8. Kobiety

wtorek, 5 listopada 2013

Konrad

– Dziś w nocy będzie burza – powiedziała babcia bardziej do samej siebie niż do mnie. – Czuję to w powietrzu. I w kościach.
Spojrzałem na nią ukradkiem, patrzyła prosto na drogę. Zauważyłem, że Wtorek siedzący na kolanach kobiety przyglądał mi się z wywalonym jęzorem. Oblizał się, zamknął na chwilę mordkę i znowu zaczął dyszeć. Miał ochotę osikać fotel w moim samochodzie, tego byłem pewien. Mały francuski skurwiel. Zacisnąłem szczęki i skupiłem się na prowadzeniu auta. 
Minęliśmy tablicę z napisem „Wronki” – trzy minuty i mieliśmy znaleźć się pod kamienicą, w której, odkąd pamiętam, mieszkała babcia Czyżewska. No, dobrze, może cztery minuty, bo nie wziąłem pod uwagę, że wczesnym popołudniem wiele osób kończyło prace i miasto na kilka minut zapełniało się samochodami. 
– W kościach? To może jednak klimatyzacja? – zapytałem zadziornie, w odpowiedzi usłyszałem ciche prychnięcie. – Może przyjdę do ciebie na obiad, co? – dodałem, zanim zdążyła mnie zbesztać za to, że się z niej nabijam.
– Kiedy zamieszkasz z powrotem z matką, to zastanowię się, czy cię zaprosić – odparła surowo.
Nie trafiał do mnie ten argument. A może po prostu to miała być cięta riposta? Zamykając nam usta, babcia miała poczucie władzy, to jej dawało energię, nie chciała być odsunięta na dalszy plan ze względu na swój wiek i coraz mniej sił.
– Widzę, że nie odpuszczasz – mruknąłem niezadowolony. – Nie powiedziałem, że wrócę do domu na stałe, obiecałem jedynie, że porozmawiam z mamą – zaznaczyłem. Nie powinna wyobrażać sobie zbyt dużo. – To spora różnica, nie sądzisz?
Uśmiechnąłem się blado, wiedząc, że seniorka z chęcią usłyszałaby inną odpowiedź. Nie wiedziałem, czego się spodziewała, ale ja nie miałem zamiaru opuszczać Pożarowa na więcej niż kilka godzin, a szczególnie po to, aby niańczyć moją owdowiałą matkę – jakkolwiek okrutnie to nie brzmiało. Mama była jeszcze młodą kobietą i tak naprawdę miała wszystko – oprócz mężczyzny. Powinienem ją przypilnować, żeby wyszła z domu, znalazła sobie gacha i pokochała? Tak to sobie wyobrażałem. To i tak lepsza perspektywa, niż przytulanie i głaskanie po główce, bo wciąż rozpaczała po stracie męża.
Poczułem na sobie niezadowolony wzrok babci, po plecach przeszły mi dreszcze, na pewno nie przez klimatyzację. Czy ta kobieta czytała w moich myślach? Mogła jedynie domyślać się, co chodziło mi po głowie, a już za same przypuszczenia chętnie użyłaby laski w celu wybicia głupot. Nie zdecydowała się jednak ze względu na bezpieczeństwo, w końcu prowadziłem auto.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiłem, kiedy wjeżdżałem na Plac Wolności. Stare targowisko teraz pokryte było kostką granitową, do tego fontanna, ławeczki i pomnik Madonny stojący na kolumnie. Wizytówka małego miasta – tak to teraz nazywali, ale bez żadnych kawiarenek i ogródków to miejsce nadal pozostawało bez życia. Co innego, gdyby otworzyli monopolowy… 
– Widzę. Mieszkam tutaj od pięćdziesięciu lat. Albo i dłużej – zamyśliła się.
– A powinnaś mieszkać z Emilem – odparłem, wchodząc tym samym na kolejny grząski grunt. Zaparkowałem pod odnowionym budynkiem. Od zawsze wiedziałem, że to miasto pełne kontrastów – brązowa i pomarańczowa elewacja nijak nie zgrywała się z tą szarą kostką na ulicy, a te bezgustowne plastikowe okna pasowały do starego budownictwa jak kwiatek do kożucha. 
Popatrzyłem znacząco na babcię, a ona prychnęła i starała się wygramolić z miejsca pasażera na zewnątrz. Wtorek nie pomagał swojej pani, siedział bez ruchu na jej kolanach, a kiedy chciała go unieść, zaczął szczekać. Natychmiast wyszedłem z samochodu i otworzyłem kobiecie drzwi.
– Mówię serio. Nie uważasz, że tak byłoby łatwiej? – zapytałem łagodnie. Kątem oka dostrzegłem sąsiadkę, która mieszkała w drugim lokalu na parterze, kręcącą się wokół okna. Zanim dojadę do domu, mama będzie wiedziała, że odwiozłem jej teściową. Sąsiedzki monitoring zawsze czujny! 
– Łatwiej dla kogo?! – oburzyła się babcia, kiedy już się wyprostowała. Chwyciła Wtorka pod pachę, psu na pewno nie było wygodnie w takiej pozycji. – Mieszkam we Wronkach od urodzenia, gdzie na stare lata on chce mnie wywieźć?
– Nie wywieźć… – próbowałem z nią polemizować, ale natychmiast weszła mi w słowo.
– Pilnować? – zapytała ironicznie. – Bo tak mój synek nie musiałby się fatygować z wielkiego miasta, prawda?
Westchnąłem i przewróciłem oczyma. Poddałem się, nie miałem zamiaru przekonywać jej i zapewniać, że Emil zabrałby matkę do Poznania ze względu na troskę. Gdyby nie wewnątrzfamilijne zatargi, wszystko byłoby prostsze: moja matka mogłaby się zająć teściową, zabrać ją do dużego domu, gdzie mieszkała teraz sama. O ironio, Krzysztof swoją śmiercią namieszał nam w życiu jeszcze bardziej.
– Rozumiesz, prawda? – Wyraz twarzy babci był groźny, ale w oczach dostrzegłem smutek. – Jesteś przywiązany do jakiegoś miejsca na świecie? – zadała mi pytanie, a ja czułem, że było podchwytliwe. Zawahałem się, zmarszczyłem czoło. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zrobiła to niejako za mnie. – Nie? To sprowadź się do matki. Wyjedź z Pożarowa tak samo szybko, jak tam przyjechałeś.
– Wszystko sprowadza się do tego, że tak bardzo się nie lubicie – podsumowałem. – Ty opiekuj się moją matką, a ona zajmie się tobą. I po problemie. – Wzruszyłem ramionami. Pokiwała głową niezadowolona, zacisnęła szczęki. Co za uparta baba!
– Już nie pierdol – powiedziała tylko i postawiła psa na chodniku. Wtorek wbiegł po schodach do kamienicy. Babcia odwróciła się jeszcze na chwilę do mnie. – Odwiedzaj mnie czasem.
– Dobrze. – Uśmiechnąłem się. – Odprowadzić cię do drzwi? – zaproponowałem całkowicie poważnie.
– Dam sobie radę – warknęła na mnie. – Jestem stara, ale nie jestem kaleką.
Gdybym postał tam dłużej, babcia pewnie znalazłaby powód, aby jeszcze mnie wyzwać, więc wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę domu. Jadąc w tamtym kierunku, minąłem kilka znajomych osób, przede wszystkim wracających z pracy współpracowników mojej mamy. Chyba nie zmieniłem się tak bardzo, bo nawet ktoś mnie poznał i pomachał.
Dojechanie na Warzywną nie zajęło mi więcej niż dwie minuty. Wjechałem pod górkę i zatrzymałem się przy pierwszej furtce. Nasz dom stał osłonięty przez dwa orzechy u podnóża wzniesienia. Tutaj zaczynały się też ogródki działkowe. Usłyszałem przejeżdżający pociąg towarowy, później ulicą przemknęło kilka samochodów – kierowcy nie lubili stać i czekać na przejeździe, więc przejeżdżali bocznymi drogami.
Przez tyle lat na Warzywnej nie wylano asfaltu – wiecznie się kurzyło, a w czasie deszczu wszędzie było błoto, a z góry spływały strumienie. Oprócz tych drobnych nieudogodnień i sporej ilości komarów latem nie można było sobie wymarzyć lepszego miejsca do życia. Wystarczyło wejść na wzniesienie, a miało się widok na tę zakutą dechami dziurę: na więzienie, stadionowe jupitery i przejeżdżające pociągi.
Drzwi od oszklonej altany były zamknięte, widocznie mama jeszcze nie wróciła. Nie musiałem jednak długo czekać. Wyszedłem przed bramę i usłyszałem stukot obcasów. Odwróciłem się w tamtym kierunku.
Nie poznałem jej w pierwszym momencie, to chyba przez fryzurę. I figurę. Nie przypominałem sobie, aby moja mama nosiła kiedykolwiek sukienki lub spódnice. Teraz miała właśnie na sobie jedno z tych dwóch. Do tego jasna bluzka i wysoko upięte włosy w odcieniu miedzi – farbowane oczywiście, wcześniej była wierna swojemu mysiemu kolorowi, który i mnie przypadł w puli genów.
Na mój widok uśmiechnęła się szeroko, kąciki moich ust również się uniosły. Podeszła bez słowa i przytuliła mnie tak mocno, że aż straciłem na moment oddech. W tych obcasach dorównywała mi wzrostem, może nawet była trochę wyższa. 
– Radek, zrobiłeś mi niespodziankę – ucieszyła się. Nienawidziłem, kiedy zwracała się do mnie tym kretyńskim zdrobnieniem, ale tym razem ugryzłem się w język i nie zwróciłem jej uwagi. – Najpierw Misiek, teraz ty.
– Czyżby się obronił? – zaśmiałem się trochę kpiąco. Mama popatrzyła na mnie pobłażliwie, przechylając lekko głowę w prawą stronę. W jej szaro-niebieskich oczach dostrzegłem jasny blask. Zawsze tak reagowała na nasze braterskie docinki.
– Tak, obronił się – odpowiedziała spokojnie. – Jestem bardzo dumna – dodała całkowicie poważnie. – I cieszę się, że jesteś.
Otworzyłem sobie bramę i wjechałem na podwórze. Samochodu pani domu nie zauważyłem, pewnie francuskie autko znowu wylądowało u mechanika.
W tym czasie kiedy weszła już do środka i zniknęła mi z pola widzenia, przypomniałem sobie, co mówiła babcia – w porównaniu z tym, co zobaczyłem przed chwilą, seniorka bredziła. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby mama wyglądała tak dobrze. Może dwadzieścia lat temu… Chociaż trudno było to porównywać, bo wtedy miała dwójkę małych dzieci, męża, dla którego musiała prowadzić dom i właściwie całkowicie podporządkować się zasadom Krzysztofa – głowy rodziny. Jej zachowanie tylko trochę się zmieniło. 
Nie, nie wyglądała na osobę, która wciąż rozpacza po stracie ukochanego i nie potrafi się uporać z ogromem tragedii. Moja matka doskonale radziła sobie z zaistniałą sytuacją, nie oglądała się za siebie i żyła dalej, myśląc tylko o jutrze, a nie o wczoraj. Zawsze też odnosiłem takie wrażenie, gdy rozmawialiśmy przez telefon. Babcia jednak dała mi wyraźnie do zrozumienia, że coś jest nie tak, inaczej nie fatygowałaby się, aby mi o tym powiedzieć osobiście. Z drugiej strony miałem nadzieję, że się myli i tylko chwilowo namieszała mi w głowie, bo sama chciałaby mieć mnie blisko siebie.
– Tyle zupy wczoraj ugotowałam, chyba będę ją jeść przez tydzień – powiedziała wesoło mama, gdy dołączyłem do niej w kuchni. Przebrała się już w coś wygodniejszego; w luźnej koszuli w kratkę i wysłużonych dżinsowych wyglądała już bardzo swojsko. I starzej. – Może zabierzesz coś ze sobą? Pewnie nie jadasz w Pożarowie zbyt pożywnych obiadów.
– Jem to, co sobie ugotuję – odpowiedziałem.
Spocząłem na jednym z czterech krzeseł stojących przy stole. Na przyległej ścianie wisiała drewniana półka, na której mama ustawiła dwadzieścia lat temu komplet z chodzieskiej porcelany. W jednej filiżance chowaliśmy klucze do garażu, w innej znajdowały się guziki i dałbym sobie rękę uciąć, że w którejś znalazłbym korek od wina.
Za każdym razem, gdy tutaj przyjeżdżałem, próbowałem namówić matkę na remont kuchni. Zrobiłbym jej naprawdę ładne i funkcjonalne pomieszczenie, dokładnie tak, jak zaprojektowałem przestrzeń w mieszkaniu Aleksa. Nie zajmowałem się tym na co dzień, ale już samo przebywanie w różnych wnętrzach  pozwoliło mi wyrobić sobie dobry gust. Dobrze, że moi znajomi z pracy nie widzieli tych oklejonych okleiną szafek i tapety imitującej czerwoną cegłę. Coś strasznego. Mama zawsze powtarzała, że nie ma teraz na to pieniędzy, poza tym czuje się w tej kuchni bardzo dobrze.
– O tym właśnie mówię – zaśmiała się i wyrwała mnie z rozmyśleń. – To co? Wleję zupę do słoika. Jarzynowa, bardzo dobra.
– Pewnie – zawahałem się. – Zjemy z Hanką.
– Z Hanką? – zdziwiła się. Odwróciła się do mnie i oblizała łyżkę. Wyraźnie się zainteresowała. – Czy to nie koleżanka naszego Miśka? Jest w Pożarowie? 
– Tak, mamo, to ona – potwierdziłem lakonicznie. – Zabiorę dla niej kilka książek, bo wyraźnie się nudzi – dodałem jeszcze, bardziej do siebie, spuszczając wzrok. Chyba za bardzo przejąłem się słowami Emila, że powinien się Hanką zająć, bo przecież duża z niej dziewczynka. Mimo wszystko siniak nie zszedł jeszcze z twarzy… 
– Pewnie, pewnie. Ech, tyle o niej słyszałam, a jeszcze nie miałam okazji poznać – przyznała mama ze smutkiem. – Misiek wciąż o niej mówi. Myślisz, że to jakaś bliższa znajomość? – zapytała nagle. Zmarszczyłem czoło, spoglądałem na mamę zaskoczony, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie wnikałem, co tak naprawdę łączy tę dwójkę, nie moja sprawa.
– Gdyby tak było, wiedziałabyś – odparłem i wzruszyłem ramionami. – Szukasz Miśkowi dziewczyny? – zaśmiałem się.
– Wolałabym, żeby mój syn związał się z jedną porządną kobietą. A o Hance słyszałam tylko dobre rzeczy.
Uśmiechnąłem się półgębkiem, otaksowała mnie karcącym spojrzeniem. Mama coś musiała słyszeć o moich związkach, bo to był wyraźny przytyk, a teraz nadarzyła się okazja, żeby wypomnieć moje uwielbienie do pięknych kobiet. Cóż, mamo, nie zawsze dzieci spełniają marzenia swoich rodziców i nie przyprowadzają idealnej synowej.
– Nieźle kombinujesz – powiedziałem z uznaniem. – Dobrze, więc zwiążę się z Hanką, skoro Misiek nie chce – zażartowałem.
– Przywieź ją tutaj, skoro jest w Pożarowie – rzuciła nagle, a ja nie wiedziałem, czy mówiła poważnie. Tak właśnie brzmiała, ale jej propozycja była niedorzeczna. Chociaż może sam się zagalopowałem w swoich skojarzeniach i mama chciałaby poznać naszą znajomą i tyle.
– A co u ciebie? – zmieniłem szybko temat. – Jak w pracy?
– Dobrze, narzekać nie mogę, chociaż wszędzie czają się jakieś młode siksy, także nie powinnam odpuszczać – zaśmiała się. – Ostatnio mieliśmy kilka szkoleń, fajna sprawa. Jak to przez kilka lat może się zmienić podejście do prowadzenia firmy. – Zamyśliła się. – Żartujemy, że będziemy młodnieć.
Chyba właśnie tak było, bo nie przypominałem sobie, aby kiedykolwiek mówiła o pracy w superlatywach. W zasadzie niewiele mówiła o pracy, pewnie dlatego, że jej zmarły mąż wolał, aby zajmowała się domem. Owszem, nie narzekaliśmy nigdy na brak pieniędzy, ale po jego śmierci mama zostałaby z niczym. Przez osiem godzin dziennie wypełniała jakieś papierki czy wklepywała dane do systemu, nieważne – nie siedziała w pustym domu, to najważniejsze.
– W ogóle dostaliśmy karnet na aerobic, do kosmetyczki, mówię ci, Radek, kiedy te moje koleżanki mogą się wyrwać z domu i odpocząć od mężów i dzieci, to są przeszczęśliwe – opowiadała. – Ostatnio zgodziłam się zostać z córkami naszej kadrowej, bo wybrała się z mężem na jakąś imprezę. No, zdążyłam już zapomnieć, jak to jest z dzieciakami. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Powiem tak, nie nudziłam się.
– Moja stara matka – westchnąłem.
– Och, jakiś ty zabawny – odparła ironicznie, grożąc mi palcem. – Ja jestem po prostu dojrzała. Pewnie myślałeś jak babcia, że zaszyję się i do końca życia nigdzie nie wyjdę?
– Nie, skądże – zaprzeczyłem od razu. Zdecydowanie babcia nie opowiadała mi o tym, co moja mama robiła po pracy, wspominała tylko o domniemanym przygnębieniu. Zacząłem się poważnie zastanawiać, czy seniorka naprawdę się nie pomyliła, przecież gołym okiem było widać, że mama nie ma depresji.
– A co z twoją pracą, Radek? – zapytała lekko, mieszając zupę w garnku.
– Nic – powiedziałem krótko, posłała mi mordercze spojrzenie. – Nie ma jej.
– To wiem – wyjęknęła. – Nie możesz mi powiedzieć czegoś więcej? – dodała z wyrzutem. Pewnie, odpowiedziałbym jej, ale sam nie wiedziałem wiele więcej. Mama zmarszczyła czoło, gdy na mojej twarzy wymalował się grymas niezadowolenia i nabrałem wody w usta. Dobrze, wiedziałem, że to wyraz troski, bo kto miałby się o mnie martwić, jak nie własna matka? Ograniczyłem się jedynie do suchych faktów, ale czegoś na pewno dowiedziała się od Emila. Niezależnie od tego, czy żyli w dobrych, czy złych stosunkach, byłem ich synem i to nie podlegało żadnym wątpliwościom.
– Na razie mam wakacje – oświadczyłem zuchwale. Oparłem się ciężko, wyciągnąłem nogi i wsadziłem dłonie do kieszeni dżinsów.
– Pan obrażalski – stwierdziła kąśliwie.
– Wakacje mi się należą. Należy mi się odpoczynek – powiedziałem z emfazą. Zrozumiała, że nie chciałem kontynuować tematu. Zrobiła smutną minę, westchnęła przeciągle, ale odpuściła.
– Może przydasz się przy remoncie pałacu – stwierdziła nagle. Zwęziłem powieki, próbując ją rozgryźć. – Pomóż Emilowi, tak wiesz, w ramach prezentu… – mruknęła nieprzyjemnie. Zmiana zachowania mamy była dla mnie co najmniej niezrozumiała.
– Dlaczego cokolwiek miałbym mu sprezentować? – prychnąłem. Przeszło mi przez myśl, że mógłbym być dla niego milszy, ale szybko odrzuciłem ten głupi pomysł. Jeszcze by się staruszek przyzwyczaił do dobrego.
– Prezent ślubny? – rzuciła głosem pozbawionym wyrazu.
– Ślub? – powtórzyłem głupkowato, tak jakby to ktoś mnie chciał wkręcić w małżeństwo. – Ma narzeczoną, ale… 
– Ale? – zaśmiała się nieszczerze. – W sierpniu się hajtają, stąd ten cały remont, pałac musi dobrze wyglądać na zdjęciach.
Zamilkłem. Emil mieszkał razem z Joanną, zaręczyli się, ale nie sądziłem, że w najbliższym czasie chcieli wziąć ślub. Myślałem, że oświadczył się dla świętego spokoju i nie przypuszczałem, że Emil w ogóle poważnie brał pod uwagę możliwość ponownego ożenku.
Zrobiłem wielkie oczy, więc spojrzałem w okno, aby mama nie zauważyła, jak bardzo zaskoczyły mnie jej słowa. W zasadzie nie tylko one, ale również ton, z jakim je wypowiadała. Zacząłem się domyślać, o co chodziło babci, zastanawiałem się, dlaczego nie powiedziała mi tego wprost. Tak, jakby sama nie wiedziała, że Małgorzata Czyżewska nie może zapomnieć o jej młodszym synu.
Emil. Klucz do serca mojej matki. Dlaczego mnie to dziwiło? Przecież to oczywiste. Miałem za złe mamie, że poważnie myślała o tym, że po śmierci Krzysztofa zwiąże się z jego bratem. To niedorzeczne, ale widocznie nie pojmowałem toku kobiecego rozumowania. Mąż zszedł nagle na zawał, ale teraz na drodze stała Joanna. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak bardzo mama nienawidziła kobiety, która tak naprawdę niczemu nie była winna. Współczułem narzeczonej Emila, że zostanie wciągnięta w tę rodzinę. Mnie nie pozostawiono żadnego wyboru, urodziłem się jako dziecko dwojga zagubionych nastolatków. Wszystko byłoby dobrze, gdyby to nie ciągnęło się za mną całe życie.
Mama nalała zupę do talerza i postawiła przede mną, a później bez słowa wyszła z kuchni. Nie trzasnęła drzwiami, więc nie miałem do czynienia z histerią. Bywały takie okresy, kiedy nie panowała nad swoimi emocjami. Albo inaczej – kiedy Emil nacisnął jej na odcisk, stawała się nie do zniesienia. Samo wypowiedzenie jego imienia działało na mamę jak płachta na byka. Czasami wolałem, aby nas nie odwiedzał, bo później w domu panowała atmosfera, którą można było kroić nożem. Dlatego preferowałem spotkania z Emilem na przykład w Pożarowie. Kiedyś tego wszystkiego nie rozumiałem, ale od momentu, gdy dowiedziałem się, kto jest moim biologicznym ojcem, wszystko ułożyło się w jedną całość.
Zjadłem ze spokojem, jednocześnie dając mamie chwilę, aby ochłonęła. Poszedłem do salonu, podlewała kwiaty stojące na parapecie. Stanąłem w progu i oparłem się ramieniem o framugę, obserwując każdy jej nerwowy ruch. Nie uspokoiła się jeszcze, pewnie do wieczora by jej nie przeszło.
– Mamo, powiedz mi – zacząłem mówić bardzo powoli – czego ty się tak naprawdę spodziewałaś? Co sobie wyobrażałaś? Pozwól mu żyć swoim życiem.
Zaśmiała się krótko pod nosem.
– Męska solidarność – usłyszałem łamiący się głos.
– Nie – zaprzeczyłem. – Trzeźwa ocena sytuacji.
– Dziękuję za szczerość – powiedziała, rzucając mi gniewne spojrzenie. Po chwili zmieniła temat. – Chciałam zrobić większe zakupy, ale mój samochód znowu jest w warsztacie. – Odstawiła zieloną, plastikową konewkę i wytarła dłonie w spodnie. – Pojedziesz ze mną?
Zgodziłem się zostać do wieczora. Przez cały ten czas mama udawała, że nie było tematu, jakby Emil nie istniał. Może to nawet lepiej, wolałem posłuchać, jak opowiada o projekcie wprowadzenia nowego systemu w pracy. Nie smuciła się, ciągle rzucała jakimiś anegdotami, śmiała się, wyglądała na zadowoloną. Widocznie praca stała się odskocznią, nie myślała wtedy o Krzysztofie, a tym bardziej o Emilu.
Cóż, życzenia babci też nie mogłem spełnić, mojej matce nie dało się wybić Emila z głowy przez prawie trzydzieści lat, wątpiłem, żeby kiedykolwiek o nim zapomniała. Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

*

Do Pożarowa wróciłem po dwudziestej. Powietrze było ciężkie i gorące, z trudem oddychało się w tej duchocie, naprawdę zanosiło się na burzę, babcia miała rację.
Wysiadłem z samochodu i spojrzałem w górę – na balkon wyszła Hanka. Chciała zobaczyć, kto przyjechał, ale dla niepoznaki ostentacyjnie rozejrzała się po okolicy. Miała na sobie szorty i górę od niebieskiego bikini, jasne włosy związała na czubku głowy w luźny kok, a kilka kosmyków otulało jej twarz. Ładna z niej dziewczyna, tylko grymas niezadowolenia szpecił blondynkę bardziej niż siniec pod okiem. Tą bojową miną chciała mi coś udowodnić? Że jest silna? 
Uśmiechnąłem się półgębkiem, wciąż na nią patrząc. Kiedy tylko to dostrzegła, zmarszczyła czoło i swój mały nosek, odwróciła się na pięcie i czym prędzej schowała w swoim pokoju. Zaśmiałem się krótko. Babcię i matkę mogłem zrozumieć, ale zachowanie panny Wrońskiej po prostu mnie śmieszyło.
Wolałem, kiedy Hanka patrzyła na mnie zawstydzona – nie tylko dlatego, że zdawałem sobie sprawę, jak na mnie reagowała, ale był w tym niezaprzeczalny urok. Wtedy wyglądała jak ta dziewczyna, która dała się pocałować w listopadowy wieczór cztery lata temu. Wierzyłem kiedyś w prawdziwą miłość, ona – jeszcze taka niedoświadczona – również. Jednak dała mi wtedy do zrozumienia, że dobrze wie, czego tak naprawdę chce. Udowodniła mi to przecież, kiedy się całowaliśmy, bo mimo że to ja zainicjowałem pocałunek, później sama wzięła sobie więcej. A niby taka nieśmiała i zagubiona.
Zaniosłem jedzenie od mamy i swoje zakupy do kuchni, a później po drodze do pokoju na piętrze, zapukałem do pierwszych drzwi przy schodach. Oczywiście nie usłyszałem odpowiedzi, ale postanowiłem wejść. Hanka ściągnęła już z siebie szorty, stała tylko w dwuczęściowym stroju kąpielowym i odwiązywała kokardę na karku. Sterczała przede mną z pochyloną głową z rękoma w górze, a w dłoniach trzymała dwa sznurki. Wyprostowała się, zamrugała kilkukrotnie i otworzyła usta, z których nie wydobyły się żadne słowa, jedynie ciche jęknięcie. Jej zarumieniona cera powiedziała mi jednak znacznie więcej. Uśmiechnąłem się i otaksowałem ją wzrokiem, skupiając się przez dłuższą chwilę na jej niedużym biuście ledwo osłoniętym przez górę stroju. Skończyłem przydługim spojrzeniem w niebieskie oczy.
To było silniejsze ode mnie. Hanka stanowiła wyjątkowo łatwą zdobycz, odezwał się mój instynkt łowcy. Skarciłem się w myślach, bo przecież… nie wypadało. Popatrzyłem na jej zaczerwienioną twarz – dostrzegłem siniec, który nadal tam był, ale bardzo powoli przechodził z fioletu w jasną zieleń i żółć.
– Się puka! – warknęła.
I koniec sielanki… 
– Pukałem – odparłem jak gdyby nigdy nic.
– Czego chcesz?
– Raczej czego ty chcesz. – Spojrzała na mnie, śląc w moją stronę pioruny z oczu. Znowu zmarszczyła nos. Zaśmiałem się i pomachałem jej przed oczyma czterema książkami, które trzymałem cały czas w dłoni. – Jakiś romans, kryminał, coś tam jeszcze. Może coś ci się spodoba – powiedziałem lekko.
Położyłem lektury na komodę i nie spuszczając z dziewczyny wzroku, skierowałem się do wyjścia. Zawiązała ponownie kokardę, więc miała już wolne ręce. Zrobiła krok w moją stronę, ale zastygła w połowie ruchu.
– Konrad, dziękuję – odezwała się cicho. Na początku pomyślałem, że się przesłyszałem. Ona mi podziękowała? Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę z jej ust to słowo. Kobiety bez ubrania są bardziej szczere. Cóż, widocznie Hanka poczuła się przy mnie… prawie naga.
– Nie ma za co. – Wzruszyłem ramionami, stojąc już w progu. Zachowałem się wyjątkowo grzecznie.
– Za wszystko.
Kiedy już przestała trzymać ręce w górze, nie wiedziała, co z nimi począć. W końcu złożyła je jak do modlitwy. Uśmiechnęła się delikatnie, znowu dostrzegłem ten jej urok: taki niewymuszony i dziewczęcy.
– Dzwonił Misiek – przerwała ciszę. – Nie wiem, czy wiesz… 
– Wiem – wtrąciłem się. – Obronił się. Ma licencjat z ekonomii w kieszeni.
– Tak, właśnie – przytaknęła. – Powiedział, że przyjedzie dopiero w piątek, bo chciałby opić to z kolegami. Poza tym w piątek załatwi sobie transport. Wie, że jesteś w Pożarowie, więc się mną… 
– Zaopiekujesz? – dokończyłem za Hankę, skrzywiła się na sam dźwięk tego słowa. – Znajdziesz rozrywkę? – zaśmiałem się ponownie.
– Mógłbyś. Bardzo się dzisiaj nudziłam – jęknęła. Skinąłem głową na znak, że się zgadzam. 
– Ślicznie wyglądasz – dodałem na odchodne. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę swojego pokoju.
Co ja właściwie robię?, pomyślałem. 
Przecież to tylko Hanka.

*

Na ramionach poczułem chłodny powiew wiatru, to mnie przebudziło. Latem zawsze zostawiałem otwarte drzwi balkonowe, aby nie udusić się w nagrzanym w ciągu dnia pokoju. Chwilę później za oknem błysnęło. Aha, czyli pierwsza burza w Pożarowie w te wakacje. Pomyślałem jedynie o tym, czy rano będzie prąd. Kiedyś często bywały przerwy w dostawie, czasami mijało pół dnia, zanim wszystko naprawiono. 
Przeciągnąłem się i zmieniłem pozycję na wygodniejszą. Położyłem się na lewym boku, tym samym przodem do drzwi wejściowych. Wtedy zauważyłem, że ktoś wchodzi do pokoju, aż wzdrygnąłem się, zaskoczony. Byłem bardzo zaspany, w pierwszym momencie nie skojarzyłem, że to Hanka.
Błysnęło ponownie – mogłem zobaczyć, że na środku pokoju stoi dziewczyna ubrana jedynie w majtki i obcisłą koszulkę. Przetarłem oczy, instynktownie wymacałem na stoliku telefon i sprawdziłem godzinę. Wyświetlacz błysnął rażącym światłem. Chwila po pierwszej w nocy. 
– Jest burza – szepnęła niepewnie Hanka.
– Zauważyłem – mruknąłem i zamknąłem ciężkie powieki.
– Mogę tutaj posiedzieć? – zapytała, kiedy w oddali huknęło. Otworzyłem jedno oko. Ledwo widziałem cokolwiek, ale usłyszałem, że Hanka się zbliża. Nie czekając na zgodę, podeszła do łóżka i zaczęła je badać rękoma, aby znaleźć miejsce dla siebie. Przy okazji pomacała również mnie, chociaż za każdym razem, gdy dotykała mojej skóry, szybko cofała dłoń. Wgramoliła się i położyła za mną. – Boję się burzy.
– Właśnie zauważyłem – wymamrotałem niewyraźnie. – Możesz tutaj zostać – dodałem, chociaż to ona tak naprawdę podjęła tę decyzję za mnie.
– Kiedy byłam mała, przychodziłam do siostry i spałyśmy razem w łóżku – powiedziała cicho. Zacisnąłem szczęki. Gdyby tutaj nie przyszła, na pewno ponownie szybko bym zasnął, a tak zacząłem się rozbudzać. – Trzymałyśmy się za ręce, czułam się wtedy bezpieczniej.
– Rozumiem, Hanka. Dasz mi spać? – zapytałem lekko zirytowany, odwracając się do niej. Widziałem tylko kontury postaci. Westchnęła.
– Dobrze… 
Położyłem się na plecach. Do chwili poczułem, jak Hanka szarpie za kołdrę, na której leżałem. Było ciepło w pokoju, mimo tego, że miałem na sobie jedynie bokserki, nie przykryłem się niczym, a moja skóra i tak pokryła się cienką warstwą potu. Postanowiłem się nie ruszać, ale kolejne energiczne pociągnięcie sprawiło, że prawie spadłem z łóżka. Odwróciłem się gwałtownie, wspinając na łokciu.
– Zwariowałaś!? Co ty robisz?
– Chcę się przykryć – odparła beztrosko.
– Przecież jest ciepło – zauważyłem, sycząc przez zęby. Błysnęło znowu, Hanka się wzdrygnęła. Po chwili kolejny grzmot, jakoś to zniosła.
– Ale ja chcę… 
Szukałem słów, które byłyby dosyć dosadne, aby wyperswadować pomysł z przykrywaniem się, ale równie delikatnych, żeby Hanki nie urazić. Bardzo możliwe, że poryczałaby się, a tego nie chciało żadne z nas.
Chwilę później trzasnęło gdzieś obok, głośny i niespodziewany huk wystraszył również mnie. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, mogło to trwać sekundę, ale wszystkie te dźwięki odbijały mi się echem w głowie jeszcze przez moment. Koszmar na jawie, o ponownym szybkim zaśnięciu mogłem jedynie pomarzyć. Zszedłem z kołdry, aby Hanka mogła się przykryć, tak jak chciała i położyłem się ponownie plecami do blondynki. Co jakiś czas błyskało się i grzmiało, za każdym razem czułem, jak łóżko się trzęsie. Westchnąłem głośno.
– Mówiłam, że się boję – powiedziała z wyrzutem.
– Dobrze, rozumiem – odparłem z naciskiem, by nie kontynuowała tematu.
– Mógłbyś ze mną porozmawiać, to bym się tak nie bała.
Nigdy nie widziałem, aby któraś kobieta tak chętnie wskakiwała do mojego łóżka, jak zrobiła to Hanka. Dobrze, Małecka, ale to po dość długiej znajomości. Ta dziewczyna natomiast… przekraczała wszelkie granice. Rozmawiać? W łóżku!? Aha, bo właśnie uprawialiśmy seks i chciałaby pogłębić ze mną więź. Było już po pierwszej, mnie chciało się spać, wkurzyłem się, że mnie obudziła, nie powinna się dziwić, że nie miałem ochoty na żadne rozmowy. 
– O czym? – zapytałem lekko wzburzony.
– Na przykład o tobie.
Odwróciłem się ponownie w jej stronę, położyłem na prawym boku, kładąc głowę na swojej ręce. Niebo przecięły żółte nitki – przez krótki moment mogłem spojrzeć w jej oczy.
– O mnie? Szalenie interesujące – podsumowałem z ironią. 
– Owszem – prychnęła – bo wciąż nie potrafię zrozumieć twojego zachowania.
– Jaśniej proszę – ponagliłem ją. – Powiedz, co cię boli i będę mógł iść spać.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie potrafisz się zachować tak normalnie, po ludzku – próbowała wyjaśnić, mówiła z przejęciem, ale nie wiedziałem, do czego zmierza. – To chyba oczywiste, że inni ludzie oczekują choćby małego gestu. 
– I słowa – dodałem z udawaną powagą. 
– Słowa też – usłyszałem w jej głosie lekkie przejęcie. – Powiedziałam ci coś nie tak? – zapytała niepewnie.
– Nie – odparłem – jeśli mówisz, czego chcesz, to nie ma problemu ze spełnianiem życzeń, prawda?
– Prawda – przyznała niechętnie. – Chciałam, żebyś mnie tak najnormalniej na świecie przytulił. Potrzebowałam tego, a ty tego nie zrobiłeś.
– Teraz mam cię przytulić? – Bardzo się zdziwiłem. – Bo burza?
– Mówię o wczoraj, kiedy powiedziałam ci, co zrobiłam Czarkowi, o ten wazon i w ogóle – wymamrotała.
– Nie chciałaś – odparłem. Głośno wciągnęła powietrze. Zapadła chwila ciszy. – Zachowywałaś się tak, jakbyś tego nie chciała. Próbowałem, ale wyrywałaś się i szarpałaś – przypomniałem jej. – Nie będę cię przecież trzymał na siłę.
– Nieprawda – wycedziła przez zęby i uderzyła mnie pięścią w ramię. – Chciałam, żebyś mnie przytulił, ty idioto!
Udźwignęła się do pozycji siedzącej, ale była zaplątana w kołdrę, która uniemożliwiła jej opuszczenie łóżka. Straciła równowagę, ale w porę złapałem dziewczynę. Zaczęła szlochać. O nie, pomyślałem. Objąłem Hankę ramionami i położyłem obok siebie. Próbowała się wyswobodzić z mojego uścisku, ale trzymałem ją mocno, wierzgała nogami, rzucała głową, krzyczała, ale to jej nie pomogło. 
Boże, ależ z niej histeryczka.
– Puszczaj mnie! – wrzasnęła. – Zostaw!
Jedną ręką chwyciłem ją niżej, w pasie. Dotknąłem palcami nieosłoniętej skóry na plecach. Naparłem na dziewczynę swoim ciałem i odszukałem ustami jej ucha.
– Sama widzisz – szepnąłem.
Jęknęła, łapiąc głośno powietrze, a po chwili po prostu odpuściła. Hanka położyła się swobodnie, jakby opadła całkowicie z sił. Odsunąłem się i puściłem ją. Wyciągnęła rękę i położyła ją delikatnie na moich plecach.
– Nie idź – poprosiła błagalnym tonem. – Proszę, Konrad, boję się.
Wcale nie chodziło jej o burzę, która zaczęła słabnąć.
Przysunąłem się nieznacznie, to ona przylgnęła do mnie. Przytuliła się policzkiem do mojego ramienia, prawą rękę przerzuciła przez mój bok. Położyłem się w taki sposób, aby nam obojgu było wygodnie i nie przygniatać jej swoim ciałem. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, chyba nawet zacząłem zasypiać ponownie, kiedy poczułem, jak dłoń Hanki wędruje po moich plecach. Zatrzymała się na łopatce, pewnie nie wiedziała, że głaszcze ogon smoka. Zaskoczyła mnie jej czułość, ten gest był bardzo jednoznaczny. Poruszyłem się nieznacznie, a wtedy jeszcze splotła swoje nogi z moimi. Objąłem Hankę mocniej, wkładając jedną dłoń pod koszulkę. Jęknęła cicho. Przyspieszył jej się oddech i bicie serca, położyła dłoń na moim biodrze, przytuliła policzek do klatki piersiowej.
Kiedy ostatnio byłem z kobietą? Myślałem o tym. Minęło dużo czasu, a ta dziewczyna była wyjątkowo blisko. Hanka? Kiedy chcąc przysunąć się jeszcze bliżej, naparła na mnie swoimi biodrami, przez krótki moment zapomniałem, że to ona.
Nie mogę, powiedziałem sobie w myślach, chociaż wyczuwałem narastające napięcie między nami. Mimo początkowych protestów Hanki i jej nieprzyjemnego jęknięcia, wynikającego z zaskoczenia, odwróciłem dziewczynę plecami do siebie i objąłem ręką w pasie. Oddychała bardzo głośno i nierówno.
– Dobranoc – powiedziałem tylko, wtulając się twarzą w zapach jej włosów.

16 komentarzy:

  1. Już liczyłam na małe co nieco, a tu jednak nie :D
    Szczerze, to zdziwiło mnie zachowanie Konrada i Hanki. On-bo jednak się opamiętał i nie dobrał się do dziewczyny. Czyżby się zmienił? Bo jeszcze niedawno to nie traciłby okazji. A Hanka mnie zdziwiła tym, że miała ochotę na Kondzia :D chociaż ona chyba o nim nigdy nie zapomniała.
    Babcia Konrada mnie rozwala z tą laską :D pozdrawiam i powodzenia w pisaniu pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie Ty jedna liczyłaś na coś więcej ;P
      Hanka na pewno nigdy nie wybiła sobie z głowy Konrada, a w ten wieczór dała się zapomnieć, noale... trzeba wrócić jeszcze do rzeczywistości ;P Konrad natomiast - nie powiedziałabym, że się zmienił, raczej bardzo słabo go znacie. Gdyby jednak nie kilka okoliczności, na pewno skorzystałby z okazji ;)
      Również pozdrawiam i nie dziękuję - żeby nie zapeszyć! ;)

      Usuń
  2. Konrad niegrzeczny czy Konrad wstrzemięźliwy...o to jest pytanie? :P
    sama nie wiem , która wersja bardziej mnie pociąga. Natomiast wiem jedno - oj kaca moralnego to nasza Hania będzie mieć potężnego. I Nawet jeśli miętę przez rumianek do Kondzia czuje to...będzie wściekła jak osa :)
    Z prywaty...wiesz, że za mało wszystkiego prawda? :)
    Tyle mnie stać na dzisiaj - ciężko już myślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może... Konrad w całości? ;> Och, na pewno będzie kac moralny, będzie zła na cały wszechświat, a komu się za to dostanie? xD I kto nie będzie mógł zrozumieć, o co Hance chodzi? xD

      Och, no wiem, ale mówiłam, że nie mogę więcej. Po prostu choćby się waliło o paliło, nie mogą się (jeszcze!) ze sobą przespać. Albo chociaż rozebrać ;P

      Usuń
  3. Wiesz, że zamiast czytać Różową Koszulę to powinnam uczyć się na jutrzejsze kartkówki? No, ale powiedzmy sobie szczerze, że wiedząc o nowym rozdziale i nie znając jego treści trudno byłoby się skupić na nauce. Wciągnęłam się w to opowiadanie. I to cholernie. Przejdę do końca notki, która mi się podobała NAJBARDZIEJ! Mój boże, zakochałam się w tej scenie ♥ Nawet teraz nie mogę pozbyć się tego uśmieszku, jaki wpłynął na moje usta. Ta niewinność Hanki jest... słodka. Tak, myślę, żę to dobre słowo. Jak wkroczyła mu do łóżka z tekstem, że boi się burza, myślałam że padnę. No dobra, ale koniec o niewinnej Hance.
    Pora wspomnieć o Konradzie, obiekcie moich westchnień. Kurcze, czy ktoś wie, gdzie szukać takiego faceta??? Proszę o namiary!
    A co do szablonu, to powiem szczerze, że na początku chciałam wrócić do poprzedniego. Chociaż ... jak się teraz tak przyglądam, to i ten jest całkiem w porządku ;) Podoba mi się.
    Pozdrawiam i powiem szczerze, że nie wiem jak wytrwam do następnej notki. Ale - nie spiesz się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak ja sobie pomyślę, co powinnam robić, zamiast dodawać rozdział... ;P Może chociaż mogłam poprawić humor nowym rozdziałem ;)

      Gdyby mnie złapała burza w nowym miejscu, na kompletnym zadupiu, to też pewnie wolałabym z kimś posiedzieć ;P A że to akurat Konrad, którego nie potrafi sobie wybić z głowy, to trochę ją poniosło.
      Namiary? Na mojego chłopaka namiarów nie daję i się nim nie dzielę xD A jeśli chodzi o facetów, na których namiarów nie mamy, ech... za fantazjowanie jeszcze nie wsadzają do więzienia ;D

      Tak naprawdę chodzi tylko o nagłówek, musiałam mieć nowe zdjęcie, po prostu musiałam :D A cały układ praktycznie zostawiałam taki sam, żeby nie było problemów z czytaniem ;)

      Ja nie wiem, jak w ogóle przetrwam kolejny miesiąc xD Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Och, rozkręciłaś akcję pod koniec i myślałam, że już, już się coś wydarzy, a tu zonk! Ja już włączyłam romantyczne myślenie, a tu w pewnym momencie myślałam, że Konrad ją po prostu wypchnie z tego łóżka, serio :) Ale jak widać, chłopak ma w sobie trochę ludzkich odruchów :P

    Coraz częściej wydaje mi się, że Hanka to tylko na odważną i silną, pozuje. Że tak w rzeczywistości, to jest to trochę skryta i bardzo delikatna istotka, która właśnie potrzebuje prawdziwego mężczyzny, który uchroni ją światem zewnętrznym, czy też różnymi niespodziankami atmosferycznymi. Ona potrzebuje właśnie Konrada.

    Jednak to, co podoba mi się najbardziej to, to, że Konrad też jest wrażliwym facetem. To jak zinterpretować czuły gest Hanki, gdy łaskotała jego tatuaż... ach... rozpłaszczyłam się dosłownie przed komputerem i aż westchnęłam z zachwytu. Sama cudowność. Ta dwójka, jest po prostu stworzona dla siebie :D

    Jest jednak coś, co mnie niepokoi. Mianowicie, matka Konrada. Coś mi w duszy podpowiada, że można ona mieć duży wpływ na relacje tej dwójki. Zastanawia mnie bardzo, czy będzie to pozytywny, czy negatywny wpływ. A może wcale nie muszę się nią przejmować, gdyż jej obecność nie będzie miała znaczenia. Może ja po prostu wyszukuję we wszystkim problemów, bo przecież nigdy nie może być za łatwo.

    Tak czy inaczej, babka Czyżewska i tak rządzi (nie tylko dlatego, że posiada laskę :P)

    Cieplutko pozdrawiam :*

    PS. Szablon wymiata!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że tak sobie pomyślicie, ale jednak... no cóż, potrzymam wszystkich w niepewności ;D Osobiście też się dziwię, że jej z tego łózka nie wyrzucił, noo, może nie na końcu, ale na samym początku, kiedy go irytowała. Może głupio było mu tak postąpić, w końcu to kobieta :P

      Hanka nie jest chyba do końca łamagą, jakoś tam sobie w życiu radzi, ale przychodzi taki moment, że pojawia się w życiu coś, w czym nie ma doświadczenia. Staje na jej drodze miłość, pojawia się jakieś uczucie i Hanka kompletnie głupieje, staje się właśnie taką zagubioną istotką. A że jedyną osobą, na którą mogła liczyć w czasie trwania burzy, był Konrad, no cóż...

      Konrad był trochę... zaskoczony :D Myślę, że nie spodziewał się po Hance niczego więcej niż płaczu i marudzenia. A czy jest wrażliwym facetem? Już chyba kiedyś o tym wspominałaś, a ja nie ukrywam, że w ciągu tych 8 rozdziałów nie pokazałam wszystkich jego oblicz ;)

      Jeśli chodzi o matkę Konrada, to ona będzie miała swoją rolę, ale raczej w wątkach pobocznych. Ona ma całkiem duży wpływ na Konrada, ale czy wpłynie na jego relacje z Hanką... Może przez pewne podobieństwo charakterów ;P Mama raczej będzie szukać swojej miłości, niż pomagać/przeszkadzać szukać jej synom.

      Haha, babcia jest wyjątkowa, to na pewno ;)

      Pozdrawiam! ;*

      Dziękuję nie tylko w swoim imieniu, ale przede wszystkim zdolnej Natalii ;)

      Usuń
  5. Jestem Twoją nową czytelniczką! Chciałabym napisać jakiś długi, konstruktywny komentarz, ale dziś niespecjalnie się do tego nadaję, więc wybacz - innym razem! Na razie powiem tylko tyle, że ci bohaterowie i historia zdobyli moje serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że wpadłaś i przeczytałaś! Cieszę się, że opowiadanie się podoba ;)

      Usuń
  6. Jejć, dotarłam w końcu i napiszę tak: byłabym okropnie zawiedziona jakby się przespali, na szczęście tego nie zrobili. Jednak Konrad okazał się taki słodki, matko, ta jego złość na początku bo go obudziła, no normalnie, awwww ;3 a Hanka, jak to Hanka, potrafi nawet umarłego wkurzyć. Jej gadanie, że nie jest ludzki i bla bla bla, a potem jak ją tuli to się burzy, matko, jak ona mnie denerwuje. Taka męczennica, kolejna. :D Hehehehehe, dobre. Jeny, hehehehehe, rozwala mnie Hanka i tyle. :D
    Czekam teraz na ich rozmowę rano...co to będzie, tzn. domyślam się. Dramatyzm Hanki, blah. :D
    Pisz dalej szybko i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ja pakuję wszystkich do łózka, ale nie mogłam pozwolić, aby tym razem posunęli się o krok dalej. Na pewno nie ;) Nawet mu tych bokserek nie zdjęłam xD Poza tym, nie sądzisz, że taki obrót spraw nawet bardziej komplikuje relacje między nimi? xD Konrad ma to do siebie, że nie zawsze jest uroczo zaspany, a bez histerii Hanki się nie obejdzie, także... to dopiero początek komplikacji ;P Jeśli natomiast chodzi o poranek, tutaj jeszcze zobaczymy ;>

      Haha, ja i moje szaleńczo-żółwie tępo pisania... xD Pozdrawiam! <3

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. No to jestem ;)
      Mocno spóźniona, ale jestem.
      Hindsight ma zupełną rację. Też bym była zawiedziona. To jeszcze nie ten etap, nie ten moment.
      To zbyt wcześnie.
      Powiem Ci, że jedno mnie bawi. Perspektywa Hanki i Konrada (zdrobniale Radka :D, och urocze) RAZEM. Bo nie wiem, co by się musiało wydarzyć, żeby ta dwójka mogła stworzyć coś więcej.
      Po tym rozdziale i niewiele obiecujących słowach: "to tylko Hanka" oraz kilku histerycznych momentach samej H. nie da się ukryć, że jeśli kiedyś "skleili by" coś w rodzaju związku, to byłby to bardzo specyficzny twór. Pomijając już fakt, że tej dwójce cały świat pewnie zawaliłby się wtedy na głowę. I nie jestem wcale taka pewna, czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To dwa całkiem odmienne charaktery: trochę zamknięta w sobie i (obecnie) zagubiona, pragnąca ciepłych uczuć Hanka oraz Konrad, któremu (jeszcze?) brak większych chęci do działania, a który reaguje z opóźnionym zapłonem, i to tylko wtedy, kiedy ona poprosi.
      Tak już kończąc wywód... ten (nie) winny flirt i brak konsumpcji, jak tak to nieładnie sobie ujmę, mają swój niepowtarzalny urok. Co tam, powiem wprost: ja ich razem nie widzę. Niech krążą gdzieś obok siebie, docinają sobie, niech mają te swoje swoje zarówno słodkie, jak i gorzkie momenty, ale... niech nie tworzą związku. Sama nie wiem. Nie ja tu jestem "szefem"^^

      Czekam na kolejny rozdział i jeszcze raz przepraszam za zwłokę oraz ewentualny chaos (chyba nieco wyszłam z wprawy w komentowaniu).
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    2. No widzisz, ja wprost przeciwnie, nie ukrywam, do czego to wszystko zmierza. Może trudno to sobie wyobrazić na tym etapie tekstu (a planuję jeszcze... jeszcze dużo tekstu, bo nie mam pojęcia, kiedy to skończę :P), ale wg mnie oni całkiem do siebie pasują, tylko... muszą się dotrzeć. I to tak dotrzeć właśnie z iskrami, jakby ścierały się dwa twarde kamienie. Myślę, że to wynika z tego, że jeszcze nie wszystkie karty zostały odkryte, jeszcze nie wszystkie sytuacje przeżyte, bo na tym etapie oni dla mnie też nie pasują do siebie. Po Konradzie ewentualna przygoda spłynęłaby jak po kaczce, a Hanka może dużo by chciała, ale zapewne w którymś momencie stchórzyłaby, a to nie byłoby sygnałem dla Konrada, żeby za nią biec.

      Co do samej "sceny łóżkowej" - zdecydowanie za wcześnie, na pewno nie planuję sielanki, szczególnie kiedy niektóre wątki nie są jeszcze do końca rozwiązane (a pojawią się chyba już w następnym rozdziale ;>). Powiedzmy, że doprowadzam Hankę do jeszcze większej depresji, a Konrada... próbuję go trochę wyprowadzić z równowagi ;P Może brzmi tajemniczo, ale wyjdzie niedługo ;)

      Również pozdrawiam! <3

      Usuń
  8. Mam nadzieję, że pierwszy raz nie był ostatnim ;) Również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"