Konrad
Warszawa, Poznań, grudzień 2012
Godzina osiemnasta. Zwykle o tej porze siedzimy jeszcze w pracy i przeklinamy sami siebie. Przerost ambicji sprawił, że wylądowaliśmy w biurze projektowym, ale się opłaca. Inżynierowie, artyści, architekci. Wszystko zawsze do zrobienia na wczoraj, nikt nie wie, gdzie włożyć ręce, szef nigdy nie jest zadowolony, nienawiści, konflikty, a jednak codziennie śpię jak dziecko.
W ostatni piątek przed Bożym Narodzeniem było trochę inaczej – pan prezes postanowił trochę odpuścić, okazać dobre serce i łaskę swoim podwładnym (uwielbiał to słowo, w przeciwieństwie do mnie) i w ramach odbębnienia firmowej Wigilii chciał poczęstować nas najlepszymi pierogami w mieście. Nie miałem jednak zamiaru przesiadywać ze współpracownikami do nocy, większość z nich patrzyła na mnie wilkiem, więc czym prędzej się zmyłem, aby móc zapomnieć na kilka dni dosłownie o wszystkim. Miałem nadrobić kilka książek, może przepierdolić czas, gdy będę grał w grę – piękny plan.
Wychodząc, coś mnie jednak tknęło i obejrzałem się na Martę. Kiedy nasze spojrzenia na chwilę się skrzyżowały, instynktownie się uśmiechnąłem.
– Nie zostajesz? – Monika, nasza recepcjonistka, zdziwiła się, kiedy włożyłem na siebie płaszcz. Przyjrzałem się trochę za ciasnej koszuli i okropnym kreskom na oczach. Nikt jej nigdy nie uświadomił, że to ją szpeci? Właściwie, co za różnica, skoro nawet bez makijażu była tylko… sympatyczną kobietą.
– Jadę do domu – gładko skłamałem. Owszem, święta miałem spędzić z rodziną, ale nie chciałem wyjechać wcześniej, niż w wigilijny poranek – książki, gry, piwo, niezdrowe żarcie – czasami coś należało mi się od życia. A że nie odezwała się tęsknota? Trudno, taki już mój wrodzony urok.
– Rozumiem – przytaknęła, a ze względu na to, że wiedziała o każdym pracowniku wszystko (no, może nie wszystko, ale naprawdę wiele się od niej dowiedziałem o poniektórych), dodała, aby (chyba) dodać mi otuchy: – Pierwsze święta bez ojca. Musi być wam bardzo ciężko.
Uśmiechnąłem się do niej, udając, że naprawdę to doceniam i obchodzi mnie jej troska. Może nie przepadałem za nią tak, jak ona by tego chciała, ale nie miałem też w zwyczaju mieszać postronnych osób w rodzinne sprawy. Ja nie odczuwałem specjalnej straty po Krzysztofie Czyżewskim, ale nie musiałem tego okazywać.
Wyjechałem do Warszawy na studia i od tamtej pory widywałem się z rodziną rzadko. Może to kwestia przyzwyczajenia. Sam nie potrafiłem określić, co tak naprawdę towarzyszyło mi od czasu, kiedy zmarł Krzysztof, powszechnie nazywany moim ojcem.
– Radzimy sobie. Wesołych świąt – rzuciłem jeszcze na odchodne. Spodziewałem się jakichś uścisków i całusów, ale jedynie podziękowała.
Wcisnąłem guzik, by drzwi windy się zamknęły, kiedy do środka z gracją wpadła Marta Małecka. Idealna, pewna siebie i urocza, jak zawsze od pierwszego dnia, gdy tylko ją poznałem. Nigdy nie traciła rezonu i nigdy nie przestawała manipulować ludźmi. Zmierzyła mnie wzrokiem niebieskich oczu zimnych jak grudniowe powietrze i przytrzymała drzwi.
– Uciekasz? – zaśmiała się nieszczerze, ale towarzyszył jej piękny uśmiech.
– Nazywaj to sobie, jak chcesz. Pozwolisz? – Wskazałem ruchem głowy drzwi, które próbowały się zamknąć, jednak ona nie miała zamiaru ich puszczać. Czegoś chciała, ale zamiast powiedzieć wprost, wolała te swoje gierki. Kobiety, weź je zrozum.
– Konrad, najpierw życzenia – odparła rzeczowo. – Wesołych świąt. Pamiętaj, jeśli chcesz osiągnąć sukces – mówiła już szeptem, znacząco podkreślając odpowiednie słowa – musisz trzymać się odpowiednich osób.
Nagle za nią wyrósł Szymon, prawa ręka naszego szefa. Pewnym krokiem wszedł do windy. Może i był ode mnie wyższy i nosił lepsze garnitury, ale to nie oznaczało, że grzeszył inteligencją. Jedyne, czym w firmie zasłynął, to ze skutecznego lizania dupy Antoniemu. Chyba nie muszę wspominać, że nie znosiłem tego dryblasa o wręcz aryjskiej urodzie.
Marta równie szybko, co się pojawiła, zniknęła, żegnając się zarówno ze mną, jak i tym służbistą obok. Jeśli chciała ode mnie czegoś więcej, powinna się postarać bardziej, niż sprzedawać takie czcze gadki. Jakieś metafory czy coś? Może rok temu dałbym się nabrać na frazesy z jej pięknych usteczek, ale nie teraz. Już nie. Uodporniłem się, czekałem aż przestanie gadać i weźmie się w końcu do roboty.
Jazda w dół ciągnęła się niemiłosiernie, Szymon patrzył na mnie podejrzliwie, jakby również dostrzegł zabawę Małeckiej. Zaschło mi w gardle, odchrząknąłem, wsadziłem ręce do kieszeni, odrzucając poły płaszcza do tyłu. On poluźnił sobie krawat. W windzie panowała duchota. W końcu parter; wyszedł pierwszy, nawet się nie pożegnał.
Dotarłem do mieszkania po tym, jak swoje odstałem w korku. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, sam się sobie dziwiłem, nawet słuchałem tej rzeźni z radia w samochodzie i nie trafił mnie szlag. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogłem sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Wykąpałem się, przebrałem w coś wygodniejszego niż garniturowe spodnie i koszulę, na kolację wczorajsza pizza i piwo – zalety bycia singlem. W półmroku zasypiałem nad książką, kiedy usłyszałem pukanie. Westchnąłem przeciągle, bo wyczuwałem kłopoty (a może to tylko spalona pizza?), po czym wyczołgałem się z łóżka i zszedłem z antresoli. Na wyspie dzielącej część kuchenną od salonu postawiłem drugą pustą butelkę po chmielowym napoju bogów. Gwałtownie otworzyłem drzwi, po czym zaniemówiłem. Tylko na moment, bardzo krótki.
– Ty tutaj? – zapytałem bez zbędnych kurtuazji, nie kryjąc zdziwienia. Zrobiłem wielkie oczy. Nie spodziewałem się, że jeszcze tego dnia zobaczę tę zjawiskową kobietę. Mogłem powiedzieć o niej wiele pochlebnych rzeczy, ale temu, że była zjawiskiem, zaprzeczyć nie mogłem. Nawet nie chciałem. – Koniec świata.
Marta stała w progu mojego nieco zagraconego, wynajmowanego mieszkania i przyglądała się z chytrym uśmieszkiem na bordowych ustach. Tylko, do jasnej cholery, po co ona tutaj przylazła?
– Jeśli, tak jak wszyscy mówią, rzeczywiście świat ma się dzisiaj skończyć, to chcę te kilka godzin spędzić z tobą, Konrad – odparła z goryczą w głosie, widząc grymas na mojej twarzy. Chciała wzbudzić u mnie wyrzuty sumienia? Ona przychodzi do mnie, więc miałem ją za to całować po stopach i być dozgonnie wdzięczny. – Wpuścisz mnie? Mam coś dla ciebie.
Zszedłem Marcie z drogi. Kilka lekkich kroków i już była w środku. Zanim zamknąłem drzwi, odprowadziłem ją wzrokiem, obserwowałem, jak ściąga płaszcz i z wdziękiem godnym samej Merlin odgarnia włosy na plecy. Nadal miała na sobie czerwoną sukienkę, którą widziałem dziś w pracy. Ten kolor działał na mnie jak płachta na byka. Marta kobieta potrafiła podkreślać swoje atuty i je wykorzystywać. Nie tylko, jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Zawsze dostawała, czego chciała. Przekonałem się o tym dosyć boleśnie, kiedy sprezentowała sobie, a później również odstawiła, mnie.
Popatrzyła filuternie, dokładnie w taki sam sposób, jaki robiła to dzisiaj od rana. Przez cały dzień czułem na sobie jej lepki wzrok, obmacywała mnie nim. Później zacząłem podejrzewać, że patrzy tak na wszystkich, ale myliłem się – to ja stałem się jej ofiarą. Chociaż to złe słowo: po prostu byłem celem.
Podszedłem bliżej Marty, nadal przyglądała się mi z zaciekawieniem i przegryzała wargę. Próba poderwania młodszego mężczyzny? Dosyć nieudana. Wsadziłem ręce do kieszeni swoich luźnych spodni i uniosłem znacząco brwi, oczekując natychmiastowych wyjaśnień.
– Wiedziałam, że nie wyjedziesz dzisiaj – zaczęła po chwili ciszy. – Wiedziałam też, że będziesz sam.
– Więc postanowiłaś dotrzymać mi towarzystwa. Urocze – podsumowałem ironicznym tonem. – Inni cię nie chcieli, Marta?
– Och, daj spokój – jęknęła nieprzyjemnie, przewracając oczyma. Podeszła trochę bliżej. Jej wysokie obcasy sprawiały, że nasze oczy znajdowały się na tym samym poziomie. – Inni to nie ty.
– Nie bądź śmieszna – odparłem szorstko, zniecierpliwiony – powiedz po prostu, czego chcesz.
– Chciałam ci zrobić prezent...
– Jedyne, co możesz mi zrobić, to laskę.
Te słowa nie brzmiały jak polecenie lub prośba, ale Marta zignorowała kpinę i potraktowała wszystko bardzo poważnie. Nie, to nie była jej nadinterpretacja, ona zwyczajnie chciała to zrobić. Ale czy to naprawdę ważne? Nie miało to najmniejszego znaczenia, skoro w tamtej chwili nim się obejrzałem, klęczała przede mną żona mojego szefa – ku mojej uciesze, rzecz jasna.
To był dopiero początek, musiałem zrezygnować z moich planów. Dwa dni – tyle spędziłem razem z Martą w łóżku i innych częściach mojego mieszkania, nie ograniczając się do ilości odbytych stosunków, jak również do ich formy. Trudno nazwać to inaczej jak tylko (dobrym) seksem dla sportu. Oraz oczywiście dla zabawy i przyjemności. Od chwili, gdy zjawiła się w piątek wieczorem, zapomniałem o wszystkim, co zrobiła wcześniej. Nie spaliśmy po nocach, więc byłem zmęczony, chociaż ciągle jeszcze niezaspokojony. To dziwne, ale uświadomiłem sobie, że potrzebowałem właśnie Marty: żadnych pytań, żadnych pretensji, żadnej miłości. Czysta fizyczność, a jeśli już o to chodziło, Małecka okazała się najlepszą kandydatką, na jaką mogłem trafić.
Nagie, filigranowe ciało brunetki wtulało się we mnie, czułem na sobie jej krągłe piersi, a ręka Marty głodziła wytatuowaną skórę. Kiedy badała ciało opuszkami palców, robiła to w tak delikatny sposób, że aż przechodziły mnie dreszcze. Wzdrygnąłem się – czułość, jaką mi okazywała, zupełnie do niej nie pasowała i nigdy bym jej o to nie posądził.
– Tego nie kojarzę. – Wspięła się, opierając o łokieć i przyglądała się tatuażowi na lewym boku przedstawiającemu małego ptaka: rozkładał swe kolorowe skrzydła i wzbijał się do lotu.
– Prezent na ćwierćwiecze istnienia – odparłem lekko. – Zrobiłem go krótko po tym, jak ze mną zerwałaś – dodałem jeszcze, a ona skrzywiła się i uderzyła pięścią w ramię. Och, pomyślała, że to przez nią. Dlaczego mnie to nie dziwiło? Może dlatego, że nauczyłem się ją traktować w dokładnie ten sam przedmiotowy sposób, w jaki ona traktowała mnie.
– Nie wypominaj mi tego, chłoptasiu – warknęła.
– Bolało jak cholera – powiedziałem prawie groźnie.
– Skrzywdziłam cię, Konrad? – zapytała, jakby rzeczywiście jej na mnie zależało.
– Mówię o tatuażu.
Nastąpiła pauza, w czasie której Marta dogłębnie analizowała sens moich słów. Czy się uśmiechnąłem? Poczułem, że kąciki ust mimowolnie się unoszą. Ona i myślenie... Chociaż z drugiej strony, skoro potrafiła kierować się w życiu rozsądkiem, nie zawracałaby sobie główki uczuciami – nie potrafiłem uwierzyć w to, że naprawdę przejęła się początkującym architektem pracującym w biurze projektowym należącym do jej męża. Mogła wybierać spośród co najmniej dziesięciu takich jak ja – młodych, pragnących sukcesu i chłonących wielkomiejskie życie. Jak psy spuszczone ze smyczy, obwąchujące każdą dupę, szukające odpowiedniej dziewczyny na jedną, góra dwie noce i okazji, aby zarobić jeszcze więcej.
Nonsens, oczywiście, że Marta by się nie przejęła.
– Ciesz się tym, co masz – mruknęła w końcu, trochę niewyraźnie, uświadamiając mi, że nasz czas się kończy.
Tik, tak, Konrad, a skoro już leżymy nadzy w moim łóżku, to tymi ostatkami sił...
– Myślisz, że się nie cieszę? – zapytałem przekornie, przewracając kobietę na plecy i się na niej kładąc. – Bardzo miły prezent. Nie zaprzeczaj, bo to – pogładziłem ją po dekolcie – nie jest na zawsze.
Przyglądała się mojej twarzy, dotknęła szorstkiego od zarostu policzka, a później wplotła palce we włosy i zmierzwiła je jeszcze bardziej. Uwielbiałem, gdy to robiła. Uśmiechnęła się słodko. Bawiła się mną, dlaczego ja nie miałem się zabawić Martą?
– Zmieniłeś się – przyznała. – To moja wina, zrobiłam z ciebie szorstkiego potwora – oświadczyła z tą cholerną pewnością w głosie. Martusiu, świat nie kręci się tylko wokół ciebie. Zaśmiałem się i usiadłem na skraju łóżka. Nie miała aż tak wielkiego wpływu na moje życie, ale by chciała. Jedyną kobietą, która naprawdę mnie zmieniła, była Ola, chociaż ta nie sięgała mojej towarzyszce do pięt.
Marta palcem dotknęła koniec ogona smoka na plecach. Rzadko oglądałem tamtą część gada pełznącego po barku aż do lewej części klatki piersiowej, ale ona robiła to już wcześniej i tak często, że doskonale znałem jego położenie. Drugą drobną dłonią starała się zakryć wilka na prawej piersi. Usłyszałem, jak chichocze.
– To te twoje zwierzaki, co? Dodają ci odwagi? Po co ci te wszystkie tatuaże?
– Nie zadawaj głupich pytań – poleciłem gorzkim tonem. – A po co ty zdradzasz męża z jego podwładnym i innymi chłopaczkami? – zapytałem, starając się ukryć rozbawienie oraz nie uśmiechnąć się, kiedy łaskotała mnie po wewnętrznej stronie uda. No, kochanie, może połaskoczesz trochę wyżej?
– Antek wyjechał, przecież wiesz – odparła. – Co mam robić? To moja rozrywka – odpowiedziała jak mała dziewczynka. Trzydzieści sześć lat, a czasami zachowywała się, jakby miała o trzy dekady mniej.
Odwróciłem się, aby ją pocałować, ale usłyszałem moją komórkę. Leżała pod łóżkiem. Odrzuciłem połączenie, nawet nie spoglądając na wyświetlacz. Pochyliłem się nad kobietą, kiedy telefon dał o sobie znać ponownie.
– Cholera jasna!
– Może to coś ważnego? – zachichotała znowu.
Dzwonił Emil.
Zacisnąłem usta w wąską kreskę, Marta zauważyła, że się zdenerwowałem, bo z troską dotknęła mojego ramienia. Nie poznawałem tej kobiety – to właśnie był pierwszy moment, kiedy przemknęło mi przez myśl, że to koniec i muszę ją od siebie odsunąć, bo w innym wypadku uzależni mnie od siebie bardziej, niż za pierwszym razem.
– Może rzeczywiście, to coś ważnego – odpowiedziałem, szukając swoich bokserek. Mój gość skrzywił się, kiedy je wkładałem. Nie chciałem rozmawiać przy niej, więc zszedłem z antresoli, a później usiadłem na jednym ze stołków barowych w kuchni.
– Powiedz mi, że zatrzymał cię w Warszawie bardzo ważny powód – usłyszałem spokojny, rzeczowy głos Emila. Nie dałem się jednak nabrać, bo on był wściekły. Pewnie zaciskał pięści i gdybym stał obok niego, przyłożyłby mi. A potrafił to zrobić tak, że zabolało, a później nie było po tym śladu.
– Szefowa – odpowiedziałem dosyć cicho, aby Marta leżąca w moim łóżku nie usłyszała. – To wystarczający powód?
– Dla twojej matki czy dla mnie? – zapytał ostro. Cholera, kiedy się zobaczymy, to ja mu przyłożę. Ja mu o kochance, on mi o matce.
– Nie mieszaj w to mamy, ok? – pogroziłem.
– Konrad – prychnął – ty sam ją w to wmieszałeś. To do mnie zadzwoniła z pytaniem, co się dzieje z jej synem. Nie jest ci wstyd, gówniarzu?
– Zamknij się – wycedziłem, przez zaciśniętą szczękę.
– Nie zapominaj, do kogo mówisz – zaśmiał się zadowolony. Chyba zawiodłem samego siebie, wyczuł to.
– Dobrze, przepraszam – odparłem sarkazmem. – Zamknij się, tato.
Chwila ciszy. Dziwnie to brzmiało z moich ust. Podparłem głowę o rękę wspartą na łokciu. Co za różnica, który Czyżewski jest twoim ojcem, durniu?
– Przyjedź do północy. Aha – dodał – pewnie kompletnie straciłeś poczucie czasu – zakpił, zresztą słusznie. – Masz na to cztery godziny.
Kiedy się rozłączyłem, Marta schodziła po schodach, ubrana jedynie w moją bluzę. Podeszła do mnie z tym chytrym uśmieszkiem i chciała mnie przytulić, ale nie pozwoliłem jej na tę czułość. Popatrzyła z wyrzutem i prychnęła jak kotka. Sprawdziłem rejestr połączeń: mama od wczoraj dzwoniła dziewięć razy. Policzyłem jeszcze raz, za drugim razem wyszło dziesięć. Małecka chwyciła moją komórkę, spojrzała tylko na ostatnią rozmowę.
– Tatuś dzwonił? – Bardziej stwierdziła, niż zapytała. Mały, biedny Konrad Czyżewski musi jechać do domu, zapewne tak pomyślała, to wyczytałem z jej oczu.
– Zrobiliśmy sobie cudowny świąteczny prezent... – zacząłem, podświadomie chcąc się wytłumaczyć. Miękłem, a taki ze mnie dorosły facet.
– Poczekaj, naprawdę coś dla ciebie mam – weszła mi w słowo. Na sofie w salonie dwa metry ode mnie, leżała jej skórzana torba. Wyjęła pakunek zawinięty w czarny, błyszczący papier.
– Co to? – zapytałem, kiedy podała mi prezent. Nie odpowiedziała, tylko ponagliła ruchem głowy, abym otworzył.
Marta zawsze lubiła dzielić się ze swoimi, hm, kochankami odrobiną luksusu, na którą było ją stać ze względu na status jej męża. Jednak tego, co zobaczyłem w środku, nie spodziewałem się zupełnie. To chyba coś w rodzaju kpiny. Zaśmiałem się szczerze rozbawiony, gdy rozpakowałem różową koszulę.
– Będzie pasować – podkreśliła dosadnie, kiedy przyglądałem się znacząco temu fatałaszkowi, który mógłby być częścią damskiej garderoby. Nie była to na szczęście fuksja, tylko intensywny róż, ale różowy to różowy, prawda?
– Konrad, zanim cokolwiek powiesz – zaczęła, chwytając mnie za ramię i ściskając mocno. – Niech przypomina ci, że zawsze możemy to powtórzyć. Konrad – wypowiadała moje imię w taki łagodny sposób – ja nie zapomniałam. Niech to przypomina ci, że jesteśmy sobie potrzebni.
– Dorobiłaś do tego ideologię? – prychnąłem. Kurwa, toż to makabreska. Marta i jej filozofia. Jak się pieprzy z innymi za plecami Antoniego, to też ma to jakiś głębszy sens? A nie, przepraszam, zdecydowanie seks ma bardzo głęboki sens, prawda? Przecież to właśnie robiliśmy przez cały weekend.
– Trochę – zaśmiała się cicho. – Przede wszystkim, uwierz mi, będzie ci pasować do oczu. To piękny kolor.
To był ostatni raz, kiedy uwierzyłem Marcie Małeckiej.
*
Święta minęłyby znośnie, gdyby nie rodzinny obiad. Właściwie to kameralne przyjęcie z okazji urodzin babci, które odbyło się w drugi dzień świąt. Oczywiście pozostawał jeden szczegół – moja rodzina bardzo swobodnie traktowała słowo kameralny. Siostrzenica babci uparła się, że wydarzenie to koniecznie trzeba świętować w jakiejś dobrej hotelowej restauracji. Nie najgorzej, w hotelach mają również całkiem niezły asortyment w barach, z czego rzecz jasna zamierzałem skorzystać od samego początku.
Po dwóch godzinach oglądania twarzy członków mojej rodziny postanowiłem wymknąć się na dosłownie dziesięć minut, rozluźnić się, a później ponownie przykleić jakiś ładny, grzeczny uśmieszek niewzbudzający żadnych podejrzeń. Zwykle ludzie nabierali się, widocznie nie doceniałem moich umiejętności aktorskich. Niestety zasiedziałem się przy barze, tracąc poczucie czasu, zdarza się. Zamawiałem właśnie drugą szklankę whisky, kiedy znalazł mnie Emil. Na pewno nie szukał długo, minutę temu zorientował się, że nie siedziałem obok mojego brata i mamy, więc przyszedł do jedynego miejsca, gdzie mogłem się znajdować. Poprosił o to samo, rozpiął guzik marynarki i usiadł obok. Przemknęło mi przez myśl, że muszę zapytać go o krawca – takim garniturem bym na pewno nie pogardził. Emil położył ręce na barze, odsłaniając tym samym zegarek. Nienawidziłem, kiedy miał ten model, na którego sam ostrzyłem zęby, a bezspornie nie było mnie stać. Mogłem jedynie poprosić, aby mi go dał w prezencie.
– Na każdej rodzinnej imprezie będziesz się upijał? – zapytał chłodno. Śliczna barmanka, trochę młodsza ode mnie, postawiła przed Emilem alkohol. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, to było silniejsze ode mnie.
– Imprezie? – prychnąłem. – Chociaż… to w końcu urodziny – odparłem, śmiejąc się. – A tamto – zacząłem ponownie, bo widziałem, że miał ochotę coś jeszcze powiedzieć – rzeczywiście nie jest czymś, czym mógłbym się pochwalić. – Wzruszyłem ramionami, popijając whisky.
Zgadzam się – upicie się na pogrzebie człowieka, którego nazwisko widnieje w moim akcie urodzenia, nie było czynem chwalebnym – to impertynencja wobec zmarłej osoby, a nie okazanie należnego szacunku. Jednak nie wiedziałem, co powinienem zrobić.
Wyjechałem do Warszawy niedługo po tym, gdy dowiedziałem się o wewątrzfamilijnym kłamstwie. Później, przez kolejne sześć lat, nie miałem okazji ani ochoty, aby porozmawiać o tym wszystkim z Krzysztofem, chociaż wiedziałem, że powinienem. Tyle że było już za późno. Kiedy to sobie uświadomiłem, wypiłem dużo za dużo na stypie, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Na szczęście nie widział mnie nikt z rodziny, oczywiście oprócz Emila, bo ja jak zwykle wyszedłem po angielsku, a on wiedział, gdzie szukać.
– Słusznie, dlatego teraz nie przesadzaj – polecił, ciągnąc temat.
Nigdy nie lubiłem jego rzeczowego tonu. Emil zawsze był tym dobrym policjantem, w przeciwieństwie do starszego brata, więc kiedy w zachowaniu Emila dominowała powaga, oznaczało to, że naprawdę zrobiłem coś złego. Tak jak wtedy, gdy bez niczyjej zgody, mając czternaście lat, o pierwszej w nocy osiodłałem konia i wybrałem się na przejażdżkę. Wierzchowiec, płochliwy jak sarna, wystraszył się jakiegoś niedużego leśnego zwierza (do tej pory nie wiem, co przecięło mi drogę, może zwykły kot), zaczął wierzgać, ja spadłem, a on wrócił beze mnie na grzbiecie. Jako nastolatek nie rozumiałem, o co im wszystkim chodziło, kiedy kłócili się, dyskutując o wychowaniu (a raczej jego braku). Wtedy po raz pierwszy zawiodłem Emila. Wtedy też dostrzegłem, że nie traktuje mnie, jak zwykłego bratanka. Nie zdawałem sobie sprawy, że już tamtego dnia ruszyła lawina.
– Mam nadzieję – dodał Emil – że z żoną szefa łączą cię jedynie kontakty zawodowe.
– Co słychać u Szarleja? – zmieniłem temat. Zaśmiał się bezgłośnie. – Jest grzeczny?
– Nie rozśmieszaj mnie, Konrad.
Przechylił szklankę – jednym haustem wypił całą zawartość. Idąc jego śladem (nie po raz pierwszy zresztą), zrobiłem to samo. Odstawiłem naczynie na bar, napotkałem słodkie spojrzenie barmanki i puściłem do niej oko. Emil pociągnął mnie za sobą za rękaw koszuli, notabene tej różowej.
– To jakaś nowa moda ze stolicy? – zaśmiał się. – Małecka ma dobry gust.
– Wybiera to, co najlepsze – skwitowałem. Spojrzał na mnie pobłażliwie, a ja zastanawiałem się, skąd wiedział, że koszula jest właśnie prezentem od Marty. – Wątpisz?
Emil poprowadził mnie w stronę wyjścia, z kieszeni wyciągnął paczkę Marlboro. Wyszliśmy na ulicę, uderzyła mnie fala zimnego powietrza. Rozejrzałem się, przejechał tramwaj, kilka samochodów. Wymusiłem na Emilu, aby mnie poczęstował i choć niechętnie, zgodził się. Skoro miałem stać na chłodzie, to przecież nie będę się przyglądał, jak beznamiętnie wypala papierosa. Poszliśmy w kierunku jakiejś bramy, aby nikt nas nie dostrzegł (a może chodziło o to, aby to mnie nikt nie zobaczył?).
– Kurwa, ale zimno. – Zaczęły mi sztywnieć palce.
– Nawet przy nim przeklinasz – usłyszeliśmy znajomy głos. W miejscu, gdzie mieliśmy być sami, spotkaliśmy seniorkę rodu, która oddawała się dokładnie tej samej przyjemności co my.
– Babciu?
– Mamo!
– Czyżewscy – powiedziała, machnąwszy na nas ręką. – Hipokryci – oskarżyła nas. – Spójrzcie na siebie.
– Mamo, nie miałaś palić – jęknął Emil, chcąc jej zabrać peta. Uprzedziła go, rzuciła niedopałek pod nogi i zdeptała.
– To mnie dobrze konserwuje – odparła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Zaśmiałem się, gdy zobaczyłem, jak człowiek, którego byłem dokładną kopią, ugina się pod jej karcącym spojrzeniem. – A ty – wskazała na mnie swoją laską – jak ty wyglądasz? Jeszcze pijesz! – rzuciła, ale wiedziałem, że była rozbawiona.
Spojrzałem na Emila, zrobił taką minę, jakby chciał wymusić na mnie przyznanie racji, że nie powinienem ruszać alkoholu, wiedziałem jednak, że wyjaśni swojej matce, gdzie nauczyłem się takiego trybu życia.
– W Warszawie go tak nauczyli.
Właśnie, dokładnie to miałem na myśli. Z triumfem spojrzał na kobietę, ta uderzyła go laską w kolano. Oj, to musiało boleć, bo jęknął nieprzyjemnie.
– W ojca się wdał – zaprotestowała i dodała z emfazą: – Tego żyjącego. Myślisz, że nie widzę, że też coś łyknąłeś? Że zapalisz ćmika i nie poczuję, co?
Cieszyłem się jak dziecko, że to nie ja jestem jej synem. Wiadomo, wnukom zawsze się pobłaża.
Kiedy postanowiła wrócić do środka, bo mimo płaszcza zdążyła zmarznąć, przechodząc obok mnie, uśmiechnęła się i pociągnęła za krawat, bym się pochylił. Ha, poczułem, że ona na swoje siedemdziesiąte piąte urodziny też napiła się czegoś mocniejszego.
– Konrad, mój drogi, dobrze wiedzieć, że się dogadujecie – szepnęła, przyjemne dreszcze przeszły mi po plecach. – Wracaj do nas – poprosiła, mówiąc jeszcze ciszej. Zdziwiłem się, bo nigdy tego nie robiła, więc nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć. – Mogę cię przekupić?
– Pewnie możesz – zaśmiałem się zakłopotany. – Ale czym?
Babcia uśmiechnęła się znowu, tym razem bardziej tajemniczo i zostawiła mnie samego z Emilem. Łypnąłem na niego okiem, westchnąłem i bez namysłu podążyłem za kobietą.
Ja przecież nie mogłem wrócić, nawet jeśli prosiła.
Witam:) czekałam na rozdział na różowej....i się doczekałam.
OdpowiedzUsuńMęski punkt widzenia - jestem babą, ale chyba dobrze go przedstawiłaś w moim odczuciu. Konrad nie jest grzecznym chłopcem z maślanym oczkami, to facet.
Uchyliłaś też rąbka tajemnicy o tym, co się wydarzyło w jego życiu, od czasu pocałunku z Hanią. Czekam oczywiście na ciąg dalszy.
Błędy - jedna literówka w drugiej części przy słowie "ładny" i przecinki, ale nie będę się zbytnio czepiać:)
I na koniec prywata - jak czytam te twoje rozdziały, jak perełki, zastanawiam się, po jaką cholerę otwieram worda. Twój styl mnie niezmiennie zachwyca i czytam to co napiszesz z wielką przyjemnością.
Pisanie z męskiej perspektywy nie jest prostą sprawą, dlatego cieszę się, że jest dobrze ;) I nie, Konrad raczej nie jest grzeczny :P Właśnie - rąbka! Nie zmieściło mi się wszystko, co chciałam przekazać, kolejny rozdział będzie kontynuacją tego ;)
UsuńLiterówkę znalazłam, dzięki:)
Oj, daj spokój! Gdybyś Ty nie otworzyła worda, ja straciłabym przyjemność czytania :( A za ciepłe słowa dziękuję ;) Pozdrawiam!
Łeeeeeee, rozdział tylko z perspektywy Konrada? A gdzie Anka? :c Dobra, nie narzekam, bo mi się podobało. Było inaczej. Fajnie wiedzieć, jak to wszystko wygląda od strony Konrada, dobrze, że nie ograniczasz się tylko do Anki (ale banały piszę! Wybacz, tamto opowiadanie, które kończę właśnie oceniać, tak na mnie wpłynęło). Przyznam, że ja czekam z utęsknieniem na ich kolejne spotkanie ^^
OdpowiedzUsuńA, zapomniałabym dodać, że fajnie wiedzieć, skąd się wziął tytuł :D
Stfu, nie to konto. *facepalm*
UsuńKatja
Spoko, wiem, że to Ty ;D
UsuńA poprzedni był tylko z perspektywy (H)Anki? ;> Zresztą kolejny też będzie również "męski", więc się przygotuj :P Fajnie wiedzieć, że ten pomysł się podoba. Zastanawiałam się, czy nie ograniczyć się tylko do Hanki.
Właściwie tytuł wziął się z fragmentu napisanego półtorej roku temu, a tutaj go trochę rozszerzyłam ;)
Hmm. W sumie nie pamiętam. XD Chyba sobie nawet zajrzę... Dobra, przygotowuję się! Nie, nie ograniczaj się tylko do jej perspektywy, tak jest ciekawiej!
UsuńWiem, pamiętam. xD
Może go nie czytałaś? xD Właśnie tak sobie pomyślałam, że z dwóch perspektyw będzie ciekawiej, więc pierwotny pomysł został i teraz już nie mam wyjścia, będę się tego trzymać :P
UsuńCzytałam!!! Tylko nie komentowałam. xD
UsuńNo i dobrze.
Tobie zawsze szło dobrze pisanie z perspektywy faceta. <3 Pamiętam jedno opowiadanie, które usunęłaś..Dylan to był? W wersji męskiej dobrze Ci idzie. Hm, Konrad jest fajny (nie chcesz wiedzieć, co napisałam zamiast "Konrad") HAHAAH. To znaczy, fajny...taki...niekłopotliwy i tak ciekawie się czyta jego myśli. Trochę skomplikowany ale...ujdzie w tłumie. XD Dobra, przepraszam, że tak krótko, ale jeszcze nie jestem w dużym stopniu do życia. Niedługo wrócę z sensowniejszym komentarzem. <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. <3
Dzięki, to fajnie, że się podoba ;) Dylan, tak, trzeba było jakoś ogarnąć te pomysły, więc pozostały dwa blogi.
UsuńMoże nie chciałabym wiedzieć, ale wiem, co napisałaś zamiast "Konrad" xD Hm, nie wiem, czy jest skomplikowany, ale już samo to, że ja jestem kobietą, a on facetem jest skomplikowane :P Rozumiesz, trudno wejść w głowę mężczyzny xD Ale niekłopotliwy? ;>
Nic się nie stało, miło, że w ogóle przeczytałaś i skomentowałaś ;) Wracaj do życia :D
Pozdrawiam również! :*
Super, że wprowadziłaś perspektywę Konrada. Świetnie wyszło!
OdpowiedzUsuńDochodzę do wniosku, że z Konrada taki trochę zabawny człowiek, nie w takim powiedzmy dosłownym znaczeniu, ale odbieram jego postać z szerokim uśmiechem na twarzy. A jak się doda do tego moje skomplikowane i niezrozumiałe rozkminy co do ludzi i mojego zdania o nich, to akurat idealnie pasuje i w rezultacie Konrad jest zabawny :P
Tym bardziej cieszę się, że kolejny rozdział także będzie z jego perspektywy :)
I pojawiła się różowa koszula :D To tak straszliwie kojarzy mi się z moimi dwoma kolegami z poprzedniej klasy, którzy czasem nawet jednocześnie, mieli w zwyczaju zaprezentować się w różowych koszulach. Ah, te wspomnienia :P
Daję znać, że przeczytałam i obiecuję, że następnym razem bardziej ogarnę mój komentarz, bo dzisiaj jestem zaoferowana pakowaniem :( A że nie wiem czy złapię w najbliższym czasie neta, to tylko tak na szybko daję znać, że przeczytałam i bardzo mi się podobało :)
Pozdrawiam!
Kurcze, z jeden strony czuję się strasznie, że odciągnęłam Cię od pakowania, ale jednocześnie jest mi bardzo miło, że mimo braku czasu przeczytałaś i skomentowałaś nawet więcej niż jednym zdaniem. Dzięki, doceniam ;)
UsuńCieszę się, że ten pomysł się spodobał, jak pisałam gdzieś wyżej, zastanawiałam, czy nie zrezygnować z tej "podwójnej" perspektywy.
Nawet nie wiesz, jak poprawiłaś mi humor Twoimi rozkminami :D Wychodzę z założenia, że po przeczytaniu każdy powinien sam sobie wyrobić zdanie o bohaterach, a skoro uważasz, że Konrad jest zabawny, jak najbardziej masz takie prawo. Zwierzę Ci się xD Nie lubię, kiedy autor (a może częściej autorka) próbuje mi na siłę gdzieś tam w tekście udowodnić, że jej bohater jest taki czy owaki, chociaż ja mam zupełnie inne uczucia po przeczytaniu. A najgorzej, kiedy muszę go kochać, och... :P
Ojej, to straszne skojarzenie xD Ale to dobrze, ja sama nie lubię różowego koloru w ubierze facetów, koleś musi mieć w sobie naprawdę "coś", żeby dobrze i męsko prezentować się w różowym. I wcale nie pochwalam tego, że Konrad tę koszulę założył, noale... skoro musiał xD Ten wątek na pewno będzie gdzieś jeszcze poruszony ;)
Również pozdrawiam!
Perspektywa Konrada. Dowcipna, zadziorna i... wywrotowa. Nie do pogardzenia ;) Więcej poproszę!
OdpowiedzUsuńTatuaże, 36-letnia żona szefa i (jak wnioskuję) poplątane stosunki rodzinne.
Będę szczera. Odrobinę brakuje mi w Twoich opowiadaniach męskiej perspektywy. Nie to, że narzekam na kobiecą, ale te są takie inne w Twoim wydaniu. Dają szerokie pole do popisu, które wykorzystujesz bez szkody dla opowiadania. Ostatnio Aleks, dziś Konrad. Jestem mile zaskoczona.
Tylko ta Marta... nie, nie narzekam :P Bo, niestety (albo stety?) Konradowi można wiele, już na wstępie, wybaczyć.
Na tym etapie odnoszę wrażenie, że jeśli rzeczywiście on ma być kiedyś z Hanką, to jeszcze długa droga przed nim. Jego charakter... jest specyficzny. Przypuszczam, że ani trochę nie do "ogarnięcia" dla Hani.
No i nareszcie wiemy skąd tytuł bloga i opowiadania.
Konrad w różowej koszuli. Cóż, byłam pewna, że jednak jej nie założy :P
Czekam na więcej i pozdrawiam <3
Czytałam komentarz, kiedy byłam w "pracy", bardzo mi poprawiłaś mi nim humor. O kurcze, tyle komplementów! Jejku, dziękuję! :)
UsuńTę perspektywę planowałam już od dawna, bonus z Aleksem wyszedł spontanicznie, ale mnie też trochę brakowało tego męskiego punktu widzenia. Pisze się to zupełnie inaczej, jest też to jakieś wyzwanie dla mnie, a jeśli i Wam się podoba, to bardzo mnie to cieszy ;D
Stosunki rodzinne są poplątane i to baaardzo, myślę, że wątków starczyłoby mi na kilka opowiadań xD A Konrad też na siebie kłopoty ściągnie, mam nadzieję, że w następnym rozdziale dużo się wyjaśni, również jeśli chodzi o Martę. I tatuaże, cóż, mam do nich słabość :) Hanka z nim nie będzie miała łatwo, to na pewno, będą się trochę docierać ;D
Ha, też byłam pewna, że nie założy, o tej koszuli miało być tylko wspomniane (zresztą na pewno jeszcze wykorzystam ten motyw), ale skoro już postanowiłam napisać trochę dłuższe wprowadzenie do konradowego świata, to wyszło inaczej ;) I pewnie wyglądał przeokropnie w tym kolorze xD
Również pozdrawiam!
Cieszę się ;) W pełni zasłużonych komplementów, nie sposób nie dodać :)
UsuńMnie samej zawsze najlepiej pisało się z perspektywy męskiej. Postacie kobiecie wtedy blakną. Przynajmniej u mnie. Ale u Ciebie tego nie widzę. I dobrze. Potrafisz to zrównoważyć nie zaniedbując jednej postaci kosztem drugiej.
Ach, kiedy tak opisywałaś Konrada i te jego tatuaże, to... <3 Sama wiesz. Nawet Marta nie popsuła mi przyjemności z czytania tego opisu.
Jestem ciekawa tych stosunków rodzinnych, bo póki co, chyba pogubiłam się z tymi dwoma ojcami (?) No, ale cóż... babcia wygrywa :D
Ja tam go sobie wyobraziłam w takiej wściekłej fuksji. Sama nie wiem dlaczego. Może przez Martę. Ani ona nie pasuje do Konrada, ani ta kupiona przez nią koszula. Mam nadzieję, że pozostanie tylko postacią epizodyczną.
Nie rozpieszczaj mnie nimi za bardzo ;)
UsuńMyślę, że Hanka przy Konradzie może wypaść też kiedyś blado, szczególnie kiedy wkroczy na drogę rozpaczy xD Ale to jeszcze trochę ;) Postacie męskie zawsze wydają mi się ciekawsze, trudno stworzyć postać damską, która podbije serca :)
Tatuaże nie tylko na Tobie zrobią wrażenie ;> Więc pewnie niejeden opis się pojawi ;) Długo się zastanawiałam, jakie będą, w którym miejscu na ciele, mam nawet rysunek xD
Dwóch ojców - brzmi strasznie xD Ale o tym trochę więcej następnym razem, trochę żałuję, że teraz się nie zmieściło. Ha, babcia wyszła mi nawet trochę lepiej, niż planowałam ;)
Ja się staram za bardzo go w tym wdzianku nie wyobrażać, to mogłoby być ciężkie do zniesienia :P W jakiś sposób Marta będzie się pojawiać również później, ale fizycznie raczej rzadko, jeśli nie wcale.
Lubię Konrada, lubię Konrada, lubię Konrada! Wprawdzie nie chciałabym być na miejscu Hanki, gdy już zabierze się za wychowywanie go sobie (bo nie wierzę, że nie, nawet jeśli nieświadomie, niee, on nie może przy niej pozostać taki sam XD), ale te niewybredne teksty przy kwestii Marty o prezencie całkowicie mnie zawojowały, mimo że może nie powinny, bo w gruncie rzeczy chamskie były XD ale ostatnio mam słabość do takich charakterów, także mam nadzieję, że prędko go nie zmienisz, jeśli w ogóle ;>
OdpowiedzUsuńEj, i czy to z powodu romansu Kondzio straci robotę? ;>
Całuję!
I pewnie będę robić wszystko, żebyście go nie lubiły i to przyniesie odwrotny skutek xD Może trochę chamskie, ale też dopasowane do sytuacji :P Nie będę go musiała zmieniać, bo w sumie ma też tę... ludzką twarz, tylko niekoniecznie pokazuje ją ludziom :P A takie ostrzejsze charaktery pisze się jakoś przyjemniej, także mam nadzieję, że będziesz zadowolona ;)
UsuńI dlatego chciałam napisać wszystko w jedyną rozdziale :P Tak, straci, powiedziałabym, że nawet niejedną.
Pozdrawiam! ;)
Nie spodziewałam się, że kolejny rozdział będzie z perspektywy Konrada, ale się cieszę, a jednocześnie smucę. Cieszę się, bo wyszło super, a smucę, bo wpadłam w kompleksy odnośnie mojego pisania z męskiej perspektywy. Ale to nic :D Konrad ma niby taki ostry charakterek, ale jest wrażliwy tam w środku. Romans z żoną szefa to gruba sprawa, lecz on chyba i tak jakieś uczucia do niej żywi, poza pożądaniem. Tak mi się wydaje, choć mogę się mylić. Ciekawa jestem jak to połączysz z naszą Hanią. Obstawiam, że Marta ma duży wpływ w tej historii, skoro to właśnie ona podarowała mu tytułową różową koszulę. Bardzo mnie zaintrygowałaś, a poza tym te zawiłe stosunki rodzinne. Interesujące wszystko! No i bardzo polubiłam babcię! :D
OdpowiedzUsuńMęska perspektywa - ciężka sprawa ;) Może jakby to przeczytał jakiś facet, to by mnie wyśmiał xD
UsuńKonrad nie może pokazać, że jest zbyt miękki, bo pewnie ktoś chętnie by go wykorzystał, chociażby Marta jest dobrym przykładem. A czy czuje coś więcej - w to wątpię, myślę, że nauczył się trochę wykorzystać innych. Na pewno jednak Konrad nie jest bez serca ;)
Marta będzie miała wpływ ;) No i przede wszystkim będzie telenowela związana ze stosunkami rodzinnymi, zobaczymy, czy wyjdzie znoście :) Babcia na pewno będzie się pojawiać :D
Jestem ;)Podobało mi się.
OdpowiedzUsuńLubię Konrada. Aleks przy nim to świętoszek. Mam nadzieję, że Hanka go nie zmieni. Zresztą on nie wygląda na takiego, co da się wychowywać swoim pannom.
Coś czuje, że Konrad straci pracę.
Pozdrawiam :*
Ha, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że uważasz, że Konrad czymś się różni od Aleksa. Chociaż pewnie takich porównań nie będę mogła uniknąć, bo w końca niejako jeden ma zastąpić drugiego :P Czy zmieni, nie wiem, człowiek różnie zachowuje się w różnych sytuacjach, a nie każda kobieta, która stanie Konradowi na drodze będzie Martą ;)
UsuńAkurat tego, że straci pracę nie ukrywam, tylko nie zmieściło mi się to w tym rozdziale :P
Również pozdrawiam :*
Och, zupełnie zapomniałam o Różowej (Alzheimer chyba zaczyna się powoli czaić na moją osobę), mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że tym rozdziałem zupełnie namotałaś w moim wyobrażeniu o Konradzie? Ale muszę też dodać, że zarazem mnie nieźle zaskoczyłaś. Po pierwsze zwrócę uwagę na to, co bardzo mnie, że się tak wyrażę, rajcuje u mężczyzn - tatuaże. Widać, że Konrad skrzętnie ukrywa co nieco pod koszulą. A czy zaskoczy nas czymś jeszcze? :P
Niestety owe "malunki" to by było na tyle, jeśli chodzi o te dobre strony. Zupełnie nie podoba mi się jego stosunek do ludzi, jest taki odpychający, aczkolwiek muszę stwierdzić, że mu to pasuje. Bez tej swojej maski, byłby taki goły (tylko bez żadnych podtekstów, proszę :P) Więc jakby się tak zastanowić, to chyba jednak mi się to podoba. Ach, te moje jakże logiczne komentarze :P
Wiesz, co mnie jeszcze zastanawia? Jak uda Ci się połączyć Hankę i Konrada. Przecież oni są zupełnie inni! Tak, wiem, że wybiegam w przyszłość, ale naprawdę mnie to ciekawi.
Cieplutko pozdrawiam :) chociaż chyba powinnam powiedzieć UPALNIE :P
Mnie niektóre notki też ostatnio umykają o.O Spoko, nic się nie stało, cieszę się, że w ogóle chce Ci się czytać :)
UsuńTatuaże, no tak :D Mnie rajcują tylko takie u grzecznych chłopców, na praktykach spotkałam dwóch skazanych, więc wiesz :P Niedawno mój luby posiadł "malunek", więc tym bardziej się podjarałam :) Zaskoczyć, nie zaskoczy, bo więcej ich (chyba) nie będzie :P
Bo wyszedł w tym rozdziale na takiego złego chłopca, a źle chłopcy - wiadomo, łamią serca, a i tak ich kochamy. Sama trochę nie mogę się doczekać, aż Kondziu maskę ściągnie i stanie całkiem nagi (również bez podtekstów :P).
I to jest właśnie wyzwanie! xD Do "łączenia" rzeczywiście daleko, ale oboje na coś zwrócą uwagę, a Konrada w tym przypadku musi zaciekawić czysta fizyczność, a Hankę - wszystko xD
Również upalnie pozdrawiam! :)
Niby dlaczego miałabym nie czytać? Uwielbiam Twoje opowiadania, więc czytanie ich to sama przyjemność. Jedynie ostatnio trochę wyjazdów się nazbierało i pogubiłam się w tych moich czytadłach :)
UsuńŹli chłopcy nie są źli (haha, śmiesznie to brzmi, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi), no ale to łamanie serc? Konrad na pewno nie wygląda mi na takiego. Co to, to nie :) Prędzej to jego obstawiałabym jako ofiarę jakiejś panny, choć nie wiedzieć czemu. Hmm... może dlatego, że to jego nastawienie do świata, powoduje, że mam własnie wrażenie, że ktoś go bardzo skrzywdził w przeszłości (Jezu, skąd u mnie w ogóle takie myśli. Moja droga, coś dziwnego się ze mną dzieje, po czytaniu Twoich opowiadań :P).
Czekam w takim razie na to "łączenie" z niecierpliwością. I zdaję sobie sprawę, że Hanka nie skupi się tylko na niektórych Konradowych aspektach.
Jednak zaniepokoiła mnie jedna rzecz. Czy pisząc, że Konrada zaciekawi czysta fizyczność, mam rozumieć, że nie będzie żywił wobec Hanki żadnych uczuć? Nie podoba mi się to...
I cieszę się, bardzo mi miło, że chcesz te moje blogi odwiedzać :D
UsuńTak, wiem, o co chodzi :D No i flaki z olejem są średnio atrakcyjne ;) Właściwie to już złamał jedno serce i jego ofiarą stała się Hanka, a on sam, jak wspomina w prologu, "zakochał się w wyobrażeniu o kobiecie" czy jakoś tak ;) Więc w sumie trafiłaś. No, ale oprócz miłość jest też reszta życia, więc może Konrad udowodni, że nie jest taki zły, jak go tutaj przedstawiałam ;P Kurcze, może powinnam stawiać jakieś ostrzeżenia, że blog powoduje zmiany w psychice? o.O
Nie, nie miałam tego na myśli ;) Raczej chodziło mi o to, że zanim pojawi się jakieś uczucie z jego strony, coś będzie musiało go w Hance zainteresować. A że jest materialistą, no cóż... ^^
Uff, trochę mnie uspokoiłaś. No i teraz pozostaje mi czekać na kolejny rozdział :)
UsuńPozdrowionka :)
Ojej, ale emocje! :D
Usuń:*
Zaciekawiłaś :) Naprawdę lekko się czyta, a co najważniejsze przyjemnie! Moje opowiadania zawsze kończą się fiaskiem :< Także na razie nie będę publikować - przynajmniej do czasu aż nie skończę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)!
Dziękuję, to fajnie, że się spodobało :)
UsuńJa piszę na bieżąco, różnie z tym bywa, ale zwykle jakoś do przodu. Cóż, każdy ma swój sposób pisania ;)
Również pozdrawiam!
Czasami rodziny patologiczne i bardzo dysfunkcyjne mają w sobie więcej z rodziny, aniżeli ta... Sztuczność aż wylewa się po brzegi.
OdpowiedzUsuńWracając do Konrada, to nigdy nie pociągał mnie taki typ facetów. Seks bez zaangażowania uczuciowego, dla sportu? Phi! Nie ze mną takie numery. Tak jestem staroświecka i uważam, ze moje ciało, to moja świątynia. Mam do tego prawo.
Konrad po tym rozdziale stał się dla mnie obleśny.
Dlaczego aż tak bardzo dotknęła mnie jego postawa? Za dużo seriali, za dużo! :D