23. Odwiedziny

sobota, 28 lutego 2015

Konrad

Wszystko – zazdrość, wściekłość czy nawet pieprzone zasady – traciło na znaczeniu, kiedy całowałem Hankę. Nie liczyło się zaproszenie na ślub, wczorajsze ognisko ani nawet bezsensowne sprzeczki. Świadomość, że Hanka jest tylko moja, była cudowna, cholernie podniecająca – tak bardzo, że przez chwilę nie obchodziła mnie reszta świata. Przede wszystkim jednak czułem spokój – coś, o czym już dawno zdążyłem zapomnieć.
Zaskoczenie Hanki wcale mnie nie zdziwiło; wyobrażałem sobie, jak odsuwa się trzy kroki do tyłu, później przypadkiem strąca plastikową konewkę z parapetu, zaczyna piszczeć i robi taki hałas, że zbiegają się wszyscy sąsiedzi. Nic bardziej podobnego. Hanka pokornie przyjęła mój pocałunek. Na samym początku starałem się być delikatny, żeby jej nie spłoszyć, bo jakoś musiałem przekonać ją do swojego dotyku. Udało się – sama poprosiła o więcej, kiedy zauważyła, że nie zrobię jej krzywdy. Dokładnie tego spodziewałem się po Hance Wrońskiej – nieśmiałości, która pęknie niczym bańka mydlana, gdy pojawi się ciekawość.
Zupełnie straciłem poczucie czasu. Mogliśmy się tak całować jakąś minutę – jak na przypomnienie sobie siebie nawzajem – to było sześćdziesiąt naprawdę długich sekund. Z żalem oddaliłem się od dziewczyny. Ciągnąłbym to dalej, ale nie byliśmy sami – mimo wszystko nie chciałem, żeby ktoś nas zaskoczył. Wolałem uniknąć… zamieszania.
Popatrzyłem na Hankę, cały czas trzymając dłonie na jej zarumienionych policzkach. Nieśmiało podniosła powieki, spoglądając prosto na mnie. Jej oczy błyszczały. Rękoma opierała się o moją klatkę piersiową, sztywno, bojąc się zrobić jakiś krok.
– Jestem trochę – jęknęła niewyraźnie – skołowana.
Zmarszczyłem czoło. W pierwszej chwili pomyślałem: nie mogło być przecież aż tak źle, skarbie. Pogładziłem kciukiem ciepły policzek dziewczyny. Wolałbym zobaczyć uśmiech na jej twarzy, a nie zaciśnięte usta. Hanka odwróciła wzrok, a później odsunęła się nieznacznie. Nie trzymałem jej dłużej przy sobie, wyraźnie tego nie chciała.
– Dlaczego?
– Ty, Kowal, Jezu… 
– On też? – zaśmiałem się, przerywając jej. Zostałem zgromiony spojrzeniem i dostałem od Hanki pięścią w ramię. To jednak nie było najważniejsze. Zobaczyłem inną reakcję niż płacz i to bardziej pasowało do Hanki, którą znałem kiedyś. Przede mną nie stała już ta dziewczyna, która kilkanaście dni wcześniej została przywieziona do Pożarowa przez Emila. Uff, miałem nadzieję, że tamten etap zostawiliśmy za sobą i nie będziemy do niego wracać.
– Zaraz znowu dostaniesz tą ścierą! – warknęła, pokazując mi język.
Właśnie wtedy do kuchni wparowała mama. Uśmiechnęła się, widząc grożącą mi Hankę. Jasne, jakżeby inaczej – solidarność. Nie zmieniało to faktu, że z takiej drobnej sprzeczki łatwiej można się wytłumaczyć, niż z całowania się po kątach.
– Bardzo dobrze – powiedziała rozbawiona, przenosząc wzrok na mnie – trzymaj go krótko, Haniu. Wszystkich Czyżewskich trzeba trzymać krótko.
Widząc rozbawienie na twarzy dziewczyny, wiedziałem, że ona odebrała to jako żart, jednak ja usłyszałem w głosie matki trochę żalu, który zawsze jej towarzyszył, gdy wspominała o rodzinie męża – próbowała to ukryć, ale za dobrze ją znałem. W końcu to jej zmarły mąż rządził w domu, a nie ona.
– Ale ja nie o tym, kochani – dodała mama, składając ręce. – Dokończę za was. Bardzo mi głupio, że tak wykorzystuję swoich gości.
– Przecież to żaden… – wtrąciłem się.
– Już! Nie chcę was widzieć – uciszyła mnie, wykonując gest, jakby odganiała natrętną muchę. Mama udawała groźną, ale wiedziałem, że była rozbawiona. Wychodząc, dostrzegłem, że mama puszcza oczko do Hanki, a ta uśmiecha się delikatnie, tak porozumiewawczo.
Z kuchni do salonu musiałem przejść przez korytarz, tam właśnie zaczekałem na Hankę. Zbliżyła się, nie wiedziałem, czy powinienem ją objąć, czy zachować dystans. Nie przychodziły mi do głowy żadne słowa, a ona chyba oczekiwała ode mnie, że coś powiem. Słusznie, z jakiego innego powodu miałbym na nią czekać? Bo przecież nie po to, aby udowodnić jej, że mi zależy, prawda?
Tylko że z Hanką wszystko było inaczej – nie przywykłem do robienia małych kroczków, stąpania jak po cienkim lodzie i skradania się, żeby jej przypadkiem nie spłoszyć. Nie przywykłem do takiego oswajania się ze sobą. Gdybyśmy byli sami, moje ręce już dawno wylądowałyby pod jej ubraniem. Krótka piłka. Jednak to Hanka.
Musiałem się postarać. To wcale nie było łatwe, ale skoro od razu nie zrezygnowałem, to musiało mi zależeć. 
– Proszę, porozmawiamy później – odezwała się pierwsza, proszącym tonem, ale jednocześnie wyjątkowo stanowczym, po czym wyminęła mnie i weszła do salonu. Hanka nie dała mi nawet szansy, abym zaprotestował, bo, kurwa, ja wcale nie chciałem rozmawiać. A już na pewno nie o tym, że całowała się z Kowalem, bo na samą myśl o tym, zalewała mnie fala zazdrości. 
W salonie przy dużym owalnym stole przodem do wejścia siedziała Sara, wyglądała na znudzoną. Muskała palcem powierzchnię sosnowego blatu; wyprostowała się, gdy mnie zauważyła. Nie byłem w stanie nawet uraczyć jej nikłym uśmiechem. Misiek usadowił się na krześle tyłem do okna, żeby nie raziło go słońce, podpierając głowę jedną ręką. Jadł już naleśnika posypanego cukrem, a w zasadzie dźgał go widelcem i co jakiś czas podnosił kęs do ust. Nie do końca wiedziałem, czy to przez kaca, czy był równie znudzony, co nasz gość.
Hanka spoczęła przy Miśku, on nawet niespecjalnie zwrócił na nią uwagę. Z dużo większym entuzjazmem zaczęła jeść. Ja zasiadłem naprzeciwko brata, w bezpiecznej odległości od obu dziewczyn.
– Nie jesz? – zapytałem Sary, a ona lekko się zmieszała.
– Zamyśliłam się – odparła.
Niewątpliwie.
– Już niosę dla was kompot – usłyszeliśmy wołanie z kuchni, tym samym mama przerwała krępującą ciszę. Przynajmniej dla mnie taka była, Hanka wyglądała na niczym niewzruszoną.
Po chwili w salonie zapanował rwetes. Misiek się ożywił, w końcu mógł zaspokoić swoje pragnienie, a w międzyczasie pobiegł po cukier, bo ten z cukiernicy ustawionej na stole się skończył, mama biegała z dzbankiem, później z miseczką z serem, ja poszedłem po szklanki, Sara musiała odebrać telefon, a wstając, prawie zderzyła się ze mną – na szczęście żadne naczynie i człowiek nie ucierpiał. W tym zamieszaniu nie zauważyłem, że Hanka mi się przyglądała. Speszyła się, gdy to wreszcie dostrzegłem i posłałem jej krótkie spojrzenie.
Mama próbowała zagaić rozmowę, gdy już wszyscy spokojnie zasiedliśmy. Ona usiadła między mną a Sarą, mogła wtedy swobodnie obserwować Hankę i chyba na tym jej zależało najbardziej. 
– No, dzieciaki, to co u was słychać?
To było najgorsze pytanie, jakie mogło tutaj paść, naprawdę. Miałem nadzieję, że nie będę musiał odpowiadać, jak to w moim życiu wspaniale się układa. 
– Sara, nadal pracujesz u ojca, prawda? – dopytała, zerkając w lewo na dziewczynę.
Miałem doskonały widok na wszystkich, dlatego bez trudu zauważyłem, jak brunetka przełknęła ciężko to, co przeżuwała w ustach. Przez moment odnosiłem wrażenie, że kęs utknął jej w gardle i Sara się udusi. Wyglądało na to, że ona również nie chciała opowiadać o sobie. No proszę, a tak chętnie wypytywała o ślub.
– Tak – odparła lakonicznie Sara i rzuciła się na kompot, opróżniając prawie całą szklankę.
– To chyba całkiem wygodna opcja?
Mama uśmiechnęła się do Sary, próbując być życzliwa. Trochę sobie z niej zażartowała. Nie dało się jednak ukryć, że Sara zawsze była córeczką tatusia. Do tej pory obawiałem się spotkania z tym człowiekiem, bo, chociaż brzmiało to absurdalnie, on pewnie nie wahałby się, aby mnie sprać za to, że ileś tam lat temu zostawiłem jego ukochaną jedynaczkę.
Sara już otwierała usta, żeby odpowiedzieć, ale wtedy wtrącił się Misiek, który do tej pory był obecny bardziej ciałem niż duchem. Nikt pewnie nie przypuszczał, że przysłuchiwał się rozmowie.
– Mamo, nigdy nie pracowałaś dla Emila, nie wiesz, jak to jest pracować z rodziną – mruknął pod nosem. – On jest prawdziwym tyranem. Czepia się o każdą pierdołę.
Najpierw popatrzyłem na Miśka, ze zdziwieniem marszcząc czoło. Wyskoczył z Emilem jak Filip z konopi. Następnie powoli przeniosłem wzrok na mamę. Mimo że odruchowo zacisnęła usta, próbowała się uśmiechnąć, co w rezultacie skutkowało nieodgadnionym grymasem. Myślałem, że mój brat dobrze wiedział, jak matka reaguje na samo wspomnienie o Emilu Czyżewskim. Myliłem się. Zerknąłem jeszcze raz na zmęczoną twarz Michała – wyglądał, jakby nie zdawał sobie sprawy, że swoją drobną dygresją rozjuszył mamę.
– W zasadzie chciałam poszukać czegoś innego – w porę odezwała się Sara, która potrzebowała chwili, aby zebrać myśli. Poczułem ulgę, ale trwała ona tylko sekundę. – Myślałam nawet, żeby gdzieś się przenieść, gdzieś, gdzie nikt nie będzie wiedział, czyją jestem córką.
Zupełnie straciłem apetyt. Poczułem na sobie świdrujący wzrok matki. Tak, Radek, kilka lat temu też tak mówiłeś. Sara mogła jeszcze dodać, że chce teraz pracować na własny rachunek albo zmienić swoje życie – niewątpliwie ubarwiłaby swoją opowieść.
– Zabrzmiało patetycznie – podsumował Misiek tonem znudzonego dziecka.
Cholera, gdzie ja jestem?, pomyślałem.
– Muszę powiedzieć Emilowi, żeby zagonił cię do roboty – dodała mama, posyłając synowi karcące spojrzenie. Na tyle skutecznie odwrócił on uwagę matki, że Sara mogła wreszcie poczuć się bezpiecznie. – To, że się obroniłeś, nie znaczy, że możesz spocząć na laurach.
– Dobrze, wiem – wymamrotał pod nosem, przewracając oczyma, gdy mama próbowała znaleźć wsparcie w drugim synu. Ja uśmiechałem się głupkowato, na co pokiwała głową z dezaprobatą. Jak zwykle – Michał i ja jej nie zawiedliśmy!
– Haniu, a jak ci się podoba w Pożarowie?
Hanka, słysząc pytanie gospodyni, popatrzyła na nią z uśmiechem. Nie wyglądała na zaskoczoną, wręcz przeciwnie, czekała tylko, aż ktoś o to zapyta.
– Jest naprawdę bardzo ładnie – odparła swobodnie. – Piękna pogoda, cisza… 
– Nie nudzisz się tam? – rzuciła mama, jednocześnie powracając do smarowania naleśnika serem. O, z Kowalem Hanka na pewno się nie nudziła.
Hanka zaśmiała się trochę zaskoczona drugim pytaniem. Pewnie myślała, że powinna mówić o Pożarowie w samych superlatywach. Nic z tych rzeczy. Nawet babcia, sama seniorka rodu, nie była specjalnie przywiązana do tego miejsca, nie mówiąc już o mojej mamie. Gdyby to od nich zależało, posiadłość poszłaby pod młotek. Dziadek i Krzysztof nie chcieli na to pozwolić, mimo że przez większość ich życia pałac przyprawiał ich jedynie o ból głowy i długi. Teraz zajmował się tym Emil – zatrzymał to wszystko w rękach rodziny, bo był to jego kaprys. Gdyby jego ojciec i brat żyli, bardzo chętnie udowodniłby im, że potrafi również coś utrzymać, a nie tylko spieprzyć. Uważali go za czarną owcę, w końcu to on z całej trójki miał na koncie bankructwo i rozwód. Ach, i jeszcze dziecko z żoną własnego brata, o tym nie dało się zapomnieć.
– Szczerze powiedziawszy, bardzo – powiedziała Hanka, cały czas się śmiejąc. – Jeszcze nie wpadłam na pomysł, żeby kreatywnie spędzać czas. Może zacznę zbierać zioła i czarować – zażartowała. – Może gdybym potrafiła jeździć konno, patrzyłabym na to wszystko inaczej. Książki, które przywiózł mi Konrad, już przeczytałam, a ileż można się opalać albo siedzieć w kuchni, prawda?
– Nie widzę problemu, żebyś pożyczyła książki ode mnie – zaproponowała mama. – Zwykle, gdy jechałam do Pożarowa, zabierałam pół swojej biblioteki. Mam podobny problem, co ty, kochana, jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do koni.
– To nie tak – odparła Hanka. – Ja po prostu mam pewne obawy. Nie jestem już dzieckiem, które bierze świat bezkrytycznie. Od razu wizualizuję sobie, że spadam z siodła i łamię wszystkie kości. Być może ponosi mnie wyobraźnia, ale nie w tym kierunku, którym trzeba.
Mówiąc, zaczęła spontanicznie wymachiwać sztućcami trzymanymi w rękach. Obawiałem się, czy przypadkiem widelec nie wymsknie się jej z dłoni i wbije się w moją szyję.
– Och, gdyby niektórzy potrafili myśleć tak rozsądnie jak ty – zauważyła mama z westchnieniem. Nienawidziłem, gdy używała tego pretensjonalnego tonu. Zmełłem w ustach przekleństwo, wypuściłem powietrze z płuc, kładąc łokcie na stole. – Aha, uderz w stół – zaśmiała się mama. – Czy Radek opowiadał ci kiedyś, Haniu, jak to wybrał się w teren bez niczyjej zgody, a później okazało się, że koń wrócił bez jeźdźca, bo połamany Konradek leżał w rowie?
– Nie byłem połamany, może jedynie lekko poobijany – żachnąłem się, skupiając na sobie uwagę wszystkich. – Myślę, że po twoich opowieściach Hanka wcale nie będzie chciała wsiąść na konia – pozwoliłem sobie zauważyć.
Hanka wgapiała się we mnie, tym razem czekała, aż w końcu na nią popatrzę. Rozbawienie na jej twarzy tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że unosząc się w tym momencie, zachowałem się jak rozpieszczony szczeniak. I, jak na złość, nie mogłem temu zaprzeczyć.
– Nie miałam tego w zamiarze. – Uśmiechnęła się mama, patrząc jedynie na Hankę. – Mam nadzieję, że tak nie pomyślałaś. Raczej chciałam podkreślić, że ich czasami naprawdę należy przypilnować.
Znowu dostrzegłem to porozumiewawcze spojrzenie. Wcześniej mówiłem Hance, że moja matka ją pokocha. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że ten frazes zawierał w sobie tak wiele prawdy. W zasadzie wcale mnie to nie dziwiło, bo czy dało się nie kochać Hanki Wrońskiej?
– Wiem – przytaknęła blondynka, szafując uśmiechem. – Ja też już trochę znam Czyżewskich.
– Hania, nie podlizuj się mamie – odezwał się lekko oburzony Misiek, widocznie dostrzegł to samo co ja. Mimo wszystko wywołało to u nas rozbawienie. Może jedynie nie u Sary, która uśmiechała się wyłącznie z grzeczności. Dawno minęły czasy, gdy w naszym domu to ona była w centrum uwagi.
– A co do książek, to bardzo chętnie kilka wezmę ze sobą – dopowiedziała Hanka.
– Pewnie, Haniu. Ach, zapomniałabym. – Mama klasnęła w dłonie i popatrzyła najpierw na Michała, a później na mnie. – Chłopaki, odwiedźcie dziś babcię, bardzo was proszę – powiedziała w taki sposób, jakby to był jednak rozkaz. – Hania się pewnie z wami zabierze, prawda?
Hanka na samo wspomnienie o seniorce zrobiła wielkie oczy, ale grzecznie pokiwała głową, że się zgadza. Być może nie spodziewała się, że po tak ciepłym przyjęciu, pani Czyżewska potrafi być stanowcza i czasami nie warto się przeciwstawiać. Nie wierzyłem, aby mama nie dostrzegła lekkiego przerażenia, które wymalowało się na twarzy dziewczyny, mimo to – nie odpuściła jej. Zresztą babcia czasami bywała miła, nie wiedziałem, czego tu się bać.
– Sara? – Mama popatrzyła na nią, na co dziewczyna pokręciła głową.
– Ja pójdę do domu – odparła.
– Konrad cię odprowadzi – odrzekła mama tym samym władczym tonem. Pewnie, dzięki, to było jedyne, o czym marzyłem. Naprawdę nie miałem nic przeciwko, aby odwiedzać babcię, skądże, ale odprowadzać Sarę? Może za rączkę? Po tym, jak zanudziła mnie w czasie wyjazdu w teren i zirytowała pytaniami o ślub?
– Jasne, nie ma problemu – rzuciłem lekko i szybko upiłem kilka dużych łyków kompotu, żeby przełknąć to kłamstwo.
– Dobrze, cieszę się. Michał, opowiesz nam, jak było na obronie?
Mój brat, chociaż niezbyt skory do rozmowy opisał mamie wszystko ze szczegółami, ja wtedy, nienękany kolejnymi pytaniami, spokojnie dokończyłem jedzenie. Sara zrobiła to równie szybko, po czym się pożegnała. Mama z grzeczności chciała ją zatrzymać na dłużej, ale oczywiście dziewczyna odmówiła. Ociągałem się ze wstaniem, moja opieszałość oczywiście została dostrzeżona przez mamę, dlatego uraczyła mnie przydługim, karcącym spojrzeniem. Sara zdążyła wyjść z salonu, wtedy usłyszałem szept kobiety:
– Bądź miły, rusz dupę.
Sara kiedyś mieszkała na tej samej ulicy co my, później z rodzicami przeprowadzili się do nowego, dużego domu wybudowanego niedaleko firmy jej ojca. Aby tam dojść, musieliśmy wejść pod górkę, u której podnóża stał mój rodzinny dom. Szliśmy powoli, nie odzywając się, póki nie wspięliśmy się na górę. Tutaj widok na miasto był znacznie lepszy. Musieliśmy przejść jeszcze kilka alejek, pewnie było to jakieś pół kilometra utwardzoną drogą, tędy było najbliżej, ale też najciszej i szło się przyjemniej, niż główną ulicą. Trochę zmieniło się od czasu, gdy spacerowałem tutaj ostatni raz – pojawiło się więcej domów, jednak wciąż ruch samochodów był niewielki. Może jednak podjęliśmy złą decyzję, bo kiedy tak kroczyłem obok Sary, cisza zaczęła mi dzwonić w uszach.
– Trochę się u was zasiedziałam – przyznała Sara. Nie sprecyzowała, czy chodziło o Pożarowo, czy obiad u mamy.
– Daj spokój, przecież nam nie przeszkadzasz – powiedziałem w dokładnie ten sam sposób, jak podczas zgody na odprowadzenie Sary do domu. Szczerze, liczyłem na to, że nie zauważy, jak bardzo miałem to wszystko gdzieś.
– Nam? A tobie? – zapytała. Podgryzałem policzek od środka, aby powstrzymać się od powiedzenia czegoś nieodpowiedniego.
– Nie, dlaczego? – Zrobiłem głupią minę, kopiąc kamyk, który leżał na mojej drodze. Starałem się nie robić tego wcześniej, mimo że mijałem wiele kamieni, a kopanie ich wydawało mi się o wiele ciekawsze niż kolejna rozmowa z Sarą.
– Odnoszę wrażenie, że jednak trochę ci przeszkadzam. – Założyła ręce na piersi w obronnym geście. Wcześniej patrzyła pod nogi, teraz swoje ciężkie jak ołów spojrzenie przeniosła na mnie. Nie, przecież wcale się nie zorientowałem, że coś było nie tak. Nie chciałem mówić niczego niestosownego, jednak cokolwiek bym wtedy nie powiedział i tak wyszłoby źle.
– Do czego zmierzasz? – zapytałem prosto z mostu. Łaskawie pozwoliłem jej się wytłumaczyć, naiwnie licząc, że mógłbym coś z tego zrozumieć. Sara nie odpowiedziała od razu, więc kontynuowałem: – Do tego, że nie jesteś już moją dziewczyną? Nie, Sara, nie jesteś. – Zrobiłem znaczącą pauzę, aby mogła ten fakt przyswoić. – Naprawdę się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem cię kilka dni temu w Pożarowie. Cieszyłem się, że możemy tak normalnie być znajomymi, bez zbędnych pretensji z przeszłości. Tak właśnie myślałem, a później ty… 
– Nie chciałam tego po sobie pokazywać, ale naprawdę jestem wściekła – przerwała mi. Głos jej drżał. Nie chciała pokazywać? Dziwne, ja widziałem zawiedzoną dziewczynę już wtedy, gdy zjadała naleśniki. – Znowu jestem wściekła na ciebie tak jak kiedyś.
– Zrozum – wtrąciłem się – minęło już wiele czasu i dużo rzeczy się zmieniło.
– Właśnie do tego zmierzam. Oboje się zmieniliśmy, dosyć dużo przeżyliśmy, każdy ma swoje doświadczenia, a teraz utkwiliśmy znów w tym samym punkcie. Ja jestem znowu pod kloszem u ojca, a ty wracasz po kilku latach z Warszawy.
Odniosłem wrażenie, że Sara usilnie próbuje mi coś wytłumaczyć. Obawiałem się jednak, że ona nie starała się pomóc mi zrozumieć siebie, ale obwiniała za to, że spartaczyłem sprawę, bo przecież powinniśmy być razem. Jak to się mówi: stara miłość nie rdzewieje. Do tej pory sądziłem, że moje stosunki z Olą są skomplikowane. Pomyliłem się, uświadomiłem to sobie przy tej rozmowie. Spontaniczne wskakiwanie do łóżka byłej narzeczonej były niczym w porównaniu z wymysłami mojej nastoletniej, nie do końca poważnej, miłości.
Sara, niewzruszona moją nonszalancką postawą, kontynuowała. Jej głos stawał się coraz bardziej przejmujący. Czy zrobiło to na mnie wrażenie? Nie.
– Wiesz co, ja też się ucieszyłam, kiedy cię w końcu mogłam zobaczyć i spotkać się z tobą po tylu latach. Nawet kiedy dowiedziałam się o twoim powrocie, już wtedy się cieszyłam. Przyjechałam do ciebie w ciemno, nie wiedząc, jak zareagujesz na mój widok. Później pomyślałam, że skoro oboje nie chowamy do siebie urazy, to właśnie to pozwoli nam zbudować coś od początku. Tym razem coś dojrzalszego, bo przecież już dorośliśmy… 
– Sara – przerwałem jej łagodnie, zanim zdążyła powiedzieć za dużo. – Odpuść, okej? Niczego ci przecież nie obiecywałem.
Miałem cholerne déjà vu. To samo przecież mówiłem niedawno Hance.
– Na tym chyba ta rozmowa się kończy, prawda? – dodałem jeszcze. Starałem się mówić spokojnie, chociaż naprawdę miałem ochotę wyzwać ją od idiotek. – Wybacz, ale nie odprowadzę cię dalej.
To było ostatnie, co jej powiedziałem. Zrobiłem kilka kroków w tył, a później odwróciłem się na pięcie i podążyłem przed siebie. Wsadziłem ręce do kieszeni dżinsów i kopałem kamienie. Sprawiło mi to nieziemską frajdę. Nie odwróciłem się ani razu. Zostawiłem Sarę za sobą, roztrzęsioną, wściekłą, rozżaloną. Jeśli chciała wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia, to poniekąd jej się to udało.
Schodziłem już z górki, kiedy zauważyłem, że Hanka i Misiek pakują się do samochodu. Nie zauważyli mnie i odjechali. Nie przejąłem się tym specjalnie, babcia wcale nie mieszkała daleko, a taki samotny spacer mógł mi dobrze zrobić. Poza tym miałem jeszcze okazję, żeby porozmawiać z mamą i się pożegnać.
Zastałem ją w kuchni, wyglądało na to, że na mnie czekała. Kończyła zmywać po obiedzie, a w międzyczasie wstawiła wodę na popołudniową kawę.
– Nie proponuj nic do picia, babcia mnie ugości – powiedziałem nieco zgryźliwie.
– Cieszę się, że mogłam poznać Hankę – oznajmiła mama, ignorując moją uwagę. – Naprawdę fajna dziewczyna. Kiedyś dziwiłam się, że Michał nigdy się z nią nie związał, ale nie ma między nimi tego czegoś, jak… 
– Między tobą a Emilem – rzuciłem, zanim ugryzłem się w język.
Byłem zwykłym chamem, chciałem wyżyć się na własnej matce. Tak, poczułem się lepiej, ale tylko na sekundę, a później natychmiast dopadły mnie wyrzuty sumienia. Kolejne zresztą. Pomasowałem czoło, starając się zebrać myśli. Oparłem się ciężko o blat stołu, wzdychając rozdzierająco. 
– Przepraszam – powiedziałem z przejęciem. – Rozmowa z Sarą nie ułożyła się po jej myśli – dodałem na swoje usprawiedliwienie. Mama spokojnie wyjęła filiżankę z górnej szafki i puszkę z kawą.
– Bardziej miałam na myśli Hanię i ciebie – mama spokojnie dokończyła swoją myśl, wycierając ręce. Nie zdążyłem zapytać, czy to coś między nami aż tak widać, bo mama podchwyciła inny temat: – Co? Po raz kolejny nie okazałeś się księciem z bajki dla księżniczki Sary? – zapytała złośliwie.
– Kazałaś mi ją odprowadzić – zauważyłem z pretensją – a teraz cię to bawi.
– Pokłóciliście się? – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
– Powiedziałem, żeby odpuściła. – Zasiadłem, a w zasadzie bardziej opadłem na krzesło, opierając głowę o ścianę. – Gdybyś jej nie powiedziała, że przyjeżdżam… 
– Gdybyś, gdybyś – przedrzeźniała mnie. – Widzę, że jesteś wściekły, ale teraz ty musisz odpuścić – poleciła. – A jeśli to takie ważne, to Sara wzięła mnie wtedy z zaskoczenia. Pytała, co słychać, a później nagle wyskoczyła z pytaniem o ciebie. Skąd mogłam wiedzieć, że się znowu ciebie uczepi. – Wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że nie zdążyłeś się z nią przespać – powiedziała z niesmakiem, rzucając mi gniewne spojrzenie.
– Co!? Gadasz jak Emil – oburzyłem się. – Nie będę z tobą rozmawiać na ten temat. To dziwne. I krępujące, nie sądzisz? – dodałem, aby przestała mnie męczyć. – Nie muszę ci się z tego tłumaczyć. 
– Ale z Olą się przespałeś – dodała, zalewając sobie kawę.
– Skąd wiesz? – zapytałem szybko, zapominając, że w ten sposób tylko potwierdzam jej przypuszczenia. To było nie fair, brała mnie pod włos. – Misiek, okej, rozumiem.
– Michał powiedział tylko, że Ola była w Pożarowie, nic więcej – wyjaśniła. – Nie wydał cię, jest lojalnym bratem.
Wyglądało na to, że mama nie chce już kontynuować tego tematu. Ja też nie chciałem, nie miałem bowiem w zwyczaju zwierzać się matce, szczególnie w kwestii spraw sercowych, życia erotycznego tym bardziej. Pewnie nie ucieszyłaby się z wieści, że z jedną dziewczyną się przespałem, z inną się całowałem, a z jeszcze inną pokłóciłem i to wszystko tylko w przeciągu trzech dni. Coś jednak we mnie pękło, może przez narastający podły nastrój, dlatego odważyłem się powiedzieć coś jeszcze.
– Z Olą jest inny problem – wymamrotałem. – Ola jest w ciąży.
Zapadła grobowa cisza. Mama uniosła filiżankę, aby się napić, ale słysząc mnie, zamarła i odstawiła ją szybko z powrotem na blat. Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Nawet na moment przestała mrugać, tylko gapiła się na mnie z niedowierzaniem w oczach.
– To nie jest moje dziecko – uspokoiłem ją, oznajmiłem to tak spokojnie, że uwierzyła. Mama wiedziała, że nie miałem powodu, aby ją okłamywać. – Nie tym razem – wymamrotałem jeszcze pod nosem. – Tylko nie rozgaduj nikomu. 
– Radek, jasne – przytaknęła. – Coś zamierzasz z tym zrobić? Z tą sytuacją – sprecyzowała. Ja tylko wzruszyłem ramionami. To była jedyna odpowiedź, na którą było mnie stać. – Przejąłeś się tym?
Owszem, z jakiegoś dziwnego powodu się tym przejąłem. 
– Może trochę.  
– Może jednak napijesz się kawy? – zaproponowała.
– Nie, pójdę już – odezwałem się, siląc się na blady uśmiech.
– Wpadaj częściej.
– Wiesz, że nie będę.
Mama zaśmiała się, wiedziała, że nie przyjadę w każdej wolnej chwili. Wstałem i podszedłem do niej. Mocno mnie przytuliła, prawie mnie udusiła. Kiedy się wreszcie wyswobodziłem z jej uścisku, zapytała:
– Może ty uciekasz, bo nie zdążyłam cię wypytać o Hanię?
– Nie uważasz, że pytanie o trzecią dziewczynę jest nieco dziwne? – uśmiechnąłem się zuchwale.
– Czyli jednak dziewczynę – stwierdziła ze satysfakcją. Mnie zrzedła mina, nie sądziłem, że ona zrozumie to w ten sposób. Nie miałem już jednak siły zaprzeczać. – Ona naprawdę mi się podoba. Jest… 
– Urocza – dokończyłem za mamę, kiedy ona się zastanawiała. To było pierwsze słowo, które na szybko skojarzyło mi się z Hanką. – Dobrze, mamo, lecę – dopowiedziałem szybko. – Wpadnę. Kiedyś.

*


Hanka

Michał nie sprawdził się jako osobista nawigacja. Objechaliśmy połowę miasta, bo źle wytłumaczył mi drogę do mieszkania babci. Nie powinno nam zająć więcej niż trzy minuty. My kluczyliśmy jakieś dwanaście minut. Byłam jednak w stanie się poświęcić i zrzucić wszystko na kolor włosów kierowcy.
Kiedy wreszcie dotarliśmy pod kamienicę, w której mieszkała starsza pani Czyżewska i mogłam wyłączyć silnik, odetchnęłam z ulgą, opierając ciężko głowę o zagłówek. Potrzebowałam chwili, aby odetchnąć między jedną a drugą wizytą. Michał popatrzył na mnie zaciekawiony spod uniesionych brwi. Odpiął pasy, ale nie wysiadł z auta, zauważył, że muszę coś z siebie wyrzucić.
– Za dużo wrażeń – powiedziałam cicho. – Ostatnio coraz częściej się to zdarza.
– Co dokładnie masz na myśli? – Misiek czekał cierpliwie, aż mu się wyspowiadam. Oczywiście wolałabym, żeby na jego miejscu siedziała Inga. Teraz mogłam z nią pogadać jedynie przez telefon, a to nie to samo. Kontakt wzrokowy i bliskość drugiej osoby również była ważna.
– Będziesz wściekły – uprzedziłam go. Zmarszczył czoło. Nie spodziewał się, że mogłam podzielić się z nim jakimiś rewelacjami. Zacisnęłam dłonie mocniej na kierownicy, zastanawiając się, jak to wszystko ująć w jednym zdaniu. Uznałam, że najlepiej w prostych słowach, prosto z mostu. – Całowałam się z twoim bratem.
Kowala zostawiłam dla siebie. Postanowiłam o nim nie wspominać. Obawiałam się, że Michał nie zrozumiałby, dlaczego uległam urokowi Tomka.
Michał wyszczerzył się do mnie. Chwilę się powstrzymywał, aby nie ryknąć śmiechem, po czym wypalił:
– Znowu?
– Jak… jak to znowu? – zdziwiłam się.
Tak, powinnam być ostatnią osobą, którą zszokowała reakcja Michała, ale w jego ustach brzmiało to naprawdę zaskakująco. Nigdy nie zdarzyło nam się rozmawiać o Konradzie jak o obiekcie moich westchnień. Temat po prostu nie istniał, dlatego też nigdy nie poznałam zdania Michała na temat mojej znajomości z jego starszym bratem.
– Wiesz co – zaczął już nieco poważniej – to, że o czymś nie mówię, to nie znaczy, że o tym nie wiem. Nigdy nie wspominałem o tobie i Konradzie w kontekście tamtego wieczoru… 
– Oprócz ostatniej nocy – pozwoliłam sobie zauważyć, przypominając ten niezręczny moment, gdy pijany Misiek zastanawiał się na głos, co mogłam robić, będąc sam na sam z Konradem. – Zasugerowałeś coś. Przypominasz sobie czy urwał ci się film?
– O, Boże – jęknął, przewracając oczyma. Nigdy mi nie przeszkadzał ten jego nawyk, póki była to reakcja na moje słowa. Widziałam, jak Misiek zachowywał się przy dzisiejszym obiedzie i dziwiłam się, że jego mama nie zwróciła mu uwagi. – Tak wyszło. Zresztą ostatnio zbliżyliście się, więc… 
Otworzyłam usta, musiałam wyglądać jak idiotka, bo Michał przytrzymał ręką moją brodę i uniósł ją do góry. Na szczęście nie kontynuował swojej myśli.
– Nie rób takiej miny – zwrócił się do mnie pobłażliwie. – Dobrze, a teraz bądźmy poważni. Powiedziałem niedawno Konradowi, że nie mam nic przeciwko, żebyście się zeszli.
– Naprawdę? – Przełknęłam głośno ślinę. Nie chodziło mi o ten konkretny temat rozmowy, tylko o sam fakt, że gadali o mnie. Faceci jednak byli strasznymi plotkarzami. Poczułam się skrępowana.
– Jednak to było, zanim przespał się z Olą… 
– Konrad zaprosił mnie na ślub – przerwałam mu szybko, nie chcąc słyszeć słowa o Oli. Nie chciałam nawet komentować faktu, że Michał nie powinien paplać o Konradzie, ani wiedzieć, że ja wiem, co zdarzyło się z Olą. Ona była w drodze do Warszawy, dla mnie przestała istnieć. Teraz to Michał przyglądał mi się z nieco otwartą buzią. – Zgodziłam się. Wydaje mi się jednak, że Konrad zrobił to tylko dlatego, żeby odczepiła się od niego Sara.
– To zmienia postać rzeczy, tak? – dopytał, nie będąc pewnym, do czego tak naprawdę zmierzam. Cóż, sama chciałam wiedzieć, do czego dążyła moja znajomość z Konradem.
– Właśnie nie wiem – przyznałam niechętnie. – Powiesz mi, jak to między nimi naprawdę było?
– Kiedy Konrad wyjechał na studia? – Michał zamyślił się. – Cóż, no, wyjechał, tak po prostu. Sarze został wtedy rok do matury, on szykował się na rok rozłąki. Konrad chciał, żeby Sara później do niego dołączyła, ona natomiast starała się wybić mu ten pomysł z głowy. W ogóle nie chciała, żeby wyjeżdżał. Wiesz, Hania, Sara chyba miała gotowy scenariusz na życie, dlatego wściekła się, kiedy Konrad wymyślił sobie studia w Warszawie i uciekł od rodziny. No bo tak to właśnie było, on uciekł. A ona, cóż – wzruszył ramionami – jej marzenia legły w gruzach, a plany przecież miała poważne. Przynajmniej takie odnosiłem wtedy wrażenie. Ślub, dzieci, no, wiesz.
– A Konrad… 
– A Konrad wcale nie brał tego na poważnie – dokończył za mnie. – Jeśli teraz Sara chciałaby wciągnąć Konrada w to samo, to nie dziwię się, że zawczasu zaprosił ciebie na ślub. 
Przysłuchiwałam się uważnie Michałowi. Jak dla mnie to całkiem pasowało do Konrada. Do Sary również, chociaż tak naprawdę nie znałam jej zbyt dobrze. Mimo wszystko trochę nie mogłam się pozbyć myśli, że Konrad zaprosił mnie, żeby nie zapraszać Sary.
W pewnym momencie podskoczyłam, kiedy ktoś zapukał w szybę. Wystraszyłam się i wrzasnęłam. Michał zaczął się śmiać. To wcale nie było śmieszne! Odwróciłam się. Przy drzwiach od strony kierowcy stała babcia Michała z posępną miną. Nie była wielka i fioletowa jak Buka, ale i tak mnie przeraziła. 
Otworzyłam drzwi, chcąc się przywitać. Nie zdążyłam nic powiedzieć, nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, ale kobieta odezwała się pierwsza:
– Dziecino, kupiłam ciastka.
– Cześć, babciu – krzyknął Misiek ze środka.
– Czekam na was w środku, tutaj naprawdę jest gorąco – oznajmiła, po czym oddaliła się w stronę kamienicy.
– Rany, prawie dostałam zawału – powiedziałam z przejęciem, chwytając się za serce, czym niesamowicie rozbawiłam Michała. Wysiadłam i zamknęłam drzwi. Mój przyjaciel objął mnie w pasie i poprowadził do wejścia.
– A tak ogólnie – zaśmiał się cicho – wydaje mi się, że nie musisz obawiać się konkurencji ze strony Sary.
Posłałam mu lodowate spojrzenie i prychnęłam. Serio, chciałam się komuś zwierzyć, a on chyba nie wziął tego na poważnie i pomyślał, że chciałam podpytać, czy miałam u jego brata jakąś szansę. Bawiło go to, nawet jeśli twierdził, że sytuacja z Olą coś zmieniła w jego postrzeganiu moich relacji z Konradem. 
Znaleźliśmy się na starej klatce schodowej, było tutaj nieco chłodniej niż na zewnątrz i panował półmrok, oczy musiały się przyzwyczaić do braku światła. Stanęliśmy przed dużymi drewnianymi drzwiami pomalowanymi na biało. Na jednym ze skrzydeł wisiała złota tabliczka z napisem: H. H. Czyżewscy. Michał przepuścił mnie pierwszą, wkroczyłam nieśmiało do mieszkania. Najpierw wchodziło się do długiego, dosyć szerokiego korytarza, od którego odchodziły drzwi do innych pomieszczeń. Weszłam nieśmiało w głąb. Nie zauważyłam niczego szczególnego, moje obawy i brak pewności siebie brały się z tego, że przygotowywałam się na atak ze strony gospodyni. W pewnym momencie wybiegł mi pod nogi pies, zaczął na mnie szczekać. Ukucnęłam przed nim, wyciągając rękę.
– Cześć, Wtorek – przywitałam się. Dał się pogłaskać. Z poziomu podłogi wyglądał słodko, ale nie odważyłabym się go brać na ręce, doskonale pamiętałam, jak osikał Konrada.
Pani Czyżewska znowu mnie zaskoczyła, tym razem wyrosła nade mną, przyglądając mi się z góry. Dostrzegłam na jej ustach cień błąkającego się chłodnego uśmiechu. Szybko wstałam, a ona wręczyła mi talerz z kruchymi ciastkami.
– Mogę cię prosić, ptaszyno? – Skinęłam głową, tylko na tyle było mnie stać. – Michał pokaże ci salon. Czego się napijecie?
Whisky, dużo whisky, pomyślałam.
– Babciu, kawkę prosimy – odpowiedział za mnie Michał.
Chwytając mnie od tyłu za ramiona, Misiek wprowadził do pomieszczenia, który musiał być pokojem dziennym. Na pierwszy rzut oka wydawał się zagracony, ale po chwili zdziwiłam się, jak było tam dużo miejsca. Niewiele myśląc, położyłam talerz na stół stojący pośrodku. Chciałam wszystko dokładnie obejrzeć. Michał, który widocznie był oswojony z tym pokojem, rozsiadł się na starym fotelu ustawionym w kącie i zaczął oglądać telewizję. Ja natomiast podeszłam do wysokiej komody z mahoniowego lakierowanego drewna, na którym ustawiono ramki ze zdjęciami. Fotografie pochodziły z różnych okresów, wiele z nich było czarno-białych, ale znalazły się też kolorowe.
– Większość z nich już nie żyje – rzucił Misiek. Na początku nie zrozumiałam, o co chodzi, ale kiedy rzuciła mi się w oczy twarz jego ojca, zrozumiałam. Na tym konkretnym zdjęciu Krzysztof Czyżewski obejmował swoją matkę, obok stał prawdopodobnie jego ojciec. Była jeszcze kobieta, bardzo podobna do babci Czyżewskiej. Nie mogło oczywiście zabraknąć Emila. Zastanawiałam się, ile mógł mieć wtedy lat. Może ze dwadzieścia? Najważniejsze było jednak to, że w pierwszej chwili pomyliłam go z Konradem – Emil wyglądał wtedy prawie tak samo, jak jego bratanek teraz.
– Komu się tak przyglądasz? – usłyszałam jeszcze Miśka, zerkającego na mnie kątem oka, ale nie chciałam się tłumaczyć, więc machnęłam ręką. Omiotłam spojrzeniem kolejne ramki, aż moją uwagę przykuł różowy kolor, a w zasadzie koszula. Moje serce zaczęło bić trochę szybciej. Na komodzie u babci Czyżewskiej stało to samo zdjęcie, które Inga znalazła gdzieś w internecie i do którego później rzucałam lotkami. Chwyciłam ramkę, aby przyjrzeć się lepiej.
Konrad i ten jego cwany uśmiech. Kolor tęczówek był dokładnie taki sam, ale blask w nich inny. Wyglądał na bardzo pewnego siebie, zadufanego w sobie, starał się być nonszalancki, z maską obojętności wymalowaną na twarzy. Założył tę różową koszulę i wyglądał jak nie ten Konrad, który dziś pocałował mnie w kuchni. Pewnie dlatego tak histerycznie zareagowałam na to zdjęcie.
– Komu się tak przyglądasz? – padło jeszcze raz to pytanie, tym razem z ust samego Konrada. Oparł się ramieniem o framugę i przyglądał mi się, nie kryjąc rozbawienia. Widocznie przyłapanie mnie na gorącym uczynku sprawiło mu frajdę. Szybko odłożyłam ramkę na miejsce.
– Naprawdę kiedyś zrzucił cię koń? – zapytałam, zupełnie zmieniając temat.
– Żeby to raz – zaśmiał się. – Ale wtedy rzeczywiście koń wrócił sam, beze mnie.
– Konrad, bo to nie jest tak, że ja nie chcę jeździć – przyznałam. – Po prostu na niektóre rzeczy może być już w życiu za późno. Dlatego obawiam się, że już nigdy nie będę w tym tak dobra, jak inni, którzy zaczynali wcześniej. Trudno jest coś zacząć tak od początku.
– Wiem – skinął głową – ja też mam czasami takie obawy.
Gdyby nie to, że babcia wniosła na tacy nasze kawy, pewnie znacznie dłużej zastanawiałabym się, czy przypadkiem mówiłam tylko o dosiadaniu wierzchowca.

14 komentarzy:

  1. Ach, twoje opowiadanie jest takie wciągające... Tak lubię tych bohaterów. Konrada, Hanię, Miśka, babunię z charakterem... Nie myślałaś kiedyś, żeby wydać Różową Koszulę, jako książkę, jak skończysz? Wiem, że teraz ludzie jak już czytają książki, to muszą to być jakieś kontrowersje, ale myślę, że Twoje opowiadanie podbiłoby serca wielu czytelników, jak np Jeżycjada Musierowicz, która może nie stylem, ale atmosferą odrobinę przypomina mi Twoje dzieła. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiekolwiek porównanie do pani Musierowicz jest dla mnie ogromnym komplementem, dziękuję :)
      Muszę przyznać, że nie jesteś pierwszą osobą, która sugeruje wydanie, ale ja nie mam takich ambicji. Zakładając, że chciałabym wydać RK, to czekałaby mnie ciężka praca, żeby "zrobić" z tego opowiadania książkę. Wg mnie tekst, żeby go wydać pisze się zupełnie inaczej niż bloga, na którego co jakiś czas wrzucam nowy rozdział. RK nie jest moim zdaniem aż tak ujednolicona. W każdym razie dziękuję. Nigdy jednak nie było to moim marzeniem, zawsze pisałam tylko blogi i mi to odpowiada ;)
      Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  2. Ostatnie słowa Hanki jakoś tak chwyciły mnie za serce. Przy okazji słucham sobie never seen anything "quite like you" the script i to tak bardzo wpasowało się w ostatnią scenę H. i K. I kiedy tylko przeczytałam to, co Hanka powiedziała, pomyślałam, ha! ktoś tu jest dobry w ukrywaniu prawdziwego znaczenia. Bo chyba ani ja ani tym bardziej Konrad nie odebrał tego jako coś co w rzeczywistości odnosiłoby się do jazdy konnej. Pomijając jednak to, to kurcze, Hanka ubrała to tak ładnie w słowa. I to tak okrutnie bardzo pasuje do jej sytuacji i mogę to zrozumieć. Biorąc pod uwagę Konrada, jego przeszłość i pogląd Hanki na samą siebie, to trudno nie przyznać jej racji. Wydaje mi się, że to też poniekąd normalne. A przynajmniej normalne dla mnie, bo (jak to pewnie kiedyś już pisałam) czasami widzę siebie w zachowaniu Hanki.
    Co do Sary, to szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego zakładania rodziny. Widziałam ją bardziej jao femme fatale, która chce mieć go do nieco innych celów. A tu taka słodka wizja wspólnej przyszłości. O, ten jeden, albo drugi, raz rozumiem Konrada. Choć wątpię, by jego odejście nią wstrząsnęło w właściwy sposób. Przyznam, że sama osobiście bardzo mocno nie rozumiem takich dziewczyn i ich usilnego zdobycia czegoś, czego nie mogą i dobrze o tym wiedzą. Albo i nie wiedzą, bo są tak zaślepione swoimi złudzeniami. To z jednej strony smutne ale z drugiej to przydałoby im się trochę zdrowego rozsądku.
    Przechodząc do milszych rzeczy to JEEEJ, ileż tu uczuć na lini H - K. Chociaż wciąż mnóstwo tu zakrętów, niepewności i strachu to tak doskonale wyczuwa się to napięcie między nimi, to póki co dość niewinne uczucie. dlatego tak mocno czekam na ślub albo ich chwile kompletnie sam na sam :D Jakaś niezaspokojona jestem XD
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie potrafią rozmawiać wprost, to dlaczego nie rozmawiać metaforami? Tak wyszło :D Wydaje mi się, że Hance łatwiej było wyrazić swoje obawy w taki sposób (nawet jeśli chciała tylko powiedzieć o jeździe konnej), a Konradowi to też w pewnie sposób zrozumieć, bo słowa Hanki bardzo łatwo odnieść też do jego życia. On pewnie bardziej boi się zaczynać coś od nowa. Ogólnie cieszę się, że coś tam jednak dojrzałaś głębszego, czasami obawiam się, że kiedy nie napiszę wprost, to coś zostanie uznane za bełkot ;P

      Ha, a ja nigdy nie miałam Sary za femme fatale. Może ona chciała pokazać, że jest silniejsza niż w rzeczywistości, ale w gruncie rzeczy to chyba najsmutniejsza postać w tym opowiadaniu. Jak na razie nie dostaje nic, a raczej ciągle jej coś zabieram. Jeszcze się pojawi, mam nadzieje, że będzie mniej rozhisteryzowana :P

      Och, jest bardzo naiwne to uczucie, jeszcze się chyba nie do końca wykluło i nie ma podstaw, aby przetrwać przy tylu zakrętach, a nich może nie będzie dużo, ale będą należeć do tych trudnych.

      Również pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Kurczę, niezłe się porobiło. Mam nadzieję, ze niedługo powtórza incydent z kuchni. O ile wszyscy przeżyją wizytę u babci, ale mam wrażenie, ze bedzie ok. Staruszka wydaje się byc w porzadku. Mam nadzieję, ze Hanceprzejdzie mysl, ze Konrad zaprosił ja na ślub tyko ze względu na Sarę. Mam nadzieje rowniez, ze przynajmnie Sara odpuści Konradowi, Olka to wystarczający problem ;) podobało mi się wyrażenie obaw przez Hankę, bo nie była to histeria, tylk.. Taka niepewnośc, niewyrazenie wprost, a jednak dosłownie. Mam nadzieję tez, ze juz niedługoocalunki Kowala przejdą w niepamięc ;) notka jak zwykle swietnie napisana :) zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Konrad wybrał sobie fatalny moment, aby zaprosić Hankę na ślub. Sam pomysł wydaje się oczywisty, bo Hanka rzeczywiście wybrałaby się na ślub przez "zasiedzenie" w Pożarowie, ale nie kiedy dołożyć do tego Sarę. Pewnie będzie towarzyszyć jej uczucie, że Konrad wybrał ją jako mniejsze zło, ale on będzie starał się (po swojemu oczywiście :P) pokazać Hani, że się myli.
      Hanka chyba zaczęła wychodzić na prostą i potrafi już wyrażać swoje emocje za pomocą słów, nie tylko histerii - to drugie jest dosyć trudne do zmienienia, szczególnie dla facetów.
      Dziękuję, starałam się ;)

      Usuń
  4. Ah cudowny rozdział ! Scena w kuchni świetna! Sara mnie zdziwiła, po tylu latach myślała, że do siebie wrócą? Nie pomyślała, że Kondrad może już zainteresować się kimś innym ? Mam na myśli Hankę oczywiście! Mamę Czyżewską uwielbiam! Cudna z niej kobieta i bardzo dobrze, że polubiła Hankę. No i ostatnie zdanie Hanki, które z pewnościa posiadało ukryte znaczenie.. :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się zaczęłam zastanawiać, czy Sara mogła łatwo dostrzec, że Hankę i Konrada może łączyć coś więcej niż tylko dobra znajomość. Chyba nigdy nie pokazywali "publicznie" takich cieplejszych uczuć, czasami się droczyli, ale to też nie oznacza od razu miłości ;) Poza tym Sara mogła nie chcieć dostrzec czegoś więcej ;P
      Cieszę się, że wpadłaś, również pozdrawiam!

      Usuń
  5. Rozdział jak zwykle cudowny! Trochę mi szkoda Sary, ale też co ona sobie myślała? Rozstali się całe wieki temu! Nawet jeśli kiedyś coś ich łączyło to dawno temu. Ale rozumiem, z pewnymi osobami trudno jest się pożegnać.
    Misiek to zdecydowanie moja ulubiona postać! Kojarzy mi się z moim przyjacielem :)
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie zazdroszczę, że masz takiego przyjaciela jak Michał. Ta postać chyba powstała tak podświadomie z mojej tęsknoty za kimś, kto nigdy nie stanął na mojej drodze... W ogóle fajnie, że moja postać kojarzy się z kimś z realnego życia, to takie budujące :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Dzisiaj (niestety) będzie króciutko. Podoba mi się kierunek w jakim zmierza, krucha jeszcze, relacja Hanki i Konrada. Zdaje się, że ten ostatni w końcu zrozumiał, że H. nie jest jedną z TAMTYCH dziewczyn. Ona jest TĄ dziewczyną. Odnoszę również wrażenie, że trochę wydoroślał. Świadczy o tym chociażby fakt, że postawił się Sarze. Podejrzewam, że jeszcze tydzień temu zacząłby się wahać którą z nich powinien wybrać. Ale teraz...? Zmienił się. Zakochał. Przestał traktować kobiety przedmiotowo i odkrył, że przelotne związki to jednak za mało. Hania zresztą też się zmieniła. Już nie ucieka i wygląda na to, że (na ten moment) zaufała naszemu odmienionemu Konradowi ;) I gorąco liczę na to, że tak między nimi zostanie.
    Przepraszam za zwłokę i mocno trzymam kciuki za #24.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, cieszę się, że mimo wszystko wpadłaś i napisałaś komentarz, bo wspominałaś o problemach z internetem.
      Moja odpowiedź też będzie krótka, ale chyba nie ma sensu specjalnie się rozpisywać. Po prostu cieszę się, że to, co napisałaś, widać w tym rozdziale. Może nie dzieje się zbyt dużo tak ogólnie, ale zmienia się wiele w ich głowach i przede wszystkim to chciałam pokazać ;)
      24. mam nadzieję już niedługo ;)
      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  7. Rety, pierwszy raz nie wiem, co napisać. Jakoś przeczytałam, bo tak...no co..Hanka o dziwo się nie popłakała i zaczyna do tej całej relacji podchodzić nawet dorośle, co mnie naprawdę dziwi i aż mnie ciekawi jak pociągnie to dalej. Jak pociągnie to dalej Konrad, bo chłoptaś się coś powoli gubi względem Hanki. Sarze dobrze powiedział i dobrze to zakończył. Bez zabaw w nadzieje czy jakieś złośliwości. Kawa na ławę. To było dobre.
    A dalej...no nie wiem, mam wrażenie, że to dopiero połowa wszystkiego i przeraża mnie jeszcze ta druga połowa. :D
    Pisz dalej, czekam!:D
    Pozdrówki ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Jeśli nie chcesz się logować lub po prostu nie posiadasz konta, użyj opcji "Nazwa/adres URL"