Hanka
Poznań, czerwiec 2013
Dwa słowa. Te, które miały działać jak balsam na moją wrażliwą duszę, zagubioną wśród innych uczuć i wahań niestabilnej platonicznej namiętności. Takie, które powinny raz na zawsze wymazać wyobrażenie o ideale i wznieść mnie na wyżyny szczęścia, bo poczułabym się lekka jak piórko. Zawsze chciałam usłyszeć, że jestem dla kogoś ważna i stanowię integralną część czyjegoś życia. Zagubiłam się w poszukiwaniach jedynej, odpowiedniej definicji miłości. Ona miała się pojawić, nawet kiedy nie fruwałam na kolorowych skrzydłach, jak motyle w moim brzuchu, a nieba nie rozświetlały wybuchy fajerwerków. Tak mówili, przekonywali mnie, że to dokładnie to, czego szukałam przez dwadzieścia dwa lata. Powinnam dziękować Bogu, że postawił na mojej drodze Cezarego, gdyż poznałam mężczyznę doskonałego, a kiedy go odrzucę, będę żałować do końca swojego marnego, samotnego życia na ziemskim padole. Ile osób powiedziałoby, że był ideałem? Mnóstwo! Bo dbał o mnie, był czuły, opiekuńczy, namiętny. Okazało się jednak, że niektóre przymiotniki niejedno mają imię, a po pewnym czasie zupełnie zmieniały swoje znaczenie. Mogłabym to zamknąć w nawet jednym, dość wymownym: zazdrość.
Dwa słowa, które doprowadzały mnie jedynie do dziwnego, nieprzyjemnego ucisku, skrętu żołądka i uciążliwej suchości w ustach.
– Kocham cię.
Pierwsza niedziela czerwca przywitała nas stukaniem kropel deszczu o blaszany parapet. Dawno nie padało, szybko przyszły upalne dni, więc liczyłam na chwilę oddechu chłodniejszym powietrzem. Chciałam nawet wybrać się na spacer, chociaż dookoła Starego Rynku. Wytchnienia pod parasolem, tego było mi potrzeba.
– Wiem – odpowiedziałam. Nigdy nie kłamałam, odpowiadałam tylko w taki sposób. Co innego mogłam mówić? „Ja ciebie też”?
Odwróciłam się twarzą do Czarka, popatrzyłam chwilę, a później dźwignęłam się do pozycji siedzącej – na skraju łóżka, aby nie ingerował w moją osobistą przestrzeń, którą naruszał prawie codziennie od czterech miesięcy. Poczułam się podle, przecież powinien wiedzieć, kiedy nie chcę, aby mnie dotykał. Twierdziłam, że się przyzwyczaję, więc uparcie milczałam.
To nie mężczyzna dla mnie. Możliwe, że ja byłam dla Cezarego stworzona, ale razem tworzyliśmy ułomną wersję związku. Nic, kompletnie nic do niego nie czułam. Może oprócz sympatii, lecz to nie było współmierne do tego, czego on oczekiwał. Oczekiwał – to odpowiednie słowo. Cezary chciał, abym go pokochała, a może sądził, że rzeczywiście go kocham, więc uszczęśliwiał mnie, jak potrafił. Na siłę, bo tylko tak umiał. Zaczęłam to sobie uświadamiać bardzo powoli. Sama, bo moi znajomi zauważyli to wcześniej, jednak ich subtelne perswazje jedynie doprowadzały mnie do szału.
Najbardziej irytowała mnie Inga. Ona od samego początku, od momentu, gdy poznałyśmy Cezarego w ostatniego sylwestra, twierdziła, że powinnam sobie odpuścić. Trochę spuściła z tonu, gdy przez cały styczeń trzymałam Sawickiego na dystans. Później jednak już zaraz po tym, kiedy postanowiłam dać temu biedakowi szansę i wynagrodzić mu to czekanie, Inga stwierdziła, że koleś wpakował się z buciorami nie tylko w moje, ale też w ich życie. Oczywiście, że zależało mi na tym, aby moi znajomi się dogadywali, bo nie chciałam rezygnować z przyjaciół dla chłopaka, a ten mógł przebywać ze mną non stop. Często więc zapraszałam go do naszego studenckiego mieszkania, co nie podobało się współlokatorom. Podobno Cezary był wszędzie, szczególnie swoim głosem, ale najbardziej nie mogli znieść tego, że rozstawia ich po kątach i wprowadza swoje własne porządki. Nie zauważałam tego, bo praktycznie zamieszkałam w kuchni.
To jednak nie było najważniejsze. Nie potrafiłam zrozumieć zachowania Ingi z innego powodu, który często jej powtarzałam: ja nie miałam tyle szczęścia. Ona trafiła na fantastycznego faceta, na Janka, którego sobie wymarzyła i wszyscy (łącznie ze mną) jej zazdrościli. Stanowili parę, która potrafiła się dogadać bez słów, a przede wszystkim ufali sobie i mocno się kochali. Ja tego nie miałam, dlatego wciąż jej powtarzałam, że muszę się z Czarkiem dotrzeć. Oczywiście nie słuchała mojego gadania, bo podobno nie było czego dopasowywać.
– Przytul się, mała – usłyszałam jego protekcjonalny głos, więc odwróciłam się jeszcze raz. Leżał na łóżku, jedynie w bokserkach. Na ustach błąkał się chytry uśmieszek, na jasnej twarzy widziałam ślady zmęczenia.
– Chciałabym zjeść śniadanie – odparłam i uniosłam delikatnie kąciki ust. Już wstawałam, kiedy energicznym ruchem Czarek przytrzymał mój nadgarstek i zmusił, bym jednak położyła się ponownie. Przyciągnął mnie do siebie swoim silnym ramieniem, nie miałam szansy, aby wyrwać się z uścisku. Nie sprawiał mi bólu, ale odczuwałam dyskomfort, kiedy nie mogłam decydować o swoich ruchach. Zawsze zależało mi na niezależności, on zaś, nawet mnie nie dotykając, mi ją odbierał.
– Śniadanie nie ucieknie – zaśmiał się. – Najpierw nacieszmy się sobą.
– Kusząca propozycja – skrzywiłam się – ale nie mam zupełnie ochoty na żadne figle, wiesz?
– Mała, wczoraj wieczorem też nie miałaś ochoty – oskarżył mnie, a ja, wykorzystując moment jego nieuwagi, szarpnęłam się i wstałam. Podparłam ręce o biodra i spojrzałam na niego niezadowolona. Nie przyprowadziłam go wieczorem, raczej w środku nocy.
– Bo byłeś wstawiony, pamiętasz? – zaprotestowałam. – Musiałam cię przywieźć.
– Marudzisz. – Machnął na mnie ręką i usiadł na skraju łóżka. – Jesteś przewrażliwiona, no, chodź do mnie. – Wyciągnął ręce, ale nie skorzystałam z propozycji, więc wychylił się i przyciągnął do siebie. Pomyślałam, że spokojnie przeczekam, nie będzie to przecież trwało długo. Wdech, Hanka, i wydech, już przez to przechodziłaś.
Nie zawsze było źle, musiałabym tylko sama tego chcieć. Skoro jednak seks inicjował tylko Czarek, to nie oczekiwałam zbyt wiele. Cezary nie należał do osób, dla których współżycie miało jakieś większe znaczenie. Albo po prostu on nie zauważał, że to, co ze mną robił, nie przestało mieć znaczenie dla mnie. Ot, taki przerywnik w ciągu dnia, a jak już to zrobi, to będzie spokój na jakiś czas. Chyba nie o tym czytałam w Cosmo i innych magazynach, więc uznałam, że seks to jedna wielka ściema, opisana dla hecy w książkach i gazetach, a orgazmy to jakieś mityczne doznania.
Cezary niewiele miał ze mnie do ściągnięcia, tylko to, w czym zawsze spałam, czyli luźną koszulkę i majtki. W zasadzie zrobił to w ekspresowym tempie, zanim mnie położył, już byłam naga. W dziennym świetle mógł mnie obejrzeć całą, dokładnie każde miejsce, zrezygnował jednak z oglądania dziewczyny, traktował to chyba jako zbędny przywilej, bo najwidoczniej widoki się nie liczyły. Ważne były trzy miejsca: usta, bo bardzo zachłannie mnie całował, oraz piersi i pośladki, które dotykał, nie starając się o specjalną delikatność.
Jego ręce na moim ciele... skoro już się tam znalazły, mój mózg dostarczał odpowiednich bodźców fizycznych. Czułam, że kładzie dłonie na skórze… i tyle wiedziałam. Nie było mowy o czymś takim jak przyjemność. To tylko część fizycznego aktu. Czarek mnie dotykał, ale ja tego nie czułam, towarzyszyła temu pustka, której nie potrafiłam opisać. Za wszelką cenę starałam się wykrzesać z siebie coś więcej, aby pomóc przede wszystkim sobie, ale jedyne, na co było mnie stać, to przyzwyczajenie. Wiedziałam, co zrobi i pokornie to przyjmowałam.
Nauka własnego ciała to najtrudniejsze zadanie, z jakim musiałam się zmierzyć. Stworzenie mapy, jakby nowych receptorów, które pozwoliłyby odkryć doznania, z którymi wcześniej się nie spotkałam. Mapy, która umożliwiłaby branie z dotyku ukochanego tego, co najlepsze i upragnione. Stawanie się wśród męskich rąk kobietą, pełnowartościową istotą otuloną drugą połową wszechświata.
Nic nie czuję, pomyślałam, a zaraz po tym uspokoiłam się, że na wszystko przyjdzie jeszcze czas i kiedyś ten dotyk zyska sensualną wartość. Po prostu jeszcze się tego nie nauczyłam.
Czarek wszedł we mnie, za wcześnie, choć dla mnie zawsze było za wcześnie, jęknęłam cicho, instynktownie zacisnęłam zęby. Dobrze, że na mnie nie patrzył. Powtarzałam sobie, że przecież zaraz skończy, nie będę musiała długo czekać, aż upadnie zdyszany i zaśnie. Wtedy wyjdę z pokoju i o wszystkim zapomnę, tylko muszę wytrzymać jeszcze chwilę.
Moja chwila samotności trwała pięć minut. Pozwoliłam letniej wodzie spływać po ciele i otulać się orzeźwiającym zapachem cytrusów. Czasami miałam wrażenie, że małe strumyczki zmywają ze mnie nie tylko brud i pot, ale też odrobinę problemów, dlatego zaraz po wyjściu spod prysznica czułam się lżejsza. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo.
Zastałam Ingę w naszej kuchni, popijała herbatę ze swojego ulubionego kubka z żyrafą. Spojrzałam na nią trochę smutno i uświadomiłam sobie, że we wszystkim, co dotyczyło Czarka, miała rację. Zebrało mi się na płacz. Dobrze, że Cezary został w moim pokoju. Chyba jedna łza popłynęła po policzku, ale kiedy usłyszałam kroki, natychmiast otarłam ją wierzchem dłoni. Okazało się, że do pomieszczenia przyszedł Janek, który przywitał mnie wesołym „dzień dobry”.
– Dla kogo dobry… – odezwała się moja przyjaciółka. – Jasiu, zróbmy szybko śniadanie, zanim ten dryblas zajmie kuchnię – powiedziała jeszcze, jakby zupełnie mnie ignorując. Doskonale wiedziałam, że jej słowa miały mnie dotknąć. Zachowywała się tak, jakby nie widziała, że nie czułam się najlepiej. A kto miał mnie wspierać jak nie ona?
– Inga – zaczęłam, ale natychmiast weszła mi w słowo:
– Hania, nie becz mi tutaj. O trzeciej nad ranem obudził mnie twój bezdomny narzeczony, narąbany w trzy dupy, więc wybacz, ale mam dosyć wrzasków.
– Inga, jesteś okropna – zauważył Janek, przyglądając się mi z jawnym zaciekawieniem, bo chyba zauważył, że nie tryskam pozytywną energią.
– O trzeciej mówiłeś coś innego – odparła tylko. – Zechciałbyś zauważyć, że Sawicki zatruwa życie nie tylko naszej szanownej koleżance, ale także i nam. – Jej złośliwy, teatralny i pobłażliwy ton wywołał u mnie falę złości. Uderzyłam pięścią o blat szafki, zacisnęłam usta i zmarszczyłam czoło.
– Zostaw swoje mądrości dla siebie – warknęłam, oszukując samą siebie. Przecież doskonale wiedziałam, o co jej chodziło i że tak naprawdę chciała dla mnie jak najlepiej.
– A ty płaczesz dlatego, że się nie wyspałaś, tak? – zapytała lekko. Nie chciałam wybebeszać się przy Janku, więc milczałam. Znowu nic nie powiedziałam, stanowiło to dla mnie temat tabu, ale współżycie nie istniało, jedynie istniało -życie dla Czarka.
To nie tak, że od początku nastawiałam się, że nam nie wyjdzie. O nie! Bardzo chciałam, aby urodziło się coś wyjątkowego. Mogło tak być, wierzyłam w to, bo nic nie dzieje się przecież tak nagle jak na filmach. Tam nie pokazują tego, co dzieje się dalej, wierzyłam, że wszyscy muszą się poznać, a dopiero później budować na solidnych fundamentach.
Wszystko ułożyłoby się dobrze, gdybym z moją decyzją nie zwlekała tak długo i naiwnie nie wierzyła, że miłość przyjdzie sama. Czekałam na nią całe cztery miesiące, aż wreszcie sama zaczęłam wątpić.
Wcale nie chciałam być złą dziewczyną, starałam się naprostować i wychować Czarka, jednak jego opiekuńczość i czułość wynikały z chorobliwej zazdrości. Podobno odrobina tego grzechu może dodać pikanterii związkowi, ale jeśli przybiera to formę agresji, zaczyna być to niepokojące. Tak naprawdę moje życie ograniczało się do zajęć na uczelni, spania i… Czarka. Był przy mnie ciągle. Inga twierdziła, że nie widuje mnie bez tego dryblasa u boku.
Cezary Sawicki stał się moim cieniem. Potrzebowałam naprawdę niezłego kopa od życia, aby to dostrzec.
– Coś z tym zrobię – odpowiedziałam nieśmiało. Oszukałam sama siebie, bo zwlekałam kolejny tydzień.
*
Czerwiec stał się niesamowicie upalny, dlatego większość czasu chciałam spędzić na zewnątrz, najlepiej nadrabiając w końcu zaległości towarzyskie. Nie, żeby wcześniej nie było ku temu okazji, ale nikt nie chciał spędzać czasu ze mną i moim cieniem jednocześnie. Postanowiłam jednak porządnie się zrelaksować i przede wszystkim odpocząć od Czarka. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że potworna ze mnie hipokrytka – ciągle męczyłam się z nim, jego towarzystwo dokuczało mi coraz bardziej, ale ja, naiwnie wypatrując iskier między nami, nic z tym nie robiłam. Dlatego rozpierała mnie duma, gdy zrobiłam pierwszy krok, choć nieco nieudolny.
W kolejną sobotę zaplanowałam ze znajomymi typowy dla nas wieczór: planszówka na stół, Michał przyniósł alkohol, ja oczywiście zajęłam się gotowaniem, a Inga i Janek posprzątali w swoim pokoju – wieczór zapowiadał się idealnie. Zabrakło jednej osoby: Cezarego. Musiałam być podłą dziewczyną, skoro nie odczuwałam żadnej straty, czułam się wyjątkowo swobodnie i wręcz tryskałam dobrym humorem. Uznałam, że nie powinnam przejmować się brakiem jego obecności, skoro mój chłopak siedział mi na głowie cały czas, a wszystkie weekendy rezerwował dla siebie. Postanowiłam się wreszcie zbuntować, zawsze wiedziałam, że tkwił we mnie gen rebelianta. Rzecz jasna odsunięcie Czarka na jeden wieczór graniczyło z cudem, ale musiał zadziałać mój urok osobisty i drobne kłamstewko.
Tak, musiałam skłamać, zastosować niewielki podstęp, aby zyskać kilka godzin. Powiedziałam mu, że robimy z Ingą babski wieczór i nie chcę, aby oglądał mnie, gdy nakładam na nos maseczkę z żelatyny i mleka. Wyobraźnia Czarka nie sięgała tak daleko, więc się zgodził, a mój plan wypalił.
Czułam się podle nie dlatego, że go okłamałam, ale byłam świadoma mówienia nieprawdy.
– Coś cię gnębi? – zapytała Inga, wyrywając mnie z chwilowego letargu.
Niby przypadkiem kaskada jasnych włosów zakryła mi twarz, kiedy rzucałam kośćmi, stworzyłam tym samym barierę między nami. Poczułam na sobie jej zimny wzrok, trochę karcący. Poza tym nie chciałam znowu psuć sobie humoru przez chłopaka, skoro cały mój świat od pewnego czasu kręcił się wyłącznie wokół niego.
A później wypiłam pierwszą lampkę wina.
– Nosz… Znowu nie mogę nigdzie iść! – wrzasnęłam, aby udowodnić mojej przyjaciółce, że tak bardzo przejęłam się grą. Wyjątkowo tego wieczoru towarzyszył mi pech, przecież w Runebound zawsze ogrywałam znajomych! Już trzecią kolejkę stałam w miejscu i nie wykonywałam sensownych ruchów. Zrobiłam się zła jak osa.
– Hania, dolać ci wina? – zapytał Misiek, a ja nie odmówiłam.
Drugą lampkę pochłonęłam wyjątkowo szybko. Odczuwałam to, że dawno nie miałam w ustach alkoholu. No tak, ciągle robiłam za kierowcę, byłam posłuszna, kiedy faceci pili, a ja odwoziłam ich do domów, a później ze wstawionym Czarkiem lądowałam w łóżku.
W momencie, kiedy zaczęło mi wychodzić, gra miała się już ku końcowi, więc siedziałam zirytowana, dostarczając znajomym rozrywki. Miałam ochotę pośmiać się sama z siebie, ale usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To mogło oznaczać tylko jedno.
– Nie odbieraj – poleciła twardo Inga. – Masz prawo czasami przebywać bez niego.
– Tylko że – jęknęłam – on nie wie, że jesteśmy tutaj wszyscy – przyznałam.
Przyjaciółka spojrzała na mnie spode łba i skrzyżowała ręce na piersi. Nie wyglądała na zadowoloną. Czarek mógł się domyślić, że minęłam się z prawdą, Inga wyczuwała kłopoty.
– O kim mówimy? – zapytał Michał, zapychając się sałatką grecką. Zawsze przychodził do mnie głodny, a później prosił, żebym zrobiła mu kolację. Pod względem kulinarnym byłam dla niego babcią, bo zawsze się u nas najadał.
– O Cezarym – odpowiedział mu Janek.
– Ach, no tak – mruknął – mogłem nie pytać.
– Dajcie spokój – warknęłam, ciskając gromy z oczu. – Nie odbiorę, ok?
Misiek i Janek wzruszyli ramionami, Inga spojrzała ostentacyjnie na zegarek, natomiast ja siedziałam jak na szpilkach, oczekując momentu, aż na Taczaka zjawi się gość specjalny. Nie musieliśmy długo czekać, bo niecałe dwadzieścia minut (według wyliczeń mojej przyjaciółki). Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi, błagalnie popatrzyłam na Ingę. Podniosła ze zdziwieniem brew i już wiedziałam, że nie mogę liczyć na pomoc z jej strony. Cóż, wcale jej się nie dziwiłam, skoro chciałam naprawić lub zmienić stosunki pomiędzy mną a Czarkiem Sawickim, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.
Wstałam powoli, a wychodząc, zamknęłam drzwi od pokoju. Z przedpokoju spojrzałam na swoje łóżko, leżało tam kilka książek. Do głowy przyszedł mi kolejny wspaniałomyślny plan. Tym razem musiało się udać.
Otworzyłam drzwi, oczywiście zobaczyłam Czarka z szerokim uśmiechem na ustach.
– Moja piękność – powiedział wesoło. Widocznie zasugerował się tymi wymyślonymi maseczkami, bo zwykle nie używał takich zwrotów.
Wpuściłam go do środka, od razu prowadząc do mojego pokoju. Rozsiadł się na łóżku, a ja stanęłam na środku w bezpiecznej odległości. Rozejrzałam się dookoła, a później mój wzrok spoczął na niewielkim stosie książek. Wpatrywałam się uporczywie, aż on też spojrzał.
– Jak widzisz – zaczęłam spokojnie – sesja mnie dopadła.
– Tak ładnie na dworze, a ty w książkach – stwierdził z grymasem na twarzy. – Chciałem cię gdzieś wyciągnąć.
– Ja wszystko rozumiem – odparłam – ale nie przez najbliższy tydzień.
– Tydzień?!
– A nawet przez dwa – dodałam pośpiesznie nauczycielskim tonem.
– Nie rozumiem, po co ci te studia – oświadczył następnie. Nie był zadowolony z moich słów. To pewnie przez alkohol, ale mnie na usta cisnęło się, żeby powiedzieć, że dla zabawy, ale w tej sytuacji ta odpowiedź odpadała. Przewróciłam tylko oczami. – Ja sobie jakoś bez nich radzę na tyle dobrze, że nie będziesz musiała pracować.
Cezary Sawicki tak daleko wykraczał swoimi planami w przyszłość, że już dzisiaj widział mnie jako perfekcyjną kurę domową. Rzeczywiście uszczęśliwiłoby go, gdyby codziennie na stole czekał na niego ciepły obiad, a ja miałabym się życiowo spełniać, siedząc w domu.
– Czarek, jeśli mam wysłuchiwać twoich teorii – jęknęłam nieprzyjemnie – to wolę się skupić ponownie na nauce. Wybacz, ale... – zawahałam się. – Nie, w zasadzie nie masz mi czego wybaczać, bo ja również mam swoje obowiązki. Poza tym przyszedłeś bez zapowiedzi, więc nie mogę ci poświęcić wiele czasu – zaczęłam ponownie. – Wątpię, żebym miała czas przez najbliższe dwa tygodnie.
– Chyba nie będzie ci przeszkadzać, jeśli sobie tutaj po prostu posiedzę?
– Będzie – zaprotestowałam. – Nie tylko mnie, ale też moim znajomym. Oni również uczą się do egzaminów!
Tutaj już troszeczkę popłynęłam, modliłam się, aby Czarek nie zajrzał do pokoju obok. Myślę, że otwarta butelka jedna wina na stole i druga pusta pod nim stanowiły wystarczający dowód kłamstwa.
– Odezwę się po wszystkim – zapewniłam go z uśmiechem na ustach. Dostałam tylko buziaka, a później, choć niechętnie, wyszedł.
Wtedy właśnie niebo spadło mi na głowę i chciałam płakać ze szczęścia.
*
Pierwszy tydzień przeleciał bardzo szybko, miałam dwa zaliczenia i jeden projekt do oddania, wszystko poszło bez problemu, więc skakałam pod sufit. Chyba na poważnie wzięłam sobie własne słowa, że to mój obowiązek, bo szło mi wyjątkowo dobrze i nie mogłam narzekać.
Tak naprawdę w tej sesji miałam tylko jeden egzamin z prawdziwego zdarzenia. Rzeź niewiniątek zaplanowano na siedemnastego czerwca, w poniedziałek, w dodatku na godzinę piętnastą, dlatego już od rana chodziłam zdenerwowana. Wolałam odbębnić wszystko od rana i mieć spokój, a tak snułam się z kąta w kąt, marudząc, że jeszcze tyle czasu, aż w końcu Inga wyrzuciła mnie z mieszkania – nie mogła mnie znieść.
Stanęłam przed kamienicą i sterczałam tak dłuższą chwilę. Miałam jeszcze dwie godziny i naprawdę nie wiedziałam, co zrobić, aby uprzyjemnić sobie czekanie. Ruszyłam ulicą Gancarską w stronę Świętego Marcina, spotkałam kilku żuli, więc przyspieszyłam kroku, później skręciłam w prawo. Minęłam ze trzy księgarnie, chyba cztery apteki i kilka banków – zawsze się zastanawiałam, dlaczego na najbardziej rozpoznawalnej ulicy w Poznaniu nie ma żadnych kawiarni, ogródków i nie tętni tutaj życie towarzyskie. Zauważyłam jednak, że miasto i tak się zmienia, bo wiele nowych lokali pojawiło się w cieniu starych kamienic przy mojej ulicy, przy Taczaka. Z jednej strony cieszyłam się, że coś tam się dzieje, z drugiej wieczorami musiałam zamykać okna, aby nie przeszkadzał mi hałas. Coś za coś, ale w końcu latem gdzieś można było napić się piwa!
Szłam cały czas prosto w kierunku Alei Marcinkowskiego, ściskając w ręku czarną kopertówkę, w której zmieściły się tylko najpotrzebniejsze rzeczy. W środku wibrował telefon: to Czarek napisał, że trzyma za mnie kciuki. Uśmiechnęłam się delikatnie, ale po przeczytaniu nawet nie siliłam się, aby odpisać. Przez ostatni tydzień nasze kontakty ograniczały się do nic nieznaczących sms-ów, kilkuminutowych rozmów telefonicznych, a właściwie monologów Cezarego i... tyle. Nie odczuwałam straty, ba, doświadczałam nowej wolności, tak, jakbym wreszcie przestała być kontrolowana. Wystarczyło kilka dni, abym znowu odżyła i stała się starą Hanką – zadowoloną z siebie i wesołą dziewczyną. Odzyskałam siebie, bardzo mi ten stan odpowiadał.
Po drodze weszłam do galerii. W jednej z kawiarni odbywał się mały koncert, zgromadziło się sporo starszych osób. Dziewczyna, pewnie w moim wieku, stała na podeście i prezentowała zgromadzonym śpiew klasyczny. Stanęłam za stolikami, pochłaniając ulubione bakaliowe lody i przyglądałam się z zaciekawieniem. Nie trwało to dłużej niż dwie minuty, bo taka rozrywka mnie najzwyczajniej na świecie nudziła, ale pozazdrościłam dziewczynie talentu – ja jedynie doskonale grałam na nerwach, na niczym więcej.
Wyszłam z drugiej strony galerii, prosto w cień tarasu widokowego (z którego i tak nic nie było widać) i skierowałam się w stronę Placu Wolności. Jego nazwa tego dnia miała dla mnie wyjątkowe znaczenie. Poza tym uwielbiałam to miejsce, otwarta przestrzeń, ciepłe kolory budynków – wszystko sprawiało, że było tam tak przyjemnie.
Wokół fontanny, która swoim kształtem przypominała dwa białe żagle, zgromadziło się mnóstwo młodych ludzi, niektórzy na deskach, inni na łyżworolkach, a w wodzie pluskały się dzieciaki pod bacznym okiem rodziców. Podeszłam bliżej, aby usiąść pod żaglami, to właśnie z nich ściekała woda, co tworzyło swoisty mikroklimat. Drewniany pomost był oczywiście mokry, a ja miałam iść na egzamin, więc nie mogłam sobie pozwolić, aby tam usiąść. Spoczęłam więc na schodkach, w suchym miejscu, i postanowiłam zostać na dłuższą chwilę. Nie przeszkadzał mi nawet wyraźny zapach chloru.
Słoneczne, czyste niebo nad Poznaniem było naprawdę piękne. Ten kolor coś mi przypominał. Może jakąś sukienkę albo smerfowe lody? Nie potrafiłam skojarzyć. Nie zaprzątałam sobie tym głowy, cieszyłam się chwilą, zjadłam do końca swoje słodkości i obserwowałam okolicę. Przejechał tramwaj, zapaliło się zielone światło, później piesi przechodzili przez pasy – wszystko w swoim stałym rytmie – rytmie miasta. Żałowałam, że nie zabrałam ze sobą żadnej książki, bo mimo panującego gwaru potrafiłam się zrelaksować. Trochę tak, jakbym siedziała nad jeziorem. Czułam zbliżające się wakacje.
Wakacje, tak, to było coś, czego bardzo potrzebowałam. Nie planowałam jednak niczego, nie miałam do tego głowy. Chciałam koniecznie gdzieś pojechać, najlepiej w miejsce, gdzie czas się dla mnie zatrzyma. Co najważniejsze, nie wyobrażałam sobie, aby towarzyszył mi Czarek, bo to on kradł mi całą magię.
Pół godziny przed egzaminem ruszyłam tyłek z miejsca i skierowałam się w stronę uczelni. Nie czułam żadnej presji, nie przygotowałam się idealnie, ale wystarczyłaby mi trója. Wierzyłam, że po prostu nie mogło być źle.
Liczyłam na to, że ktoś zaproponuje jakiś wypad na miasto, w końcu się nam należało! Nie myliłam się, po egzaminie umówiliśmy się na before u kolegi z mojej grupy. Zadowolona z siebie, wróciłam do mieszkania. W progu minęłam się z Ingą, jej mina mówiła, że chce mnie zabić.
– Co jest? – zapytałam, wyciągając ją na korytarz.
– W twoim pokoju czeka Czarek – oznajmiła.
I koniec wolności, pomyślałam.
– Inga, posłuchaj – zaczęłam z pokorą w głosie – ja go spławię. Obiecuję, że to jest ostatni raz.
– Oby – mruknęła, ale widziałam, że powstrzymuje uśmiech. – Idę na zakupy, będę za pół godziny.
– Cześć, Czarek – przywitałam się. Spojrzał na mnie i otaksował swoim rozbawionym spojrzeniem.
– Ta koszula jest ci za duża, mała – zaśmiał się i podszedł bliżej, najwidoczniej po to, aby mnie pocałować. Nie pozwoliłam mu jednak na zbyt wiele, bo odsunęłam się szybko. Popatrzyłam na siebie, nie rozumiałam, co miał do mojego ubrania, bo ja w luźnej koszuli czułam się wyjątkowo dobrze. On pewnie by tego nie zrozumiał, że to nawet mój rozmiar.
– Nie jest za duża, taka ma być – odparłam z niesmakiem. – W zasadzie dobrze, że cię widzę. Musimy porozmawiać – oświadczyłam i poczułam, że serce podchodzi mi do gardła.
Nie, nie mogłam się wycofać, podjęłam tę decyzję sama, wiedziałam, że tak będzie dla mnie lepiej.
– Coś ty taka poważna? – Znowu ryknął śmiechem. Zacisnęłam szczęki.
– Czarek – pokiwałam głową pobłażliwie – jak ty nic nie rozumiesz.
– Słucham? – Wyglądał, jakby się otrząsnął ze snu. – O co ci chodzi, mała?
– Czarek, nie będziemy się dłużej spotykać – odpowiedziałam bardzo rzeczowo. – Nie możemy być już razem.
Jejku, ależ gładko poszło! To wszystko przeszło mi to przez gardło, chociaż nieustannie walczyłam ze swoimi skołatanymi nerwami, wewnątrz słyszałam moje pędzące serce. Mimo tego poczułam, że naprawdę staję się leciutka jak piórko i unoszę się nad ziemią, bo wreszcie powiedziałam to, co już dawno powinnam.
Po cichu wypuściłam powietrze z płuc, niecierpliwie oczekując jego reakcji. Cezary spojrzał na mnie z góry, zmarszczył czoło i wyrzucił z siebie słowa, brzmiąc prawie groźnie:
– Żartujesz, mała? Przecież ty mnie kochasz.
– Nie kocham.
Dwa słowa. Te rzeczywiście zmieniły moje życie. Nie byłam przygotowana na lawinę, która w tamtym momencie na mnie spadła. Widocznie moja wyobraźnia nie sięgała tak daleko.
– Odszczekaj to – jęknął przeraźliwie, aż się wystraszyłam. – Przecież wiem.
– Nic nie wiesz! – krzyknęłam desperacko. – Ja nie mogę z tobą być, bo zabierasz mi moje własne życie – wyrwało mi się. – A ja nie chcę być częścią twojego!
Patrzył na mnie ze złością, której jeszcze nigdy nie widziałam u nikogo. W jasnych oczach czaiła się wściekłość. Gdyby nie to, że stałam na środku swojego pokoju, to pewnie dawno bym stamtąd wyszła, aby nie musieć na niego patrzeć. Zauważyłam, że Cezary zaciska szczęki, a później jeszcze dłonie w pięść. Zrobił krok w moją stronę, chwycił mocno za ramię, aż zabolało i nie mogłam się wyrwać.
– I co? Teraz będziesz się puszczać, bo już możesz, tak?
– Słucham? – zapytałam trochę głupkowato, bo nie zrozumiałam na początku, o co mogło mu chodzić. Czyżby miał na myśli to, że był moim pierwszym facetem? To naprawdę niedorzeczne, nonsens, po nim tym bardziej unikałabym mężczyzn. – Puść mnie! – warknęłam na niego.
– Może już się z kimś puszczasz!? Ty mała dziwko – usłyszałam niewybredny epitet, ale nie przejęłam się, bo udało mi się wyrwać z uścisku. Nie na długo.
W tej samej sekundzie dostałam w twarz z otwartej dłoni. Cios był wyjątkowo silny.
Upadłam.
Przed oczami zrobiło się ciemno. Połowa twarzy płonęła żywym ogniem.
Moje myśli nigdy nie sięgały tak daleko. Nie przypuszczałabym, że Cezary może mnie uderzyć, że mógłby w taki sposób skrzywdzić kobietę. Wiedziałam, że był chorobliwie zazdrosny, że skopałby każdego, kto tylko by się do mnie zbliżył. Kiedy otworzyłam oczy i zobaczyłam tego mężczyznę przed sobą, widziałam zupełnie obcą osobę.
Wstałam szybko. Cezary wyciągnął do mnie rękę, ale w amoku wydawało mi się, że chce wymierzyć kolejny cios. Cofałam się na oślep.
– Kochanie, przepraszam – powiedział wyraźnie przejęty. Głupi frazes, wątpiłam, że jest mu przykro. – Kochanie...
Wyszłam do przedpokoju, on kroczył za mną, strasznie się bałam tego, co może mi jeszcze zrobić. Jednocześnie nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa.
– Kochanie, wiesz, że nie chciałem...
W tamtym momencie dostrzegłam na stoliku w przedpokoju kryształowy wazon, może niezbyt duży, ale wyglądał na wykonany z grubego szkła. Jak większość przedmiotów w tym mieszkaniu musiał mieć więcej lat niż ja. Niewiele myśląc, chwyciłam ten wazon, a później bez zastanowienia zrobiłam pierwsze, co przyszło mi na myśl: rozbiłam go na głowie oprawcy. Szkło roztrzaskało się z hukiem.
Po sekundzie, która ciągnęła się w nieskończoność, Cezary runął na podłogę, tuż pod moje nogi. Wyglądał, jakbym go zabiła. Nie odważyłam się jednak sprawdzić, czy naprawdę nie umarł.
Jęknęłam. Przeskoczyłam go. Wyszłam na klatkę schodową, zatrzaskując za sobą drzwi. Ruszyłam w dół schodami. Potknęłam się dwa razy. Wybiegłam na ulicę.
Dokąd, o bogowie, dokąd?
Zaczęłam biec na oślep w stronę Ratajczaka, modląc się, aby Czarek nie ruszył za mną. Przebiegłam przez ulicę, nie zwracając uwagi na samochody, jeden kierowca zatrąbił, przechodnie odwracali się za mną. Biegłam w stronę Browaru, a później skręciłam w ulicę Ogrodową. Z lewej mijałam rząd kamienic, a po prawej rozciągał się park. Beztroscy ludzie bawili się i wylegiwali na leżakach w czasie, kiedy ja walczyłam o swoje życie. Zbiegałam z górki, więc musiałam przyspieszyć, nie kontrolowałam tego, pędziłam na złamanie karku, a później jeszcze musiałam wziąć zakręt.
I stało się, zatrzymałam się na obiekcie, którym okazał się dorosły mężczyzna w szarym, biznesowym garniturze. Wpadając na niego, zauważyć, że wychodził ze sklepu z winami, ale nie przyjrzałam się twarzy.
– Najmocniej przepraszam – wymamrotałam i chciałam uciekać dalej, ale pochwycił mój nadgarstek. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w lewej ręce ciągle ściskałam swoją kopertówkę. Och, jak dobrze!
Instynktownie próbowałam się wyrwać, szamotałam się trochę jak zranione zwierzę, mężczyzna trzymał jednak pewnie, więc nie miałam najmniejszych szans. Odwróciłam się przodem do niego, zapewne po to, aby zaatakować. Nic takiego nie nastąpiło, bo zahipnotyzowały mnie oczy tego człowieka.
Kolor tęczówek... taki jak dzisiejsze niebo nad miastem. Jęknęłam. Ja znałam to spojrzenie, najpiękniejsze na świecie...
– Hania – wypowiedział cicho moje imię. – Hania, co się stało? – zapytał już z pewnością w głosie. Czuł, że zaraz upadnę, więc cały czas mnie trzymał. Chyba powinnam mu podziękować.
– Niech mnie pan ratuje – wyszeptałam i rzuciłam się mu na szyję.
Dziewięć stron patologii Hanki :D A wazon na koniec to wszystko zagiął! I czy mi się dobrze wydaje, czy ona wpadła na Konrada...? *-* Bardzo, bardzo lubię ten rozdział :D
OdpowiedzUsuńOch, chyba zrobiłam zamieszanie z tą postacią na końcu, jakbym celowo chciała ukryć tożsamość jegomościa... ^^ Nie, to nie jest Konrad, jeszcze nie on ;P
UsuńJa też lubię ten rozdział, może też dlatego i Tobie się spodobał ;)
Jak nie Konrad, to Emil, na sto procent :D Bo celowo to zrobiłaś, przyznaj się!
UsuńNo widzisz :D
Na stówkę! :) I nie, nie zrobiłam tego specjalnie, tylko za bardzo tajemniczo wyszło ;P Myślałam, że to jest oczywiste... ^^
UsuńO, nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńWpadnę w okolicach jutra rana, no... ewentualnie popołudnia ;)
O, jezu, o, jezu...
UsuńJaki rozdział!
Wybacz, że nie wpadłam wcześniej, tak jak obiecałam, ale pochłonęły mnie sprawy związane z magisterką i wyjazdem.
Przez pierwszą połowę rozdziału co chwilę kręciłam głową, przy drugiej prawie weszłam w monitor.
Gratuluję Ci, moja droga ;) Ten rozdział to mistrzostwo. Ukazałaś tyle twarzy Hani, Cezarego zresztą również. Hania na początku przywodziła mi na myśl taką dobrą samarytankę. Cezary zrobił dla niej to, zrobił tamto... trzeba się odwdzięczyć. Zwłaszcza w łóżku. Ten ostatni wątek całkowicie zbił mnie z tropu. Chodzi mi tu przede wszystkim o to jej zaślepienie. Nic do niego nie czując pozwoliła mu na tyle rzeczy... to się w głowie nie mieści. Doszłam do wniosku, że albo ktoś ją kiedyś bardzo zranił, albo... sama robiła sobie na złość. No, nie wiem. W każdym razie, zachowanie obojga dobrze o nich nie świadczy.
Wiedziałam, że z tego Czarka, to niezłe ziółko, ale żeby aż tak? Czasem warto mieć pod ręką taką Ingę. Ale tylko wtedy, kiedy zamierza jej się posłuchać :> Hania nie posłuchała. No i ma. Trupa. No, dobra. Słabe. Żart mi się nie udał ;)
W zasadzie, można byłoby jeszcze próbować wytłumaczyć zachowanie Czarka. Przecież Hanka snuła przed nim iluzję miłości. Okłamywała go. Wściekł się. Do tego momentu jestem go w stanie zrozumieć. Kiedy jednak nazwał ją tak, a nie inaczej i podniósł na nią rękę, już nie. Teraz pytanie dnia. Czy ona go zabiła? A raczej dwa pytania. Czy tym "panem" jest Emil? :D Bo chyba przecież nie Konrad? On chyba ostatnio nie nosi szarych garniturów, tylko różowe koszule, czyż nie? :P Tak, tak, to mógłby być Emil. Nie obraziłabym się ;) Bo stąd to już tylko krótka droga do Konrada.
Baaardzo czekam na więcej i pozdrawiam ciepło :)
<3
Za długie rozdziały widocznie piszę :P Ja natomiast mam ostatnio nadmiar wolnego czasu, którego nie potrafię spożytkować -.-
UsuńTo fajnie, że się podobał, bo dla mnie praca nad tym rozdziałem była jednocześnie przyjemnością i katorgą, a czytając takie opinie wiem, że było warto się poświęcić :) Nie wiem, czy Cezary ma wiele twarzy, ale Hanka na pewno i będę to jeszcze pokazywać :) Ja się całkowicie z Tobą zgadzam, bo sama bym pewnie w takim związku jak ona nie wytrzymała, a na pewno nie poświęcałabym tyle "siebie". Na samym początku Hanka postawiła na rozsądek, a później gdzieś to zgubiła albo odstawiła na bok, bo może ta miłość przyjdzie. Moja romantyczna natura się w tym momencie by zbuntowała :P
Pewnie, że dobrze mieć taką Ingę, ale skoro Hanka się uparła, to trudno było jej coś wyperswadować. Być może Inga patrzyła na nich z dystansu, dlatego mogła zauważyć pewne rzeczy, których Hanka nie dostrzegała albo dostrzegać nie chciała.
Trupa nie będzie. Chyba że taki metaforyczny. Taki trochę trup w szafie xD
Ja myślę, że Czarek patrzy na świat w bardzo prostych kategoriach. Znam kogoś takiego, więc w pewien sposób mogłam się wzorować. On nie potrafił zrozumieć, dlaczego Hanka go nie kocha, skoro on jest dla niej (w jego mniemaniu) dobry. Nie wiem, czy osoba, którą ja znam, byłaby tak agresywna, ale uznałam, że jest to bardzo prawdopodobne. Jego złość można jakoś usprawiedliwić, bicie - nie.
Konrad na pewno nie nosi biznesowych garniturów, a myślę, że i różową koszulę przestanie xD To może będziesz zadowolona, bo Emila w przyszłym rozdziale będzie dużo i zdecydowanie - spotkanie tego pana będzie zwiastunem spotkania Konrada ;>
Również pozdrawiam! <3
Niewiele brakowało, a przy fragmencie z wazonem, odłożyłabym laptopa na bok i zaczęła tarzać się po podłodze ze śmiechu. Trochę to niewłaściwe, no bo Czarek niby cierpi, ale co tam. Należało mu się! Mam tylko nadzieję, że jedynie go skutecznie otumaniła, a nie zabiła :P
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, jestem dumna z Hanki. Wreszcie się postawiła i chyba ostatecznie rozprawiła z Czarkiem. Bez sensu było się z nim tak męczyć i dobrze, że sama to zrozumiała. Od początku chciała dobrze, a wyszła na tym stratna… Pojawił się Czarek, zabiegający o nią na każdym kroku. Wydawał się być miły, troskliwy i przyjacielski. Nie poczuła do niego od razu wielkiej miłości, ale postanowiła dać im szansę. W końcu czasami naprawdę jest tak, że dopiero po spędzeniu ze sobą mnóstwa czasu, odkrywa się swoje prawdziwe uczucia względem drugiej osoby. Im się nie udało, a Czarek przestał być czarujący, zamieniając się w apodyktycznego potwora. Dlatego nie powinna mieć żadnych wyrzutów i wątpliwości, co do swojego wyboru.
Nie dziwię się też, że Hanka tak długo nie mogła zdobyć się na podjęcie ostatecznej decyzji. W tej kwestii akurat przypomina trochę mnie samą. Też kiedyś, będąc w podobnej sytuacji, zwlekałam jak najdłużej się dało. W końcu jednak trzeba powiedzieć dość. I dobrze, że ona ma już to za sobą. Co do Czarka jeszcze, to swoim atakiem na nią, udowodnił tylko, że postąpiła jak najbardziej słusznie.
I jeszcze ten mężczyzna na końcu. Moja pierwsza myśl – Konrad. Ale przecież to nie pasuje, no bo mieli spotkać się później. Zresztą Hanka nie zwracałaby się (chyba) do niego per pan. Co prawda jej stan nie był wtedy najlepszy, więc mogła gadać głupoty, ale mi to i tak nie pasowało. I nagle olśniła mnie myśl. No, bo skoro Hanka uważa jego spojrzenie za najpiękniejsze i dobrze je zna, zwraca się do niego w taki sposób, toż to pasowałoby na Emila :O Tak mi przyszło do głowy…
W ogóle po tym rozdziale stwierdzam, że uwielbiam Hankę po wieczny czas. I najchętniej widziałabym ją u boku Aleksa :P Ale w sumie z Konradem różnią się dużo bardziej charakterami i ostatecznie lepiej na tym wyjdą, zapewne ;)
Pozdrawiam!
W zasadzie kiedy pisałam ten fragment, to nawet nie pomyślałam o tym, że to może kogoś rozbawić ;) Nie, nie zabiła go, to na pewno nie, może jedynie trochę uszkodziła, ale Czaruś ma twardy łeb ;p
UsuńNie byłam specjalnie miła dla Hanki stawiając przed nią Czarka, ale też chciałam pokazać, jak bardzo ona potrzebowała kogoś u swojego boku. Każdy chyba kogoś potrzebuje, wydaje mi się, że kobiety szczególnie. Hanka nie wiedziała, co z tego wyniknie, a że od początku nie czuła do niego niczego specjalnego, to postawiła na rozsądek. Starałam się pokazać, że Hanka niespecjalnie znała się na uczuciach, sprawy damsko-męskie były dla niej obce, dopiero wszystko poznawała, dlatego na początku ciężko było jej zauważyć, że coś jest nie tak. Dopiero kiedy miała szansę pomyśleć w samotności i odetchnąć od jego towarzystwa, stwierdziła, że nie chce się męczyć. Cóż, Czarek ewidentnie nie był dla niej, a w dodatku pokazał swoją prawdziwą naturę, więc na pewno nie będzie żałować swojej decyzji, może jedynie tego, że pojęła ją tak późno. I pod względem podejmowania decyzji jest też podobna do mnie, bo ja zwykle przeczekuję problemy, zamiast wyeliminować je wcześniej, aby nie przeszkadzały w życiu.
Biorąc pod uwagę amok w jakim była Hanka, dosyć oszczędnie opisałam "obiekt", na jaki wpadła. Nie chciałam ukrywać jego tożsamości, to nie było moim celem, pomyślałam, że Czytelnicy sami skojarzą fakty, więc dobrze kombinujesz. Podobieństwo do Konrada jak najbardziej trafne, ale zdecydowanie to nie Kondziu :P
Serio z Aleksem? Na to bym nie wpadła, nie mam pojęcia, jakby się dogadali, Aleks by chyba z nią nie wytrzymał :P
Również pozdrawiam!
Oj tak, twardy łeb do niego pasuje. Tak samo jak określenie natręt ;)
UsuńProblemy rzeczywiście zazwyczaj nadchodzą właśnie, gdy ktoś czuje się samotny, a na horyzoncie pojawia się ‘niby’ okazja, aby to zmienić… Nie myśli się do końca kategoriami sensu i przyszłości, jedynie skupiając się na chwilowym szczęściu. Kurczę, ta ‘sprawa Hanki’ tak straszliwie przypomina jeden epizod z mojego życia. Trochę wspomnień powróciło :P
Czyli moje rozkminy nie zakończyły się fiaskiem :D Ja nigdy nie potrafię domyślić się takich rzeczy, więc wreszcie udało mi się choć raz skojarzyć co nieco. Aż dziw bierze, że czytam kryminały, skoro ogarnięcie czasem naprawdę wcale nieskomplikowanych spraw przychodzi mi z niebywałym trudem :P
Nom, to by była moja ukochana para. Nie wiem, po prostu Aleks mimo wszystko w porównaniu z Konradem wydaje mi się bardziej do niej pasować. Jest jakiś taki bardziej cierpliwy, czasem równie szorstki jak Kondzio, ale i ciepły. No i miałabym dwójkę ulubionych bohaterów w jednym miejscu :D Wtedy dopiero wyszłyby na jaw moje obsesyjno-maniakalne zapędy. A właśnie, czy ja dobrze kojarzę, że była jakaś mowa o tym, że Aleks tutaj się pojawi, tak jak Kondzio tam? (wybacz takie głupie upewnianie się, ale z moją pamięcią naprawdę nie jest dobrze, to rodzinne) Jejku, mógłby się jakiś romansik na boku wyszykować. Dobra, nie, wystarczy już jednego romansu z Konradem w roli głównej. Nie chcę, żeby Hanka skończyła pobita przez… hm? Sandrę? :P No chyba, że wyślesz ją do Monachium, a Aleksia trzeba będzie pocieszyć ;)
Dobra, ale trochę zbaczam z tematu.
Jest Konrad i będzie zabawnie. Z tymi różnicami w ich charakterach można naprawdę wiele zdziałać :D
Natręt to swoją drogą, a przy okazji twardy, niereformowalny łeb, do którego nic nie dochodzi. Zabójcze połączenie :P
UsuńNiby fikcja, a ile emocji. Ale to dobrze, bo chciałabym, aby postacie zachowywały się naturalnie i nie były kosmitami :P Widzisz, nigdy nie jestem w stanie przewidzieć, jak ktoś z czytających zareaguje. Mam nadzieję, że ten epizod już za Tobą i nie będziesz miała złych wspomnień dotyczących rozdziału ;)
Właściwie to nie miała być zagadka, bo gdyby była, to bym teraz siedziała cicho xD Nie napisałam imienia, bo uznałam, że jest to dosyć oczywiste, a wyszło na to, że specjalnie chciałam ukryć, kto to jest. Ale jeśli sprawiłam Ci trochę frajdy przy odgadywaniu, to proszę :P
O nie, muszę niestety uciąć Twoje fantazje, bo żadnych romansów pomiędzy bohaterami z różnych opowiadań nie będzie. Przykro mi, noale... nie :P Bo oni (Sandra, Aleks), owszem, pojawią się tutaj, ale epizodycznie, w którymś z rozdziałów albo też będą wspominani przez Konrada, ale nie będzie to miało dużego znacznie. Odegrają rolę podobne, jak Konrad odegrał w Fabryce ;) Ale Aleks, tak, chyba jest bardziej cierpliwy niż Konrad, chociaż nie wiem, czy to akurat by wystarczyło. Po prostu Sandra wydaje mi się spokojniejsza i bardziej uległa, a to Aleksowi bardziej odpowiada ;)
Różnice charakteru, w sensie pomiędzy Hanką i Konradem? No cóż, nie będzie im na początku łatwo ;P
Nie, na pewno nie. Rozdział jest naprawdę świetny i chyba podobał mi się najbardziej ze wszystkich tutaj jak do tej pory. Może właśnie to też przez te emocje, które wróciły ;)
UsuńDla mnie to była zagadka :P I trochę teraz posmutniałam ;)
W porządku, już się z tym pogodziłam, w końcu to za duży miks.
Kto wie, może już niedługo jak Konrad z Hanką się spotkają, okaże się, że popadnę w równie platoniczną miłość względem Konrada jak to ma miejsce z Aleksem :D
Tak, między tą dwójeczką :D Oj, domyślam się, że dużo czasu zajmie im dojście do jako takiego porozumienia. Mam tylko nadzieję, że obejdzie się bez wazonu na głowie Konrada, bo mimo wszystko już dużo razy oberwał :D Chociaż z drugiej strony, tak czasem zdrowo mu przyłożyć, jak by się zagalopował, nie szkodziłoby. To już Hanka zadecyduje …
To cieszę się, bo mnie rozdział też się podoba, to chyba właśnie przez te emocje - towarzyszyły mi przez cały czas, gdy pisałam, szczególnie wczoraj wieczorem. Sama czuję do niego jakiś sentyment :)
UsuńOch, nie przejmuj się :*
Być może, niewykluczone, może i Konrad podbije Twoje serce ;) A ich spotkanie, hm, może wszystko zmieści mi się w kolejnym rozdziale, nie wiem, może się uda jakoś wcisnąć :P
O, to słodkie, że tak dbasz o Konrada - nie, na razie nie zamierzam go bić, ani pięściami, ani też wazonami czy innymi bibelotami, pod tym względem powinno być spokojnie. Chociaż zanim się dogadają, to trochę czasu minie, raczej będą się wzajemnie wkurzać ;) Jeśli się Konrad zagalopuje, to wtedy zobaczymy, co Hanka mu zrobi :P
Biedna Hania, tak bardzo pragnęła miłości, że źle szukała i wciąż łudziła się, że przy Czarku odnajdzie to, czego szuka. Skoro jednak ani razu nic nie piknęło to powinna się zastanowić już cztery miesiące temu, czy rzeczywiście jest sens to zaczynać. Owszem, Czarek wydaję się miły i czuły, więc to mogło ją nieco zgubić, ale troskliwość to nie wszystko. No i okazało się, że Cezary to jednak ten typ faceta, który nazywam kot w worku. Dobrze, że teraz wszystko się wydało, a nie daj Boże, później, gdy sprawy mogły by zajść za daleko. I całe szczęście, że już z nim skończyła, bo bycie na siłę z kimś sprawia, że człowiek, a w szczególności taka osoba jak Hania, dusi się i to prawdziwe "ja" umiera powoli w człowieku, aż staję sama namiastką. Czarek okazał się typowym samcem: zazdrośnik, a w łóżku strasznie kiepsko mu idzie, bo w ogóle nie obchodziło go to, co czuła Hania, która tak naprawdę nic nie czuła :) I jak mu przypierdzieliła, o rany! Myślałam, że padnę. Bardzo dobrze, gnojkowi. Mam nadzieję, ze teraz w końcu odetchnie i znów zacznie żyć.
OdpowiedzUsuńI tak samo jak Addicted myślę, że tym panem okaże się Emil :)
Myślę, że "kot w worku" to dobre określenie, bo kiedy Hanka poznała Czarka, to okazało się, że tak naprawdę w ogóle go nie zna. Skusiło ją to, że przecież to w gruncie rzeczy dobry chłopak, a wszyscy dookoła się kochają i potrafią znaleźć swoją drugą połówkę, to może nie powinna oczekiwać niczego więcej. Też mi się wydaje, że ona trochę traciła samą siebie, starałam się aby było widoczne, jak zachowuje się przy Czarku i kiedy jest sama. Zdecydowanie jest osobą, która potrzebuje trochę własnej przestrzeni. A ja na dodatek spiknęłam ją z facetem, który nie wiedział, jak o nią dbać, ona potrzebowała czułości pod postacią drobnych gestów, a nie uszczęśliwiania na siłę, bo dobrze wiedziała, co ją może uszczęśliwić.
UsuńJa bardzo spontanicznie napisałam ten fragment z wazonem, chodziłam po mieszkaniu i sama się zastanawiałam, co bym zrobiła. Na pewno dobrze dla Hanki, że uciekła, a nie zastanawiała się, czy czasami mu czegoś nie zrobiła, bo by się jeszcze ocknął i uwierzyłaby w przeprosiny.
Wiedziałam, że się domyślicie, nie chciałam robić z tego zagadki ;)
No i to był błąd, jak sama się przekonała. Dla tych dwóch słów nie warto tkwić w związku z kimś, z kim tak naprawdę nic nas nie łączy prócz jako takiej sympatii. Takie szukanie na siłę może przynieść więcej złego niż dobrego, zresztą tak jest zawsze. Dobrze, że to się skończyło tak, jak się skończyło. Mam nadzieję, że Czarek da już jej święty spokój i Hania zacznie powracać do siebie. Bo bardzo mi brakowało w tym rozdziale tej szalonej, czekającej z utęsknieniem na fajerwerki Hani.
UsuńI bardzo dobrze Ci to wyszło. Bardzo lubię tę Hanię, jak wspomniałam chyba wyżej, która jest szalona, beztroska, a w głębi duszy jest wrażliwą i cudowną dziewczyną.
Dokładnie, więc dobrze, że już koniec, że przywaliła mu i skończyła ten chory związek.
I bardzo fajni Ci wyszedł. Może nieco dramatycznie, ale wiem, że Hania nie mogła tak nie postąpić.
Boże, uwielbiam Emila <3 Jest niesamowity i w ogóle taki dobry duch, no i... Zawszę wolałam starszych :)
W ogóle robienie czegokolwiek na siłę nie jest moim zdaniem zbyt dobre, a szukanie miłości może właśnie przynieść odwrotne skutki. No i ja myślę, że związek Hanki skończył się nawet trochę za późno i powinna zerwać z Czarkiem już dawno. Cezary raczej nie odpuści, ale Hanka będzie się przed nim skutecznie bronić ;) Och, no na pewno teraz tych fajerwerków nie zabraknie, bo nie tylko będzie na nie czekać, ale też je dostanie ;)
UsuńMiało wyjść dramatycznie, ale wspominałam, że dramaty będą. No i cóż, dobrze, że ten wazon tam stał... ^^
Jejku, Emil chyba będzie miał osobny fanklub :P No i taki stary nie jest, ma 42 lata ;)
Dokładnie. Jeszcze nikt z tego cało nie wyszedł. Hania musi czekać i wykazać się cierpliwością, bo w końcu miłość sama przyjdzie. O wiele za późno jak dla mnie. Powinna być dziewicą i czekać na Kondzia, hahahaha <3 Żartuję, tylko ja mam tak głupie pomysły. Serio? Nie odpuści? Nawet po tym, jak nasza kochana Hanka przypierdzieliła mu wazonem? Czy nie odpuści jej, bo będzie chciał się na niej mścić?
UsuńAww, fajerwerki zawsze spoko. Nie mogę się doczekać, bo w jej wydaniu na pewno będą bardzo efektowne.
Na nieszczęście tego wazonu oczywiście :)
No, faaajny jest <3 Uwielbiam Emila. Ale jest starszy ode mnie o dwadzieścia dwa lata, więc mimo wszystko. Ale w sumie nie przeszkadzałoby mi to, uwielbiam go <3
Właściwie to jakbym się zastanowiła, to nie wiem, czy potrafiłabym sobie poradzić z tą sytuacją, gdybym znalazła się na jej miejscu. Pewnie bym tkwiła, bo nie miałabym odwagi zakończyć związku. O, myślę (pół żartem, pół serio), że Hanka bez "doświadczenia", które zdobyła u boku Cezarego, byłaby skłonna wskoczyć do łóżka Konradowi na samym wstępie xD On by nie protestował :D
UsuńNie, Czarek raczej sobie nie odpuści, nawet mimo wazonu, ale oczywiście nie mogę powiedzieć dlaczego, bo nie będziesz miała niespodzianki ;P
To w takim razie mam nadzieję, że Ty też będziesz zadowolona, bo planuję w następnym rozdziale dużą rolę dla Emila, a w dodatku opisywanego z damskiej perspektywy ;>
Właśnie uświadomiłam sobie, jaką jestem hipokrytką. Pisałam, że szukanie na siłę nic nie da, jedynie zaszkodzi, a przecież robię to sama. Ave ja.
UsuńJa też właśnie nad tym myślałam. Jestem za słaba i mało asertywna, więc pewnie siedziałabym w tym po uszy, bojąc się nie wiadomo czego. Hahahaha, pewnie masz rację, ale cóż się jej dziwić? Na jej miejscu pewnie zrobiłabym to samo. Tym bardziej, że to przy Konradzie będą te fajerwerki. Jak facet, na pewno nie. Ale czy potem nie potraktowałby jej jak Marty? Nie olałby ją, a Hania przecież obdarzyłaby go po raz trzeci tym samym uczuciem, co przed laty.
Okej, okej, nie będę nalega, no i nie lubię spojlerów.
Ołjeeaa <3 Boże, naprawdę go uwielbiam i nie mogę się doczekać, kiedy się pojawi! <3 Szkoda, że o nim nie napiszesz opowiadania :)
W ogóle to Twojej Różowej koszuli wpadłam na kolejny "genialny" pomysł. Na razie muszę jednak wszystko sobie poukładać :)
No proszę! I jeszcze to opowiadanie zmusza do refleksji :P A tak serio, powiem Ci, że jak ja sobie odpuściłam (bo akurat byłam przed maturą i powinnam się uczyć, lol), to znalazłam chłopaka xD
UsuńWłaśnie, pewnie dlatego trochę potrafię ją usprawiedliwić, chociaż nie uważam, aby jej zachowanie było, hm, poprawne. Może Hanka też jest starą romantyczką? xD Szczerze, nie mam pojęcia, jakby Konrad ją później potraktował, ale pewnie niezbyt ładnie. No i znowu Hanka by cierpiała, ona to z nim ma ciężki żywot :P
Kurcze, o wszystkich chyba pisać nie mogę ;) Potraktujmy Emila jako miły dodatek do całości :D Ojej, serio? Nie za dużo pomysłów? ;> Chociaż z drugiej strony to bardzo miłe, że mogłam kogoś natchnąć :D
Siedzę zanurzona w oceanie wanny
OdpowiedzUsuńzmywam z siebie Ciebie dotyk Twój poranny
zmywam pocałunki resztą silnej woli
powoli
zmywam z siebie Ciebie to co pozostało
z nocy nieprzespanej gdy do ciała-ciało
zmywam po kolei palców twych odciski
byłeś mi bliski
Ref:
To za toksyczna miłość
bym mogła z nią wytrzymać
to miłość za toksyczna
bym mogła przy niej wytrwać
Piosenka Kasi Klich "Toksyczna miłość" mi się przypomniała, gdy czytałam ten rozdział. Nie wiem , czy ten rozdział to Twoja wyobraźnia , czy doświadczenie. W moim przypadku, niestety doświadczenie...nie, nie napiszę nic sensownego, nie potrafię się zdystansować, choć to opowiadanie - fikcja. Może jak ochłonę.
Napisałaś świetny rozdział, choć mnie nawet wazon na końcu nie rozbawił. Za dużo emocji, jak dla mnie.
Wazon, cóż, mnie on też nie rozbawił, cała ta końcówka nie była łatwo do napisania. Uwierz, że kiedy później spojrzałam w lustro miałam na twarzy wypieki i czułam się tak, jakbym miała gorączkę. Nawet ja czytając ten rozdział, odczuwam emocje, co przy moich rozdziałach zdarza się naprawdę rzadko.
UsuńNa toksyczną miłość nigdy nie trafiłam, na szczęście, chociaż oczywiście opierałam się na własnych doświadczeniach pisząc ten rozdział. To taki rodzaj buntu wobec tego, co bez przerwy nas atakuje w mediach, wobec ciągłego powielania fałszywego schematu. Moim zdaniem wszystkiego się trzeba nauczyć, dotyku innej osoby również, bo nic nie przychodzi samo. Nawet kiedy u boku mamy osobę na nas wyjątkową, nie musi to oznaczać, że wszystko dostaniemy jak na tacy. Tutaj Hanka trafiła na Czarka, któremu nawet nie mogła o tym powiedzieć, podejrzewam, że by jej nie zrozumiał. Nie poznawali sobie nawzajem, co było dla niej ważne. Ona nie mogła poznać siebie, to była dla niej tragedia, tutaj jest właśnie kot pogrzebany. Właściwie taki miał być przekaz tego rozdziału.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, po przeczytaniu tego rozdziału okazało się, że Hanka wcale nie jest nudna, jak mi się wydawało wcześniej. Co gorsza, jest strasznie skomplikowana i niezdecydowana. No i gdzie ta jej nieśmiałość, ja się pytam? Czy będzie ujawniać tylko w okolicach Konrada? Jeśli tak, to... nieźle chłopak na nią działa :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że bałam się, że nie przebrnę przez początek, w którym to opisywałaś jej zmagania z Cezarym aka Dusicielem. Jezusie, ja takiego to od razu wysłałabym w kosmos, z biletem w jedną stronę, rzecz jasna. Dziwiło mnie i to bardzo, że Hanka tak długo trzymała go przy sobie, choć sama mówiła, że go nie kocha, że nic do niego nie czuje. A dodatkowo jej współlokatorzy także dawali jej do zrozumienia, jaki z niego palant. W tym momencie, Hanka dostaje ode mnie medal za cierpliwość. A drugi za wazon. Oh, co to była za akcja!!! Niczym z kina akcji, tylko dlaczego to zawsze wazony cierpią najbardziej :P Przynajmniej Cezary będzie miał nauczkę, że kobiet się nie bije! A dobrze mu tak!!!
A co do tajemniczego Pana? Hmm... oczywiście coś tam serduchu podpowiadało, że powinien być to Konrad. Jak rycerz na rumaku powinien uratować Hankę z opresji, ale jednak rozsądek stwierdził (tak jak u większości czytelniczek, jak zauważyłam), że może to być Emil. Tylko, że przez moją sklerozę nie za bardzo pamiętam... czy Emil może znać Hankę?
Tak czy inaczej, cieszę się, że powoli wszystko zmierza do spotkania tej dwójki, bo przyznaję bez bicia: czekam na to z niecierpliwością.
Cieplutko pozdrawiam :)
O, to ja się bardzo cieszę, że nawet w taki sposób potrafię zaskoczyć. Na pewno nie chciałam, aby Hanka wyszła na nudną, ale na skomplikowaną i niezdecydowaną już bardziej, w końcu to dosyć charakterystyczne cechy płci pięknej :P Z tym Konradem coś jest, szczególnie że na początku ta nieśmiałość może się objawiać właśnie w "okolicach", wystarczy tylko świadomość jego obecności :P
UsuńSkoro naiwnie wierzyła, że jednak coś może się z tego urodzić i powinna wykorzystać tę szansę, to musiała uzbroić się w cierpliwość. Cóż, sama jest trochę sobie winna, że nie skończyła tego wcześniej, ale też nie wiedziała, jakie konsekwencje może przynieść zerwanie. Wyszła akcja, to było pierwsze na co wpadłam, a wiedziałam, że Hanka nie będzie się zastanawiać, co robi - padło na wazon. Chociaż ja osobiście przeżywałam dramat, Hanka pewnie też, ale racja, Cezaremu się należało.
W tym przypadku podobieństwo do Konrada było jak najbardziej zamierzone, ale po Twoim komentarzu zaczęłam myśleć, że to rzeczywiście mogła być zagadka xD Nie pamiętasz, bo zapewne nie było wspomniane, że Hanka zna Emila. Wszystko wyjaśnię w następnym rozdziale i od razu zapewniam, że nie jest to znajomość "z dupy", więc jak najbardziej mógł ją rozpoznać :)
Postaram się wcisnąć ich spotkanie w następnym rozdziale, sru, najwyżej znowu wyjdzie dłuższy xD
Pozdrawiam również! :D
Uff, czyli jednak potrafię czytać ze zrozumieniem i nie mam sklerozy. Co za ulga :-P
UsuńA tak serio, to wydaje mi się, że Hanka będzie mnie często zaskakiwać. Że jednak kryje się w niej jeszcze dużo tajemnic :) ale to dobrze :)
Czekam niecierpliwie na następny :-D
PS. Czy to już w następnym Hanka spotka Konrada? :-D
To dzisiaj zapewniam Ci spokojny sen :D
UsuńO, pewnie zaskoczy, może i nawet pozytywnie, chociaż z nią nigdy nie wiadomo i ostatnio na tendencję do robienia głupich rzeczy ;P
Układam sobie w głowie ten rozdział, zaczęłam (powoli) pisać, postaram się tak wszystko rozmieścić, żeby się już w następnym spotkali ;)
:o :o :o Hanka, brawo! A zarazem... Nie spodziewałabym się po niej czegoś takiego, a po Czarku, że ją walnie... Masakra! Mam nadzieję, że jednak on żyje, sama nie wiem co o tym myśleć... Bardzo mi się podobało, gdy pisałaś o tym jak Hanka nic nie czuje, ja też byłam w związku bez miłości i doskonale się w to wczułam... Inga miała zawsze rację, ale jednocześnie powinna jakoś wesprzeć i tak przyjaciółkę! A te ostatnie zdania... Czyżby Conrado? Ja chcę więcej!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie przywołałam zbyt wielu złych wspomnień :) Cieszy mnie jednak, że potrafiłaś się wczuć, szczególnie że sama to przeżyłaś i wiesz, co Hanka mogła czuć. Starłam się z tymi fragmentami, sama gdzieś tam lawirowałam pomiędzy swoimi uczuciami, ale pewnie nie każdy mógł to zrozumieć ;)
UsuńTym razem jeszcze nie Kondziu ;)
Ej, Cezary jest zakochany, trochę toksycznie im to wychodzi, ale jak Hanka jest taka oschła to na jego miejscu bym tańcowała wokół niej, żeby jakoś coś z niej wyciągnąć. Nie bronię Czarka bo też trochę przesadził, ale to taka fanatyczna miłość z jego strony. Tak, jestem dziwna. :D Denerwował mnie tylko tym swoim "mała". Na jej miejscu to bym odpowiedziała: mała to twoja pała, ale Hanka też jest dziwna i nie przepadam za nią. Chyba mam syndrom nienawidzenia głównych bohaterek. No i kogo ona tam spotkała. Na pewno nie Konrada, bo nie mówiłaby do niego per pan. Poczekamy, zobaczymy. ^^
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za opóźnienie z przeczytaniem, ale ten tydzień był jak rollercoaster. ;)
Pozdrówki. <3
Zapewne Czarek widział to wszystko po swojemu i myślał, że jest dobrze, że właśnie taki fanatyzm jest ok. Hanka w ogóle nic mu nie mówiła, a jak się facetowi nie powie wprost, to nie zrozumie. No i tutaj zdecydowanie Hanka przegięła, bo ciągnęła to za długo. "Syndrom nienawidzenia głównych bohaterek" - haha, wiesz, że jest coś w tym? xD Główne bohaterki mnie zwykle też irytują xD
UsuńJa myślałam, że po tym "pan" się wszyscy domyślą, chyba mi się nie udało xD
Nie przepraszaj, ja się cieszę, że w ogóle znalazłaś dla mnie chwilkę :) Pozdrawiam również!
No hej, znalazłam Twojego bloga przez przypadek i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Najpierw przeczytałam prolog, a później poszło jak z płatka i tak oto patrzę na zegarek, a tu zaraz będzie pierwsza w nocy. Hania trochę mnie irytowała w tym rozdziale, bo tak sama nie wiedziała czego chce. Skoro nie kochała Czarka po jaką cholerę się z nim wiązała? Ludzie czasem podejmują takie decyzje, których nigdy nie zrozumiem... A co do tego gościa to w sumie trochę go rozumiałam, że chciał z nią spędzać każdą chwilę, zakochani już tak mają... Dziwi mnie tylko fakt, że nie zauważył tego, że Hanka jest taka oschła i nie domyślił się niczego. Oczywiście wiele stracił w moich oczach, po tym, co zrobił w tym rozdziale. Damski bokser! Co do Twoich bohaterów to bardzo lubię Ingę, wydaje mi się taka rzeczywista i naturalna. Miśka też lubię, bo wesoły z niego chłopak i podoba mi się, że jest częścią życia Hani, czasem liczyłam na coś więcej... Janek, czyli facet idealny. Ale czy tacy istnieją? Chyba nie. Mimo to wydaje się być spoko, chociaż dla mnie jest neutralny.
OdpowiedzUsuńCo do wcześniejszych rozdziałów - Konrad. To zagadkowa postać. To znaczy niby jest takim amerykańskim żigolo, ale gdzieś tam w środku wyczuwam jakąś wrażliwość. Podobał mi się ten romans z Martą i tytułowa różowa koszula. Swoją drogą jestem ciekawa czy będzie do niej jeszcze jakieś nawiązanie, bo tytuł bloga daje mi do zrozumienia, że tak (chyba, że została doszczętnie zniszczona przez gachów od Małeckiego). Emil to taki anioł stróż. Trochę twardy, ale jednak anioł. I jestem prawie pewna, że to jego Hania spotkała na ulicy. Oby tylko jej pomógł i żeby nie miała żadnych problemów, ale Czarek to hardy zawodnik i pewnie żyje. Jestem ciekawa jak przebiegnie lato Konrada po powrocie. Przepraszam Cię za mój nieskładny komentarz, ale jestem trochę podekscytowana, bo dawno nie znalazłam tak dobrego opowiadania. Dodaję się do obserwowanych i życzę weny ;)
To w takim razie cieszę się, że postanowiłaś przeczytać i skomentować, nawet jeśli komentarz nieskładny :P No i bardzo mi miło, że się podobało:)
UsuńJa też nie rozumiem zachowania Hani :P No i tego, dlaczego związała się z Czarkiem, skoro nie była w nim zakochana. Widocznie liczyła na to, że miłość pojawi się z czasem. No cóż, nie pojawiła się. A Czarek widocznie był przekonany, że wszystko jest dobrze i Hanka jest przy nim szczęśliwa. Może wystarczyło mu to, że nie marudzi :P Tak niestety miało być, że Cezary wyszedł na złego gościa, ale to też kolejny powód, dla którego Hanka nie powinna z nim być.
A jeśli chodzi o Ingę i Janka, oni nie będą się pojawić zbyt często, Inga trochę więcej. Ze znajomych Hani Misiek będzie znacznie częściej, a reszta postaci może nie być aż tak wyrazista, ponieważ nie będzie miała ważnego znaczenia i stanowią raczej tło. Później pojawią się postacie, które trochę więcej namieszają ;P
Kondziu nie jest chyba taki zły, jak się wydaje :P Jasne, będzie jeszcze nawiązanie do tytułowej koszuli, chociaż na pewno nie jakoś szybko. Wtedy będzie się pojawiać bardziej jako symbol ;) Ale to w swoim czasie. Haha, trafiłaś z tym aniołem, w następnym rozdziale ma się właśnie takie porównanie pojawić. I pewnie, że Emil jej pomoże, nie będzie miał innego wyjścia :P
Pozdrawiam i już teraz zapraszam na kolejny rozdział!
Co za bezczelny typ z tego Cezarego. Damski bokser, zabieracz wolności i w dodatku egocentryczny samiec! Tacy są najgorsi!!
OdpowiedzUsuńHania miała szczęście, że jak dostała, to nie upadła skronią na coś. Jakby się nadziała na kant, to byłoby po niej... ;/
Jestem zbulwersowana i zdruzgotana... Tyle przemocy wszędzie, że aż się zbiera na wymioty... ;/ I nie chodzi mi tylko o rozdział, ale i o cały świat.
Czyżby osobnik, na którego nasza słodka bohaterka wpadła był Konradem? Tak tylko sobie bajki wkręcam :P