17. Dobra siostra

niedziela, 20 lipca 2014

Hanka

Nie chciałam wracać do tematu Czarka tego dnia. Podejrzewałam, że mama zechce porozmawiać z tatą dopiero wieczorem, więc postanowiłam milczeć, póki nie byłam pewna, że to zrobiła. Wiedziałam, że mój ojciec zauważy, że coś się stało, ale wolałam, żeby usłyszał prawdę od mamy. Mimo wszystko nie potrafiłabym się otworzyć przed nim jak przed mamą, ale on i tak powinien wiedzieć. Być może trochę zrzuciłam na nią odpowiedzialność, ale pomyślałam, że to jest znacznie lepsze wyjście.
Po rozmowie z mamą poszłyśmy z Ingą na górę, aby się rozpakować. Planowałyśmy spędzić tutaj kilka dni, ja później postanowiłam wracać do Pożarowa, a Inga musiała się przygotować do swojej obrony. Niemniej jednak ten wspólny czas nam się należał. Bez facetów (nie licząc mojego ojca), dni i wieczory w babskim towarzystwie, to było coś, czego naprawdę potrzebowałam.
Na piętrze miałam swój pokój, chociaż trudno było go tak nazwać, skoro sypiałam w nim okazjonalnie. Pamiątek z poprzedniego mieszkania znajdowało się niewiele. Tata nie wstawił biurka, z którego korzystałam jako nastolatka, ponieważ już się rozsypywało, miało swoje lata, poza tym w domu rodziców nigdy się nie uczyłam, więc też tego nie potrzebowałam. Znajdowała się tutaj jednak stara ława z ciemnego drewna z rzeźbionymi nogami, to był znacznie ładniejszy mebel niż stare biurko. Ława stała na wprost wejścia, tuż przy niej leżały dwie białe miękkie pufy, które w rzeczywistości równie dobrze mogły służyć za wielkie poduchy. Inga, kiedy je tylko zobaczyła, zostawiła walizkę na środku pokoju, rozsiadła się i zatopiła tyłek w jednej z nich. Ja uwielbiałam to robić. Nigdy nie miałam żadnych fanaberii dotyczących wystroju pokoju, ale kiedy zobaczyłam pufy w sklepie, nie chciałam wyjść bez nich. Niewiele obchodziło mnie to, że ich nieco futurystyczny wygląd nijak zgrywa się ze staroświecką ławą.
– Hania, chcę tutaj zamieszkać – wyszeptała Inga z rozkoszą. Uśmiechnęłam się mimowolnie. – Mogę tutaj spać? – Wyszczerzyła się.
– Jasne, będziesz spać ze mną, jeśli ci to nie przeszkadza – odparłam. – Łóżko jest dosyć duże… 
Nie zdążyłam dokończyć, bo obserwowałam zszokowana jak z dziewczyny, która za kilka dni oficjalnie skończy studia, wychodzi mała dziewczynka i cieszy się z najmniejszych rzeczy. Moja towarzyszka szybko wstała, zrobiła dwa duże kroki i rzuciła się na materac. Jęknęła cicho, ponieważ był dosyć twardy, więc upadek mógł zaboleć. Inga leżała tak chwilę, nie ruszając się, wyciągnięta na całą szerokość łóżka. Przewróciła się na plecy i założyła ręce pod głowę. Gdybym wiedziała, że tak jej się tutaj spodoba, rzeczywiście zapraszałabym ją częściej.
– Ty naprawdę masz wakacje – zauważyłam, podpierając się pod boki. Inga nic nie odpowiedziała, ponownie na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.
– O, ale masz ładny regał z książkami – zauważyła, patrząc na ścianę po mojej prawej stronie.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niej.
Regał wykonał tata. Początkowo miał być biały, ale uznałam, że jeśli nie stylem to chociaż kolorem powinien pasować do ławy. Tak samo rama łóżka została pomalowana na brązowo. Tym sposobem w pokoju panowały biel i brąz, a na ścianach kolor kawy z mlekiem. Oprócz komody z dużymi szufladami stojącej obok regału nie znajdowało się w pokoju nic więcej. Nie zagracałam tego pomieszczenia żadnymi zbędnymi bibelotami. Mnie to odpowiadało. Zresztą wystarczyło, abym otworzyła okno i ten sielankowy klimat sam wpadał do pomieszczenia. Czego mogłabym chcieć więcej? Może jedynie kilku świeczek pachnących czekoladą lub kawą i takie zwykle podkradałam mamie.
Gdy Inga wylegiwała się na moim łóżku, ja zwróciłam się do okna, był stąd znakomity widok na ogród. Popatrzyłam na wiszące na linkach prześcieradła i przypomniałam sobie, że powinnam zrobić pranie.
– Co do samego spania z tobą w jednym łóżku – odezwała się Inga po dłuższej chwili – nie mam nic przeciwko. Chyba że ty masz jakieś obiekcje? – zapytała w taki sposób, że od razu wyczułam w jej głosie złośliwą nutę. Nawet domyślałam się, do czego dążyła.
– Na przykład jakie? – Odwróciłam się tyłem do okna i usiadłam na parapet; był na tyle szeroki, że spokojnie się tam mieściłam. Miałam teraz idealny widok na cały pokój, a przede wszystkim na moją przyjaciółkę, spoglądającą na mnie z błyskiem w oczach. Zupełnie, jakby siedział w nich wredny chochlik i szeptał wszystkie te złośliwe rzeczy, których czasami Inga mi nie szczędziła. To by wiele tłumaczyło.
– Przecież nie jestem facetem – zauważyła.
– Wiesz co, jakoś nie mam ochoty na sypianie z mężczyznami – żachnęłam się, krzyżując ramiona na piersi.
– Dobrze, źle to ujęłam – stwierdziła, usiadłszy na skraju materaca. – Mężczyzna może oznaczać również Czarka, a ja po prostu nie jestem Konradem. – To mówiąc, wyszczerzyła się jeszcze bardziej niż poprzednio, ukazując rząd równych zębów.
Przewróciłam oczyma. To była mimowolna reakcja. Inga zawsze lubiła się naśmiewać z mojej słabości do Konrada, a teraz ta relacja zaczęła oznaczać coś więcej niż tylko wspomnienie. Inga też to dostrzegła. Może po prostu chodziło o to, że każdy mężczyzna byłby lepszy niż Czarek? Nie oznaczało to jednak, że docinki ustały, wręcz przeciwnie. Miałam wrażenie, że Inga jeszcze nie raz zechce niby przypadkiem wspomnieć o tym, że wracam do Pożarowa i Konrad jest tego główną przyczyną.
– Przecież mieliśmy osobne pokoje – wypaliłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. – Osobne łóżka – podkreśliłam. Inga westchnęła i potrząsnęła głową z dezaprobatą. Nie wierzyłam własnym oczom! Przecież to ja powinnam zachowywać się w ten sposób, widząc jej zachowanie. – Mogłabyś przestać? – zapytałam dosyć nieprzyjemnym tonem.
– Haneczko, ale ty nie chcesz, żebym przestała – odparła zuchwale, a jednocześnie zabrzmiała tak prawdziwie, jakby mówiła o rzeczy oczywistej.
Nie odpowiedziałam. Wolałam milczeć, niż przyznać, że mogłabym mówić i słuchać o Konradzie nieustannie. On siedział cały czas w mojej głowie, słyszałam jego głos, skóra pamiętała dotyk, a żeby widzieć tę przystojną twarz, wystarczyło przymknąć powieki. Interesowało mnie wszystko, co dotyczyło tego człowieka, a to, że mogłam usłyszeć lub wypowiedzieć jego imię niezależnie, w jakim kontekście, sprawiało mi ogromną przyjemność. To oznaczało tylko jedno – stan totalnego zauroczenia, zafascynowania, a może nawet zakochania. Wpadłam, po prostu wpadłam po uszy.
Nie oznaczało to jednak, że po powrocie miałam rzucić się Konradowi w ramiona. W zasadzie jakaś część mnie nie widziała nic przeciwko temu, ale ostatecznie byłam tylko nieśmiałą Hanką, która miała niemały problem z okazywaniem uczuć. Brak pewności siebie nie pozwalał się otworzyć od razu, potrzebowałam znacznie więcej czasu. Dochodziło jeszcze to, że w ogóle nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po Konradzie. Jednej nocy? Przelotnego romansu? Miłości na całe życie? Gdybym tylko wiedziała, co kryło się za tą maską cynizmu, nasze relacje byłyby znacznie prostsze. Konrad nie chciał się przede mną otwierać, dlaczego więc ja miałabym to zrobić przed nim? Nie wiedziałam, na czym stoję. To wszystko sprawiało, że wyśniona miłość pozostawała tylko w strefie marzeń – takich typowo dziewczęcych, może trochę niedojrzałych, ale jednak fantazji.
– Chodź, przejdziemy się – zaproponowałam, uznając temat za zamknięty. – Nie będziemy marnować takiej ładnej pogody na siedzenie w domu.
Początkowo szłyśmy w milczeniu, Inga starała się kopać kamyk, ale w klapkach było to utrudnione. Kiedy po raz kolejny jęknęła z bólu, bo zamiast czubkiem buta trafiła palcem, zaczęłam się śmiać. W niej naprawdę obudziło się dziecko, co niezmiernie mnie bawiło.
Minęłyśmy już wszystkie domostwa, kierując się w stronę łąki. Żadna z nas jednak nie zaryzykowała wejścia pomiędzy wysoką trawę, wybrałyśmy ścieżkę prowadzącą początkowo w stronę drugiego (mniejszego) jeziora, a później lasu. Nie tylko brak odpowiedniego obuwia nas odstraszył, ale mimo wszystko obie z Ingą byłyśmy mieszczuchami, więc na samą myśl o robactwie mieszkającym w tych kępach, odechciało nam się ekstremalnych szlaków. 
Dotarłyśmy w końcu do lasu. Nie poruszałyśmy jednak żadnego tematu, który wałkowałyśmy wcześniej: nic o Czarku, nic o Konradzie, nie rozmawiałyśmy nawet o uczelni, chociaż to wokół tego kręciło się teraz życie Ingi. Mimo że nasza rozmowa nie dotyczyła niczego konkretnego, a przede wszystkim nie traktowała o wydarzeniach z kilkunastu ostatnich dni, nie potrafiłam się oprzeć wrażeniu, że ten spacer przypomina mi takie, które odbywałam w Pożarowie. Pomyślałam, że miło byłoby, gdyby Inga spędzała tam czas ze mną. Ona jednak nie chciała przed niczym uciekać, poza tym miała swojego Janka, któremu ani Konrad, ani tym bardziej Cezary nie dorastali do pięt.
– A co u Janka? – zapytałam, skoro już przyszedł mi na myśl. – Co w ogóle słychać u idealnej pary?
Zauważyłam, że Inga mi się przygląda, więc również na nią spojrzałam. Pokazałam jej język, liczyłam na to, że może tym pytaniem też trochę jej dokuczę. Nigdy nie lubiła, kiedy mówiłam o nich w taki sposób, ale pewnie zdawała sobie sprawę, że cholernie zazdroszczę tej szczerej miłości.
– Idealna para, tak? To oznacza nudną parę – zaśmiała się Inga. – Cóż, po staremu. Chociaż ostatnio przestało być nudno, kiedy nawiedzał nas taki jeden neandertalczyk. Całe szczęście już zaprzestał swoich wizyt, więc cieszymy się sielanką – dokończyła z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Inga, przep… 
– Nic nie mów – przerwała mi. – Nie musisz przepraszać, bo to nie jest twoja wina. Jeśli to się stało z jakiegoś powodu, to na pewno nie ty jesteś tym powodem – podjęła temat, brzmiała bardzo poważnie, więc nie odważyłam się odezwać. – Sawicki żerował na twojej naiwności. Wiesz, wydaje mi się, że chciał, abyś myślała, że jest najlepszym, co spotkało cię w życiu.
Ścisnęło mnie w żołądku. Konrad mówił dokładnie o tym samym. 
– Wiedziałam i widziałam, że coś jest nie tak, ale nie zrobiłam nic oprócz rzucenia kilku aluzji, których widocznie nie rozumiałaś… 
– Rozumiałam – wtrąciłam, Inga spojrzała na mnie zaciekawiona, a jednocześnie trochę zasmucona. Westchnęłam. – Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale czekałam na dzień, aż w końcu wszystko się zmieni. Tym się chyba objawiała moja naiwność. Co za ironia losu, rzeczywiście się zmieniło. Szkoda, że wyglądało to… 
– Hania – wypowiedziała moje imię z dozą złości – nie wspominaj o tym. Pozwól ranom się zabliźnić.
– Nienawidzę, kiedy ktoś mówi do mnie w taki sposób – zauważyłam. Zmarszczyłam czoło, czując narastającą złość. Inga chciała dobrze, a jednak uznałam, że to kolejny objaw głaskania mnie po główce. – Nie jest przecież tak łatwo zapomnieć.
– Ale pozwól sobie to zrobić – poleciła już łagodnie.
Cisza, która zapadła między nami bardzo mnie krępowała. Kroczyłyśmy powoli ścieżką wzdłuż lasu. Nie wiedziałam, gdzie spojrzeć, więc utkwiłam wzrok w moje stopy. 
– Hania – odezwała się wreszcie Inga – teraz powiedz mi szczerze, dobrze? – Pokiwałam głową, nie wiedząc, na co się godzę. – Naprawdę uważasz, że powrót do Pożarowa pozwoli ci zapomnieć?
– Nie wiem – odparłam. – Serio, nie wiem. Myślę, że po prostu warto spróbować, nawet jeśli miałoby to oznaczać jedynie wakacje na wsi.
Inga nie za bardzo wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Może mimo wszystko myślała, że naprawdę znalazłam sposób na odzyskanie równowagi. Chyba trochę się nabrała, podobnie jak moja mama. Ja sama się dziwiłam, że zdołałam być tak przekonująca, chociaż niespecjalnie byłam przekonana do własnego pomysłu.
Kiedy wróciłyśmy do domu, zauważyłam, samochód taty. Serce zaczęło bić w szybszym tempie, ponieważ denerwowałam się przed kolejną konfrontacją. Postanowiłam jednak zachowywać się na tyle naturalnie, na ile to było możliwe.
W środku unosiły się cudowne aromaty, szykował się pyszny, domowy obiad. Mój żołądek skręcał się z głodu, bo po długim spacerze miałam ogromny apetyt. Skręciłam do kuchni i od razu zauważyłam tatę, opierającego się dłonią o stół. Mówił coś o nowej ławce, którą chciał postawić w ogrodzie. Rozmawiał z mamą krzątającą się przy garnkach. Zapewne nie pozwoliła sobie pomóc, zazwyczaj wolała wszystko zrobić sama. Tę cechę odziedziczyłam również ja – kiedy gotowałam, nikt nie miał prawa plątać mi się pod nogami. Weszłam głębiej, tuż za mną stała Inga, tata natychmiast nas dostrzegł.
– Cześć, tato – przywitałam się, gdy tylko spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się promiennie, robiąc krok w jego kierunku. – Pewnie się mnie nie spodziewałeś?
– Hanka, wręcz przeciwnie – powiedział swoim głębokim głosem, a ja zamarłam na moment. Dostrzegłam w jego ciemnych oczach coś tak niepokojącego, że głupkowaty uśmieszek w jednej chwili spełzł z moich ust. – Dzwonił do mnie Emil – odrzekł tylko.
Na sam dźwięk tego imienia stanęłam jak wryta. Chciałam coś odpowiedzieć, cokolwiek, już nawet otworzyłam usta, ale nagle usłyszałam łagodny, ale jednocześnie stanowczy głos mamy:
– Siadajcie do stołu, porozmawiacie później.

*

– Nie mogę uwierzyć, że nie zadzwoniłaś – ojciec odezwał się po chwili milczenia.
Ja siedziałam cicho, od dłuższego czasu nie pisnęłam ani słówkiem. Wpatrywałam się tylko w odłamki drewna upadające pod nogi ojca. Na sam widok siekiery trzymanej w jego ręku, dreszcze przechodziły mi po plecach i czułam gęsią skórkę, mimo że temperatura powietrza była bliska trzydziestu stopni. Myślałam, że atmosfera w kuchni w czasie obiadu to już szczyt napięcia, lecz bardzo się myliłam. Poprosiłam o chwilę rozmowy z tatą na osobności, powiedział, że chce porąbać drewno, więc możemy się spotkać w szopce w naszym ogrodzie. Zgodziłam się. 
Tata brał następne kołki i rąbał, na ziemię upadały wióry, a kolejne drwa ojciec wrzucał na jedną kupkę. Wszystko robił automatycznie, zupełnie na mnie nie patrząc. Odnosiłam nawet wrażenie, że zapomniał na chwilę o córce siedzącej na ryczce w kącie szopki. Czułam się trochę jak Emil z Lönnebergi trafiający po każdym figlu do drewutni, tylko brakowało, żebym zaczęła rzeźbić figurki. W każdym razie na chwilę stałam się małym urwisem, który coś przeskrobał.
W zasadzie nie musiałam pytać, bo widziałam w wyrazie twarzy mojego taty, że był na mnie wściekły. Oprócz tego, że nie mógł znieść myśli, co mi się przytrafiło, to na dodatek poczuł się urażony, że mu nic nie powiedziałam. Chyba wolał się dowiedzieć ode mnie, niż od Emila, ale w tej kwestii całkowicie go rozumiałam.
– Nie chciałam was martwić – wymamrotałam niewyraźnie i podniosłam wzrok. Tata świdrował mnie swoim spojrzeniem. Zmieniłam zdanie. On nie poczuł się urażony jako ojciec, dlatego że cokolwiek przed nim ukryłam; był smutny, bo nie mógł mi pomóc, a ja nawet go o nic nie poprosiłam. – Rozumiem, że możesz być na mnie zły. 
– Nie, nie jestem – odparł szybko. – Nie mogę być na ciebie zły. Jest mi przykro, że dowiaduję się takich rzeczy od Emila. Sam nie mam czystego sumienia, bo nie powiedziałem nic matce, żeby…
– Żeby się nie martwiła – dokończyłam za niego. Kiwnął głową, a po sekundzie przepołowił kolejny kołek. Wzdrygnęłam się lekko.
– Emil ci nie powiedział, że powinnaś zadzwonić? – zapytał jak gdyby nigdy nic. Zamrugałam kilkukrotnie. Ojciec przyglądał mi się, odczytał moją odpowiedź z twarzy. Rozchyliłam nieco usta, ale nie pozwolił mi mówić: – Oczywiście, że o tym wspomniał, on dotrzymuje obietnic.
Ojciec mówił o Emilu Czyżewskim i o jednym telefonie, jakby dotyczyło to sprawy życia i śmierci.
Po tej refleksji do głowy przyszło mi coś zupełnie innego. Emil wspominał, że powinnam zadzwonić do rodziców, kiedy przyniósł mi telefon. Stwierdził bez cienia wątpliwości w głosie, że jeszcze tego nie zrobiłam. Skąd mógł to wiedzieć, skoro nigdy o tym nie wspominałam? 
Powinnam się domyślić – Emil zadzwonił do mojego ojca, bo w innym wypadku nie zachowywałby się tak spokojnie. W końcu nie codziennie spotyka się na ulicy zapłakaną córkę starego znajomego, a później zabiera się ją na totalne zadupie. Nie dosyć, że Emil Czyżewski dotrzymywał obietnic, to też wykazał się pewnego rodzaju szlachetnością, którą oczywiście mi zaimponował. To wydawało mi się takie podobne do Emila. Pewnie nawet uznał, że da mi szansę samej wytłumaczyć się przed ojcem. Z jednej strony wydawało mi się to absurdalne, głupie i wręcz staroświeckie, ale z drugiej na samą myśl o tym, robiło mi się ciepło na sercu. 
Miałam głupią nadzieję, że bliskie pokrewieństwo sprawi, że nawet dla takiego Konrada istniała jeszcze nadzieja i że kiedyś wyjdzie na ludzi.
– Mimo wszystko prościej było porozmawiać z wami osobiście – zaczęłam niepewnie. Nie chciałam się tłumaczyć, ale z drugiej strony uznałam, że należą mu się jakieś wyjaśnienia, nawet takie zagmatwane. Pominęłam fakt, że przecież jeszcze wczoraj moje plany na następne dni wyglądały zupełnie inaczej. A w zasadzie nie wyglądały wcale, bo dopiero po rozmowie z Konradem wpadłam na pomysł, żeby tutaj przyjechać. – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym powiedzieć wam o Czarku przez telefon.
Głos mi nieco zadrżał, kiedy wypowiadałam imię tego faceta, szczególnie że przebywałam sam na sam z tatą. Minęło za mało czasu, aby zapomnieć, zdecydowanie potrzebowałam go więcej, aby na samą myśl o Cezarym nie wpadać w panikę.
Ojciec nic nie powiedział. Widocznie ten argument trafił do niego na tyle, żeby odpuścić, więc nie drążyłam już więcej tematu. Z twarzy taty nie znikł jednak ten grymas smutku. On również przeżywał to, co mnie spotkało. Starał się skupić na swoich kołkach i siekierce.
– A co u niego, tak ogólnie? – zapytał nagle tata.
Krążyłam gdzieś wzrokiem po szopce, w zasadzie zaczęłam się odrobinę nudzić, jednak siedziałam i nie ruszałam z miejsca. Odnosiłam wrażenie, że nasza rozmowa została urwana w połowie i czekałam, co jeszcze powie ojciec. Zauważył, że nie wiedziałam, co mam ze sobą począć, więc zagaił.
– Ale u kogo? – jęknęłam, w pierwszym momencie myśląc, że chodzi o Czarka.
– U Emila – zaśmiał się na widok mojej przerażonej miny. Teraz już mógł, pytanie nie dotyczyło niczego poważnego. W duchu odetchnęłam z ulgą.
– Och, u niego… Żeni się – wypaliłam. – Już w sierpniu. Remontował pałac, żeby urządzić tam ślub.
– Naprawdę? – Ojciec wyprostował się, przerywając na moment swoją pracę. Wyraźnie zaskoczyły go te rewelacje. – Nic o tym nie wiem. Z kim się żeni?
– Z… Joanną – odparłam niepewnie. Tata wypuścił powietrze z płuc. Wydawało mi się, że oczekiwał innej odpowiedzi. – Poznałam ją. Ma córeczkę, Agnieszkę. I w zasadzie tyle o niej wiem. – Uśmiechnęłam się blado, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie zdążyłam ich dobrze poznać. Oni wiedzieli o mnie dużo, starali się mi pomóc, ja natomiast nie potrafiłam przypomnieć sobie nazwiska Asi.
– Niestety nie kojarzę, czasami widuję Emila, ale nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej – powiedział z ubolewaniem w głosie. – Pamiętam Małgorzatę…
– A ja jej nigdy nie poznałam – przerwałam mu. – To aż dziwne, w końcu jest mamą Michała, a jakoś nigdy nie było nam dane się spotkać.
Ojciec zamilkł na chwilę, przyjrzałam mu się z zaciekawieniem. Wziął kolejny kawałek drewna.
– Zaczęły mylić mi się imiona – wymamrotał. – Małgorzata to żona Krzysztofa. Miałem na myśli pierwszą żonę Emila, czyli Karolinę.
– Yyy… kogo? – wydukałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Tata nie odpowiedział, wyglądało na to, że chce wrócić do swoich kołków.
To Emil był wcześniej żonaty!? Nikt nigdy nie wspominał o jego żonie, powinnam wiedzieć o kimś takim, w końcu kilka lat temu spotykaliśmy się znacznie z nimi częściej.
– Do tej pory nie słyszałam o Karolinie Czyżewskiej – powiedziałam bardziej do siebie.
– Bo to małżeństwo nie trwało długo – wyjaśnił mój ojciec. – Zresztą zbiegło się to w czasie, kiedy Emil stracił wszystko na giełdzie.
– Jak to stracił? – zająknęłam się. W czasie jednej rozmowy dowiedziałam się tylu nowych rzeczy o Emilu. – Przecież on śpi na pieniądzach – przypomniałam tacie. Nie chciałam specjalnie wchodzić w szczegóły, ale już na pierwszy rzut oka było widać, że nie klepie biedy.
– Hanka, nie powinienem o tym wspominać – bąknął. – Skoro o tym nie wiesz, to może nie powinnaś.
– Ale skoro już zacząłeś, to możesz skończyć. 
Tata westchnął, widząc zaciętość w moich oczach. Nie chciałam tych informacji wykorzystać przeciwko niemu, po prostu byłam nieprzyzwoicie ciekawa.
– Emil źle zainwestował, tak to ujmę – zaczął tata, choć niechętnie. Zrozumiałam, że pominie wszelkie szczegóły, jeśli takie znał. – Po studiach szybko się dorobił, a później równie szybko wszystko stracił. To tylko nasiliło konflikt Emila z ojcem i bratem. Być może to była też przyczyna rozstania z żoną.
– O żadnym konflikcie też nie słyszałam – wyrwało mi się.
– Słusznie – zauważył ojciec poważnym tonem. – To nie są nasze sprawy.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Zżerała mnie ciekawość, ale przecież nie powinnam drążyć więcej tego tematu. Jeśli tata nie chciał, to zapewne nikt nie zechce mi o tym opowiedzieć, a sama nikogo bym nie zapytała. Nie wyobrażałam sobie, żebym mogła podejść do Michała i zapytać wprost, dlaczego Emil rozwiódł się z żoną i skąd ten rodzinny konflikt.
– Rozumiem, że wracasz do Pożarowa? – Bardziej stwierdził, niż zapytał.
– Masz coś przeciwko? – Nie chciałam już opowiadać o tym, że to najlepsze rozwiązanie z możliwych i przydałoby mi się spędzić trochę czasu z dala od wszystkiego.
– Skąd. Pytałem z ciekawości – odpowiedział, siląc się na beztroski ton, ja wiedziałam jednak, że chodziło o coś więcej. 
– Pójdę już. – Wstałam i strzepałam niewidzialny pyłek z szortów. 
Tata kiwnął głową. Uśmiechnęłam się lekko, robiąc pół kroku w stronę wyjścia. Coś mnie zatrzymało. Wiedziałam, że nie mogę wyjść tak po prostu, ponieważ nigdy już nie wrócimy do tej rozmowy. Musiałam więc załatwić wszystko tu i teraz. Odwróciłam się na pięcie w jego stronę i złożyłam ręce jak do modlitwy. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, jak to wszystko ubrać w słowa.
– Mam jeszcze jedną prośbę – rzekłam wreszcie, kiedy zdezorientowane spojrzenie taty stało się nie do zniesienia. – Zarówno mama, jak i ty wiecie, gdzie się wybieram, jednak nie wszyscy o tym wiedzą.
– Masz na myśli Czarka – dokończył za mnie.
– Tak, właśnie jego. – Skinęłam głową, dziękując losowi, że ponownie nie musiałam wypowiadać tego imienia. – On prędzej się pojawi tutaj, niż w Pożarowie, sam rozumiesz. Gdyby to zrobił…
– Hanka – przerwał mi, brzmiał bardzo poważnie. – Nie wiem dokładnie, co zrobił ci ten człowiek, ale nie chcę go tu widzieć. Jeśli tutaj przyjedzie, nie potraktuję go jak gościa, a na pewno nie powiem, gdzie jest moja córka. – Wypowiadając ostatnie zdanie, wyglądał na wściekłego, chociaż starał się to ukryć. Wymamrotałam ciche „dziękuję” i szybko wyszłam na zewnątrz.
Uderzyła mnie fala gorąca, a słońce nieco oślepiło. Po sekundzie zauważyłam, że mama z Ingą właśnie wychodziły na taras. Przyniosły domową lemoniadę i placek z owocami. Szybko do nich podeszłam i zasiadłam przy drewnianym stole.
– Pyszności – zaśmiałam się.
– Zaraz przyniosę talerzyki – powiedziała mama. Ja miałam ochotę wziąć ciasto do ręki, nawet się pobrudzić, ale zjeść natychmiast. Inga usiadła obok mnie i szepnęła:
– Wszystko w porządku? Twój tata nie wyglądał na zadowolonego – zauważyła.
– A ty byś była zadowolona? – zapytałam, patrząc jej prosto w oczy. – Jest dobrze. Jest nawet lepiej niż po rozmowie z mamą – przyznałam, a Inga odetchnęła z ulgą.

*

Jeszcze tego samego dnia wieczorem zadzwoniłam do Michała. Oczywiście miał pretensje, że wyjechałam tak bez pożegnania, dlatego trochę marudził. Dowiedział się od Konrada, gdzie przebywałam, więc był w miarę spokojny. Zapewne jemu też przyszło na myśl, że rzucę się Cezaremu z powrotem w ramiona. 
Nasza rozmowa miała się już zakończyć, kiedy do pokoju wpadła Inga.
– Kto dzwoni? – zapytała, jakby chciała mnie skontrolować.
– Misiek – odpowiedziałam cicho. W tym momencie wyrwała mi telefon z ręki i sama przyłożyła do ucha. Warknęłam na nią. 
– Tutaj Inga – odezwała się, przerywając tym samym monolog Michała o tym, jaka to byłam niewdzięczna, że to Konrad mnie zawiózł, a nie on. – Słuchaj, ale ty wiesz, że Hania do was wraca?
Musiałabym być chyba głucha, żeby nie usłyszeć przeciągłego „co?” po drugiej stronie. Później jeszcze usłyszałam „a kiedy?”.
– W urodziny twojego brata – odpowiedziała Inga, podkreślając ostatnie słowo. Boże, miałam ochotę udusić ją gołymi rękoma. – Tak, tak, tylko nic mu nie mów, bo nie będzie niespodzianki – zaśmiała się. Wstałam z pufy i zabrałam jej telefon. Koniec żartów! Usłyszałam, jak Michał również się śmieje, mimowolnie przewróciłam oczyma.
– Słuchaj, będę miała dużą walizkę – oświadczyłam poważnym tonem. – Ktoś po mnie musi przyjechać w czwartek.
– Dużą? To znaczy, że zostaniesz na dłużej – ucieszył się. – Super! A o transport się nie musisz martwić. Audica braciszka stoi na miejscu.
– Zadzwonię jeszcze i powiem, o której przyjedzie pociąg – dodałam, kończąc rozmowę. Odłożyłam telefon na ławę i jęknęłam. – Chyba powinnam przywieźć jakiś prezent, jak myślisz? 
– Ty chyba będziesz najlepszym prezentem – usłyszałam całkiem poważne słowa Ingi. Mimo wszystko rzuciłam jej krzywe spojrzenie. – Pocałuj go – stwierdziła z beztroską w głosie. – To przecież taki prezent w stylu Konrada Czyżewskiego.
Prychnęłam tylko. Nie dałam po sobie poznać, że słowa Ingi utkwiły mi w głowie i powracały przez kolejne dni. Nie umiałam się ich pozbyć! To było przecież niedorzeczne! Ja prezentem dla Konrada Czyżewskiego?
Kwestia podarunku ostatecznie została rozwiązana, bo z pomocą jednak przyszedł Michał, który stwierdził, że nikt nigdy nie kupuje żadnych prezentów Konradowi, więc nie powinnam się wysilać. Wystarczy tak naprawdę flaszka, która i tak zostanie opróżniona w czasie ogniska. Uznałam, że upiekę ciastka. Wszyscy przecież lubią słodycze, prawda? 

*

Spędziłam w Kiekrzu mnóstwo cudownego czasu, więc pewnie nie powinnam wyjeżdżać z miejsca, gdzie było mi tak dobrze. Coś ciągnęło mnie jednak z powrotem do Pożarowa. Wmawiałam sobie, że Konrad nie miał z tym nic wspólnego, ale przecież chodziło przede wszystkim o niego – szczególnie w dzień jego urodzin. Później powodem mógł być Cezary i wszystko inne. Inga chyba zdawała sobie z tego sprawę. Co dziwne, jej żartów na temat Konrada było coraz mniej, aż w końcu w niedzielę, ostatniego dnia czerwca, kiedy wracała do Poznania, nie zająknęła się na temat Czyżewskiego ani słowem. 
Mój powrót do Pożarowa zaplanowałam na następny tydzień, dokładnie na czwartkowe popołudnie. To było dosyć oczywiste, biorąc pod uwagę, że właśnie czwartego lipca Konrad obchodził urodziny. Z samego rana zaczęłam się krzątać po kuchni. Mama pracowała w ogródku, więc nikt mi nie przeszkadzał w czasie pieczenia. Wstawiałam do pieca ostatnią blaszkę, kiedy w kuchni wyrosła moja siostra. Wystraszyłam się na jej widok, bo nie spodziewałam się jej tutaj.
– Cześć – Sylwia rzuciła w moim kierunku. Nie potrafiłam odczytać emocji z jej twarzy, trochę mnie to niepokoiło.
– Boże, Sylwia, dlaczego mnie straszysz…? – warknęłam i zatrzasnęłam drzwi piekarnika.
– Pieczesz ciasteczka, jak miło – stwierdziła, podchodząc bliżej. – Będą doskonałe do kawy.
Zrobiła kilka kroków w moją stronę, odgarnęła swoje brązowe włosy na plecy. Wyglądała dobrze, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Intuicja podpowiadała mi, że nasza rozmowa nie skończy się dobrze. Ostatnio, gdy z nią rozmawiałam, Sylwia stwierdziła, że nie mam gonić za fajerwerkami. Tymczasem piekąc te ciasteczka, właśnie to robiłam.
– Yyy, ale one nie są dla ciebie.
– A dla kogo? – Posłała mi zdziwione spojrzenie.
– Dla moich znajomych – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Dzisiaj wyjeżdżam i zabieram je ze sobą – dodałam, żeby uniknąć zbyt długiej konwersacji.
– Myślałam, że zostaniesz na dłużej – westchnęła, ale nie zdążyłam tego skomentować, bo zmieniła temat: – Podobno zerwałaś z chłopakiem.
„Podobno zerwałaś z chłopakiem” – czy ona sama siebie słyszała? Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem było, że nie znała wszystkich szczegółów. Nie miałam najmniejszego zamiaru odpowiadać na to kretyńskie pytanie. Wciąż miałam wrażenie, że część winy leży po stronie Sylwii, która siłą swojego rozsądku pchnęła mnie w ramiona Cezarego. Patrzyłam na nią i rósł we mnie gniew.
– Przyznam szczerze, że się tego nie spodziewałam. Myślałam, że w końcu znalazłaś kogoś odpowiedniego – powiedziała łagodnie, ale ja uznałam, że mnie atakuje. To było silniejsze ode mnie.
– To przez brak fajerwerków – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Sylwia spojrzała na mnie zaskoczona i jęknęła przeciągle.
– A może sobie po prostu za dużo wyobrażałaś – rzuciła. – Żaden facet nie wytrzyma zbyt długo z taką marudą. Nie pomyślałaś przypadkiem, że część winy leży po twojej stronie?
Otworzyłam usta, nie dowierzając jej słowom. Jak ona mogła tak powiedzieć? Naprawdę musiała usłyszeć jakieś szczątkowe informacje, skoro miała o mnie tak paskudne zdanie. Chociaż nie – ona zawsze uważała, że byłam tą gorszą siostrą, która ledwo radzi sobie w życiu, a ja powinnam stawiać ją jako swój wzór do naśladowania. Trudno w takiej sytuacji myśleć, że mogłabym się Sylwii kiedykolwiek zwierzyć.
– Jesteś dokładnie taka sama jak on – wymamrotałam. – Dobrze, że wyjeżdżam i nie będę musiała cię oglądać.
– Hania!
Mama weszła do domu. Nie wiem, którą część naszej rozmowy słyszała, ale sądząc po jej minie, na pewno tylko moją ostatnią wypowiedź. Gdyby nie te cholerne ciastka, poszłabym na górę, bo i tak musiałam jeszcze spakować kilka rzeczy.
– Hania, nie zachowuj się jak mała dziewczynka – poleciła siostra. Specjalnie mówiła głośniej, żeby mama usłyszała. W końcu to ona zawsze miała dla mnie dobrą siostrzaną radę.
– Sylwia, co ty tutaj robisz? – zapytała mama, witając się z córką.
– Mam kilka dni wolnego, więc postanowiłam wpaść z wizytą – odpowiedziała wesoło. Cieszyłam się, że ja właśnie wyjeżdżam i nie będę musiała jej oglądać. – Napijemy się kawy? Hania na pewno poczęstuje nas swoimi ciasteczkami, prawda? – dodała pobłażliwym tonem.
Nie odpowiedziałam. Odliczałam kolejne minuty do pociągu. Chciałam jak najszybciej opuścić miejsce, gdzie znajdowała się moja siostra.

16 komentarzy:

  1. Umrę w oczekiwaniu na posta.. Mój przypadek pewnie znajdzie się w "Śmierci na 1000 sposobów".. Ale w życiu najważniejsze jest pozytywne myślenie, jakby powiedziała Kamille. To może dożyję? Szczęśliwie? Spróbuję, aczkolwiek nic nie obiecuję :P A rozdział jak zwykle świetny i za krótki. Jak na mój gust za mało konradowaty :/
    Pozdrawiam,
    życzę weny
    i czasu na pisanie :)
    Jun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie, tylko nie umieraj, nie chcę mieć nikogo na sumieniu, szczególnie że podobno już mam coś za uszami :P Tak, myślmy pozytywnie i cieszmy się z małych rzeczy, np. z tego, że mam wi-fi w pociągu :D
      Co do rozdziału, staram się pisać w miarę równe rozdziały, może dlatego, że niewiele się dzieje, wydaje się krótki :) I mogę obiecać, że Konrada będzie więcej następnym razem.
      Dziekuję za komentarz i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ogarniaj się, ogarniaj... Ale w swoim tempie. My poczekamy. Nie ma co się zmuszać, bo to potrafi przełożyć się na rozdziały:)
    Ja dzisiaj będę się streszczac;) Wszak, piszę z telefonu. Co ja będę ukrywać - brakowało mi Konrada. Skoro jednak istnieje prawdopodobieństwo, ze dostaniemy go w następnym rozdziale, to ja się nie czepiam. Fajnie było dowiedzieć się czegoś nowego na temat przeszłości Emila. Żona? Bankructwo? Nie wiem co o tym myśleć. Inga to taka pozytywna postać. Mogłoby być jej więcej. Przy niej nawet Hanka staje się jakby mniej niezdecydowana;) Lubię ję razem. Może H. powinna zabrać ja do Pozarowa? A propos... Nie mogę się doczekać tego powitalnego pocałunku H i K:D Nie bardzo wierzę w to, ze dziewczyna się odważy, ale... Kto ją tam wie? Może jednak mnie zaskoczy. PS: trochę szkoda, ze nie doczekalam się konfrontacji z Czarkiem, ale perspektywa Konrada w.zupełności mi to rekompensuje <3 Cudowny rozdział. Lecę kończyć swój. Sciskam i życzę weny:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dziękuję :) Ten rozdział pisałam w przypływach dobrego nastroju, więc pisało mi się przyjemnie. Właśnie nie chce pisać niczego na siłę, kiedy po prostu nie mam sił na nic, nie chciałabym Wam dawać do czytania czegoś, z czego sama nie jestem (chociaż w małym stopniu) zadowolona.

      Telefony, telefony... co ja bym zrobiła bez swojego? Większość tego rozdziału pisałam na komórce, jakie to szczęście, że mam Worda :D Będzie więcej Konrada, tylko muszę ogarnąć następny rozdział :P Niestety, ale nie może być wszystkich dużo, mam tak wielu bohaterów, że nie każdy pojawia się często, to się tyczy również Ingi. A Czarek? Konfrontacja będzie, ale na pewno nie teraz, nie zaplanowałam tego na teraz... ^^
      No widzisz, wykorzystałam spokojniejszy rozdział, żeby wcisnąć trochę informacji o Emilu, o którym wcześniej było niewiele wiadomo :P

      Pocałunek... Jejku, nie wiem, co powinnam odpowiedzieć. Powiem tylko tyle, że już niedługo może się dziać aż "za dużo" :P

      Postaram się wpaść do Ciebie jak najszybciej :) Dziękuję i pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Siostra Hanki dosyć nieprzyjemna, nie lubię jej :| pani wszystko wiedząca najlepiej chyba nam się trafiła. Mam nadzieję, że nie będzie się za często pojawiać! Mi Konrada jakoś (nie wierzę, że to piszę) nie brakowało za bardzo. Bardziej zaintrygowały mnie nowe informacje o Emilu, chyba bardziej niż Hankę. Zastanawiam się, po co ona właściwie wraca do tego Pożarowa... ;) tylko na urodziny Konrada? Ciężko mi w to wierzyć...
    pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się trochę szybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co Hanka wraca? Powiedziałabym, że po nowe kłopoty XD A w zasadzie powody do zmartwień. Chyba przyzwyczaiła się, do wahań nastrojów, a w u rodziców było zbyt spokojnie. To oczywiście piszę z przymrużeniem oka ;)

      Sylwia nie będzie się często pojawiać, ale kiedy się pojawi, to Hanka nie będzie zadowolona. Konrad będzie już w następnym rozdziale, ale w sumie cieszę się, że Ci go nie brakowało :D A informacje o Emilu... coś na pewno się jeszcze pojawi, chociaż to raczej wątek poboczny :)

      Również pozdrawiam i również mam nadzieję, że następnym razem będzie szybciej!

      Usuń
  4. Ja akurat cieszę się, że akcja na chwilę zwolniła, bo mogłam połknąć całe opowiadanie w rekordowym tempie - w dwa dni. Ciekawi mnie, czy Hania dojedzie do Pożarowa z tymi ciasteczkami... Polskie koleje są dość specyficzne, a nóż tuż przy drzwiach zarzuci ją i przysmaki się pogniotą. Wtedy faktycznie jedynym prezentem dla Konrada byłaby ona sama. Raczej by nie narzekał, prawda? Ale z Hanką nic nie wiadomo, będzie Aleks z Sandrą (jeszcze nie przeczytałam FB, ale krakowska aura sprzyja nadrabianiu opowiadań), pewnie sporo innych osób, a ona do dusz towarzystwa nie należy. O, a Sara się pojawi? Lubię zazdrosną Haneczkę. Zauważyłam po komentarzach, że większość osób Hania irytuje swoim zachowaniem i życzą jej z całego serca, żeby wreszcie się ogarnęła, a ja jakoś wykazuję większy stopień tolerancji, bo znam kogoś bardzo podobnego w rzeczywistości, więc jestem zaprawiona w boju. Fajnie, że ma Ingę, wydaje się naprawdę świetną przyjaciółką, w przeciwieństwie do Sylwii. Ale rozumiem, że pobyt w rodzinnym domu nie mógł być sielski i anielski, więc taka łyżka dziegciu na koniec się przydała. Przeczytałam wszystko tak szybko, że nie pamiętam, czy Sylwia gdzieś już się wcześniej przewinęła, ale mam wrażenie, że tak, bo jak tylko pojawiło się imię, wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyjdzie.
    Będę musiała wrócić do wcześniejszych rozdziałów, bo widzę, że chyba poznamy historię Emila odrobinę dogłębniej.
    Czyli kolejny odcinek to imprezka u Kondzia? Po cichutku liczę, że będzie z jego perspektywy lub mieszane punkty widzenia, Hania miała dwa rozdziały, więc jej to wystarczy. Jubilat tez musi coś dostać.
    Przepraszam, że tak chaotycznie i nieskładnie. Teraz, jak już będę na bieżąco, postaram się, żeby miało to ręce i nogi.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że zechciałaś poświęcić swój czas na przeczytanie, bardzo mi miło! Dziękuję też, że chciałaś zostawić komentarz :)

      Większych problemów z koleją nie przewiduję, ciasteczka również powinny dotrzeć, chyba że Hanka zje wszystkie po drodze :P A niezależnie od tego, czy ciasteczka dojadą czy nie, sama Hanka zapewne będzie dla Konrada... niespodzianką. Ha, nieśmiałość Hanki może trochę jej przeszkadzać, bo może mieć konkurencję w czasie urodzin, ale tego na razie zdradzać nie będę. No i tak, w następnym rozdziale będzie impreza, chociaż pewnie cała mi się nie zmieści w jednym rozdziale, ale narracja Konrada zmieści się na pewno :)

      Fajnie, że Ciebie Hanka nie irytuje, ale to taka przypadłość blogowa, że główna bohaterka zwykle wzbudza takie emocje. Jestem już do tego przyzwyczajona, ale jeśli ktoś potrafi Hankę zrozumieć, to uznaję za komplement, bo staram się, żeby moje opowiadania były jak najbliższe rzeczywistości, tak samo postacie :)

      Sylwia się wcześniej pojawiła w pierwszym rozdziale, wspominałam też o niej całkiem niedawno w którymś, ale jej rola tutaj jest minimalna, więc można jej nie pamiętać. Tak, o Emilu będzie trochę więcej, chciałam rozwinąć ten wątek poboczny, tak dla urozmaicenia, może jeszcze kogoś zaskoczę.

      Również pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za komentarz, nawet jeśli uważasz, że nieskładny :P

      Usuń
  5. W tym momencie (w innym pewnie też) zazdroszczę Hance, że ma Ingę. Siedząc tutaj, poniekąd poodcinana od świata, nie mam nawet komu docinać i, co teraz jeszcze ważniejsze, po prostu się wyżalić i dostać reprymendę. Jedn
    ą z ważniejszych rzeczy w życiu jest posiadanie kogoś takiego jak Inga; myślę, że bez jej pomocy nasza H. zamknęłaby temat Cezarego głęboko w sobie i nieustannie, podczas każdego gorszego dnia, wracała do tego. A tak Inga nagadała jej potrosze, powiedziała co myśli i atmosfera na jakiś czas złagodniała. No i prawda jest też taka, że spędzenie czasu z kimś z kim możesz pogadać, po prostu pogadać i być sobą jest cholernie pomocne. Kończę ten temat, bo dziś jestem w humorze na rozpisywanie się o ważności przyjaciół.
    Teraz Sylwia; samo imię kojarzy mi się z osobami właśnie takimi jak nasza wspaniała siostra. Skąd się właściwie biorą tacy ludzie? Każdy stara sie pomc Hance, dodać jej pewności siebie a ona przyjeżdża i dosłownie w 3 minty burzy to, co ktoś budował tydzień. Pomimo ż czasami ubolewam nad brakiem siostry, to może to i lepiej. Pewnie byłaby taka sama jak S.
    Dobra, a teraz odrobinę poważniej; nie wiem czy to pisałam czy nie, ale czasami czytając różową odnajduję w hance pewne swoje cechy. Tak ją krytykuję a koniec końców postąpiłabym w 65% jak ona. Pora się z tym pogodzić i dać hance trochę luzu, bo to z mojej strony bardzo nie fair.
    A Konrad... teraz wyjdę na sentymentalną, ale brakuje mi go. To już sporo czasu odkąd ostatni raz go widzałam tutaj xd Tak więc czekam na powrót do Pożarowa, choć odrobinę przerażają mnie jego urodziny. Pozdrwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że ja Hance szczerze zazdroszczę. Sama chciałabym mieć taką przyjaciółkę, do której zawsze mogłabym się zwrócić niezależnie od dnia i godziny, niezależnie czy miałaby mnie pocieszyć, czy sprowadzić na ziemię, czy miałybyśmy razem się śmiać czy płakać. Zazdroszczę posiadania bratniej duszy i nie mówię tutaj o mężczyźnie, ale właśnie kimś, do którego ma się pełne zaufanie i zawsze można się do takiego kogoś zwrócić. Też chciałabym mieć taką Ingę :)

      Haha, imię Sylwia wzięłam z opowieści mojego chłopaka o pewnej współlokatorce, która nie dawała innym żyć. Także widzę, że mamy podobne skojarzenia. Sylwia to taki, hm, wampir energetyczny, to jak kropla szlamu w wiadrze krystalicznej czystej wody - burzy całą równowagę. I taką rolę ona tutaj odgrywać, bo przecież nie może być zbyt słodko.

      Chyba kiedyś o tym wspominałaś :) I wiesz co? Bardzo się z tego cieszę. Łatwo jest mówić, że Hanka jest irytująca i ktoś zrobiłby coś inaczej, a co innego postawić się w takiej sytuacji. To chyba trochę tak jak wziąć udział w teleturnieju - przed telewizorem wszystkie pytania wydają się łatwe, a stres przed kamerami może zburzyć wszystko. Głupie porównanie, ale tak mi się właśnie skojarzyło :P

      Konrad będzie następnym razem, obiecuję. Rozumiem, że tęsknota jest też spowodowana tym, że rozdziały rzadko się pojawiają. Haha, mnie te urodziny też przerażają XD

      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  6. Tak szczerze? Ja nie wiem jakie życie miałaby Hanka, gdyby nie jej chęć bycia męczennicy. Naprawdę. Ona może tego nie ukazuje, bo kto normalny by to ukazał, ale ona się "cieszy" ze wszystkich komplikacji. Bo serio...mogłaby je spokojnie rozwiązać, a ona się dosłownie nad sobą pastwi. Wróci do Pożarowa i od nowa kółko z Konradem, zabawa w kotka i myszkę. Jak ten boski, cudowny, seksowy, z pięknym spojrzeniem, w ogóle męskim...przepraszam, o czym to ja pisałam...eee...dobra XDXD gapi się na mnie i ja nie mogę zebrać myśli, dobra, mobilizacja...xDDD
    Ogólnie momentami, taka sekundowa migawka to jak Sandra z FD :D No wypisz, wymaluj. Jednak ta bardziej lubi być cierpiącą. Oj, bardzo. Dlatego jak to wszystko się ułożyć (bo kiedyś musi) to jak ona będzie żyć? Dalej będzie szukać dziury w całym...ona chyba z tych. :D
    Współczuje Konradowi mojemu boskiemu, cudownemu i w ogóle OH AH!
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie byłoby jej życie, gdyby nie to męczeństwo...? Myślę, że normalne, takie jak wcześniej. Będę to uparcie podkreślać, bo mimo tylu rozdziałów w opowiadaniu nie upłynęło wcale wiele czasu, a trudno się ogarnąć człowiekowi przez tydzień. Hanka należy do tych, którzy mają słabą psychikę i potrzebują więcej czasu i wsparcia, żeby się wreszcie podnieść. I nie wiem, czy lubi być cierpiącą, chyba nikt nie lubi (może rzeczywiście oprócz Sandry, która pakowała się w męczeństwo non stop XD), to taki okres w życiu Hanki, że jest narażona na zbyt dużą ilość emocji i sama się w tym wszystkim gubi... ^^ Jeśli tego nie można wyczytać z tekstu, to słabo z tym moim tworem.

      Oj tam, Konradowi daj chwilowo spokój, niech sobie od Hanki odpoczywa XD

      Również pozdrawiam! <3

      Usuń
  7. Kiedy coś nowego? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam prośbę! Proszę, nie zostawiajcie mi takich pytań pod rozdziałem, bo robi się bałagan (tak, jestem dziwna i niereformowalna), link do Ask.fm wisi na blogu, gg też podane, no, cokolwiek...
      I serio, wiem, że niektórzy czekają na nowy rozdział, co mnie cieszy, a ja o blogu wcale nie zapominam i zawsze staram dać z siebie wszystko, ale jak wspomniałam dziwna ze mnie osoba i takie dopytywanie jedynie mnie demotywuje... -.-
      A odpowiadając na pytanie: być może pod koniec tygodnia.

      Usuń
  8. ta notka podobała mi się przede wszytskim dlatego, że nareszcie, być może dlatego, że zdala od Pożarowa, Hanka przyznała sama przed sobą, że szaleńczo podoba jej się Konrad - i ten teraz, i ten z jej wyobrażeń. tylko szkoda, że nie doszła do wniosku, że może chłopak nie otwiera się przed nią, bo ona nie otwiera sie przed nim... to naprawdę jest dość męczące xD no ale może na urodzinach coś się... wydarzy xD w końcu przez żołądek do serca (byleby tylko Sylwia nie zjadła wszystkich ciasteczek). Spodobał mi się ojciec Hanki, w porządku gość, choć mógłby więcej powiedzieć. CIekawi mnie teraz bardzo postać Bogny. Jeśli chodzi o Sylwię, mam wrażenie,że Hanka od początku na nią naskoczyła, ale pewnie zna lepiej swoją siostę niż ja (ha, to zabrzmiało, jakby ona naprawdę żyła, widzisz, co ze mną robi Twoje opowiadanie?XD), więc wie,że potrafi być zołzą. ale mimo wszystko nie sądze, żeby nie były w stanie się dogadać, trochę wysiłku z obu stron i życie byłoby łatwiejesze. czekam z niecierpliwoscia na cd i zapraszam na zapiski-condawiramurs oraz odnalezcprzeznaczenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. I wróciłam, żeby napisać co nieco o tej koszuli, skoro przeczytałam ją od deski do deski i w sumie sama pluję sobie w brodę, że to zrobiłam. Bo o ile fabrykę było mi łatwo czytać, to koszulę ani za gorsz, a to dlatego, że wiedziałam, że nie ma zakończenia i będę musiała czekać na każdy kolejny odcinek z frustrującą niecierpliwością! Uwielbiam tą rozhisteryzowaną Hankę, którą bym sama udusiła, gdybym była na miejscu Konrada. Uwielbiam to, że potrafi mu nadepnąć na odcisk i to, że nie jest mu mimo wszystko obojętna, chociaż on nie chce dopuścić do siebie tej myśli. Konrada też uwielbiam. Tą jego bezczelność, ten uśmiech półgębkiem i to, że boli go, gdy dostanie laską od babci (to lubię najbardziej <3). Generalnie to w cholerę się cieszę, że trafiłam na Twoje opowiadania, bo w końcu (W KOŃCU!) coś mnie pochłonęło od początku do końca, bo było pisanie i przejrzystym językiem i bez większych błędów. Chwała Ci kobieto. A teraz czekam na następny, spodziewaj się mnie tutaj soon.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"