16. Powrót

niedziela, 22 czerwca 2014

Hanka

W pociągu znalazłam wolne miejsce naprzeciwko starszej pani. Zasiadłam na niewygodnym siedzeniu z czerwonego plastiku. Nie miałam zielonego pojęcia, kto zaprojektował coś tak koszmarnego, ale śmiało nazwałabym idiotą. Czułam, jak moja ciepła skóra na udach przykleja się w miejscach styku z plastikiem.
Spojrzałam przez okno, Konrad nadal stał w miejscu, gdzie się pożegnaliśmy. Konduktor gwizdnął, coś zabuczało, po czym usłyszałam szczęk zamykających się drzwi. Dopiero gdy osobówka ruszyła, Czyżewski zrobił dwa nieśmiałe kroki w tył. Tyle widziałam, bo później zniknął mi z pola widzenia.
Przez chwilę bezmyślnie wgapiałam się w mijane obiekty: kilka jednorodzinnych domków, droga, później łąka, gdzie pasły się krowy, a w oddali rozciągał się las. Siedziałam tyłem do kierunku jazdy, to nasilało wrażenie, że coś porzucam. Widziałam, jak każda rzecz się ode mnie oddala – drzewa, słupy trakcyjne, krzewy, pola. Nie mogłam przestać myśleć, że takie uciekanie było bardzo desperackie. Wolałam stawiać czoła nowym wyzwaniom, a nie rozprawiać się ciągle ze starymi.
Wyraz mojej twarzy musiał zdradzać milion emocji, bo staruszka przyglądała mi się uważnie. Dostrzegłam to kątem oka. W jej oczach czaiła się zwykła ludzka troska. Może zbladłam? Uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Mogłabym usiąść obok pani? Źle się czuję, jadąc tyłem.
– Proszę, proszę. – Pokiwała głową. Wymamrotałam ciche „dziękuję” i usiadłam obok. Wzięłam swoją torbę na kolana i wyciągnęłam książkę, jedną z tych, które dostałam wcześniej od Konrada. Tak miałam spędzić następne trzydzieści minut.
Oprócz tych niewygodnych siedzeń podróż minęła całkiem znośnie. Nie spotkałam żadnych podejrzanie wyglądających ludzi, którzy zwykle są uciążliwi dla wszystkich podróżnych. Kiedy już pociąg dojeżdżał do Kiekrza, pożegnałam się ze starszą panią, która przez całą drogę klepała zdrowaśki. Miałam cichą nadzieję, że za mnie też się trochę pomodliła. Nie wierzyłam w modlitwy, raczej chodziło o to, że ktoś pomyślał o mnie ciepło. Ja spoglądając na tę staruszkę, nie potrafiłam myśleć o niej inaczej.
Wysiadłszy z pociągu, przyjrzałam się asfaltowi na peronie, który wyglądał trochę jak zaschnięta lawa. Widocznie stopił się kiedyś (choćby od słońca), a później zastygł w takiej postaci. Zawsze zwracałam na to uwagę, na swój sposób mnie fascynowało, nawet jeśli był to efekt nieudolnej pracy pseudo-fachowców. Stąpałam powoli, chyba obawiając się, że mogłabym się zatopić w czymś, co przypominało smołę, chociaż wiedziałam, że przecież podłoże jest twarde jak skała. Trzymając przed sobą torbę, rozglądałam się uważnie. 
Sam dworzec wyglądał na dosyć stary, zapewne został zbudowany w tym samym czasie, co ten wroniecki. Takie skojarzenie przywołał wspólny element: wszechobecna czerwona cegła. Oczywiście ten budynek nie był w remoncie i cały czas straszył białymi bohomazami na ścianach. Że niby graffiti? Raczej wandalizm, nic więcej. Nie znałam się na architekturze zupełnie, ale dla mnie mimo wszystko takie budynki miały zdecydowanie swój urok. Czy rzeczywiście oba dworce były podobne ze względu na czasy, w których je wybudowano? Musiałabym zapewne zapytać Konrada. 
Dostrzegłam Ingę wychodzącą na środek peronu tuż przed budynek. Musiała stać po drugiej stronie, bo jej wcześniej nie zauważyłam. Ciągnęła za sobą dosyć sporą walizkę w kolorze fuksji. Dobrze, cieszyłam się, że wzięła akurat taką dużą. Nawet jeśli Inga nie zapełniła jej całkowicie, to na pewno znalazłabym coś, aby jeszcze upchnąć do środka. Widząc przyjaciółkę, poczułam coś w rodzaju ulgi. Nie spodziewałam się, aby tutaj, w Kiekrzu, spotkały mnie nieprzyjemne sytuacje ze strony kogokolwiek.
– Może też powinnam cię nazywać trollem – wypaliła zamiast normalnego przywitania. – Specjalnie dla ciebie wstałam na pociąg, aby uczestniczyć w twoim szalonym planie. Na szczęście jechał klimatyzowany.
– To nie żaden plan – mruknęłam – raczej wybór sprzyjającej lokalizacji.
– Mam nadzieję, że ta utrata poczucia humoru jest u ciebie chwilowa – zmartwiła się. Objęła mnie i pocałowała w policzek. – Cześć, marudo.
– Cześć. Moi rodzice mieszkają niedaleko, pójdziemy pieszo. – Spojrzałam na stopy Ingi, miała na sobie japonki. – Przygotuj się na to, że będziesz miała brudne nogi. Nie spodziewaj się chodników, ba, nie spodziewaj się nawet asfaltu.
– Trudno, przeżyję – zaśmiała się. – Szkoda tylko, że nie wspomniałaś o tym przez telefon.
– Miałam ci do powiedzenia ważniejsze rzeczy – westchnęłam. – Wybór obuwia jakoś mi umknął.
W istocie nie przyszło mi na myśl, aby wspomnieć coś o braku drogi czy innych niedogodnościach. Starałam się opisać wszystko, co zdarzyło się przez kilka ostatnich dni, nie pomijając żadnego istotnego szczegółu. Nawet mały gest ze strony Konrada był ważny, musiałam o tym wszystkim powiedzieć Indze.
– Okej – podniosła ręce w obronnym geście – nie czepiam się. Tak ogólnie, Misiek i reszta nie byli zdziwieni, że wyjeżdżasz?
– Eee… spali – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Zadzwonię później do Michała. Poza tym wspominałam Emilowi, że wyjeżdżam, więc nikogo nie powinno to dziwić. – Wzruszyłam jeszcze ramionami.
– To tam na dworzec jest blisko? – Inga bardziej stwierdziła, niż zapytała. Chociaż nie, jej ton głosu wydawał się podejrzliwy. To chyba przez moją niechęć do odpowiadania na pytania. Przełknęłam głośno ślinę.
– Och, daj spokój – zaśmiałam się nerwowo. Jej ciężkie jak ołów spojrzenie świdrowało mnie, wykrzywiłam usta w grymasie, więc dodałam po chwili: – Konrad mnie podwiózł.
– Ten sam Konrad, który zniszczył ci życie, tak? – zapytała ironicznie Inga. – I ten sam, który wczoraj uświadomił ci, że masz wziąć się w garść?
Zdążyłam już się odwrócić i byłam gotowa, aby ruszyć z miejsca, niezależnie od tego, czy Inga zostałaby na peronie, czy nie. Stanęłam jednak ponownie twarzą do niej, uznając, że za długo dusiłam w sobie wszystkie emocje. Część z nich już wyrzuciłam z siebie, ale znacznie łatwiej napisać to w wiadomości lub powiedzieć przez telefon. Przypomniałam sobie, po co właściwie tutaj przyjechałam. Sprowadziłam Ingę, moją bratnią duszę, w miejsce, które uznawałam za bezpieczne, po to, aby pomogła mi ogarnąć życie. Ten plan nie wypaliłby, gdybym siedziała cicho i zamartwiała się w samotności. To, że Konrad mną trochę potrząsnął, było dopiero początkiem. Wiedziałam, że samo obranie odpowiedniego kierunku nic mi nie da, jeśli będę siedziała w kącie z opuchniętymi od płaczu powiekami.
– Wiesz, co mu powiedziałam na pożegnanie? – Inga spojrzała na mnie z cwanym uśmieszkiem. Już coś podejrzewała, ale nie odzywała się. Wypuściła głośno powietrze, dając znać, że nie powinnam przedłużać. – Kurcze, ja chyba jestem desperatką – jęknęłam, przestępując z nogi na nogę. Wykrzywiłam usta w grymasie, dopiero wtedy Inga przewróciła oczyma.
– I to mu powiedziałaś? – zdziwiła się. – Że jesteś desperatką?
– Nie – zaprzeczyłam szybko. – Skądże. Po prostu ostrzegam, że to dosyć głupie – mówiłam coraz ciszej.
– Gadaj! – wrzasnęła.
– Okej, okej. – Teraz to ja wzniosłam delikatnie dłonie, jakby chcąc się bronić przed jej złością i zniecierpliwieniem. Wzięłam głęboki oddech. – Powiedziałam mu, że chętnie bym go pocałowała.
– I co? – Uniosła brwi. – Tylko tyle? Ależ też mi wiadomość – prychnęła. Zrobiłam wielkie oczy, nie mogąc uwierzyć, że tak bardzo to zlekceważyła. Inga załamała ręce i odezwała się jeszcze od niechcenia. – Pocałowałaś go?
– Coś ty – oburzyłam się lekko.
– Widzisz. Gdybyś go pocałowała, może zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie, a tak – wzruszyła ramionami – mogę jedynie powiedzieć, że nie interesuję się newsami rodem z zerówki. Myślę, że właśnie w tym okresie życia mówi się chłopcom takie rzeczy.
Tym razem naprawdę odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drogi. Inga powlokła się za mną. Do przejazdu kolejowego był kawałek, wtedy nie odzywałyśmy się do siebie w ogóle. Kurcze, nawet nie wiedziała, co przeżywałam! Wszystko się we mnie gotowało, kiedy żegnałam się z tym facetem i spoglądałam w najpiękniejsze na świecie oczy. Wiedziałam, że to jeden z tych momentów, które miałam zapamiętać do końca życia. Może nie tak ekscytujący, jak nasz pierwszy pocałunek (i jedyny!), ale chociażby nasz wspólny poranek? Tak, zdecydowanie to wpisywało się w podobną kategorię przeżyć związanych z Konradem Czyżewskim.
Inga nie rozumiała, że stałam tam przed nim i wyznałam mu, że… 
Że właściwie co?
Chyba zrozumiałam Ingę.
Moi rodzice mieszkali całkiem niedaleko dworca, ale dom znajdował się po przeciwnej stronie torowiska. Dlatego musiałyśmy z Ingą przejść przez przejazd. Mimo wszystko nie ryzykowałam przejścia w nieodpowiednim miejscu. Oprócz pociągów pasażerskich przejeżdżały tędy również te towarowe, a śmierć pod wagonem pełnym węgla nie była moją wymarzoną. Przeszłyśmy przez ten strzeżony przejazd, a później weszłyśmy na utwardzoną drogę, która prowadziła do kilku domostw.
Mój tata zawsze chciał mieszkać za miastem. Przypadkiem padło właśnie na Kiekrz. Jemu nawet nie przeszkadzało, że mieszkał tak blisko dworca i ciągle słyszał przejeżdżające pociągi. Mówił nawet, że można przywyknąć i po pewnym czasie tego już nie zauważał. Wszystko było dla niego lepsze niż wieżowiec na Winogradach. Ojciec mieszkał wcześniej poza miastem, ale kiedy ożenił się z mamą,  przenieśli się do bloku z wielkiej płyty. Brakowało mu przestrzeni, której tutaj miał  pod dostatkiem. Wydawało mi się, że to przez chęć wyniesienia się z miasta tak chętnie zawoził nas do Pożarowa. Nie tylko mnie i mojej siostrze sprawiało to przyjemność, ale również jemu. Przecież równie dobrze mogłyśmy jeździć konno gdzieś bliżej. Teraz mogłam jedynie podziękować tacie. Gdyby nie on, Emil nie poznałby mnie, kiedy wpadłam wprost w jego ramiona.
Ja byłam przyzwyczajona do życia w bloku, w końcu spędziłam w nim prawie całe życie. Nie mogłam też narzekać na to, że coś znajdowało się daleko, skoro zawsze wszystko miałam pod ręką. Może jedynie dojazdy, kiedy zaczęłam chodzić do ogólniaka, stały się nieco uciążliwe, ale potrafiłam się przystosować, w końcu wcale nie miałam tak źle. Kiedy kończyłam pierwszy rok studiów, rodzice podjęli ostateczną decyzję, że wykończą wreszcie budowę domu za pieniądze ze sprzedaży mieszkania. Ja oczywiście nie miałam ochoty dojeżdżać do centrum aż z Kiekrza, na szczęście mogłam zostać w mieście.
Pamiętam, że początkowo planowałam, aby poszukać czegoś miejsca z Miśkiem. W tamtym czasie jednak jego głowę zajmowały inne sprawy. Na pewno nie to, czy będzie miał gdzie mieszkać od października. Michał bowiem postanowił rzucić studia, uznał, że inżynieria produkcji to nie było coś, co go kręci. Poprawił maturę i wciąż gadał o tym, że marzy mu się ekonomia. Zupełnie go nie rozumiałam! W czasie kiedy ja w zasadzie prześlizgiwałam się z semestru na semestr i przeklinałam mikroekonomię, statystykę i chemię, on zawsze miał dobre oceny. Ze wszystkiego! Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby go zabraknąć na roku. A jednak. Michał Czyżewski zdał wszystko w przedbiegach i oświadczył, że rekrutuje się jeszcze raz na inny kierunek. 
W tym całym zamieszeniu zapomniał mi powiedzieć, że przecież nie będzie potrzebny mu żaden pokój w studenckim mieszkaniu, skoro jego stryj akurat kupił całkiem nowe i znajdzie się tam miejsce również dla bratanka. Wtedy jeszcze stryj Michała nie był dla mnie Emilem, nie kojarzyłam go w taki sposób. Kojarzył mi się ze znajomym mojego ojca. Gdybym wtedy go lepiej znała, może i dla mnie znalazłoby się miejsce w tym wielkim mieszkaniu na Wojskowej.
Na szczęście Inga też szukała swojego miejsca, więc rozglądałyśmy się za czymś wspólnie. Początkowo nie było łatwo. Brak rodziców przy boku dawał mi w kość, nie potrafiłam się odnaleźć jako dorosła, samodzielna osoba, ale jakoś dawałam radę. Po roku doszedł jeszcze Janek. Inga uznała, że nie już wyobraża sobie życia bez niego, również jeśli chodzi o wspólne mieszkanie. Jednak nie pozbyli się mnie, wręcz przeciwnie, traktowali trochę, jakbym potrzebowała opieki. Wtedy tego nie zauważałam, po pewnym czasie wydawało mi się to nawet całkiem zabawne, ale było coś w tym, że ja pozostawiona sama sobie mogłam zrobić coś głupiego. Nie chodziło o to, że nie potrafiłam sobie poradzić z utrzymaniem, ale zawsze potrzebowałam jakiegoś ochronnego parasola. Inga to taki mój parasol – moja siostra z wyboru. Kiedy szukaliśmy lokum na kolejny rok, trafiliśmy na mieszkanie na Taczaka, gdzie zostaliśmy na dłużej.
Tak naprawdę nigdy nie mieszkałam z rodzicami w Kiekrzu. Owszem, przyjeżdżałam na święta, na wakacje, ale zwykle czułam się trochę jak gość. Chociaż może nie, bardziej jak na wczasach czy urlopie. To mi się całkiem podobało, bo zawsze kojarzyło mi się z odpoczynkiem i spokojem (oprócz pociągów). Mimo to niepokojącym było, że trochę odcinałam się od cywilizacji. To dosyć absurdalne, w końcu w Kiekrzu jeździły poznańskie autobusy, mieliśmy prąd, bieżącą wodę i wi-fi.
Kiedy trafiłam do Pożarowa, to uczucie stało się sto razy większe. Znalazłam się na kompletnym zadupiu. Dobrze, kilka lat wcześniej nie przeszkadzało mi to tak bardzo, bo nigdy nie zostawaliśmy na noc i w ogóle będąc młodszą, miałam większą tolerancję dla niedogodności. Przed paroma dniami nie dosyć, że odczuwałam dyskomfort psychiczny, to jeszcze ten fizyczny. Na szczęście nie było tak źle, jak początkowo myślałam.
– Haneczko, ale powiedziałaś Konradowi, że masz zamiar wrócić do Pożarowa, prawda? – Inga zapytała, gdy już oddaliłyśmy się od ulicy i zrobiło się naprawdę spokojnie. Tędy bardzo rzadko jeździły samochody, z tej drogi korzystali jedynie mieszkańcy pobliskich domostw. – Że tak naprawdę przyjechałaś po większą ilość rzeczy? Na przykład po swoją piżamkę w pieski?
– Zapakowałaś tę piżamę!? – Odwróciłam się szybko i spiorunowałam Ingę spojrzeniem. Pisnęłam tak głośno, że sąsiedzi musieli mnie usłyszeć. Jej głupkowaty uśmieszek powiedział mi wszystko – żartowała, chociaż po niej mogłam się spodziewać wielu rzeczy.
Nie chciałam pokazywać się na Taczaka z wiadomych powodów. Obawiałam się, że Czarek koczował pod kamienicą, a przecież u rodziców nie trzymałam zbyt wiele ciuchów, może jedynie jakieś dwie bluzki do przebrania i bieliznę, żeby przeżyć kilka dni, nic więcej. Poprosiłam więc Ingę o spakowanie, chociaż wiedziałam, że czekają mnie niespodzianki typu koronkowa bielizna albo właśnie piżamka w pieski.
– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – zauważyła.
– Jejku – jęknęłam – mówiłam ci przecież, że to nie przez Konrada – zawahałam się, a później na moment zamilkłam. Zastanowiłam się jeszcze raz, gdzie w tym wszystkim był Konrad. – Że to tylko po części przez Konrada – uściśliłam. – Tak, prosił wielokrotnie, żebym została. Tak, wystraszyłam się, kiedy mówił, że wrócę do Czarka. I tak – westchnęłam – cholernie mi się podoba, ale dobrze wiesz, że tutaj przede wszystkim chodzi o Cezarego. Powiedz mi, co mam zrobić, Inga? Co ty zrobiłabyś na moim miejscu?
Spojrzałam na nią niepewnie, widziałam, że chciała coś powiedzieć, ale dodałam jeszcze: 
– Wiem, że Janek nigdy nie zrobiłby ci żadnego świństwa, a na pewno nie uderzyłby cię zaraz po tym, jak nazwał cię dziwką.
Inga zawahała się. Wydawało mi się, że dla wszystkich to była prosta sprawa. Najnormalniej na świecie: Hania, zapomnij. Opowiadałam im, co się stało, co Czarek mi powiedział i jak się zachowywał, oni uważali to za coś okropnego, ale chyba nie potrafili zrozumieć, że Cezary zrobił mi większą krzywdę. Siniak, po którym już właściwie nie było śladu, to tylko jedna setna szkody, jaką mi wyrządził. Doceniałam pomoc, ale nie znosiłam tego oceniania. Weź się w garść, dziewczyno! Gdyby to było takie proste. Cieszyłam się jedynie, że nikt nie wpadł na pomysł, aby powtarzać mi, że wszystko będzie dobrze.
– No, nie wiem? Zostać tutaj? – Inga rzuciła propozycją. – Bo rozumiem, że na razie powrót na Taczaka jest wykluczony.
– Wrócę, ale kiedy wszystko się uspokoi – odpowiedziałam. Przynajmniej chciałam, żeby ponownie nastał nowy porządek. Nowy, to znaczy bez Cezarego na horyzoncie. – U rodziców nie chcę zostać zbyt długo, ponieważ Cezary tutaj trafi szybciej niż do Pożarowa, nie sądzisz? O ile już tu nie przyjechał.
– Co masz na myśli? – zdziwiła się. – Sawicki nie wie, gdzie mieszkają twoi rodzice?
– Nigdy się nie poznali – przytaknęłam. – Często gdzieś wyjeżdżaliśmy, ale zwykle do jego znajomych. Nie wpadł na pomysł, aby tutaj się pojawić, ja też o tym nie wspominałam. Kiedy tylko pojawiał się w jego głowie plan, żeby poznać moich rodziców lub kogoś z mojego otoczenia, ja ucinałam temat. Wyjątkiem byliście wy, ale to dlatego, że ciągle nas nawiedzał.
– Prawie mieszkał – wtrąciła Inga. Nie dało się nie wyczuć pretensji w jej głosie. Nie skomentowałam tego, bo nie zamierzałam bronić Czarka, poza tym rozumiałam tę złość. Nikt nie wytrzymałby długo z natrętnym gościem, który czasami swoich gospodarzy miał za nic.
– Cały czas zastanawiałam się, co czuję do Czarka – kontynuowałam – a skoro nie byłam pewna, cała szopka z przedstawianiem go rodzicom i te sprawy zawsze mi umykały. Z drugiej strony my nie chodziliśmy ze sobą tak długo, tylko cztery miesiące. Mimo wszystko nie widziałam potrzeby, aby zwalić się na głowę rodzicom z Czarkiem u swojego boku.
Doszłyśmy właśnie do celu. Zatrzymałam się i przez moment przyglądałam sylwetce domu. Nie był on duży. Na co dzień rodzice mieszkali tam tylko we dwójkę, moja siostra podobnie jak ja pojawiała się co jakiś czas, zwykle z okazji świąt lub urlopu, więc powiedziałabym nawet, że przestrzeni mieli aż nadto. Nie liczyło się jednak to, co znajdowało się w środku, bo to o tę przestrzeń dookoła chodziło.
– Jesteśmy na miejscu – oznajmiłam Indze.
– Ale macie fajną chatkę – powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Może powinnaś mnie tutaj częściej zapraszać?
– Pomyślę o tym. – Spojrzałam na nią spode łba i pchnęłam furtkę. Cała nasza posesja była ogrodzona od innych drewnianym płotem, mnie przypominał on taki z dziecięcych rysunków. Całe szczęście, że był w kolorze naturalnego drewna i nikt nie wpadł na pomysł, aby pomalować go na biało – wtedy wyglądałby wręcz komicznie.
– Biały domek z czerwonym dachem, kto by nie chciał tutaj mieszkać – zachwycała się dalej Inga, jakby zobaczyła co najmniej ósmy cud świata. Dachówka rzeczywiście była czerwona, jednak kolor elewacji bardziej wpadał w beż, a nie biel. Mnie podobało się przede wszystkim, że dom nie rzucał się w oczy z daleka przez jakieś udziwnienia. Prosty, schludny, bez żadnych kolumn, portyków czy wieżyczek.
Kiedy wchodziłam na posesję, moja mama wyszła przed dom. Uprzedziłam ją, że przyjadę, dobrze się złożyło, że wzięła kilka dni urlopu. Wyglądała na odrobinę zmartwioną, ale wiedziałam, że bardzo się cieszy na mój widok. Ostatnio skupiłam się na uczelni, jeszcze wcześniej Czarek wypełniał mój czas. To okropne, że musiałam z nim skończyć, żeby przejrzeć na oczy – zabierał mi cały mój wolny czas, zabierał przestrzeń, w której do tej pory żyłam. Posiadanie faceta, bycie z kimś w związku nie polegało na tym, co zaserwował mi Cezary Sawicki.
– Cześć – wrzasnęłam na jej widok, rzuciłam torbę na ziemię i mocno wtuliłam się w ramiona mamy. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym pokazać jej się tydzień temu, zapłakana, w wymiętej koszuli, z fioletem na powiece. Przecież pękłoby jej serce. Wiedziałam, że muszę jej powiedzieć o tym, co mnie spotkało ze strony (na szczęście) już byłego chłopaka, ale nie zniosłabym tego cierpienia, które dostrzegłabym w tych niebieskich oczach, gdyby mnie wtedy zobaczyła.
– Dzień dobry, kochanie. Wreszcie jesteś. – Uśmiechnęła się i ucałowała. Chwilę wpatrywałam się w kobietę tak podobną do mnie. Włosy, oczy, nawet kształt ust miałam taki sam jak mama. Odwzajemniłam uśmiech, po czym odwróciłam się do Ingi.
– Dzień dobry – przywitała się i wyszczerzyła. Ona też została przytulona.
– Cześć, Inga. To bardzo miło, że Hania ciebie również przywiozła.
– Również tak uważam – przytaknęła. Inga wciąż nie mogła oderwać wzroku od domu. – Chwila oddechu przed obroną na pewno mi się przyda.
– Tak, Hania wspominała, że niedługo kończysz studia. Magisterka już napisana?
Inga z dumą odpowiedziała, że już oddała pracę do dziekanatu. Inga i Misiek – prymusi. Dziwne, że spędzałam z nimi tak dużo czasu, a nigdy nie zarazili mnie entuzjazmem do nauki.
Zanim weszłyśmy do środka, Inga dostrzegła jeszcze urocze firanki w oknie i musiała to skomentować. Wiedziałam, że jeszcze jedno jej słowo, a moja mama na pewno ją adoptuje. Chociaż w zasadzie nie miałabym nic przeciwko.
Na parterze znajdowała się kuchnia połączona z przestronnym salonem. Mimo mojego przyzwyczajenia do życia w ciasnych pomieszczeniach lubiłam tę przestrzeń. Wchodząc, od razu widziało się wyjście na taras i nieduży ogród, poza tym zielenie i brązy w salonie nawiązywały do barw natury. To była jedna wielka oaza. 
Zostawiłyśmy nasze torby przy wejściu i zasiadłyśmy przy drewnianym stole. Nie mieściło się przy nim więcej niż sześć osób, ale nie potrzebowaliśmy większego.
– Jadłyście coś? Czego się napijecie, dziewczyny?
– Ja już jadłam śniadanie – odparłam. Inga spojrzała na mnie podejrzliwie. Zwykle rano spożywałam suchą bułkę w biegu, bo leżałam w łóżku bardzo długo, a później szykowałam się na uczelnię w dziesięć minut. Nawet jeśli zajęcia miałam na późniejszą godzinę.
– Ja bardzo chętnie coś przekąszę – przyznała Inga.
– Do tego jakaś herbata? – Zgodnie pokiwałyśmy głowami, odpowiadając tym samym mamie.
– Konradowi też zrobiłaś śniadanie? – zachichotała moja towarzyszka.
– I co z tego? – Skrzywiłam się, jednocześnie przewracając oczyma. – Nie traktował mnie jak służącej. Zrobiłam dla siebie, to zrobiłam dla niego. Tyle.
– Tego nie powiedziałam – żachnęła się, a zaraz po tym dodała protekcjonalnym tonem: – To bardzo miło z twojej strony, że zechciałaś zrobić mu śniadanie. No, wiesz, wspólne poranki, wspólne posiłki.
– Inga! – wrzasnęłam.
– Co się stało? – Mama postawiła przed nami koszyczek z pachnącymi grahamkami oraz twarożek ze szczypiorkiem. Pomyślałam, że nie wytrzymam długo i też się skuszę na świeże pieczywo. – Wstawiłam wodę, herbata zaraz będzie.
– Hania opowiada mi, co działo się w ostatnim czasie – Inga odezwała się jako pierwsza. Spojrzałam, jak jej dłoń oplata moje palce. Zacisnęłam je w uścisku. Mama patrzyła na mnie zdezorientowana, wyczytałam z wyrazu jej twarzy, że nie rozumie, o co nam tak naprawdę chodziło. Serce podeszło mi do gardła, zacisnęłam usta w wąską kreskę. Oczy mi się zeszkliły. Szukałam wsparcia u Ingi. Wiedziałam, że mi pomoże, ale musiałam zacząć mówić sama.
– Mamo, ja – powiedziałam drżącym głosem. Zawahałam się na chwilę, przełknęłam głośno ślinę i westchnęłam przeciągle. – Mamo, pamiętasz, jak opowiadałam ci o Cezarym? – Przytaknęła. – Zrobił mi krzywdę.

*

Nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobiłam, ale usta same układały się w zdania. Czasami miałam problem, żeby ubrać to wszystko w słowa, ale wtedy Inga mi pomagała. Powiedziałam mamie o wszystkim, zaczynając od początku mojej znajomości z Czarkiem, kończąc na tym felernym dniu sprzed ponad tygodnia. Dochodziło południe, a trzy kobiety siedziały zaryczane przy stole w kuchni i ocierały swoje policzki papierowymi chusteczkami. Dobrze, że mój tata wracał dopiero popołudniu, bo zapewne przeraziłby go ten widok.
– No i – zająknęłam się, kończąc już moją opowieść – uznałam, że potrzebna jest mi długa przerwa.
– Rozumiem, że wolisz wrócić do Pożarowa, a nie zostać w domu? – zapytała jeszcze mama. Nie wyczułam w jej głosie żadnej pretensji, po prostu chciała wiedzieć, czy sama byłam pewna swojej decyzji.
– Ja po prostu nie chcę, żeby on was nachodził. – Spojrzała na mnie niepewnie, ja łypnęłam okiem na moją przyjaciółkę. – Już i tak jest mi przykro, że Czarek prześladował Ingę i Janka. Gdyby się dowiedział, gdzie przebywam, na pewno nie dałby mi spokoju. Telefon mogę wyłączyć, ale ukryć siebie jest znacznie trudniej. Mamo, ja go po prostu nie chcę widzieć – mówiłam z przejęciem.
– Akurat z tym się zgodzę – wtrąciła się Inga. – Czarek bywał agresywny. Może na początku sprawia wrażenie misia, ale później pokazuje swoją prawdziwą twarz. Kiedy się uprze...
Mama westchnęła, przerywając tym samym Indze. Ta nie za bardzo wiedziała, czy powinna jeszcze coś mówić, czy dać już spokój. Smutek spowodowany historią, którą opowiedziałam mamie, ustępował miejsca złości i niedowierzaniu. Zrozumiała, widziałam to, ale zanim tutaj przyjechałam, liczyłam się z tym, że nie będzie zadowolona. Nie chodziło o to, że sama się w to wpakowałam, tylko że nie pozwoliłam się z tego wyciągnąć. Może rzeczywiście, gdybym porozmawiała wcześniej z mamą, obyłoby się bez ran na psychice, w końcu ona, podobnie jak Inga, mogła zauważyć rzeczy, których ja nie dostrzegłam.
– Dobrze – westchnęła mama, rozkładając ręce na stole – więc co planujesz?
– Po prostu: na razie zostanę tutaj. Ale chcę wyjechać. Odpocząć. Może zapomnieć. Zostać w Pożarowie na dłużej. Michał mówił, że nie będzie problemu. – Zamilkłam na moment, jeszcze raz układając sobie słowa w głowie. – Mamo, posłuchaj. Wiem, że to wygląda jak ucieczka, ale jeśli mogę dać sobie odrobinę spokoju, to wybiorę ucieczkę. Po tych wakacjach wrócę – dodałam jeszcze. – Nie rzucę przecież studiów przez tego idiotę. Ale ja potrzebuję czasu, aby te rany zdążyły się zabliźnić.
– Zabrzmiało patetycznie – szepnęła Inga po chwili krępującej ciszy. To trochę rozluźniło atmosferę, mama uśmiechnęła się do nas blado. To było lepsze niż kamienny wyraz twarzy.
– Hania – odezwała się wreszcie mama – widzę, że nie zmienisz zdania. Uparłaś się – stwierdziła, patrząc na mnie spod uniesionych brwi. Zrobiła znaczącą pauzę. Coś mnie ukłuło w żołądku. Siedząca naprzeciwko mnie kobieta karciła wzrokiem za to, że zachowywałam się jak mała dziewczynka, która nie wyjdzie ze sklepu bez upragnionej zabawki. W dzieciństwie brak argumentów zastępowało się płaczem, tupaniem i ostentacyjnym turlaniem po podłodze, teraz potrafiłam do tego dorobić ideologię i ubrać ją w piękne słowa. Nie byłam pewna, czy dokładnie na tym polegała ta cała dorosłość. – W tej sytuacji jednak jestem w stanie zaakceptować tę decyzję.
Zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam lekko usta. Później zamrugałam kilkukrotnie. Powinnam podziękować?
– Myślę, że będzie lepiej, jeśli ja porozmawiam z tatą – zmieniła temat.
– Uhm, masz rację – mruknęłam i pokiwałam głową. Mimo wszystko liczyłam, że oceniła mój pomysł jako dobry, ale widocznie tylko ja go za taki uznawałam. Nie rozumiałam, dlaczego to nie miało być najlepsze wyjście z tej sytuacji.
– Rozpakujcie się, dziewczyny, a ja zabiorę się za przyrządzenie obiadu.
Posłusznie wstałyśmy od stołu. Inga wyczuła, że nadmiar informacji nie wpłynął dobrze na samopoczucie mojej mamy. Wcale się jej nie dziwiłam, powinna to wszystko przetrawić. Podejrzewałam nawet, że najpierw chciała się z tym wszystkim przespać. Poza tym, jeśli chciała rozmawiać z tatą, musiała przemyśleć, co mu powie.
– Hania, zaczekaj jeszcze – usłyszałam.
Podeszłam bliżej na drżących nogach, bo całe to przedpołudnie nie wpłynęło na mnie dobrze. Mama chwyciła mnie za rękę, a później bardzo mocno przytuliła. Wtedy zrozumiałam, że spotkanie z nią było mi bardzo potrzebne.

30 komentarzy:

  1. Osobiście lubię spokojne rozdziały, może nie non stop, bo nudy aż tak bardzo nie kocham, ale od czasu do czasu taki rozdział jest potrzebny (mnie jako komuś kto sobie coś pisze i mnie czytelniczce), doskonale więc rozumiem tą potrzebę ;-)
    Co do rozdziału to Hanka w końcu ma szansę naprawdę odpocząć, skupić się na sobie i zaznać namiastki normalnego życia. No i kto nie zrozumie człowieka lepiej niż mama? Mimo że czasami rada nie jest taka, jakiej byśm oczekiwali, to w końcu mama jest kimś kto weźmie cię w ramiona i pomoże samą swoją obecnością. Dodać do tego Ingę i H. ma realne szanse na znalezienie jakiegoś rozwiązania na dłużej niż miesiąć. A nawet jeżeli do tego nie dojdzie, to zawsze spędzi czas w towarzystwie, które ją kocha i rozumie. A z wyjazem do Pożarowa - ja jestem na tak! :D I na wzmiankę o tym, ile będzie się potem dziać, już nie mogę się doczekać! Nie popadaj w depresję, bo wystarczy nam moje jedna :D Musimy czytać różową! :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uważam, że nie zawsze w rozdziale musi się dużo dziać, poza tym trochę się spokojniej zrobiło przez sam przyjazd Hani do rodziców. I niby wyjechała z miejsca, gdzie powinna być sielanka, a jednak w domu jest spokojniej :P Mama okazała się bardzo potrzebna, bo nie ma to jak się wyżalić komuś bliskiemu, ale wydaje mi się, że nie tylko dobre słowa, ale też lekki sceptycyzm Hani się przydał. Ale to jeszcze nie koniec pobytu :)
      No bo będzie się dużo dziać, przyjemniej tak mi się wydaje, poza tym (nareszcie) czas będzie płynął trochę szybciej :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Podobało mi się i nie mam nic przeciwko takim "spokojnym" rozdziałom. :)
    Myślę, że Hania dużo bardziej odpocznie i przemyśli parę spraw w domu rodzinnym, niż w Pożarowie. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale sama poczułam klimat i ten spokój bijący z tego domu. Niczym prawdziwa arkadia
    Cieszy mnie również obecność Ingi. :)
    A tak poza tym to szkoda, że porzuciłaś pomysł napisania długiego rozdziału, ja bym nie miała nic przeciwko xD z niecierpliwością czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że czuć klimat, bo akurat nigdy nie wiem, jak ugryźć rozdziały, gdzie wypadałoby dodać jakiś opis, bo nie lubię tego pisać i uważam, że nie umiem XD I Hania trochę odpocznie, nabierze trochę sił na kolejny pobyt w Pożarowie :P
      Wydaję mi się, że i tak piszę dosyć długie te rozdziały (znaczy całkiem długie, ale nie męcząco długie) i staram się trzymać mniej więcej tego, bo wtedy mniej więcej też wiem, ile zmieszczę "akcji" w jednym rozdziale :)

      Usuń
  3. Podobalo mi się;)
    Takie spokojne rozdziały są potrzebne. Bohaterowie muszą odsapnąć, nabrać sił, przemyśleć parę spraw, a czytelnik przygotuje się na następną dawkę bombowych rozdziałów - aż kapcie nam pospadają :D.
    Muszę się ruszyć i coś u siebie opublikować.
    Pozdrawiam. Miłego tygodnia życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, i piszącym też są czasami potrzebne, żeby swoich bohaterów trochę uspokoić i dać im odpocząć przed kolejną porcją tortur ze strony autora :P
      To trzymam kciuki :)
      Również pozdrawiam i dziękuję :*

      Usuń
    2. Jestem w trakcie pisania 1 rozdziału. Trochę jeszcze mi zejdzie.
      ;*

      Usuń
    3. Skończyłam 1 rozdział, teraz zabieram się za drugie opowiadanie:-)

      Usuń
    4. Szczerze powiedziawszy nawet nie wiem, co planujesz. W każdym razie ja mogłabym zabrać się do pisania czegokolwiek ^^

      Usuń
    5. Na razie skupię się na jednym opowiadaniu ;)
      Zabieram się za poprawianie rozdziału.

      Usuń
    6. będzie trochę obyczajówki, romansu, kryminał. Pojawią się czarodzieje.

      Usuń
  4. Aaaaaaa, to chyba moja pierwsza dedykacja :) dziękuję <3
    Nie planowałam tutaj dotrzeć spóźniona, ale urodzinowe party trochę mnie zmęczyło i do dzisiaj odsypiałam :) Ale prezent jest mega, może trochę zabrakło mi tutaj Konrada, najlepiej bez koszulki, z rozczochranymi włosami po baaaardzo "intensywnej" nocy, ale pewnie się kiedyś takiego Konrada doczekam ;) Jeszcze raz dziękuję ♥♥♥
    Hanka musiała się chyba przez przypadek uderzyć w głowę w tym pociągu, bo zaczęła mądrze gadać. Widać, że zrozumiała kilka spraw i nawet fakt, że poniekąd pomógł jej w tym Konrad jakoś nie wpłynął na nią agresywnie :) Ach, no i jest jeszcze Inga. Co ja bym dała za taką przyjaciółkę :) Na początku nie przypuszczałam, że z niej taka fajna laska :P Przyjedzie, pomoże, wysłucha, podrzuci koronkowe majciochy i co najważniejsze, jest w klanie Konrada :P co mnie osobiście bardzo cieszy :D
    Fajny Ci ten rozdział wyszedł. Serio. Może zrobisz też taki z punktu Konrada. Byłoby fajnie w końcu zrozumieć, kim dla niego jest Hanka. Bo chłopaczek, niby dorosły, a taki niezdecydowany. Zupełnie jak baba :))
    Jeszcze raz dziękuję za życzenia, za prezent i czekam niecierpliwie na kolejny, równie świetny rozdział.
    Buziaczki i pozdrowionka :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz dziękować, ja się cieszę, że Ty się cieszysz, o! :) I że wreszcie udało się dodać prezent w urodziny :D Doczekasz się takiego Konrada, ale jeszcze trochę trzeba będzie poczekać ;)
      Hania widocznie również ma ludzką twarz, a może twarz normalną i potrafi się czasami ogarnąć. A może inaczej: zrozumiała, że powinna się ocknąć i iść do przodu. A że pomógł jej w tym trochę Konrad, no cóż, tak się miło złożyło. Hani jednak została gdzieś tam odrobina zdrowego rozsądku, która szepcze, że Konrad jednak ma racje i nie powinna go winić za to, co powiedział.
      Inga od początku nie była fanką Czarka, więc myślę, że się cieszy, że Hania z nim skończyła. Dla niej Konrad w tym momencie jest na pewno mniejszym złem, a może nawet wysunąć się na prowadzenie, skoro dowiedziała się, że w jakiś sposób pomógł jej przyjaciółce. A wszystkie bonusy pod postacią koronki na pewno spodobają się Konradowi ;>
      Hm, tak sobie myślę i w sumie będzie taki rozdział, mam coś podobnego w planach, ale to troszeczkę później. Powiedzmy, że kiedy akcja znów troszeczkę zwolni :P No widzisz, taka trochę baba mi wyszła, ale tak to jest, jak baba pisze :P
      Pozdrawiam również! ;*

      Usuń
  5. Też tak myślę, jednak Hania musiała mieć jakiegoś rodzaju desperację na twarzy lub coś na wzór opętania przez szatana, więc zdrowaśki jak najbardziej na miejscu :)
    I co siedzi facetowi w głowie? Strach się bać... :P
    Również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. A Konrad w tle czaruje i czaruje tym swoim spojrzeniem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to przecież blog, treść się nie liczy XD

      Usuń
    2. Tego nie powiedziałam, nadinterpretujesz! xD

      Usuń
    3. Skoro nadinterpretuję, to mogę dodać, że po takim komentarzu nawet nie wiem, czy przeczytałaś XD

      Usuń
  7. Właśnie przeczytałam całe opowiadanie. Uwielbiam Cie!!!! Uwielbiam Konrada i Hankę od czasu do czasu-tzn.kiedy przestaje choc na chwile płakać i zachowywać sie jak pieciolatkaSerio,ktoś jej powinin powiedzieć,ze grymasy nie dodają urody. Ok,rozumie ,ze Cezary ja zranił i ze jest cholernym dupkiem i ze na poczatku potrzebowała opieki,ktora zapewnili jej czyzewscy,ale jej humorki sa lrzerazliwie denerwujące nawet dla mnie jako kobiety,a co dopiero dla takiego faceta,jakim jest Konrad. Mam nadzieje,e ktoś ja w tym uświadomi...moze któryś z przyjaciół kondzia na jego urodzinach? Przy okazji mogłby jej tez powiedzieć,ze Czyżewski zachowuje sie wobec niej naprawde w porzadku. Cóż,nawet jesli chciał sie z nia kiedyś tylko przespac,mysle ze mi juz przeszło. Nie sadze,by był w niej zakochany tak jak ona w nim,ale teraz moze sie to powoli zmieniać. Mysle,ze nie uwierzył pijanej Hance,ze ta buja sie w nim od tak długiego czasu. Wlasciwie mozna jej współczuć, bo to był jeden z głównych powodów, dla których jej życie uczuciowe było tak mało urozmaicone, a i pewnie wlasnie dlatego jak juz zdecydowała sie z kimś byc, trafiła tak szpetnie. Z drugiej jednak strony wierze,ze w koncu do czegos dojdzie. Mysle,ze przede wszystkim Hanka powinna zostać taka,jaka jest w tym rozdziale. Konrad zmienił taktykę, zamiast sie na nia gapic przytulać albo tez jej dokuczać, po prostu powiedział jej w koncu, jak sie zachowuje i jak prawdopodobnie bedzie wyglądać jej życie gdy wróci do poznania. Po prostu był szczery i jak sie okazało,było to najlepsze lekarstwo. Hanka nareszcie sie iogarnela. Generalnie ja lubie,ale mam ochotę ja trAsnac, jak zachowuje sie jak mary sue, serio. Jest ma to za inteligentna.a, i mysle,ze jakby zaczęła pomagać w remoncie hotelu (skoro nie lubi. Koni), to moze nie nudzilaby sie az tak mocno i nie wymyślala sobie kolejnych humorkow.. Znajdź jej jakies hobby. Konrad sie ucieszy jak wróci, jestem pewna,nawet jesli sam nie wie, jkq nazwać swoje uczucia. To co jej powiedział i tak było sporym wyznaniem. Popełniał błędy, szczegolnie jesli chodzi o Małecka,ale nie sadze,zeby jego głównym celem było łamanie kobiecych serc. Mysle,ze sam szuka milosci, ale jej soe boi i to wszytsko z tęgo powodu. Zdaje sobie sprawę,że nie moga oboje zostać do konca zycia w Pozarowie,ale do konca wakacji-czemu nie?xd moze sie wreszcie ogarną. Mysle,ze i Czarek sie pojawi,ale musi byc jakos sposob,zeby sie go nareszcie pozbyć. Moze Konrad zna ten sposob xD jeśli chodzi o innych bohaterow, to najbardziej lubie chyba Emila, nie tylko z powodu wyglądu i troski,ale i więzi, jaka ma z Konradem, jest genialna xD. Lubie tez Inge,jest świetna przyjaciółka.chce jej wicej xD moze niech przyjedzie z jankiem do pożarowa. A, ciekawi mnie tz postać Sylwi, mało hej było. No i mam nadzieje,ze Konrad namówi kiedyś Hankę,zeby weszła na konia,to świetna zabawa xd. Ogolnie kocham Twoj styl i konfrontacji miedzy twoimi bohaterami,wyczucie-np to,ze chociaz na chwile Hania wyjechała z pożarowa... Lubie niejednoznacznośc twoich bohaterow i poczucie humoru w tym opowiadańiu.wkurzają mnie humory Hanki, ale ponadto spoko XD zapraszam na moje blogi- zapiski-condawiramurs.blogpsot.com oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. "– Widzisz... Gdybyś go pocałowała, może zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie, a tak – wzruszyła ramionami – mogę jedynie powiedzieć, że nie interesuję się newsami rodem z zerówki. Myślę, że właśnie w tym okresie życia mówi się chłopcom takie rzeczy – podsumowała." UWIELBIAM INGĘ. Jest cudowna. Jakbym słyszała siebie, tylko ja bym ją jeszcze zgnoiła tym płakaniem i robieniem ze wszystkiego BIG DEAL. Hanka zachowuje się jak dziecko do tego takie z upośledzeniem społecznym. Dobrze, że chociaż wszystko powiedziała matce, bo naprawdę zaczęłabym się o nią martwić. Jest za słaba, żeby to ogarnąć sama...bo potrafi tylko płakać i szukać powodów do tego płakania.
    Nie było Konrada - foch.
    No, to tyle. :D Lubię takie rozdziały, są spoko. <3 Jednak wole jak jest Konrad i nią sponiewiera jak ostatnio, OOOOOOOOOO TAAAAAAAAAAAAK :D
    Pozdrówki <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej:)
    Pannie Hannie wraca stabilność emocjonalna? Oby! Zresztą - nie ma jak u mamy, a jeśli jako wsparcie jest jeszcze poukładana i trzeźwo myśląca przyjaciółka, to się o Hankę mniej boję. Przy taki wsparciu powinna poukładać sobie swoje odczucia i emocje. Tylko...NIECH WRACA DO POŻAROWA!!! Najlepiej jako prezent urodzinowy dla Konrada, może być ewentualnie opakowana:)
    Czekałam na taki rozdział. Rozdział w którym Hania będzie miała szansę spojrzeć z dystansu na swoje ostatnie przeżycia. Teraz czekam na przemyślenia Konrada, bo chyba postawa Hanki mocno go zaskoczyła ( a biedaczek myślał, że ją rozgryzł xd)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak praca nad nowym rozdziałem? :) O ile takowa jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o samą pracę nad rozdziałem, to chwilowo jej nie ma.

      Usuń
  11. Kolosalnie spóźniona zjawiam się oto! Postaram się skomentować, jak najlepiej opowiadanie, chociaż zmieszczenie wszystkich rozdziałów w jednym komentarzu chyba mi nie wyjdzie. Pozwolisz, że zabiorę się zatem za konsumpcje rzeczy, które w tej historii szczególnie mi zapadają w pamięć. Bohaterowie. Konrad to taki typ faceta, którego ja nie znoszę najbardziej na świecie. Od momentu przespania się z Małgorzatą i nieco lekkodusznego podchodzenia do spraw wiedziałam już, że to nie ten typ za którym ja bym biegała, raczej zasadziła mu kopniaka w kroczę. Jego cynizm, pewność siebie i obojętność mnie już dawno wyprowadziłyby na urwisko szaleństwa, więc brata dla Hanki za to, że jakoś sobie radzi. Co nie zmienia faktu, że jako bohater literacki, Konrad po prostu wymiata. Budzi we mnie tyle niedobrych i zarazem tyle silnych emocji, że czego chcieć więcej? Emil za to to moja bajka. Ułożony, sumienny, poważny, a ja lubię poważnych i do tego trzyma głowę na karku. Emil to mój ulubieniec i żałuje, że pojawia się sporadycznie, no ale... ^^ Ja wiem, że Hania z nim nic nie będzie kręcić, więc psychicznie się na to wcale nie nastawiam. Ot, tylko tak sobie go wielbię za to, jaki jest. Hanka... ta dziewczyna też swoje potrafi odwalić, zmienna jak pogoda niczego Konradowi nie ułatwia. Oni się dobrali naprawdę zabawnie. Kasanowa, łowca panien i płaczka, która nie potrafi ukryć uczuć do faceta, czyli ten gatunek kobiety, który Kasanowę nie zaintryguje, bo za dostępna jest. Ale myślę, że i tak z tego ulepi się miłość, bo przecież o to chodzi xD No i Konrad czasem troskliwy potrafi być, ale i tak mojego serca nie kupi jako facet.
    O Cezarym gadać nie będę, bo szuje na to nie zasługują, Zresztą o nim opinia może być tylko jedna i pewnie wiesz jaka. Oby Hania wymyśliła, jak się go pozbyć. Oczywiście nie ocierając się o kryminał, bo wcale tego nie sugeruje ^^ Ale dziada jakoś udupić by się przydało.
    Michał to taki niepoprawny facet, ale wydaje mi się, że przyjaciel z niego na medal, zresztą jak i Inga, i Janek. Dobrze, że przyjechała do rodziców, taka odskocznia od Pożarowa. Ciekawe, czy Konrad cokolwiek za nią zatęskni. Przydałoby się, chociaż gdybym to ja miała coś do gadania, to bez wahania dałabym ją Emilowi <3 Niemniej, niech będzie, że Konradowi kibicuje, jako bohaterowi głównemu, jednemu z głównych :)
    A tak poza tym to boje się konfrontacji z Cezarym i chyba dostanę zawału, jak on się kiedyś z Hanią spotka. Iskry polecą, strach się bać.
    Dobra, tyle. Już i tak długi mi wyszedł ten komentarz... i cholernie nieskładny, przepraszam. Dodam może jeszcze, że dworek w Pożarowie to taki raj na ziemi, zazdroszczę im, że mogą tam spędzać wakacje <3
    I daj więcej Emila, błagam!

    Pozdrawiam ciepło i śle buziaki :* Postaram się teraz brylować tu regularnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Różowa Koszula od jakichś dwóch czy trzech miesięcy tkwiła na samym „szczycie” mojej zakładki Do przeczytania. I w końcu się za to zabrałam, nadeszły upragnione wakacje, mogłam czytać. Pochłonęłam Różową już w nocy, dzisiaj tylko dokończyłam ten rozdział i... Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?!
    Wybacz jeśli ten komentarz będzie bełkotem, ale jestem w tym beznadziejna, a chciałabym zawrzeć wszystkie moje odczucia. :D
    Po pierwsze: Konrad. Matko, nie wiedziałam, że można zapałać taką sympatią do postaci z cudzego opowiadania, ale mimo niektórych jego zachowań jest naprawdę cudowny i za niego masz ogromnego plusa. Nie wiem czy ja bym z nim wytrzymała, ale chwała Hance za to, że daje radę! Bo pewnie byłby tak na żywo strasznie irytujący, ale w opowiadaniu momentami jest... przeuroczy. O, tak, to odpowiednie słowo, może mnie wyśmiejesz, ale takie mam odczucia. Z tym swoimi nieudolnymi próbami zrozumienia zachowania Hanki doprowadził mnie kilka razy do śmiechu.
    Hanka w ogóle jest typem bohaterek, które momentami mnie irytują, ale z drugiej bardzo je lubię. Sama miałam ochotę dołożyć Cezaremu drugim wazonem za to, co jej zrobił i podziwiam ją, że jest taka silna. Chociaż... gdyby nie ta sytuacja w mieszkaniu to nigdy nie pojechałaby do Pożarowa, więc może to prawda, że wszędzie można znaleźć jakieś pozytywy. :D Przy okazji muszę Cię pochwalić za Ingę – jest bardzo wyrazistą drugoplanową bohaterką; taką, której imienia nie zapomina się tuż po zakończeniu lektury i świetnie pasuje do takiej, momentami rozhisteryzowanej, Hanki.
    A Miśka to kocham bezgranicznie, amen!
    Jestem ciekawa co dalej, boję się trochę możliwej konfrontacji z Czarkiem (w tej sytuacji życzę Hance wazonu pod ręką!) i czekam na Konrada, bo mam nadzieję, że niedługo znów się pojawi. Dodam do obserwowanych, bo zamierzam być stałą czytelniczką, a mam jakąś dziwną sklerozę, jeśli mi się nie pojawia informacja o nowych notkach w bloggerze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że zaglądam do Ciebie dopiero teraz, po ponad dwóch tygodniach. Jutro stawię się z porządnym komentarzem:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się na razie wstrzymaj, bo mam i tak zamiar pisać (i dodać) nowy rozdział :D

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam... Zauważyłaś pewnie (a przynajmniej taką mam nadzieję), że ostatnio mam w zwyczaju komentowanie i tych zaległych? Tzn. tych, których nie zdążyłam wcześniej skomentować ;) Może to dziwne, ale takie postępowanie po prostu wydaje mi się fair wobec autorów opowiadań, które czytam od dawna. No dobrze, ale skoro masz już w zanadrzu nowy rozdział, to postaram się zmieścić ten swój nieszczęsny wywód w paru zdaniach. #17, natomiast, przeczytać jak najszybciej.

      No to lecimy.

      #16 w zasadzie nie wniósł nam żadnego "bum", nie wliczając w to powrotu Hani do rodzinnego miasta. Spodziewałam się raczej Czarka i jakichś szalonych zwrotów akcji. Ale żeby nie było: nie jestem zawiedziona. Dobrze wiesz, jak bardzo lubię czytać "Różową...", więc, cokolwiek dodasz, jestem zadowolona. Aczkolwiek nadal po cichu wierzę że na spotkanie z Czarkiem nie przyjdzie za długo nam czekać. Chociaż... no właśnie...? A może wcale nie będzie żadnej konfrontacji? Bo czy mi się wydaje, czy Hanka... znów zamierza umknąć rzeczywistości? Wrócić do Pożarowa? (tak, tak! Konrad <3)
      A propos pana wyżej...
      Chcę znów "czytać Konrada" (widzisz, co Ty ze mną robisz? zaledwie jeden rozdział pozbawiony jego osoby, a ja już tęsknię :D). Z drugiej strony chcę też zobaczyć, jak Czarek się kaja albo chociaż... wszczyna kolejną burdę :D Powiem krótko, chcę ich obu. W jednym rozdziale.

      Już nie nudzę.

      Pisz szybciutko!

      Usuń
  14. A ja tam uważam, że taki spokojny rozdział przyda się nam i Hani. Dziewczyna po takiej karuzeli uczuć musi w końcu odetchnąć, a rodzinny dom jest do tego najlepszy! Zwłaszcza na uboczu w uroczej okolicy:)
    Jeśli ma się problemy to tylko do mamy, ona zawsze pomoże, doradzi, ewentualnie ukoi ból. Cieszę się, ze Hania się do niej udała, tym bardziej, że sytuacja z Cezarym zabrnęła daleko i matczyna rada byłą tu potrzebna. Ale niech Hania już wraca do Pożarowa! :)
    Nie jest to, co chciałam napisać, ale niech będzie;) Może przy następnym rozdziale uda mi się wykrzesać z siebie coś więcej :)

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Niedawno dosłownie połknęłam całą fabrykę dziur. Strasznie się cieszyłam, że jest zakończona, bo nie musiałam czekać z niecierpliwością na kolejne odcinki, tylko mogłam "połknąć" wszystko na raz i mieć satysfakcję z tego, że wszystko się układa jako współgrająca całość. Niedługo wrócę tutaj, żeby zapoznać się z różową koszulą i już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"