie przewracając oczyma. Z jakiegoś powodu Michała niesamowicie bawiło to, że związałam się z Konradem. Chociaż może właśnie w ten sposób okazywał swoją aprobatę.
– Dobrze, ale odpowiadając na twoje pytanie – wrócił do tematu. – Gdybym miał odpowiedzieć tak w jednym zdaniu, jak się z tym wszystkim czuję, to odpowiedziałbym, że już przywykłem. – Michał wzruszył ramionami. – Nie odczuwam żadnej różnicy. Może tylko w taki dzień jak dziś, kiedy nachodzą mnie myśli, że Konrad ma więcej ode mnie.
– To nieprawda! – zaprotestowałam szybko.
– Wiem – powiedział łagodnie, starając się mnie uspokoić, kiedy już otwierałam buzię, aby powiedzieć, jak bardzo się mylił. Michał sięgnął po piwo i wziął dwa lub trzy porządne łyki, zrobiłam dokładnie to samo. – Chociaż gdyby nie Emil, pewnie byłbym bardziej rozgoryczony i uważał, że to prawda, że w mojej rodzinie wszystko musi się skupiać wokół Konrada.
Popatrzyłam na Miśka pytająco, a on tylko uśmiechnął się pod nosem, widząc moje zaskoczenie.
– Ale chyba nie przyszliśmy tutaj, abym odpowiadał jednym zdaniem, prawda? – zauważył, przyglądając mi się zadziornie. – I tak, dobrze słyszałaś, bo to właśnie dzięki Emilowi podchodzę do tego z… jakby to nazwać? Dystansem? Konrad to mój brat, więc powinniśmy trzymać sztamę.
– Czy to nie jest oczywiste? – zadając to pytanie, sama sobie uświadomiłam, że odpowiedź nie jest taka prosta, jak początkowo mi się wydawało.
– Miałaś okazję poznać mojego ojca, prawda?
Nigdy nie miałam odwagi pytać o Krzysztofa Czyżewskiego – może dlatego, że na mnie, jako zahukanej nastolatce, nie nigdy robił dobrego wrażenia. Widziałam go może dwa lub trzy razy w życiu, jeszcze w czasach, kiedy regularnie przyjeżdżałam z tatą i siostrą do Pożarowa. Ten człowiek zawsze wzbudzał we mnie pewien rodzaj strachu – wyraz twarzy Krzysztofa sprawiał, że chciałam się natychmiast schować do nory, nawet kiedy się do mnie uśmiechał. Nie miał powodów, aby być niemiłym dla nas i nigdy nie był. Na pierwszy rzut oka wydawał się całkiem pogodnym człowiekiem, a jednak nie wzbudzał mojego zaufania. Dopiero niedawno doszłam do wniosku dlaczego: przez sposób, w jaki patrzył na Konrada. Wtedy mogłam myśleć, że tylko mi się wydawało, zgonić to na wybujałą nastoletnią fantazję, jednak teraz miałam pewność, że moje spostrzeżenia nie okazały się wybrykiem wyobraźni.
– Spotkałam go – przyznałam, usiłując sobie przypomnieć dokładne rysy twarzy Krzysztofa. – Zmierzasz do tego, że ojciec nie traktował was tak samo?
– Powiem tak, od zawsze mniej lub bardziej świadomie wykorzystywałem fakt, że rodzice bywali bardziej pobłażliwi wobec mnie. Ale myślałem, że to przez to, że jestem po prostu młodszy. Dopiero później zrozumiałem, dlaczego ojciec traktował mnie inaczej niż Konrada. – Michał zamilkł na dłuższą chwilę, kiedy to chwycił za swoje piwo. Potem zaczął błądzić wzrokiem po ścianach i podłodze. – Nie chcę mówić o moim ojcu źle, ale w tej jednej kwestii nie mam wątpliwości, że on nie postępował dobrze. To takie egoistyczne – prychnął. – Pewnie chciał w ten sposób uszczęśliwić swojego prawdziwego – podkreślił to słowo – syna, nawet nie zdając sobie sprawy, że traktując niesprawiedliwie Konrada, krzywdzi nas obu.
Wsłuchiwałam się w Miśka, poniewczasie orientując się, że skończył i wreszcie uniósł szklankę, aby znowu się napić. Michał poruszył mnie swoimi słowami. Nie zaskoczyła mnie jego perspektywa, ale sposób, w jaki opowiadał o swoim ojcu: z mieszaniną złości, wstydu i rozczarowania. Obaj z Konradem musieli pewne kwestie przemyśleć i pogodzić się z sytuacją, każdy we własnym tempie, co mogło zająć nawet całe lata. Z perspektywy osoby, która dopiero niedawno została zaznajomiona z ich rodzinną tajemnicą, musiałam przyznać, że Michał podchodził do tego dojrzalej, niż sądziłam. Byłam mu bardzo wdzięczna, że zechciał podzielić się ze mną swoimi uczuciami, chociaż nie przychodziło mu to zupełnie bez problemu.
Po tym, jak Michał skończył, nie odzywałam się, trudno było mi cokolwiek powiedzieć. Zamiast tego wzięłam porządny łyk piwa.
– Nie pij tak szybko – polecił mi poważnym głosem. – Ostatnią rzeczą, na którą mam dziś ochotę, jest zaciągnięcie ciebie pijanej do mieszkania.
Pewnie innym razem prychnęłabym na niego, dziś jednak, gdy Michał pokręcił głową niezadowolony, z miną zbitego psa posłusznie odstawiłam szklankę na stolik. Żałowałam, że posłuchałam prośby, bo pewnie łatwiej byłoby mi rozmawiać z nim pod wpływem alkoholu. Siedziałam jednak przy stoliku z osobą, która przeżyła najwięcej moich alkoholowych przygód – Misiek doskonale wiedział, czego mógł się po mnie spodziewać i wyglądało na to, że dziś naprawdę nie miał ochoty na pijaną Hankę.
– Pamiętam ten dzień, kiedy Konrad dowiedział się prawdy – zaczął znów mówić, a ja mimowolnie przełknęłam ślinę. Na szczęście Misiek przestał mnie sztyletować wzrokiem. – Mam na myśli dzień, kiedy obaj – podkreślił – dowiedzieliśmy się prawdy. Chodzi mi o to, że przez chwilę czułem wtedy, jakbym zszedł na drugi plan.
Michał chwycił za swoją szklankę i w przeciwieństwie do mnie pozwolił sobie na kilka sporych łyków. Ja, korzystając z okazji, pozwoliłam sobie zaledwie umoczyć usta.
– Konrad nie mówił mi o tym – powiedziałam cicho, wpatrując się w resztę piwnej pianki; moje słowa były ledwo słyszalne pośród muzyki. Właśnie leciał jakiś najnowszy hit, którego nawet nie kojarzyłam. – Nie powiedział mi dokładnie, w jaki sposób się dowiedział.
– Taaa… – Michał westchnął. – To nie był najszczęśliwszy w naszym dzień życiu. Śmiem twierdzić, że po tym, jak Konrad zniknął na kilka dni i tkwił w pijackim amoku, mógł zapomnieć sporo szczegółów.
– Myślisz, że było aż tak źle? – zapytałam pośpiesznie. Mój towarzysz popatrzył na mnie, uśmiechając się łagodnie. Chciał mnie podnieść na duchu, bo zatroskanie było wyraźnie słyszalne w moim głosie.
– Aleks opowiadając o tym, oszczędził mi szczegółów – odparł w następnej chwili. – Ale to było dość dawno i nie sądzę, aby taka sytuacja miała się powtórzyć – Michał zaśmiał się gorzko, widząc przerażenie malujące się na mojej twarzy. Ja sama nie obawiałam się pijackich amoków, raczej sytuacji, które Konrada by do tego zmusiły. – Dobrze, teraz możesz wziąć solidny łyk, zanim mi tutaj zemdlejesz.
– Misiek, to nie jest śmieszne! – wyraźnie się oburzyłam.
– A co? Mam płakać?
Uśmiech, którym mnie obdarzył, tylko dodatkowo utwierdził mnie w przekonaniu, jak bardzo obaj bracia byli do siebie podobni. Zarówno Michał, jak i Konrad nieustannie testowali granice mojej cierpliwości. Życie z Czyżewskimi przypominało wielki rollercoaster: od śmiechu do płaczu, wciąż pod górę i w dół, kolejne ostre zakręty, często bez trzymanki. Nie wiedziałam, jak wytrzymywały to kobiety w tej rodzinie, byłam dla nich pełna podziwu.
– Boję się poprosić, abyś opowiedział mi, co działo się tamtego dnia – wymamrotałam. – Jednocześnie zżera mnie ciekawość.
Michał zaśmiał się bezgłośnie, niespiesznie opierając łokcie o stolik. Ktoś przeszedł obok nas, zataczając się lekko i na chwilę kradnąc moją uwagę. Gdy z powrotem odwróciłam głowę, Misiek skupiał na mnie swoje spojrzenie, przyglądając mi się z dobrze znaną mi łagodnością. Tylko przez chwilę raczył mnie swoim uśmiechem, bo zaraz potem sposępniał.
– Ten dzień nie zaczął się dobrze – powiedział bez wyrazu. – Bo od pogrzebu naszego dziadka. Pewnie nie pamiętałbym, że spaliłem żelazkiem swoją koszulę i musiałem pożyczyć jedną od Konrada.
– Różową? – rzuciłam bezmyślnie, co Michała całkiem rozweseliło.
– Nie, coś ty, Hania, w różowych zaczął gustować dużo później – odparł rozbawiony. – O czym mówiłem?
– O pogrzebie. O pogrzebie waszego dziadka – podpowiedziałam. – Konrad mówił, że dowiedział się prawdy na stypie.
– W zasadzie już po stypie – doprecyzował Michał. – Jedzenie w restauracji, do której udaliśmy się po pogrzebie, było koszmarne. Okej, kiedy miałem piętnaście lat, smakowała mi tylko kuchnia mojej mamy, więc może nie powinienem się wypowiadać, ale utkwiło mi w pamięci, kiedy siostra babci wypomniała mi, że zamiast jeść, tylko poprzesuwałem jedzenie na brzegi talerza. W dodatku było mi cholernie niewygodnie w tej trochę za dużej koszuli, a mama nieustannie mnie strofowała, że nie mam się ciągle wiercić. Ja byłem koszmarnie przejęty śmiercią dziadka, a jednocześnie nie chciałem pokazywać po sobie, jak to wszystko mnie dotknęło. Cóż, taki wiek. Czy mogę to zrzucić na wiek?
Michał popatrzył na mnie, sam chyba nie wiedząc, czy oczekuje ode mnie odpowiedzi, ale ja skinęłam głową. Musiałam przyznać, że do tej pory opowieść Michała nie różniła się zbytnio od każdej innej stypy, na której ja miałam nieprzyjemność się pojawić.
– Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, ale ojciec stwierdził, że jeszcze odwieziemy babcię – kontynuował. – Wkurzyłem się wtedy, bo wpakowali mnie na tylne siedzenie razem z babcią. Konrad się na nas wypiął i podwoził go Emil. Wtedy jeszcze postrzegałem Emila jako wyluzowanego wujka i przeciwieństwo mojego surowego ojca, więc oczywiście, że wolałem jechać z nimi, niż rodzicami i przygnębioną babcią. Nawet jeśli droga zajęła nam tylko pięć minut. I jak się później okazało, nie tylko mnie to wkurzyło, chociaż pobudki każdy miał inne. Być może tego dnia tata potrzebował tej jednej rzeczy, żeby wybuchnąć.
Ponownie, kiedy Michał sięgnął po swoją szklankę, zrobiłam dokładnie to samo. Domyślałam się, co może powiedzieć w następnej chwili.
– Emil z Konradem dotarli jakieś dziesięć czy piętnaście minut po nas, więc tata uznał, że to dobry powód, aby wszcząć awanturę – Michał mówił dalej, tym razem wypowiadał słowa w tempie wystrzałów karabinu maszynowego. Tym razem patrzył to na mnie, to na swoją wolną dłoń, bo druga posłużyła mu jako podpórka dla głowy. – A ja, zmęczony tym wszystkim, poszedłem do kuchni z zamiarem sprawdzenia, czy babcia nie schowała w szafce jakichś słodyczy. Szczerze powiedziawszy, średnio interesowało mnie, o co się ze sobą spierali, bo w tamtym czasie potrafili pokłócić się o każdą pierdołę – westchnął przeciągle. – Docierały do mnie tylko strzępki rozmowy, coś o jakimś ojcu, więc myślałem, że rozmawiają o dziadku. Po jakichś pięciu minutach wróciłem do salonu. Myślałem, że się uspokoili, bo nagle zrobiło się cicho.
Między nami również zapadła cisza. Biorąc do ręki szklankę, zauważyłam, że wypiłam już połowę mojego piwa.
– Stanąłem przy drzwiach, ale chyba nikt mnie nie zauważył. Konrad stał do mnie odwrócony plecami, musiał patrzeć na mamę. Pamiętam, że miała zeszklone oczy – powiedział Misiek w zamyśleniu, po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie. – Dziwne, że to mnie specjalnie nie zaniepokoiło.
– To, że twoja mama była bliska płaczu? – zapytałam niepewnie.
– Tak – przyznał niechętnie i spuścił wzrok. – Pewnie dlatego, że to nie był pierwszy raz, gdy widziałem ją w takim stanie. W każdym razie – westchnął znowu – zdziwił mnie fakt, że tata miał poluzowany krawat i rozpięte dwa guziki koszuli pod szyją. Nigdy tak nie robił. Widziałem, jak opierał się pięściami o stół, czerwony na twarzy, z przekrwionymi oczami. A niedaleko niego na krześle siedziała babcia, tylko na pozór spokojna. Oboje przyglądali się Konradowi. Kiedy odważyłem się lekko wychylić, dostrzegłem, że Emil stał tuż przy tym skrzydle drzwi, za którym ja się ukrywałem. Wtedy mnie zauważył. Dyskretnie machnął na mnie ręką, że powinienem się wycofać i gdyby nie to, że wyglądał na bardzo przejętego, zupełnie zignorowałbym jego gest. Co nie zmienia faktu, że tylko się odsunąłem od drzwi, dlatego usłyszałem Emila zwracającego się do Konrada po imieniu.
Michał w tym momencie przerwał. Napił się powoli, zostawiając mnie w środku historii.
– No i? – mruknęłam cicho.
– Nie wierzę, że ci o tym opowiadam – bąknął pod nosem bardziej do siebie i znowu zaczął błądzić wzrokiem po lokalu. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, po czym wzięłam spory łyk.
– Sorry, Misiek, ale teraz nie możesz się wycofać.
Tylko na moment łypnął na mnie okiem, uraczył się swoim trunkiem po raz kolejny, a odstawiając szklankę na stoliku, utkwił w niej swój wzrok.
– Konrad, gdy tylko usłyszał swoje imię, odwrócił się do Emila i spytał cicho, dlaczego on nigdy mu nie powiedział, że jest jego ojcem.
– Emil coś odpowiedział? – zapytałam szybko, może nawet zbyt łapczywie. – Przepraszam, Michał, kontynuuj.
– Sam chciałbym wiedzieć, czy coś odpowiedział – przyznał. – Nie dosłyszałem. A zaraz potem zrobiło się straszne zamieszanie. Konrad wybiegł z mieszkania, ja zdążyłem czmychnąć do drugiego pokoju. Nie zauważyła mnie ani zapłakana mama, ani tata, który był naprawdę wściekły, a później jeszcze wybiegł też za nimi Emil. Dopiero wtedy odważyłem się wejść do salonu.
– Babcia coś powiedziała?
– „Przepraszam” – odpowiedział, posępniejąc. Momentalnie udzielił mi się jego zły humor. – Powiedziała „przepraszam”.
– Tym samym przyznając, że to była prawda? – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Michał wreszcie na mnie popatrzył.
– Tak. Przez chwilę miałem nadzieję, że to, co usłyszałem, wcale nie było prawdą, ale skoro babcia mnie przepraszała, nie mogło być inaczej. Miałem wtedy pustkę w głowie i nie potrafiłem jej nic powiedzieć. Pierwsze, co pamiętam z tamtej chwili, to było to, że wściekłem się, gdy ponownie zjawił się Emil. Chyba chciałem powiedzieć coś głupiego, jednak nie zdążyłem, bo Emil natychmiast przyciągnął mnie do siebie i wtulił w siebie. Trzymał mnie do momentu, aż zeszło ze mnie całe napięcie i wtedy do ucha powiedział mi, że niezależnie, co by się działo, Konrad był i zawsze będzie moim bratem.
– Więc to miałeś na myśli, mówiąc, że powinieneś trzymać z bratem sztamę? – zapytałam niepewnie. Michał skinął w odpowiedzi. – Emil chyba nie miał dobrych relacji z twoim ojcem, prawda? – zauważyłam. Tym razem Michał również potwierdził ruchem głowy.
– Myślę, że tak – odpowiedział. – A później, bo pewnie będziesz pytać, Emil kazał mi pójść do mamy, bo, jak sam powiedział, bardzo mnie wtedy potrzebowała. Więc tak zrobiłem. I to w sumie koniec. Całą resztę historii już znasz.
– Powiedzmy, że znam – mruknęłam. – Więc, Michał – wzięłam głęboki oddech, ale nie pozwolił mi powiedzieć, tylko odezwał się w podobny sposób, jak ja:
– Więc, Hania, zostało ci jeszcze trochę piwa, może chciałabyś poznać jeszcze jakiś sekret? – zażartował.
– Myślę, że jeden na dziś mi wystarczy – skwitowałam, po czym delikatnie uniosłam moją szklankę. – Na zdrowie.

*

Zupełnie straciłam poczucie czasu. Wydawało mi się, że wcale nie było tak późno, a jednak dotarłam z prawie godzinnym opóźnieniem na, organizowaną przeze mnie!, domówkę. Dopiero później uświadomiłam sobie, dlaczego ten przedłużony o wypad na piwo spacer z Michałem trwał tak długo. Oczywiście nie żałowałam, że wyszliśmy, było mi tylko odrobinę, naprawdę ociupinkę, głupio.
Zanim rozweseleni przekroczyliśmy próg mieszkania na Taczaka, przez całą drogę ze Starego Rynku próbowaliśmy odtworzyć tekst piosenki Brathanków – ostatniej, którą słyszeliśmy przed wyjściem z knajpy. Postawiliśmy sobie za cel, że nie sprawdzimy słów w internecie, nawet jeśli skutecznie odgadywaliśmy jedynie refren „Czerwonych korali”, a zwrotki wciąż nam się myliły. Wpadliśmy do przedpokoju, jeszcze przez moment rozmawiając o pomiętej bluzeczce, nie zauważając, że w międzyczasie z kuchni wyłoniła się Inga.
– Zgubiliście te czipsy, po które poszliście? – usłyszałam za plecami, dlatego pośpiesznie odwróciłam się na pięcie, by zerknąć na przyjaciółkę. Dłonie oparła o biodra i przyglądała nam się znad uniesionych brwi. W tym swoim pasiastym sweterku wcale już nie przypominała dziewczyny z sąsiedztwa, lecz mamę niegrzecznych dzieci, którymi w tamtej chwili staliśmy się z Michałem.
– Zjedliśmy po drodze – odparł zuchwale Misiek. Inga w odpowiedzi zmarszczyła czoło. – Piwo też wypiliśmy po drodze – dodał bezmyślnie, za co chciałam go pacnąć, bo na twarzy Ingi zaczął malować się wymowny grymas.
– Właśnie widzę, jak się Hani oczy świecą – skwitowała, posyłając nam nieco złośliwe spojrzenie. Nawet nie zdążyłam przewrócić oczyma, gdy dobiegł nas znajomy głos:
– Jej zawsze świecą się oczy.
Wszyscy popatrzyliśmy w stronę Konrada. Oparł się o framugę drzwi do dużego pokoju i uraczył nas swoim nonszalanckim spojrzeniem. Bezwiednie uśmiechnęłam się na jego widok, on zrobił dokładnie to samo. Bezwstydnie gapił się na mnie, dlatego niewiele myśląc, pokonałam odległość dwóch kroków, która nas dzieliła i chwyciłam za rękaw czarnej bluzy. W międzyczasie dostrzegłam Janka krzątającego się po salonie, więc uniosłam rękę w powitalnym geście. Później zaciągnęłam Konrada do swojego pokoju. Wcale nie protestował, natomiast Michał i Inga wyglądali na nieco zdezorientowanych, ale też wyraźnie rozbawionych. Niewiele mnie obchodziło, czy wzięli mnie za przesadnie napaloną. Swoją drogą widząc Konrada, byłam gotowa natychmiast zabarykadować wejście, zrzucić z siebie wszystkie ciuchy i nie wypuszczać Czyżewskiego z łóżka co najmniej do jutra. Po zatrzaśnięciu za sobą drzwi cudem powstrzymałam się, żeby tego nie zrobić.
– Konrad, przepraszam – powiedziałam z przejęciem i sądząc po jego sceptycznym spojrzeniu, początkowo nie odgadł, do czego zmierzałam. – Michał wpadł tutaj i  wyglądał jak… – zaczęłam gestykulować rękoma w bezsensowny sposób. – Jak jakaś chmura burzowa i wszystko się posypało. To naprawdę miało wyglądać inaczej, ale…
Konrad przytrzymał moje nadgarstki, przyciągnął do siebie i zakrył moje usta swoimi. Błyskawicznie uwolniłam się z uścisku i wsparłam dłońmi o jego klatkę piersiową. Po prawie tygodniu rozłąki pocałunek był pełen tęsknoty oraz zachłanności, co szybko pozbawiło mnie tchu. Musiałam złapać głęboki oddech, gdy Konrad odsunął się ode mnie dosłownie na milimetr, ale to nie zmieniało faktu, że potrzebowałam jego bliskości tego dnia, nawet kosztem chwilowego braku powietrza.
– Przez chwilę byłem wkurzony – wyznał szeptem – ale nie chcę być dziś na ciebie zły.
Całkowicie mnie tym wyznaniem rozczulił, dlatego uśmiechnęłam się i pocałowałam delikatnie, po czym zrobiłam krok do tyłu, aby lepiej się Konradowi przyjrzeć. Rozłąka była okropną męczarnią, dopiero mając go przy sobie, wiedziałam jak wielką.
– Emil mówił, że Michał nie był w najlepszym humorze, kiedy wchodził – powiedział łagodnie.
– Michał dowiedział się dzisiaj, że wasza mama chce sprzedać dom. – wyrzuciłam z siebie w następnej chwili. – Dlatego ma zły humor.
– Ach – Konrad westchnął cicho – to rzeczywiście nie jest najlepsza wiadomość – zauważył. Zorientowałam się, że byłam pierwszą osobą, od której to usłyszał. Cóż, pomyliłam się, sądząc, iż o wszystkim wiedział. Poczułam się okropnie. – Mówił coś więcej? – zapytał Konrad, spoglądając mi w oczy.
– Tylko tyle, że powiedziała mu przez telefon – odpowiedziałam zgodnie z tym, co wcześniej usłyszałam od Michała. – Nie miał w planach odwiedzać jej w trakcie tego weekendu, dlatego powiedziała mu przez telefon. Konrad – dodałam pośpiesznie, w lekkiej panice – tak mi teraz głupio. Myślałam, że o tym wiesz.
– Spokojnie, skarbie – starał się mnie uspokoić. Nie wiedziałam, skąd brało się jego opanowanie. – Już z nim lepiej? – zapytał tylko.
Pospiesznie skinęłam głową, tylko na tyle było mnie stać. Nie chciałam się więcej odzywać, bo czułam, że głos zacznie mi się łamać. W świetle tego, co usłyszałam  od Michała przy piwie, o tym, że razem z Konradem powinni trzymać się razem, zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy uświadomiłam sobie, jak obaj się o siebie troszczyli. Trochę im pozazdrościłam, bo mnie z Sylwią nie łączyły takie relacje, trudno byłoby mi jej całkowicie zaufać w każdej sprawie czy dzielić się smutkami i radościami.
– Dobrze, że się nim zajęłaś – mówiąc to, ujął moją twarz w dłonie i zmusił, abym spojrzała mu głęboko w oczy. Jak zawsze zatopiłam się w błękicie tęczówek.
W następnym momencie usłyszeliśmy pukanie, dlatego aż się wzdrygnęłam i obejrzałam na zamknięte drzwi. Ktoś z premedytacją chciał nam przeszkodzić, być może sądząc, że zajmujemy się czymś więcej niż rozmową.
– Gołąbeczki – to był Michał – napijecie się piwa?
– Pewnie – odpowiedział Konrad, po czym z nadzieją, że jego brat nie będzie zawracał nam głowy, zmusił mnie, bym ponownie popatrzyła na niego. – Hanka, możesz obiecać mi jedną rzecz?
– Jasne – zgodziłam się bez wahania.
– Wygospodarujesz dla mnie pięć minut, dobrze? Chciałbym ci coś powiedzieć. – Ze zdziwieniem zmarszczyłam czoło, chciałam zaprotestować, bo przecież znajdę dla niego całe mnóstwo czasu, ale uprzedził mnie: – Obiecaj – poprosił z lekkim przejęciem.
– Obiecuję – odparłam z emfazą, zerkając na Konrada odrobinę pobłażliwie. – Trochę mnie przerażasz, wiesz? – zażartowałam, na co on szeroko się uśmiechnął, po czym cmoknął mnie w usta.
– Nie zostawiaj naszej chmury burzowej samej – poradził, odwracając mnie przodem w stronę drzwi. – A później ja się nim zajmę i pogadam z nim, tak wiesz…
– Jak brat z bratem? – rzuciłam, a Konrad się zaśmiał.
– Myślałem, że po męsku, ale to pasuje nawet lepiej.
Przez następne dwie godziny nikt nie wyraził chęci, ba, nie rzucił propozycji, aby w coś zagrać. Nie odczuwałam żadnej straty, że zaplanowany przeze mnie wieczór, znacznie odbiegł od planu. Spędzając czas z moimi znajomymi, nawet nie przeszło mi przez myśl, że wieczór powinien wyglądać inaczej. Przygotowane przeze mnie jedzenie oczywiście się nie zmarnowało. Jako pierwsze zniknęły wszystkie słodkości – zupełnie nie przeszkadzał nam brak kremu na babeczkach, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że za bardzo się tym wszystkim przejmowałam. Nawet Inga nie szukała zaczepki w Konradzie, tylko siedziała wtulona w ramię Janka, który przez większość czasu był pochłonięty rozmową ze starszym Czyżewskim. Kiedy wraz z Michałem uznaliśmy, że czas przypomnieć sobie dokładne słowa „Czerwonych korali”, pozostali nie wyglądali na zadowolonych, jednak ostatecznie machnęli na nas ręką, zupełnie nieczuli na nasz improwizowany taniec inspirowany folklorem. Ostatecznie bawiłam się lepiej, niż przypuszczałam, dlatego posmutniałam, gdy Konrad oznajmił, że wraz z bratem zbierają się do wyjścia.
– Czy to jest to pięć minut, o które prosiłeś? – zapytałam, gdy ponownie znaleźliśmy się sami w moim pokoju. Konrad posadził mnie na blacie mojego biurka, a sam stanął pomiędzy moimi nogami. – To naprawdę niewiele, bo mogłabym cię zatrzymać na całą noc – powiedziałam filuternie.
– Możemy się umówić, że jeszcze tu wrócę – zaproponował. Zbliżył twarz do mojej, ale nie zdecydował się, aby choćby skraść mi całusa. – Chcę porozmawiać z Michałem w drodze powrotnej, ale kiedy odstawię go na Wojskową, będę już wolny.
– I co? Nie będziesz w ogóle spał? – zapytałam z troską, chociaż jego propozycja była niezmiernie kusząca.
– Dobrze, Hanka – westchnął. – Przyjdę do ciebie nad ranem, kiedy trochę się prześpię. Taka opcja bardziej cię urządza?
– Okej – zgodziłam się i uśmiechnęłam. – Czy to jest to, co chciałeś mi powiedzieć? – rzuciłam zadziornie.
– Nie – zaśmiał się. – To coś zupełnie innego.
Konrad wreszcie mnie pocałował, początkowo niespiesznie, delikatnie pieszcząc moje wargi. Gdy pogłębił pocałunek, stał się bardziej namiętny i zmysłowy. Poczułam dłoń Czyżewskiego w dole pleców, drugą przytrzymywał mnie za szyję. To był ten moment, gdy całkowicie mu się oddałam. Zarzuciłam mu ręce na ramiona z myślą, że powinnam go błagać, by został przy mnie na całą noc. Usta i język Konrada tylko zapowiadały to, co czekało mnie, gdy tylko zjawi się tutaj ponownie.
Naprawdę sądziłam, że Konrad zechce poświęcić swoje pięć minut wyłącznie na całowanie mnie, dlatego byłam zaskoczona w momencie, gdy przestał i odsunął się na szerokość ramion. Następnie uśmiechnął się do mnie, oczekując dokładnie tego samego.
– Hanka, kocham cię.
Dłuższy moment wpatrywałam się w Konrada Czyżewskiego, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Oczywiście mój uśmiech szybko spełzł z ust, ustępując miejsca lekko otwartej buzi. Trwałam w tym zawieszeniu, walcząc z mętlikiem rodzącym się w głowie. Pewnie Konrad nie spodziewał się po mnie takiej reakcji, ale uśmiechnął się do mnie, wprowadzając mnie w stan zupełnego osłupienia. Dostrzegłam błysk w jego oczach, gdy tak mi się przyglądał i nie potrafiłam uwierzyć, że to działo się naprawdę. To trwało dosłownie sekundy, ale wtedy czas się dla mnie zatrzymał. Ocknęłam się, dopiero gdy Konrad pochylił się nade mną i bez zawahania wyszeptał do ucha:
– I wiem, że ty też mnie kochasz.
W tamtym momencie dostrzegłam, że niepostrzeżenie dla nas obojga przy drzwiach zjawił się Michał. Nieświadoma tego, co mnie czekało, zostawiłam je uchylone i w mgnieniu oka zrozumiałam, że Misiek usłyszał wyznanie miłości. Nie miałam zresztą żadnych wątpliwości, bo szeroki uśmiech na jego rozpromienionej twarzy, mówił sam za siebie.
Gdy Konrad wyprostował się i zasłonił swoją sylwetką swojego brata, mogłam spojrzeć w niebieskie oczy, ale z moich ust nadal nie wydostał się żaden dźwięk.
– Nie musisz teraz mi tego mówić – dodał Konrad łagodnie, uspokajając mnie jedynie troszeczkę. – Muszę lecieć – rzucił.
Wydawał się nieprzejęty tym, co przed chwilą między nami zaszło, chociaż w spojrzeniu wciąż dostrzegałam blask. Konrad zrobił krok do tyłu, podając mi rękę, bym mogła bez problemu zsunąć tyłek z biurka, a później wycofał się do przedpokoju.
– Zaczekaj – wyjęknęłam, w popłochu rozglądając się za moją torebką. Kiedy wreszcie ją zlokalizowałam, wyciągnęłam swoje klucze i wybiegłam z pokoju. Oczywiście zastałam tam obu braci prawie gotowych do wyjścia. – Weź klucze, nie będziesz musiał nikogo budzić – zwróciłam się do Konrada, chociaż z trudem się wysławiałam, czując na sobie świdrujące spojrzenie Michała. Łypnęłam okiem na Miśka, jego uśmiech sprawił, że zaczerwieniłam się po same koniuszki uszu. Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak niezręcznie!
– Jasne, Hanka. – Konrad popatrzył na mnie szelmowsko. Tylko resztki sił nie pozwalały mi upaść na podłogę. Najgorsze (lub może właśnie najlepsze) było w tym wszystkim to, że Czyżewski doskonale zdawał sobie sprawę, jak na mnie działał. – Do zobaczenia.
Kiedy obaj wyszli, oparłam się ręką o ścianę. Powoli dochodziło do mnie, co właściwie zaszło. Z każdą kolejną sekundą rozlewało się po moim ciele coraz więcej szczęścia. Momentalnie wszystkie wyobrażenia o miłości do Konrada gromadzone dosłownie przez lata pierzchły z mojej głowy. Już nie musiałam używać wyobraźni, by mieć tę scenę przed oczyma, wystarczyło bowiem tylko ją sobie przypomnieć.
Oczywiście, że go kochałam, przecież już wypowiedziałam to na głos. I nie, nie potrafiłam sobie odpuścić, aby zmusić go do przyznania się, że w tamten wieczór przed wyjazdem do Warszawy moje słowa usłyszał. Nie napawało mnie to jednak złością, ale niezmierną radością, bo przecież był to idealny wstęp do tego, co nas czekało.

3 komentarze:

  1. Mocno trzymam kciuki, żeby udało Ci się skończyć to opowiadanie tak jak sobie zaplanowałaś! Ps. i... planuję zajrzeć tutaj jakoś w okolicy świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie! i jak ja mam teraz zasnąć?! kobieto, ja jutro muszę wstać o 5 rano!:D ale... na szczęście będzie w pociągu mój 'pociągowy przystojniak" więc pozwól, że będę wpatrywać się w niego i wyobrażać sobie, że to taki Konrad :D hahaha wiem, wiem odbija mi, ale co ja mam na to poradzić? Tyle emocji, tyle treści, tyle oczekiwania na coś takiego! Najpierw Michał - i w sumie szkoda mi go, ok, może nie przebywał zbyt często w swoim rodzinnym domu, jednak nawet dla mnie byłoby trudno pogodzić się z faktem, ze już nigdy nie będzie mógł wrócić na stare śmieci, że jednak pewien etap w życiu się kończy. Choć mam nadzieję, że Konrad po męsku mu to wyjaśni. Do tego wyznanie starszego Czyżewskiego! Na prawdę? Mogłaś ostrzec:D ale było wręcz idealnie i te jego - wiem, ze i ty mnie kochasz! coś czuję, że cała kamienica nie zaśnie jak on wróci nad ranem do jej łóżka!:D chyba, że planujesz coś dla osób o mocnych nerwach i nie będzie happy endu.. nad czym bym mocno ubolewała! i dopisuję się do poprzedniczki - też planuję zajrzeć tutaj jakoś w okolicy świąt. ba! ja tu zaglądałam prawie co dwa dni z nadzieją, że jednak coś się tu znalazło :D wiem bredzę już, więc idę spać... albo postaram się zasnąć aby jutro nie wyglądać jak zombie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam już jakiś czas temu, ale że ostatnio ciężko jest mi zmotywować się do czegoś więcej niż tylko przetrwania kolejnego dnia, to komentuję dopiero teraz. Zacznę od tego, że słodki ten Konrad był na końcu. Ta jego pewność siebie połączona z takim spokojem rozbroiła mnie chyba bardziej niż cokolwiek innego w jego wydaniu. I samo to, że sprawił tym samym, iż Hance zabrakło słów... cóż, brawo! Ale chociaż to mnie rozczuliło i sprawiło, że się uśmiechnęłam, co ostatnio niestety nie przychodzi mi zbyt łatwo (o dzięki Ci za to!), to jednak moim faworytem jest tutaj scena Hanki z Michałem. Może nie pamiętam wcześniejszej podobnej sytuacji, ale naprawdę cudownie udało Ci się tutaj pokazać ich przyjaźń. I jasne, Misiek pojawił się podminowany, Hanka najwyraźniej też nie miała takiego superidealnego nastroju, ale wszystko się naprostowała. Ta ich rozmowa była taka zwyczajna, taka naturalna, to jak Michał opowiadał o poznaniu prawdy o Konradzie przez nich wszystkich, niemal miałam przed oczami podskakującą z ciekawości Hankę, jak nie może powstrzymać się poznania całej prawdy, i tylko prawdy ;) Fajnie też, że wreszcie poznaliśmy tą część przeszłości chłopaków, bo aż ostatnio zastanawiałam się nad tym, jak to mogło wyglądać. Z doświadczenia wiem, że podobne rewelacje są bardziej problematyczne niż przedstawiają to chociażby filmy czy literatura i nie ma jakiegoś szablonu czy instrukcji, którą należy się kierować, co by wyrządzić jak najmniej szkód albo jak najszybciej je zminimalizować. Tym bardziej cieszy reakcja Emila, który nie zapomniał o Michale, ale również i to jak właśnie Michał i Konrad z tego wszystkiego wyszli, można by powiedzieć, że silniejsi niż wcześniej. I aż nie można nie pomyśleć o tym jak ta tajemnica musiała zabić więź łączącą ich własnych ojców - jak wszystkie te lata pogłębiały wzajemne pretensje, urazę, złość, poczucie zdrady, niesprawiedliwości i całą resztę, która z pewnością musiała się w nich kotłować. Miło, że Konrad z Michałem nie podążali drogą swoich ojców, mniej czy bardziej świadomie, bo wiadomo - różnie to mogło się zakończyć. To teraz już tylko trzymam kciuki, żeby wszystko się dobrze skończyło. Bo zasługują na to. Każdy z nich po tych całych perypetiach, przeszkodach na drodze. I, bądźmy szczerzy, smutne końcówki też są fajne, ale przecież nic tak nie cieszy jak szczęśliwe zakończenie ulubionych bohaterów ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"