3. Wilczy bilet

niedziela, 4 sierpnia 2013

Konrad

Warszawa, kwiecień-czerwiec 2013

Widząc śnieg pierwszego kwietnia, pomyślałem, że pogoda sprawiła wszystkim najlepszy żart na Prima Aprilis. Czekając na wiosnę, dostrzegłem, że Warszawa straciła to, co w niej lubiłem – z zupełnie szarymi ulicami i bez wyrazistego klimatu wydawała się nijaka. To chyba samotność mnie w końcu dopadła. 
Ja jednak starałem się patrzeć na to inaczej: kiedy nie miałem żadnych zobowiązań, cieszyła mnie nawet szarość. Decydowałem o wszystkim samodzielnie, z dala od domu, sam dla siebie, co było piękne. Nazwałbym to dorosłością, gdyby nie ciągłe życie ponad stan i rozpieszczanie mnie przez Emila. 
Długiej zimy miałem najzwyczajniej dosyć, bo wpływała na mnie wyjątkowo nostalgicznie. Złe samopoczucie potęgowały słowa babci, które nie wychodziły mi z głowy. Wyraźnie prosiła, abym wrócił, potrzebowała wsparcia. Bez dziadka radziła sobie przez kilka lat, ale kiedy nagle odszedł jej starszy syn, poczuła, że spadło na nią zbyt wiele na stare lata. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale przecież znałem ją doskonale i rozumiałem prośbę. Ja ze swoim porywczym charakterem nie mogłem stanowić dla niej opoki, od tego miała Emila, jednak wiedziałem, że babcia chciała mieć nas wszystkich blisko. 
Na Powiślu mieszkałem kilka minut piechotą od Wisły. Latem siadałem niedaleko Mostu Świętokrzyskiego, aby po prostu spędzić czas na zewnątrz, zimą zaś każdy spacer musiał mieć jakiś cel. Choć strasznie wiało, wyszedłem, aby rozprostować nogi po całym tygodniu pracy. Kopałem przed sobą kamyk, mijałem drzewa rosnące wzdłuż ulicy, które powinny pokryć się już zielenią, i kilka osób w zimowych okryciach. Na twarzach tych ludzi malowało się to samo niezadowolenie, co na mojej. Cholera, kogo nie mijałem, wyczuwałem marazm i niezadowolenie. Coś było ze mną nie tak, jednak towarzyszyła mi nadzieja, że takie smutki da się zapić.
Kiedy wreszcie stanąłem nad rzeką, rozejrzałem się – widok wysuszonych roślin był typowo zimowy. Nieprzyjemny wiatr mierzwił mi włosy, postawiłem kołnierz i ruszyłem ścieżką, obierając za cel most wiszący nad Wisłą. Stan zobojętnienia przerwała dopiero osoba w beżowym płaszczu.
– Widziałam, jak wychodzisz z mieszkania, więc poszłam za tobą.
Twarz Marty szpecił nieodgadniony grymas, a wyjątkowo smutne oczy musiały być zapuchnięte. Na pewno nie od wiatru. Nigdy nie widziałem, żeby Małecka płakała, nie mogła sobie na to pozwolić, a jednak ten widok był jednoznaczny.
– Musisz mi pomóc – powiedziała wreszcie. – Nie wiem, do kogo się zwrócić.
Wraz z początkiem nowego roku starałem się unikać Marty jak ognia. Owszem, bywały chwile, kiedy nie miałem innego wyjścia, napotykałem ją, bo pracowała w tej samej firmie. Starałem się zachowywać, jakby między nami nic nigdy nie było. To przynosiło obustronne korzyści – żadne z nas nie cierpiało i dodatkowo nikt z firmy nie zdawał sobie sprawy, co między pracownikiem i żoną szefa zaszło. Wychodziło mi naprawdę nieźle, w końcu robiłem to samo, kiedy wcześniej to ona przestała się ze mną spotykać. Za każdym razem, kiedy ją widziałem, stawałem się bardziej podobny do niej – czaił się gdzieś chochlik, który sprawiał, że przestałem myśleć o jakichkolwiek uczuciach.
Tym razem jednak ewidentnie szukała mojego wzroku, a przelotny dotyk nie był przypadkowy. Coś się zmieniło, nie pojmowałem jej wahań nastrojów – najpierw twierdziła, że chodzi tylko o seks, a później zebrało się jej na sentymenty. Łamała zasady tego układu. Nie tak to miało wyglądać, nie tak powinniśmy się zachowywać. Może przez ciągnące się w nieskończoność zimowe wieczory brakowało jej ciała młodego kochanka u boku. A ja? Chyba nieświadomie posłuchałem Emila i starałem się zakończyć tę znajomość, tym samym skazując się na sypianie w pustym łóżku.
– Nie mogę ci pomóc – odparłem beztrosko.
– Nawet nie wiesz, o co chodzi – zaprotestowała, marszcząc czoło. Zacisnęła usta, chyba chcąc powstrzymać łzy. Nawet nie chciała – robiła to, bo oczy zrobiły się szkliste. – Potrzebuję pieniędzy. Sto tysięcy.
Sporo. Zaciekawiło mnie, o co grała, skoro chodziło o tak wysokie stawki. Gdyby było to coś związanego z pracą, Antoni Małecki na pewno by jej pomógł. Przyszła jednak z tym do mnie – ta sprawa wiązała się z jej prywatnym, ukrywanym przed mężem życiem. Zwykle chodziło o brak orgazmów, a nie debet na koncie. Co się tutaj odpierdalało? Im dłużej znałem tę kobietę, okazywało się, że tak naprawdę nic o niej nie wiem.
– Weź je od Antoniego – poleciłem to, co pierwsze przyszło mi na myśl i wzruszyłem ramionami. Chciałem iść dalej (w końcu to miał być relaksujący spacer), kiedy Marta chwyciła mnie za rękę. Zimne palce zacisnęły się na mojej dłoni. Odruchowo się zatrzymałem i spojrzałem na nią (bez swoich obcasów nawet przy mnie była nieduża).
– Konrad – jęknęła, jakbym naprawdę stanowił ostatnią deskę ratunku – zależy mi na dyskrecji.
– Jak zawsze – prychnąłem.
Sekret tu, sekret tam, z nikim nie była szczera. Znacząco zwęziła oczy.
– Nigdy nie pytałam cię o twój styl życia – zaczęła mówić cicho – ale przecież widzę, że stać cię na dużo więcej, niż powinno.
– A na co powinno mnie stać? – zaśmiałem się nieszczerze, bo sam zacząłem się zastanawiać, gdzie bym był bez nieustannej hojności Emila. Może Małecka płaciłaby mi za seks? Taki rodzaj sponsoringu. 
– Nie przerywaj mi – żachnęła się. – Nie sądzę, chłoptasiu, abyś mógł sobie pozwolić na sportowe Audi i mieszkanie na Powiślu ze swojej pensji początkującego architekta, choćbyś nie wiem, jak był zdolny. Skądś bierzesz na to kasę, prawda? Może od ojca, co?
Pierwszy raz widziałem ją tak zdenerwowaną. Zauważyłem też, że kiedy przestała na moment mówić, jej uścisk jakby zelżał, jednocześnie zacisnęła mocno szczękę. Patrzyła takim błagalnym wzrokiem pomieszanym z furią i wściekłością. Kretyn ze mnie, że też wcześniej nie dostrzegłem, że Marcie zaczęło na mnie zależeć.
– Bardzo dobrze, że nie wtrącałaś się w moje życie, bo to nie jest twój interes – stwierdziłem, oddalając się, tym razem w stronę mieszkania. Dosyć, pomyślałem, nie mogę się od Marty uzależnić.
– Może jednak jest?
Zatrzymałem się w pół kroku i ponownie przyjrzałem Małeckiej. Chłodne podmuchy wiatru unosiły jej brązowe włosy. Już nie miała miny niewiniątka, znowu stała się typową zimną Martą, która owinęła mnie sobie wokół palca. Jej urok na mnie jednak już nie działał, uodporniłem się na czary wiedźmy, choć ta przepiękna kobieta nadal działała na moją wyobraźnię.
– To może dotknąć także ciebie, więc zastanów się nad moją propozycją.
Nie odzywałem się, myślałem, do czego zmierza tak naprawdę ta rozmowa. Na pewno nie dotyczyła już tylko tych stu tysięcy, ale czegoś więcej. 
– Ktoś mnie szantażuje – przyznała w końcu ze skruchą.
To chyba jedyny grzech, o jakim pamiętała i wyznała go, jak na spowiedzi. Mnie oczywiście obowiązuje tajemnica. Od męskiej dziwki po spowiednika – wszechstronny ze mnie facet.
– Więc ty szantażujesz teraz mnie, abym dosłownie za to zapłacił – podsumowałem. – Czy ty siebie słyszysz? – zapytałem retorycznie, nie mogąc powstrzymać protekcjonalnego tonu. – Oczywiście, że ci nie pomogę – odpowiedziałem wprost, nie zważając na jej uczucia, nie myśląc o konsekwencjach, bo nawet nie zapytałem, jaką miałbym odegrać rolę w tym popieprzonym przedstawieniu, jakim było jej życie. Postępowałem w dokładnie w ten sam sposób, co ona kiedyś.
Marta podeszła bliżej wolnym krokiem, wsadziła ręce do kieszeni płaszcza. Otaksowała mnie wzrokiem, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ponownie dała mi do zrozumienia, że jestem naprawdę wiele wart i tylko ode mnie zależy, co z tym zrobię. Moje ego puchło. Jednak decyzję podjąłem już dawno.
– Zastanawiałeś się, skąd miałam dla ciebie tak wiele czasu? – zapytała. Ledwo usłyszałem. – Gdybym miała kogoś jeszcze... – westchnęła.
– Chcesz mi wyznać miłość? – zaśmiałem się, pobłażliwie na nią spoglądając.
Tak, w tym momencie nasze role się odwróciły. Mężczyznę takiego jak ja nazywa się popularnie skurwielem. Typowy dupek.
– Myślałam, że...
– Marta – przerwałem jej – wolałem, kiedy nie myślałaś.
Tymi słowami pożegnałem się ze zdziwioną do granic możliwości Małecką i udałem się do mieszkania, na które rzeczywiście nie byłoby mnie nigdy stać. Po przekroczeniu progu od razu zadzwoniłem, do kogo trzeba – Kowal, niebieski ptak, zawsze miał czas. Wódka, dużo wódki wypitej na antresoli, mnóstwo siniaków spowodowanych upadkami ze schodów. W tamten piątkowy wieczór na początku kwietnia urżnąłem się tak, że kaca leczyłem przez dwa dni. Nie pomogło, bo ten nieustanny marazm nadal mi towarzyszył.
Zastanawiałem się czasami, czym chciała zagrozić mi Marta, ale kolejne dni płynęły wyjątkowo spokojnie, bez rewelacji i niespodzianek. Pobłażając tej sprawie, popełniłem błąd, chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Niezależnie od tego, jaki głupi byłem rok wcześniej, kiedy to zacząłem potajemnie spotykać się z żoną szefa, powinienem ciągnąć to tak długo, aż ona będzie chciała. Inne wyjście nie istniało, nie mogłem wysiąść z tego pędzącego pociągu. Małecka wpuściła mnie w niezłe bagno – ja jeszcze brodziłem gdzieś przy brzegu i utrzymywałem równowagę, ale ona ciągnęła mnie na dno, gdzie sama już od dłuższego czasu pływała.
Kiedy wreszcie pojawiła się wiosna, zupełnie zapomniałem o prośbie Marty. Mój znakomity nastrój spowodowany promieniami słońca i pachnącym powietrzem wypełniającym Powiśle wpłynął na mnie jak mocny narkotyk, wręcz mnie zamroczył, wcisnął na nos różowe okulary. Tak różowe, jak koszula, którą ponownie ubrałem. Wyglądałem dobrze, co również zauważyła Monika, uśmiechająca się niedyskretnie, kiedy przechodziłem obok recepcji w pierwszy od bardzo długiego czasu cieplejszy kwietniowy poniedziałek.
– Małecki chciał cię widzieć – rzuciła za mną, kiedy odzyskała rozum. Uśmiechnąłem się szelmowsko, chociaż nigdy tego nie robiłem w pracy.
Przyszedłem wyjątkowo wcześnie, dlatego nasze biuro świeciło jeszcze pustkami. Od razu udałem się do gabinetu mojego szefa. Mgr inż. arch. Antoni Małecki, rogacz, siedział na swoim skórzanym fotelu za biurkiem. Nerwowo strzepnął z garniturowych spodni niewidzialny pyłek, po czym bez słowa wskazał mi miejsce naprzeciwko siebie. Grzecznie usiadłem, rozpinając poły marynarki. Uśmiechnął się protekcjonalnie, ale ten uśmiech szybko przeszedł w grymas obrzydzenia. Tak bardzo mnie nienawidził.
Dowiedział się, zgadłem.
– Chciałbym cię o coś zapytać – odezwał się wreszcie ni to zły, ni to przedwcześnie święcąc triumf. Odwrócił białego notebooka w moim kierunku i tylko wcisnął jeden klawisz.
Oto i dowód zdrady: dwa nagie ciała w seksualnym i sensualnym akcie. Na pierwszym planie jej cycki i moje pośladki. Czyż to nie cudowny widok?
– Mógłbyś mi wyjaśnić – mówił wyjątkowo spokojnie – co robiłeś z moją żoną?
Nie wiedziałem, że Marta kiedykolwiek nagrała nasz seks. Nigdy mi o tym nie powiedziała. Zresztą ona zawsze robiła, co chciała, więc nie widziałem sensu w ingerowanie w decyzje, na które nie miałem wpływu. Przykład miałem przed sobą.
Dostrzegłem natychmiast brak jednego tatuażu. Ten film musiał powstać na początku naszej znajomości, kiedy to mnie bardziej zależało na uwadze tak pięknej i wyzwolonej kobiety. Od tego czasu minął rok – po jaką cholerę zatrzymała taki film? Co za idiotka! Gdybym miał wskazać największego głupca pod słońcem, pewnie zaraz po mnie byłaby to Małecka.
Szantażowanie seks-taśmą – ktoś całkiem nieźle to wymyślił.
Oglądanie nagiego ciała Marty, które pieszczę, całuję, kiedy sprawiam jej przyjemność swoim dotykiem, było żenujące w obecności Antoniego. Jego żona prężyła się, kiedy zacząłem ssać jej sutki, jęknęła, kiedy dotknąłem łechtaczki, a w dodatku co jakiś czas pokrzykiwała moje imię, więc nie było mowy o pomyłce. Małecki pokazał mi chyba najbardziej ekscytujący moment tego domowego porno, bo oboje na filmie zbliżaliśmy się do wspólnego orgazmu. Kiedy Marta rozpaczliwie krzyknęła w rozkoszy, spojrzałem z satysfakcją na Małeckiego. Tak wysokich dźwięków chyba z ust swojej żony nigdy nie słyszał.
– A nie widzisz? – zapytałem. W momencie, kiedy straciłem wszystko, nie siliłem się na zbędne uprzejmości.
– Dyskretnie zabierzesz swoje rzeczy i na tym skończy się nasza współpraca – powiedział, ważąc każde słowo i zatrzaskując laptopa. – Kurier jeszcze dzisiaj przyniesie ci wszelkie dokumenty. A teraz – przełknął ślinę – zejdź mi z oczu raz na zawsze.
Wyszedłem bez pożegnania, zrobiłem to, co mi kazał, uwinąłem się, zanim większość osób pojawiła się w biurze. Rzeczy nie miałem dużo, nie stawiałem rodzinnych zdjęć na biurku ani nie pisałem ulubionym piórem – zależało mi jedynie na rysunkach, namacalnych dowodach mojej pracy. Kiedy wrzucałem wszystko na tylne siedzenie samochodu, jeszcze nie wiedziałem, dokąd pojadę. Ostatecznie zjeździłem wzdłuż i wszerz zachodnią część Warszawy. Towarzyszyła mi swego rodzaju pustka, w końcu straciłem pracę, posadę, na którą pracowałem bardzo długo. To jednak nie był koniec mojego życia – nie tutaj, to gdzieś indziej, wszakże Antoni Małecki towarzyszył mi tylko przez pewien okres. Teraz czas na poważne zmiany i dalsze kroki, pomyślałem. 
Jeżdżenie bez celu po mieście okazało się strasznie męczące. Zatrzymałem się wreszcie w miejscu, gdzie zazwyczaj parkowałem samochód. Przy wejściu na klatkę dostrzegłem dwóch dryblasów. Jeden – głowa ogolona na łyso, dwa metry wzrostu; przy moim skromnym metrze siedemdziesiąt pięć wyglądał jak olbrzym. Drugi w kapturze, w dodatku wszerz zajmował więcej miejsca niż wzdłuż. Obaj mieli na sobie dresowe bluzy. Typowe osiłki. 
Dlaczego się wtedy uśmiechnąłem? Cóż, podejrzewałem, że Małecki przygotuje dla mnie jakąś niewyszukaną niespodziankę. Sam brudzić rączek nie chciał – strasznie było mi go żal, nawet nie potrafił osobiście dać w pysk, tylko musiał wysłużyć się tymi bezmózgami.
Ruszyli w moją stronę. Wyszedłem im naprzeciw – jeśli chcieli wyciągnąć mnie siłą z samochodu, pewnie wyrwaliby drzwi. Szkoda auta, wyklepanie dużo by kosztowało.
Ten niższy widocznie potrafił mówić, choć niewiele, bo zapytał tylko:
– Czyżewski?
– Owszem – przytaknąłem, ale tego słowa najwidoczniej nie znali, bo spojrzeli na mnie z minami rozczarowanych kretynów. Proces myślowy trwał w nieskończoność, więc popatrzyłem na nich znacząco. – Wy od Małeckiego?
Pierwszy porządny kopniak w brzuch bolał jak cholera. Czułem, że wszystko tam w środku się zgniata i przewraca. A później? Tak bardzo było mi wszystko jedno, że nawet nie odczuwałem bólu. Właściwie sam byłem jednym wielkim bólem. 
Nie opierałem się, nie próbowałem się bronić. Skończyli szybko to, co mieli zrobić, zostawiając mnie na klatce schodowej, plującego krwią i brudzącego tym samym różowy materiał koszuli. Nos cały, kości też, zęby wszystkie. Mogło być gorzej.
Podniosłem się ostrożnie. Dopiero wtedy zacząłem odczuwać spory dyskomfort. Tak mnie jeszcze nikt nigdy nie zlał, nawet Krzysztof, któremu czasami zdarzało się używać pasa jako środka wychowawczego. Mimo twardej skóry w tamtym momencie stałem się słabeuszem.
Gdy wreszcie wspiąłem się po schodach i dotarłem do mieszkania, usłyszałem moją komórkę, dzwoniła i wibrowała w kieszeni spodni. Miała zbity wyświetlacz, ale działała. Odebrałem, wiedząc, że Emil nie dałby mi spokoju.
– Dobre wieści szybko się rozchodzą – przywitałem się z nim, nie odezwał się, słysząc ironię w moim głosie. – Co chcesz mi powiedzieć? Że mnie ostrzegałeś? – prychnąłem.
– W coś ty się wpakował? – zapytał tylko zmartwiony, bo trochę mamrotałem przez spuchniętą wargę. Powinienem jak najszybciej zrobić okład z lodu.
– Dam sobie radę – wycedziłem przez zęby. Nie uspokoiłem go tym w ogóle.
– Konrad, widziałem ten film – dodał jeszcze. – Zabiję cię, kiedy się zobaczymy.
– Oglądałem to porno razem z Małeckim – powiedziałem spokojnie. – Reszty się domyśl.
Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, żeby mnie nie już męczył i aby zyskać tym samym trochę czasu na zastanowienie. Wiem, co bym od Emila usłyszał: wróć. Nie chciałem. Cokolwiek się działo, to Warszawa stała się moim domem. Chciałem pozostać przez pewien czas sam i pomyśleć, jak wypić piwo, którego sam nawarzyłem. A właściwie nie ja, a Marta, ale na mnie spadła jej wina.

*

Oficjalnie przebywałem na zaległym urlopie. Antoni postarał się, aby nic nie wzbudzało podejrzeń – pozornie nie wyglądało to przecież na zwolnienie, hmm, dyscyplinarne. Cała ta afera nie odbiłaby się dobrze na jego wizerunku, gdyby ktoś dowiedział się, że był zdradzany przez żonę. I to z kim? Z pracownikiem.
Szukałem miejsca, gdzie mógłbym się zaczepić, chociaż na jakiś czas; uparłem się, że będę pracować jako architekt, nic innego nie wchodziło w grę. Bezskutecznie. Miotałem się przez ponad dwa miesiące – tyle trwał przestój. Aż w końcu w czerwcu szczęście się do mnie uśmiechnęło i zostałem zaproszony na rozmowę. Czułem się tak, jakbym chwycił pana Boga za nogi.
Cóż, poszło mi świetnie, dobrze o tym wiedziałem. Nie musiałem się silić na fałszywą skromność, bo byłem dobry i to dostrzegli. Właściwie wyszedłem z przekonaniem, że oddzwonią do mnie w najbliższym czasie, bo nie znajdą nikogo lepszego. 
Nic bardziej mylnego.
Kiedy wróciłem do siebie, telefon owszem zadzwonił, ale wyświetlił się numer Małeckiego. Przekląłem szpetnie, wątpiłem, aby chciał zapytać mnie o moje samopoczucie. Cokolwiek ode mnie chciał, oznaczało co najmniej kolejne kłopoty.
– Mam dla ciebie dobrą wiadomość – powiedział na wstępie. – Pamiętasz tę uroczą blondynkę, z którą dzisiaj rozmawiałeś?
Oczywiście, że pamiętałem. Przemaglowała mnie tak, że chyba zdradziłem jej numer buta i rozmiar kołnierzyka – pytała mnie na rozmowie kwalifikacyjnej dosłownie o wszystko. Starałem się wybrnąć z niewygodnych pytań tak, aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Cóż, widocznie każde z nich zostało do końca wyliczone, zadane w odpowiedni sposób.
– Spodobałeś się. Gratuluję – oświadczył nadzwyczaj szczerze. – Szkoda tylko, że ja również z nimi rozmawiałem.
– Do czego zmierzasz? – mruknąłem nieprzyjemnie, nie pozwalając mu skończyć myśli.
– Konrad – zaśmiał się – myślałeś, że pozwolę, abyś znalazł pracę? Po tym, co robiłeś z moją żoną? Jako architekt? – dodał znacząco. – Może nie zdajesz sobie sprawy, ale nie znajdziesz pracy w Warszawie. Ba – odezwał się zuchwale – moje znajomości sięgają dużo dalej. Nie znajdziesz pracy nigdzie. Rozumiesz?
Oczywiście, że rozumiałem, tylko naiwnie nie dopuszczałem do siebie takiej myśli.
Nie mogłem już mu nic odpowiedzieć, bo rozłączył się, nie czekając na moją reakcję. Co bym powiedział? Nie wiem. Co może powiedzieć człowiek, który zaczął spadać, a dna nie widać?
– Kurwa.
Do tej pory wszystko mi wychodziło – osiągałem każdy cel, dostawałem na tacy to, czego zapragnąłem, wypowiadałem życzenie, a ono się spełniało. Nie widziałem innego wyjścia – musiałem zwrócić się do osoby, która te zachcianki spełniała. Właśnie straciłem wszystko, na co pracowałem przez kilka ostatnich lat. Musiałem prosić o jedną rzecz, tę, o którą zawsze prosiła Marta: o dyskrecję. Nikt nie mógł się dowiedzieć, póki choć trochę nie wyprostuję swojego życia.
Usiadłem ciężko na sofie i wybrałem numer Emila. Kiedy odebrał, nie odezwałem się ani słowem. Rozumiał mnie bez słów jak dawniej.
– Będę wieczorem – oświadczył.

*

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z objęć Morfeusza, ale zanim podszedłem, aby otworzyć, usłyszałem chrobot klucza w zamku. Zapasowy komplet – wiedziałem, że kiedyś mu się przyda. Emil wkroczył do mieszkania, przyjrzał się mojemu nieodgadnionemu wyrazowi twarzy i rzucił w moją stronę pytanie, które mnie samemu cisnęło się na usta, kiedy myślałem o tym, co się tego dnia stało:
– Czyżbym wyczuwał zapach porażki?
– Nie poznajesz? – zapytałem ironicznie. – To przecież zapach twojej narzeczonej.
Był ode mnie szybszy, w końcu nie obudził się pół minuty wcześniej i mógł kontrolować sytuację. Uderzył mnie pięścią w twarz tak mocno, że upadłem na podłogę. Kurwa, wszyscy mnie biją i zawsze w dodatku chodzi o kobiety.
Przez ułamek sekundy nawet w ogóle nie miałem zamiaru wstawać, ale kiedy nieznacznie wsparłem się na łokciu, podbiegł do mnie czarno-biały czworonóg i polizał mnie po twarzy. Udźwignąłem się i zacząłem drapać go za uszami, na co zareagował szczekaniem. Szarlej, bo tak wabił się pies rasy border collie, zawsze wyglądał, jakby się uśmiechał. Gdy zobaczyłem go dwa lata wcześniej, wiedziałem, że musi należeć do nas. Ja nie mogłem się nim zająć, więc opiekowali się nim Emil i Misiek, a że Szarlej kochał wszystkich miłością bezinteresowną, czuł się dobrze w każdym miejscu. Nawet po kilkugodzinnej podróży samochodem z Poznania do Warszawy nie opuszczała go energia.
Kiedy się wreszcie podniosłem, co nie było łatwe, bo pies skutecznie mi to uniemożliwiał, dostrzegłem, że Emil rozsiada się wygodnie na sofie. Szarlej natychmiast zrobił to samo, jednak on kazał mu zejść, więc ułożył się wygodnie obok wypucowanych, skórzanych butów mężczyzny.
– Miałeś romans z żoną szefa. Jak to wytłumaczysz? – zapytał, nawet na mnie nie spoglądając. Oboje wiedzieliśmy, że konkretnej odpowiedzi nie uzyska. Stało się, tyle.
– A ty miałeś romans z żoną swojego brata – odparłem. Spojrzał w końcu na mnie i zaśmiał się nieszczerze. 
– Nie – oświadczył Emil – mylisz fakty. To twoja matka, będąc ze mną w ciąży, uznała, że Krzysztof kocha ją bardziej. – Nastąpiła pauza, w czasie której postanowiłem usiąść na drugim końcu kanapy. – Oboje z Małgorzatą mieliśmy tylko po siedemnaście lat. A ja patrzyłem, jak Małgorzata trzyma cię w ramionach, a obok stoi mój brat, bo był już jej mężem. – Zamyślił się na chwilę. – Obaj jesteśmy żałośni, ale teraz to ty masz problem, Konrad. Powiedziałem ci, że masz zakończyć tę znajomość.
– I zakończyłem – odpowiedziałem z naciskiem. – A prawda jest taka, że w ogóle nie powinienem się z nią spotykać. – Gorycz bijąca z mojego głosu sprawiła, że zrzedła mu mina. – Czasami po prostu trafia się na nieodpowiednie osoby, prawda?
– Żaden argument. To wyłącznie twoja wina.
– Może i jest. Po części – próbowałem się wybronić. Przecież część tego, co się stało, było wyłączną winą Marty.
Patrząc na mojego biologicznego ojca, do którego tak bardzo byłem podobny z wyglądu, widziałem w tamtym momencie zimnego biznesmena – takiego samego, który wyrzucił mnie dwa miesiące temu z pracy i sprzedał mi wilczy bilet. 
– Nie zadzwoniłem po ciebie, abyś mnie dołował jeszcze bardziej, ale pomógł – powiedziałem, po czym oparłem głowę o oparcie sofy. – Chcę wiedzieć, co zrobiłeś, kiedy sam straciłeś wszystko.
Emil odwrócił głowę w moim kierunku, przyglądał się chwilę, jak zaczepia mnie Szarlej. 
– Masz na myśli Małgorzatę? – zdziwił się.
– Nie, giełdę – uściśliłem. – Co zrobiłeś, kiedy źle zainwestowałeś? Kiedy straciłeś wszystko…
– Nie wszystko. – Chciał mi wejść w słowo. 
– …łącznie z żoną. 
Nigdy go o to nie pytałem. Kiedy to się stało, miałem może z dziesięć lat, więc nie mogłem mieć pojęcia o problemach dorosłych, a później Emil radził sobie na tyle dobrze, że już nikt go o to nie pytał. Później jego firma zaczęła dobrze funkcjonować i okazała się dość dochodowym interesem. Skoro sobie poradził, musiałem wiedzieć, gdzie poszukać tej cholernej szansy.
– Odbiłem się od dna – zaśmiał się. – Trochę to trwało, ale widzisz…
– Widzę – przerwałem mu. Siedzieliśmy w mieszkaniu, gdzie tak naprawdę wszystko zostało kupione za jego pieniądze i tak jakby należało do niego. Nawet ja w jakiś sposób zaliczałem się do tych rzeczy. – Proszę cię, abyś mi pomógł.
– Dobrze – przytaknął. – Jest tylko jeden warunek i dobrze wiesz jaki.
Wstał, zrobił kilka kroków. Kiedy znalazł się przy lodówce, wyciągnął butelkę wody, upił spory łyk, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czekał na moją reakcję. Pogłaskałem psa po gładkiej, lśniącej sierści, ten zaszczekał przyjaźnie; ogonem machał nieustannie.
– Szarlej – powiedziałem z uśmiechem na twarzy – wygląda na to, że spędzimy wspólnie lato.
– Oprócz ratowania z opresji masz jeszcze jakieś życzenia? – zapytał Emil, całkiem rozbawiony. Chyba ucieszyło go, co usłyszał, więc rozluźnił się odrobinę. Mnie nie przyszło do głowy, aby prosić o więcej, ale skoro wyraził chęć, poprosiłem o coś, co z premedytacją mi zabrał, gdy tylko wyjechałem do Warszawy. 
– Tak. Chcę Moniuszkę z powrotem.
Nic nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko pod nosem. Bardzo możliwe, że wiedział, że nie odpuszczę i przypomnę mu o Moniuszce. 
Pozwoliłem sobie na kilka dni w Warszawie, mimo że wątpiłem, aby to cokolwiek zmieniło. Już i tak żyłem w przekonaniu, że wracam do domu. Naprawdę zacząłem wierzyć, że w tym momencie to jest najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. 

36 komentarzy:

  1. A ja ciągle czekam na moment, kiedy Konrad ponownie spotka Hankę xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To sobie poczekasz jeszcze dwa rozdziały (mam nadzieję, że nie więcej) ;>

      Usuń
    2. Dwa rozdziały wytrzymam :>

      Usuń
    3. To trzymaj kciuki, żebym się zmieściła :D

      Usuń
  2. Cóż, jakby to powiedzieć... właśnie zbieram szczękę z podłogi. Zupełnie nie wiem od czego zacząć. Może być trochę chaotycznie, ale zrzućmy to na karby mojego pozytywnego zaskoczenia i braku kawy. Nie mam pojęcia, jak to zrobiłaś, że udało Ci się zmieścić w jednym rozdziale tyle interesujących zwrotów akcji. No, ale mniejsza o to. Jest to coś, co bardzo mi się podoba :)
    Jeśli nie wiadomo od czego zacząć, to najlepiej... od końca ;) Trochę rozjaśniłaś mi te poplątane stosunki rodzinne. To się ceni. A, że stryj = ojciec, to już w ogóle piękne. Ja nie wiem, co jest takiego w Emilu, że powinno się go nie lubić, za cholerę się nie da. Wiadomo przynajmniej po kim Konrad odziedziczył i charakterek i wygląd. Po cichu, liczę na to, że przybliżysz nam nieco postać wujka Emila.
    Ej, a tak póki pamiętam: zajrzałam do zakładki "bohaterowie" i bardzo podoba mi się ten gif z Emilem. Idealnie trafiłaś nim w moje wyobrażenia :D
    Ale pomińmy te małe wtrącenia.
    Marta. Konrad nie zadał sobie ani trochę trudu, żeby jej posłuchać i teraz ma za swoje. Zasłużenie? Odrobinę. Bo wiele można by o niej powiedzieć, ale nie sądziłam, że nawet to, że... lubi nagrywać domowe porno^^ Och, to druzgocące. Zwłaszcza dla Antoniego, który nigdy nie zdołał dobrze poznać swojej żony.
    Dalej. "Wy od Małeckiego?" I w tym momencie musiałam przerwać czytanie, ponieważ do tego stopnia rozbawiły mnie te słowa. To co działo się później było już o niebo mniej zabawne, ale poczucie humoru i silny dystans Czyżewskiego do otaczającej go rzeczywistości wymusza takie a nie inne reakcje. Nie napiszę, że nie piętnuję zachowania Małeckiego, ale też nie dziwi mnie ono. Chyba większość facetów, jeśli tylko ma silne poczucie krzywdy oraz wystarczające środki, postąpi w takiej sytuacji tak jak on. Choćby i nawet nie kochał żony zrobi to po to, by zmazać plamę na honorze.
    I tak na koniec: nie wiem gdzie tu miejsce dla Hanki? Oświecisz mnie? ;) Zdania póki co nie zmienię. Przynajmniej na razie nie widzę jej u boku niepokornego i... nieco rozwiązłego (wybacz... musiałam :D) Konrada.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, tak się akurat składa, że ja kiedy czytam swoje rozdziały, to one wydają mi się zupełnie bez emocji i nigdy nie wiem, jak zareaguje czytelnik. Jeśli jednak musiałaś zbierać z podłogi szczękę, to się cieszę :D

      Ja chciałam już wszystko wyjaśnić w jednym rozdziale, ale, jak można się domyślić, nawet dwa to trochę mało. Skomplikowałam Kondziowi życie, powiedzmy, że już od samego poczęcia xD Ten wątek jak najbardziej będziesz jeszcze poruszany. Ogólnie planuję, że Emila będzie sporo, bo jego życie jest równie "interesujące", mam nadzieję, że będziesz zadowolona :D A Konrad musiał być podobny do biologicznego ojca, bo jeśli byłby do matki, to bym zwariowała pisząc rozdziały :P

      Gif z Emilem? Chyba z Konradem ;>

      Cóż, Konrad chyba uznał, że skoro ich związek był czysto fizyczny, to nie ma sensu zagłębiać się jej życie poza to, co sama mu pokazywała. On też nie chciał mówić o sobie wszystkiego i naiwnie wierzył, że może tak zostać do końca. Niestety, niektóre sekrety wychodzą na jaw, czasami pod zaskakującą "postacią" :P A film? Myślę, że Marta sama mogła kiedyś to wykorzystać przeciwko Konradowi, ale obróciło się przeciwko niej :P

      Tym fragmentem chciałam pokazać dokładnie to, co napisałaś - ten dystans, nie chciałam, aby Kondziu był sztywniakiem ;) Ha, no ja się Małeckiemu też zupełnie nie dziwię, zrobił to raczej dla własnej satysfakcji, bo on sam stracił dosyć sporo. Pracownik jest znacznie mniejszą stratą, niż żona, nie kochała go, ale jednak musiał się na Marcie bardzo zawieść. A taką plamę na honorze zmazać ciężko, więc Małecki skutecznie utrudnił życie Konradowi, nie tylko samym pobiciem.

      To pytanie chyba pojawia się pod rozdziałami najczęściej. Albo, tak jak napisała Katja, czekacie, aż oni się znowu spotkają. Cóż, będą musieli się dotrzeć, a każde z nich skupi się na trochę innych aspektach xD

      Również pozdrawiam i dzięki za taki długi komentarz ;)

      Usuń
    2. Emocję są tylko, że czasem autor tego nie widzi, ale czytelnicy już a i owszem ;)

      W sumie to skomplikowanie mu życia otwiera wiele nowych drzwi... do innych możliwych komplikacji? Może tym razem takich z udziałem Hani? ;)

      To powiadasz, że matka Konrada gorsza jest od jego ojca? O, jak miło. No to bardzo udana mieszanka genów :D

      Ha, no jasne, że z Konradem. Napisałam z Emilem? Widać za bardzo się na nim skupiłam :P

      W "związku" Marty i Konrada pociesza mnie jedno... to, że można go już uznać za niebyły. Chyba nie zniosłabym więcej tej rozmemłanej, zbyt sentymentalnej, jak na jędzę, jędzy :D

      Właśnie, właśnie. Liczę na to ich spotkanie, ale... i tu się właśnie pojawia małe "ale". Czy dałoby się nie porzucić narracji prowadzonej z perspektywy Konrada na rzecz perspektywy Hani? Co tu ukrywać: brak obecnej dałoby się odczuć. Poczucie humoru, dystans, bardzo lekkie podejście do życia i w zasadzie deficyt (póki co) dylematów K. działają bardzo na korzyść Twojego opowiadania.

      Te inne aspekty zabrzmiały bardzo intrygująco :P Mam nadzieję, że nie chodzi o to, co już zdążyło mi przyjść do głowy ;)

      Usuń
    3. Tak, bardzo często tego nie widzę, ale Wy mi uświadamiacie, że jednak coś się dzieje. Może gdybym miała jakiś zapas i czytała jeszcze raz posty przez publikacją, wyglądałoby to inaczej ;)

      Czytelnicy dowiedzą się z tych początkowych rozdziałów sporo, a oni o sobie nie przeczytają :P Dlatego też mogą pojawić się konflikty na linii Konrad-Hanka, bo oboje będą zachowywać w określony sposób. No i dlatego ten początek, zanim oni się spotkają trochę trwa, nie chcę, abyście czuły się zagubione, wyjaśnienie wszystkiego na bieżąco mogłaby być nieco męczące dla wszystkich ;) Ale już niedługo :D

      Oj, gorsza nie, ale może się okazać, że to jedna z najbardziej męczących postaci :P

      Haha, ale to dobrze, że ktoś nie skupia się tylko na jednej osobie, a skoro Emil się będzie pojawiał, to również warto go poznać :D

      Cóż, jędza może się gdzieś pojawi, ale na pewno nie będzie grała już pierwszych skrzypiec, dosyć już namieszała. I tak dostała rolę większą, niż początkowo planowałam ;P

      O Jezu, nie wiem, co odpisać, bo z jednej strony bardzo mnie cieszą tak miłe słowa, a z drugiej mam już swoje plany. Niestety perspektywa Hani będzie się pojawiać, nawet już w następnym rozdziale. Napiszę tak: wyjątkowo dobrze pisze mi się z męskiej perspektywy, jest w jakiś sposób dla mnie ciekawsza, dlatego poważnie myślałam o tym, aby trochę szerzej się nią zająć. Nie chcę jednak całkowicie porzucać żadnej, trochę tych ludzkich dramatów i dylematów też być musi. Poza tym niektóre rzeczy mam już zaplanowane pod konkretną narrację ;)

      Myślę, że jednak chodzi o to, o czym pomyślałaś... ^^ Hanka jest bardziej uczuciowa, Konrad trochę mniej :P

      Usuń
  3. Ojć, pobili mi Kondzia. W ogóle..ta Marta to suka. Po co ona w to wszystko mieszała Konrada? Sama do niego przylazła, dobrze wiedziała, że ma męża, a się puszczała. Suka. Mogliby ją jeszcze skopać. Konrad jest bez winy, piszę to ja, sędzia Hindsight! :D Plus, ja tak samo czekam aż zobaczy się z Hanką. ;> Doczekam się, a nasz Konrad teraz będzie odbijał się od dna, oby nie spadł jeszcze niżej.
    Dobry rozdział, czekam na dalej. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja często biję moich bohaterów, chyba zauważyłaś :P

      Widzę, że masz atak agresji i sama byś chętnie skopała Martę :P Cóż, moim zdaniem prawda leży jak zwykle po środku. Ona ma męża, zdradzała go, ale z drugiej strony Konrad musiał wiedzieć, jakie to może nieść za sobą konsekwencje. Oboje się przeliczyli i oboje na tym stracą.

      Spotkanie za jakieś dwa rozdziały chyba ^^ No, może kiedyś się odbije, ale pewnie nie w najbliższym czasie :P

      Dzięki ;) Pozdrawiam <3

      Usuń
  4. Z wielką przyjemnością nadrobiłam ostatni rozdział i już jestem po tym rozdziale.
    Miałam takie mieszane uczucia. Złościłam się na Konrada, bo po jaką cholerę pakował się w ten romans? Rozumiem, że młody, że chuć itp. ale naprawdę nie mógł szukać gdzieś indziej? Marta to straszna cipa i wiedziała, co zrobić, żeby omotać chłoptasia, a Konrad głupi, że się dał. Ale mu współczułam, bo ma teraz jednym słowem: przewalone. Naprawdę nieźle się wkopał. Antek tak mnie wkurwił za przeproszeniem. Myślałam, że wstanę i walnę ciulowi. Będzie się mścił za to, że żona puściła go kantem. Powinien, kurde, wydobyć od tej landary nazwisko każdego jej kochanka i niszczyć każdemu życie tak, jak zrobił to Konradowi. Okej, młody gził się z jego żoną, ale chyba nie miał wątpliwości, że jego pierdzielona Marta nie chciała to nie poszłaby z nim do łóżka? No nie? Rozstroiłam się, normalnie się rozstroiłam. Chciałabym, żeby Konrad podniósł się na nogi w bardzo szybkim tempie i pokazał Małeckiemu na co go stać. I żeby Antoni jeszcze przyszedł do niego, a wtedy Konrad mógłby łatwo zniszczyć tego sukinsyna. Jezu, marzy mi się taka cholernie krwawa zemsta ze strony Czyżewskiego, oj bardzo krwawa.
    Hahaha, mój ulubiony cytat:
    – Chciałam ci zrobić prezent...
    – Jedyne, co możesz mi zrobić, to laskę.


    Kocham to, normalnie. Uwielbiam Konrada za to, że jest taki szczery, bezpośredni i nieco wulgarny <3

    Pozdrawiam i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, nawet nie wiesz, jak mnie rozbawił ten komentarz za pierwszym razem, no i również teraz, kiedy czytałam go ponownie. Pozytywnie oczywiście, bo Twoja reakcja jest po prostu taka... spontaniczna i szczera ;) Bulwers zawsze spoko :D

      No właśnie Konrad głupi, bo dał się omotać, a Marta w dodatku wiedziała, jak to zrobić, a dla Antka nie jest ważny sposób, tylko sam fakt, że w ogóle został zdradzony. Jego honor ucierpiał i chciał ukarać obojga, że zrobili z niego rogacza. A czy ukaże jeszcze kogoś, zobaczymy xD Cóż, Konrad nieźle się wkopał, jednak z drugiej strony musiał liczyć się z jakimiś konsekwencjami. Nie wiem, czy Konrad będzie w stanie szybko się otrząsnąć, ale coś tam będzie robił w tym kierunku, zapewne małymi kroczkami :P

      Kurcze, ten tekst był tak spontanicznie napisany :P I właśnie miał być taki, jak jest sam Konrad. Nie widziałam sensu, aby wobec Marty zachowywał się jakoś specjalnie przyzwoicie.

      Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Ja tak zawsze mam. Zawsze wczuje się w opowiadanie i emocjonuje się, choć niekiedy nie mam do tego powodów. Do każdego podchodzę z takim nastawieniem, więc kiedy Konrad wpakował się w kłopoty ja po prostu nie mogłam tego nie przezywać:)

      No tak, został rogaczem, więc jego nie obchodzi to, że to żona puszcza się na prawo i lewo, ważne jest to, że jego duma ucierpiała, a że młody pracownik figlował z jego żoną to na nim się odegrał, niszcząc mu karierę. Ale dziwi mnie to... Czy ta seks-taśma nagrywana była w jego domu? Czy w mieszkaniu Konrada? Bo chyba nic nie było wspomniane miejsce występku?
      Szkoda, że nie użył mózgu, gdy powinien. Rozumiem, że Marta była pociągająca i w ogóle, a on młody i to go w niej fascynowało, ale chyba mógł w jakiś sposób przystopować Martę? Nie wierzę, że ma tak słabą wolę, nie mogę w to uwierzyć.

      Na przyzwoitość jest już za duży:) A mi się to tak strasznie spodobało, bo teraz poznałam go an tyle, że pasuje to do niego i wiem, że powinnam spodziewać się więcej takich sprośności :)

      Usuń
    3. No wiesz, płakać, bo się wczuwasz, nie będę, bo to jest strasznie miłe :D

      Dobre pytanie: gdzie było nagrane? xD Nie pomyślałam o tym, ale są dwie możliwości. Pierwsze to mieszkanie Konrada. Marta ukryła kamerę, kiedy Konrada nie było w pobliżu, a jeśli to było na antresoli, to już w ogóle nie mógł dostrzec, co dzieje się do góry. Druga możliwość: hotel - mogła go zaciągnąć to uprzednio wynajętego pokoju (co się robi z pokojami w hotelach? bierze się? wynajmuje? Wiem, że się sypia xD). Dom Antoniego raczej odpada ^^

      Wiesz, jak to się mówi: faceci mają za mało krwi, aby używać mózgu i członka jednocześnie xD A skoro nigdy się nic nie działo, to dlaczego teraz miałoby się coś dziać - i takie myślenie go mogło zgubić.

      Cóż, przy Marcie pewnie się nie hamował, co wyjdzie później - zobaczymy xD Może będzie tak zajęty odgadywaniem, co Hanka ma na myśli, że zapomni o sprośnościach xD

      Usuń
    4. Cieszę się, dla mnie to tylko przyjemność :)

      Właśnie też o tych dwóch możliwościach pomyślałam, bo w sumie Marta to przebiegła cipa i zrobiłaby wszystko, żeby ukryć kamerę, a potem szantażować młodego gnojka :) wydaję mi się, że z niejednym tak zrobiła :) w końcu nie tylko z Konradem sypiała. Ha,gdyby pokoje hotelowe umiały mówić to nie jedno by powiedziały :) Też mi się wydaję,że dom Antka odpada, ale cholera wie :)

      O ile ten mózg posiadają, przynajmniej niektórzy nie wykazują żadnych oznak, że coś takiego mają :) Konrad najwidoczniej miał chwilowe zaćmienie umysłu, no i to oczywiście ściągnęło na niego same problemy. Niestety, pomyślał to w złym momencie :)

      Trochę szkoda, ale z drugiej strony cieszym się, że Hania tak wejdzie mu w głowę, chyba tylko z powodu tej rozkmiki tego, czemu taka jest wobec niego;)

      Usuń
    5. Właściwie też nie wiadomo, po co to nagranie powstało, bo gdzie, to w zasadzie mogła wszędzie ukryć :P Marta mogła chcieć Konrada szantażować, ale też zrobić to dla własnej przyjemności xD Ogólnie wątpię, żeby Konrad się zgodził, pewnie by pomyślał, że taka taśma mogłaby później trafić w nieodpowiednie ręce... i trafiała.

      Ach, to akurat nie tyczy się tylko facetów :P Hm, zaćmienie umysłu chyba polegało na tym, że za bardzo uwierzył w siebie i uznał, że może zrobić wszystko. Pewnie chciał to jakoś skończyć, ale było już za późno... ^^

      Zobaczmy tak naprawdę, kiedy się wreszcie spotkają, a do tego, no... jeszcze trochę ;) Wyjdzie w praniu ;D

      Usuń
    6. Może po prostu ma takie skrzywieni? Nagrywa z seks z młodymi i jurnymi chłoptasiami ( ale Konrad nim nie jest ), bo tak lubi? Może mieć takie zboczenie, ale wydaję mi się, że właśnie w celach szantażu :)
      Bez jego zgody czy za jego przyzwoleniem i tak by trafiła do Antoniego :) Nie ważne z jakich powodów ich nagrała.

      Możliwe, chyba masz rację. Nie rozumiem, jak faceci mogę myśleć penisem, no nie mogę tego pojąć. No przecież ja cyckami nie myślę, więc... Nie, ja chyba musiałabym być facetem, żeby to zrozumieć.

      Ok, ok, czekamy! <3

      Usuń
    7. Konrad nie jest młody i jurny? Ej, chyba jest :P A może Marta właśnie ma taki fetysz i sobie nagrywa na pamiątkę? Nie zdziwiłoby mnie to zupełnie, a podobno wszystko jest dla ludzi xD I w zasadzie powód nagrania chyba nie jest istotny w momencie, gdy o wszystkim dowiaduje się mąż :P

      Haha, dobre, myśleć cyckami, jakie fajne :D To ja bym chyba niewiele myślała, bo jestem płaska xD Co do facetów, chłopak mi powiedział, że w pewnych sytuacjach po prostu nie jest możliwe, żeby myśleć, także no... xD Może dlatego tak trudno porozumieć się obu płciom ;)

      Usuń
    8. W sensie, że nie jest chłoptasiem, ale jest młody i właśnie jurny, oj jest. Tu nie ma co zaprzeczać czy wypierać się, bo pokazał się jako męski zdobywca niewieścich serc. Moje już zdobył, boję się tego, co będzie potem :)
      No w sumie, czasem potem mogła włączyć sobie wideo i wspominać chwile z Konradem, myśląc, że jej mąż nigdy jej tak nie zadowoli, jak on. A no tak, w tej chwili powody nagrania blakły w świetle tego, że wszystko i tak się wydało. Nie ważne, czy ten film został wysłany przez Martę czy przez kogoś, kto ukradł jej tę taśmę.

      Nie no, cycki to tylko łagodniejsza wersja tego, co chciałam napisać. Moja koleżanka określiła takie kobiety jako te, które, uwaga! cytuję: swędzą cipki na widok faceta. To taka kobierca wersja na myślenie rozporkiem u facetów. Ej, na pewno nie. Ja chyba też w ogóle nic bym nie myślała, skoro taka deska ze mnie.
      Pewnie masz racje, a już na pewno ciężko będzie porozumieć się Hani i Konradowi.

      Usuń
    9. PS. Śliczny, prosty szablon. I koń jest! Jeśli kiedyś będziesz jeszcze zmieniała szablon dodaj takie prawdziwego, żebym mogła jeszcze bardziej nacieszyć oczy <3

      Usuń
    10. Hm, czy to on zdobył serce Marty czy ona jego, to chyba jest sprawa dyskusyjna. Może to po prostu zależy od etapu znajomości, na jakim się znajdowali. A że jest młody, właściwie to w odpowiednim wieku do szaleństw, tutaj może trochę przesadzonych :P

      Dla zabawy, na pamiątkę, po coś ten film nagrała, są powody, dla których ludzie to robią. Trzeba uważać, kogo wpuszcza się do mieszkania albo dopuszcza do komputera xD Swoją drogą niezły dowód zdrady, współmałżonkowie zwykle płacą detektywom, aby takie dowody dostarczyli :P

      Kurcze, w jakimś serialu było, że to akurat miejsce, gdzie tylko facet może podrapać xD Hm, ale z drugiej strony, jeśli tak na widok wszystkich, to współczuję :P Dlatego ja wolę myśleć głową, mimo wszystko objętość mózgu mam większą, niż zawartość stanika xD

      Na początku na pewno będzie im ciężko, ale chyba o tym już wspominałam :)

      Dzięki ;) Chciałam, żeby szablon był prosty, a jeśli chodzi o nagłówek, to trochę inny od tego, co zwykle się na blogach spotyka. Wątpię, abym zrobiła szablon ze zdjęciem konia, jak mam połączyć więcej niż jedno zdjęcie w szablonie, to mnie szlag trafia z "gumkowaniem" i zwykle kombinuję, co zrobić, żeby bezmyślnie nie wymazywać tych zdjęć :P

      Usuń
    11. Hahaha, nie no, Marta raczej niewiastą nie jest, więc ciężko byłoby mi ją zaliczyć do tej kategorii, ale chyba Konrad podbił jej serce, bo najwidoczniej miała do niego osobliwą słabość. Może nie tak dużą, skoro mu groziła, ale chyba Konrad ma coś w sobie, co sprawił, że ta kobieta w jakiś sposób uzależniła się od niego, czy coś w tym stylu.

      Ale z niej idiotka, ciekawe, jakim cudem ktoś zdobył ten film, jeśli to rzeczywiście był ktoś obcy, a nie ona sama... Chyba, ze jednak, to byłoby bezsensu, jeśli sama podesłałaby to mężowi, bo to też dowody przeciwko niej, więc tak, pewnie to jakiś "złodziej". Może nawet ktoś z bliskiego otoczenia Marty? Wcale bym się nie zdziwiła.

      Hahaha, bardzo ciekawa perspektywa. No chyba tak, faceci i tak zawsze dostają monopol na takie rzeczy:) no cóż, to już kwestia tego, czy któraś kobieta zbyt odczuwa taką "dolegliwość", bo zbyt wiele razy to robiła, a może tylko dlatego, że koniecznie chce spróbować, bo nie miała okazji.

      O, i wcale nie liczę na to, że będą mieli łatwo, nic, a nic! :)

      Tak i podoba mi się, bo taki kolorowy, zabawny z tym psem i koniem. Ja ostatnio jak zrobiłam nagłówek to myślałam, że sama zabije się śmiechem. Grafika to jednak nie jest to, co powinnam robić, chyba że komuś poprawić humor :)
      Spróbuj, może się uda? :*

      Usuń
    12. O nie, tego na pewno nie można powiedzieć o Marcie :P Najpierw on uzależnił się od niej, a później ona trochę od niego, a że mogła poczuć coś więcej do Konrada... Cóż, to na pewno słabość, można by się doszukiwać tam uczuć, ale nie wiem, czy to akurat, co dałoby obojgu szczęście :P

      Nie, sama na pewno by mu tego nie podesłała. Ten wątek później się pojawi również, chociaż na pewno nie będzie głównym, wolę się skupić na innych rzeczach, ale powinno się później wyjaśnić, jak z tym filmem było :)

      Właśnie też pomyślałam sobie o tym, że część z tych "swędzących" kobiet może nigdy do czynienia z facetem nie miało i muszą się wreszcie przekonać, jak to jest. Przypomina mi się od razu koleżanka, która w gimnazjum miała obsesję na punkcie seksu i jednego kolesia z naszej szkoły xD Och, ależ to dawno było :P

      Właśnie staram się napisać rozdział, w którym utrudniam Hance życie jeszcze przed ponownym spotkaniem Konrada. Tak mi idzie jak krew z nosa -.-

      Miało być coś wesołego i nieoczywistego, a że znalazłam odpowiednie obrazki, to wyszło coś takiego xD Oj, moje początki też nie były jakoś zachwycające, ale Gimpa w sumie nauczyłam się w szkole, bo tam miała jakieś podstawy. Nowy szablon na pewno nie teraz, a jeśli nawet, to, hm, raczej postawię na coś prostego, bo szkoda mi nerwów xD

      Usuń
  5. Ostatnim razem,Konrad nie wywarł na mnie dobrego wrażenia, więc jakie było nole zaskoczenie, gdy dzisiejszy rozdział skończyłam z mieszanymi uczuciami. Pomimo, że Konrad, na wszystko co mu się przytrafiło, zdecydowanie zasłużył, to było mi go najzwyczajniej w świecie żal. I choć przez własną głupotę stracił prawie wszystko na co ciężko pracował, to według mnie była to zbyt surowa kara. Chociaż kiedy tak piszę, ko zastanawiam się, czy może to jakoś wpłynie na jego przyszłe decyzje. Coś mi mówi, że nie bardzo, ale warto mieć nadzieję.

    Swoją drogą, dobrze że jest Emil. Choć momentami się go boję (naprawdę!), to zdaje się być to odpowiedni "mentor" dla Konrada. Ciekawi mnie, co z tego wyniknie.

    Zastanawia mnie co Konrad ma w sobie, że choć często jest mega wkurzający, to naprawdę go lubię. To chyba dobrze, prawda?

    Teraz jednak czekam na Hankę. Jak kto ktoś wcześniej napisał, również nie mogę się doczekać ich spotkania.
    Lubię tę jej nieśmiałość względem Konrada :)

    Cieplutko pozdrawiam i do następnej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszane uczucia to zdecydowanie dobre określenie. Nie chciałabym, aby wszystko było zbyt proste, nie każdy też musi lubić Konrada, a każdy ma prawo ocenić go na swój sposób. Powiem ci, że Konradowi chyba jest trochę żal samego siebie, bo nie do końca doceniał to, co od życia dostał. Owszem, pracował ciężko, a stracił wszystko przez głupotę. Czy wpłynie? Sama nie wiem, chyba powinno, ale z nim to nigdy nie wiadomo xD

      Boisz się, dlaczego? xD Emil, może nie mentor, ale ktoś będzie trochę musiał kopnąć w tyłek Konrada xD Ogólnie mam zamiar poświęcić sporo uwagi ich wspólnej relacji ;)

      Dobrze, że go lubisz, bo będziesz chciała czytać :D A wkurzający jest, to wiem, poza tym chyba widać, że dużo robię, aby go jednak nie lubić, więc może to ten typ złego chłopca :P

      Spotkanie chyba za dwa rozdziały, nie wiem dokładnie... I chyba rzeczywiście początkowo będzie wyczuwalna ta nieśmiałość ;)

      Również pozdrawiam! :*

      Usuń
  6. Konrad jest niesamowity :) W sumie to powinnam ganić go za to wszystko, co wyprawia, no bo przecież to takie niemoralne mieć romans z żoną szefa :P I w ogóle panisko czasem takie wulgarne :P
    Ale jakoś tak, nie mam ochoty. Ba, nawet jest mi go szkoda po tym rozdziale. Bo biedak został pobity i chociaż dzielnie przyjął to, co go spotkało na klatę, nie tracąc przy tym humoru, to pewnie mocno go boli. I jeszcze Emil mu poprawił, jak się już trochę chłopakowi wcześniejsze rany wygoiły. Ciężki ma on los, oj ciężki ;)
    To teraz słów kilka o Emilu. Mam wrażenie, że to człowiek potrafiący załatwić prawie wszystko i ugasić każdy pożar. I nawet Czyżewski czasem się go słucha... To już coś ;)
    W sumie to te koligacje rodzinne nieźle są tam pokomplikowane między nimi wszystkimi. Fajnie, jakby Emil często się pojawiał, bo trochę mnie intryguje.
    I wciąż myślę o spotkaniu Konrada i Hanki. Oni tak straszliwie się między sobą różnią, że będzie na pewno bardzo zabawnie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romans z żoną szefa jest nie tylko niemoralny, ale też jest głupotą, przynajmniej moim zdaniem :P I możesz go ganić, mnie to zupełnie nie przeszkadza, a sam Konrad - hm, nie wiem, czy by się przejął ;P
      Tak, jak już napisałam wyżej: ja jakoś lubię bić swoje męskie postacie. Najpierw był Aleks, teraz jest Konrad, chociaż ten drugi na pewno został bardziej pobity przez tych dryblasów. Przyjął to z honorem, jak facet (ratując przy tym samochód xD), ale też spodziewał się, że jeśli tak naprawdę rozmowa z Antonim była mało spektakularna, to coś wydarzy się później. A od Emila należało mu się ogólnie, za całokształt xD

      Nie wiem, czy potrafi załatwić wszystko, ale na pewno wiele. Dla Konrada na pewno. Relacje są skomplikowane, będę je wyjaśniać, a Emil będzie się pojawiał dosyć często.

      Mam nadzieję, że będzie zabawnie, a nie śmiesznie :P Do tego spotkanie naprawdę musicie jeszcze trochę poczekać, nie sądziłam, że tak się rozpiszę o Konradzie :P

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. <3 uwielbiam Cię! piszesz genialnie! Twój styl wciąga mnie najbardziej ze wszystkich, których opowiadania blogowe czytałam i nie kłamię!
    Konrad, on ma takie dzikie podejście do życia, przyszli mnie pobić, to niech pobiją, a co mi tam.. ale brak u odpowiedzialności, chociaż uważam, że dobrze potraktował Martę i jej nie pomógł, nie wiem dlaczego, ale się z tego ucieszyłam.. niby to miał być czysty układ między nimi, ale oboje nie byli ok, ona zaczęła coś czuć, a jego wkurzało to, że traktuje go tak przedmiotowo..
    Emil jest poirytowany zachowaniem Konrada, nie ma się co dziwić, zobaczymy co wyniknie z tego powrotu do Poznania ;) w każdym razie Małecki załatwił go na cacy, i choć mu się należało, to w sumie zrobiło mi się szkoda chłopaka..
    Ciekawi mnie co ma takiego magicznego w sobie ta różowa koszula, że ją ciągle przywołujesz ;)
    a styl masz genialny, prawdziwe męskie emocje :)
    i piosenka Editors świetna! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo mi miło! Nie wiem, czy zasługuję na takie komplementy... ^^ Dziękuję ;)

      Pokazał, jaki to z niego chojrak, ale w sumie, gdyby wtedy uciekł, to pewnie tak by gdzieś go dopadli. Odpowiedzialność to coś, o czym w Warszawie zapomniał, stwierdził, że wszystko mu się należy i tak ciągle postępował. Co do Marty, to kiedy w takim "układzie" pojawiają się jakiekolwiek emocje, to ktoś musi ucierpieć. Dobrze, że w ogóle zrozumiał, że taka relacja nie ma sensu i chciał ją w jakiś sposób zakończyć.

      Z samego wyjazdu do Poznania raczej nie wyniknie nic, raczej z wyjazdu inne miejsce, gdzie zaszyje się też inna osoba, na życiowym rozdrożu oczywiście, ale o tym już niedługo ;)

      Sama koszula, hm, to taka bardziej metafora. Dostał ją od Marty i stała się po prostu negatywnym "talizmanem".

      Dzięki, nie jest łatwo pisać z męskiej perspektywy, także cieszę się, że się podoba ;) Ach, ta piosenka, uwielbiam ją! Poza tym wyjątkowo pasuje mi do Konrada :D

      Usuń
  8. Wpadłam powiedzieć, że jestem i żyję. Jutro nadrobię zaległości tu i na "Fabryce życia"

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli zechcesz przeczytać, będzie mi bardzo miło, do niczego nikogo nie zmuszam ;) Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Konrad jest jeszcze młody, musi się wyszaleć. Hehehe.

      Głupio zrobił wdając się w romans z Martą. Z kolei małpa wiedziała jak go omotać.

      Czekam na spotkanie Konrada (nadal go lubię) z Hanką. Ta z kolei kocha się w każdym napotkanym facecie.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
    3. Wyszłam z takiego samego założenia. Bo kiedy ma szaleć, na starość? :P A romans z Martą, cóż, to chyba jedno z takich szaleństw, a że młody i nie myśli, to się dał omotać i nie myślał o konsekwencjach.

      Będzie to spotkanie, ale jeszcze trzeba poczekać ;P

      Usuń
  9. Naważyli piwa oboje... To, że ona nagrała kasetę, to jedno... Ale to on wkładał jej penisa tam gdzie nie trzeba. Miękka faja z niego i tyle. Nie domyślił się, że seks z żoną szefa nie przyniesie nic dobrego? Cóż... A niby businessmani są tacy "inteligentni", AKURAT!

    Emila to chyba jego anioł stróż. Mimo wszystko, mam nadzieję, że rozejdzie się to jakoś po kościach. Chociaż ta akcja z tymi ludźmi z auta i kopniakiem nie zapowiadała się dobrze...

    Sama jestem zdania takiego, że nie warto zdradzać i tyle! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"